piątek, 15 lipca 2016

[Paranormal Activity Club] Rozdział 52


Noc przyniosła Grayowi niespokojne myśli i sny, które przelewały się wodospadem, dostarczając kolejnych wizji. Obraz uśmiechniętej Ur, przeplatał się ze złowrogim szeptem Lucy, która ostrzegała go przed kolejnymi krokami. Słyszał dźwięki. Przypominały mu śpiewaną w dzieciństwie piosenkę, lecz zaraz przerodziły się w krzyki niemowląt. Jednak najgorszy koszmar skrócił nietrwały wypoczynek, gdy mara przerodziła się niemal w rzeczywistość. Mały chłopiec, wyraźnie on sam, biegnący przez korytarz na pierwszym piętrze i goniąca za nim dziewczynka, niewiele młodsza od niego samego. Śmiali się, podskakiwali i krzyczeli na zmianę „ja pierwszy”, „ja pierwsza”. Lecz gdzieś w sercu czuł ukłucie, które całkowicie zakłócało dobrą zabawę i śpiew. Tak, śpiew Juvii, która nuciła piosenkę z dzieciństwa. Choć samej przyjaciółki nie było obok niego, czuł jej ducha obok siebie. Niespodziewanie zatrzymał się tuż przed samymi schodami. Bał się. Nie wiedział czemu, lecz pot spłynął po jego mokrym czole, a do oczu napłynęły łzy. Pragnął ruszyć dalej. Wygrać wyścig z dziewczynką i stać się zwycięzcą. Piękną, blondowłosą przyjaciółką, która jako jedyna go nie opuściła. Już dawno mnie wyprzedziła, pomyślał, lecz gdy tylko zrobił krok przed siebie, poczuł silne uderzenie w plecy. Przerażony zachwiał się i poleciał prosto na schody…
Zlany potem obudził się, sapiąc niemiłosiernie. Nie, to nie był sen, powtarzał sobie Gray. Wielokrotnie nawiedzały go mary, lecz tym razem pewność, iż było to wspomnienie, sama narzucała się na usta mężczyzny, chcąc ukazać mu prawdziwe oblicze Lucy. Mówiła, by przestał, by nie rzucał się w wir wydarzeń dnia dzisiejszego, lecz jak mógł jej ufać?
Podniósł dłoń i musnął palcami niewielką bliznę, którą chował za grzywką. Od dawna wiedział, że jest ona pamiątką z dzieciństwa, lecz nigdy nie był świadomy, skąd ją ma. Wielokrotnie ojciec powtarzał mu, iż nie powinien rozmyślać o tym, co nieistotne. Jednak przyszedł czas, by mógł w końcu pojąć prawdę. Silver trzymał go z dala od niebezpieczeństwa. Od skażonego świata i od Lucy, która zsyłała zarazę na ten świat.
– To jest szaleństwo – powiedział.
Zanurzył twarz w dłoniach i zaśmiał się szaleńczo. Nie miał już nikogo, komu mógłby zaufać. Pozostał jedynie bliski współpracownik Ur, lecz i w stosunku do niego miał wątpliwości. Może na początku lista przyjaciół wydawała mu się długa i konkretna, ale teraz wątpił, by ktokolwiek okazał się tym, kim naprawdę był. On sam i nikt więcej był najbardziej godny zaufania. Samotność w śledztwie wydawała się niekończącą udręką, lecz nie pozostawiono mu żadnego wyboru.
– O tak, Lucy… Już rozumiem – szepnął, odrzucając na bok kołdrę. – Próbowałaś mnie odseparować od śledztwa, ale wiem, jaka w tym twoja rola.
Usiadł na skraju łoża i wstał. Nagi, jakim pan go stworzył, ruszył ku szafie z ubraniami, rozciągając mięśnie z samego rana. Dobrze zbudowany, o walorach, które z pewnością zaintrygowałyby panny z całego królestwa, choć ciało mężczyzny zdobiły liczne blizny, których pochodzenie znał aż za dobrze. Jedna rana w okolicach barku za bójkę z Natsu, dwa skrzyżowane cięcia po walce z napastnikami niedaleko Tartaros Bar i kilka pamiątek po roztrzaskanej szybie w jednej z alejek China Town. Miał co wspominać, lecz i tak najbardziej interesowała go blizna z czoła. Resztę traktował jako chwałę za stoczone bitwy, lecz ta jedna, malutka linia przypominała mu, że nie wie wszystkiego. Iż tajemnice kryją się za rogiem, czekając i cichutko mu głosząc kolejne fragmenty układanki.
– Lucy musi być w to wplątana. Gdyby tak nie było, nie próbowałaby mnie tak odseparować od sprawy. Jakież to żałosne – rzekł elokwentnie, drapiąc się po pośladkach. – Wygram to starcie! – zadeklarował, wyjmując z szafy prostu komplet ubrań. Jasne jeansy i czarny podkoszulek, a na wiesz skórzaną kurkę. Zaśmiał się na myśl, że brakuje mu jedynie motoru i może grać gangstera z seriali.
Ubrał się, po czym włożył do kieszeni potrzebne przedmioty, choć telefon zostawił na wierzchu. Musiał jeszcze spróbować dodzwonić się do szanownego jegomościa Lectora i dowiedzieć się wszystko od ów mężczyzny. Był to tylko niewinny, trochę płochliwy policjant, którego po kilku ostrych słowach można było złamać. Gray miał swoje sposoby, a wizja grożenia policjantowi nie napawała go zbyt wielkim przerażeniem. Mógł nawet rzec więcej; w jakimś stopniu podniecała go. Miał szansę doznać czegoś zupełnie nowego. Wyjść poza granice prawa i nie przejmować się tym, kim tak naprawdę jest. Wierzył, że jeśli ojciec dowie się o jego występkach, nie będzie próbował ingerować. Sam był to winien martwej Ur, więc nic nie stało na przeszkodzie Grayowi, by wprowadzić plan w życie.
– O ironio, jakaś słodka jest – rzekł, wybierając szybko numer telefonu do Lectora. W ciągu kilku, pierwszych sygnałów nikt się nie odezwał, ale Gray był jeszcze cierpliwy. Pora była wczesna, a zapewne niechęć do młodzieńca, również nie zachęcała policjanta po podjęcia decyzji.
– Słucham – rozległ się głos w słuchawce.
– Witam, z tej strony Gray Fullbuster, czy możemy porozmawiać w jakimś spokojnym miejscu? – walnął prosto z mostu. Dziecinne zachowanie i wahanie pozostawił daleko w tyle. Pozostało mu tylko dorosłe życie i dojrzałe decyzje, których musiał się kurczowo trzymać, by nie popaść w paranoje.
– Spodziewałem się tego – usłyszał donośne westchnięcie. – Proszę przyjść do kawiarni, która znajduje się niedaleko komisariatu. Spokojne miejsce do rozmowy, a szczególnie w tych godzinach. Będę czekać, proszę mi wierzyć.
Po chwili mężczyzna rozłączył się.
Zaskoczony Gray włożył telefon do kieszeni, niedowierzając, iż tak prędko udało mu się załatwić sprawę z policjantem. Spodziewał się dłużej konwersacji, a przede wszystkim oporu ze strony mężczyzny, lecz nic takiego się nie zdarzyło. Obeszło się bez problemów czy kłótni, nawet można by rzec, że za łatwo.
Wzruszył ramionami i ruszył ku głównemu wyjściu, przed którym czekał na niego przygotowany samochód. Nie oznaczał się za nadto lenistwem, ale wczorajsze wojaże go troszkę zmęczyły.

Do wyznaczonego miejsca dotarł kwadrans po rozmowie. Większość czasu jednak spędził na poszukiwaniu odpowiedniego miejsca do zaparkowania samochodu, co w ostateczności nie okazało się zbyt prostą czynnością. Jednak kiedy tylko odnalazł wolne miejsce, szybko je zajął i ruszył ku kawiarni, którą znał dobrze. Dawniej, nawet kilka razy w tygodniu, zdarzało mu się wpadać do ów miejsca, by pogadać z Ur i dać jej równocześnie pretekst do wzięcia sobie przerwy. I już nigdy więcej to nie nastąpi, pomyślał, zdając sobie sprawę, że nie pamięta ostatniego ich spotkania, które nie dotyczyło śledztwa czy spraw zawodowych. Odsunął od siebie kobietę i teraz żałował, ale czasu nie potrafił cofnąć. Teraz pragnął jedynie w myślach znowu ujrzeć jej uśmiech, usłyszeć złośliwe słowa „jaki z ciebie duży chłop, kiedy przedstawisz mi swoją dziewczynę?”, czy dotknąć zawsze zimnej dłoni.
Powracając do rzeczywistości, spojrzał w kierunku budynku, w którym znajdowała się ów kawiarnia. Już z daleka był stanie zobaczyć siedzącego przy jednym ze stolików Lectora. Mężczyzna zajął miejsce dokładnie obok ogromnej szyby, przez co nawet z tej odległości Gray był w stanie zauważyć nadzwyczaj spokojną twarz policjanta. Pamiętał dni, w których miał zaszczyt towarzyszyć Lectorowi, lecz żadne z tych spotkań nie kojarzyły się z niczym dobrym. Mężczyzna był specyficzną osobą, która odpychała innych, przez swoją głupkowatość i nieostrożność. Nie można mu było zarzucić, iż był złym stróżem prawa. Jednak Gray był święcie przekonany, że inna praca lepiej nadawałaby się dla Lectora.
Nie mając żadnych wątpliwości, wszedł do budynku i przywitał się obsługą, zaraz siadając naprzeciw wyraźnie zadowolonego z siebie Lectora. Gray czuł w kościach, że nie tak powinno wyglądać spotkanie. Czuł ogarniający go niepokój, a ciało nie potrafiło przestać drżeć. Dlaczego? – pytał siebie, ale nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
– Co masz dla mnie? – zapytał Fullbuster, biorąc od kelnerki kawę, którą wcześniej najpewniej zamówił dla niego policjant.
– A co chcesz wiedzieć? – Jego oczy zawędrowały prosto na twarz Graya, jakby próbował odczytać wszystkie myśli, które krążą po głowie młodzieńca. Nie, to nie mogła być ta sama osoba, którą znał do tej pory. Ten mrok, nietypowe zachowanie mówiły same za siebie.
– Dlaczego chcesz mi pomóc? – zaczął Gray, potrzebując uzyskać pewność odnośnie motywów, jakimi się kieruje policjant.
– Ur była moją szefową i niemal przeze mnie została zamordowana. – Uderzył delikatnie pięścią o stolik. – Gdybym wtedy został chwilę dłużej, ona nadal by była tutaj…
W tym momencie Gray zrozumiał już wszystko. Na początku wydawało mu się podejrzane, iż zachowanie Lector nie jest naturalne, ale po jego oświadczeniu pojął, co tak naprawdę stało za tą zmianą. Wyrzuty sumienia targały sercem młodego policjanta, a sama świadomość, że mordercę wpuściło się do domu, nie potrafiła odejść w zapomnienie. To było także powodem współpracy i dobrego nastawienie do pomocy.
– Przepraszam – szepnął Gray.
– Nie, nie przepraszaj – odparł Lector. – Już czuję się dużo lepiej, na samym początku to nawet z trudem dawałem sobie radę w pracy.
Zaśmiał się, po czym chwycił filiżankę kawy, by dopić do końca napój. Gray zauważył, jak usilnie próbuje ukryć fakt, iż trzęsą mu się ręce. Tak, widział przed sobą tego samego Lectora, tylko po ciężkiej traumie. Nie mógł mieć mu tego za złe, ale potrzebował w tym momencie konkretnych informacji i niczego więcej.
– Proszę, pomóż mi złapać tego mordercę – rzekł łagodnie Fullbuster. – Może to za wiele, ale potrzebuję każdej informacji.
– „Z czym policja nie podoła, tym się zajmie hołota” – stare przysłowie naszego komisariatu – odparł mężczyzna. – Oczywiście nie mam żadnych oporów przed powiedzeniem ci wszystkiego. Otóż może zacznę od tego, że samo śledztwo w sprawie śmierci Ur było nadzwyczaj . Ktoś zatuszował dowody, a nietypowe zachowanie świadków sprawiło, iż niemal na samym początku doszedłem do wniosku, że to prowadzi do niczego. Jedna informacja, która jest całkowicie pewna to, to że spotkałem mężczyznę o fioletowych włosach. Ale – dodał niespodziewanie – nie tylko to.
Lector sięgnął po torbę, która leżała dokładnie obok niego. Wyłożył ją na stoli, po czym wyjął z niej kilka, beżowych teczek. Podał je Grayowi, a ten przyjął dokumenty, natychmiast do nich zaglądając. We wnętrzu znajdowały się zapiski z poprzednich spraw, które w pierwszej chwili nie wydawały się mieć żadnego sensu, ani tym bardziej powiązania z morderstwem Ur. Jednak po kilku linijkach tekstu natknął się na proste zdanie, wypowiedziane przez naocznego świadka „widziałem mężczyznę o fioletowych włosach, które sięgały mu aż do samego pasa”. Wziął pierwszą teczkę pod spód i zaraz otworzył kolejną, szukając podobnych zeznań. Nie mylił się. I tak samo w kolejnej, i w kolejnej…
– Co to ma być?! – wrzasnął.
– Sprawa zniknięcia Purehito, zastrzelenie Porli i kilka, innych spraw, które łączy jedno! Mężczyzna o tym kolorze włosów. To śmieszne, kto maluje się na taki kolor? – Wniósł ręce ku niebiosom. – Ale może właśnie o to w tym chodzi. Może właśnie on ma przykuć naszą uwagę.
– Ale po co?
– To już trudniejsze pytanie – stwierdził Lector. – Sądzę, że ktoś się nami bawi. Nie chcę wierzyć, że agent Pengrande ot tak się pojawił i zniknął.
– I wszystko sprowadza się do Lucy… – palnął nieprzemyślanie Gray.
– Tak, masz rację – odparł spokojnie policjant, na moment pogrążając się w głębokich myślach. – Nic się nie działo, dopóki ta dziewczyna nie zaczęła działać. Kto wie, czy ona sama nie wynajęła tego zabójcę.
Wątpię, pomyślał Gray. Lucy należy do typu osób, które wolą pracować same. Wiem, do czego jest zdolna i faktycznie mogła zabić Ur, ale tylko samodzielnie. Nie ryzykowałaby, wynajmując kogoś z zewnątrz, ale… Błądził w myślach, szukając rozwiązania. Plątał się w kolejnych sferach umysłu, czując się niczym mysz w pułapce. Bez możliwości ucieczki, bez szansy na przeżycie. Sparaliżowany strachem, usilnie poszukując ratunku. To musiała być osoba, którą znam, a przynajmniej któreś z nich było w to wplątanie. Lucy na pewno nie, wątpię, żeby był to Natsu. Erza… Nie, to nie ona. Juvia i Lyon prawie jej nie znali. Lectora nawet nie ma co podejrzewać, a Levy to nie ta bajka. Więc kto?
– Wszystko w porządku? – zapytał Lector, zauważając długą nieobecność Fullbustera.
– Tak – odpowiedział, kiwając równocześnie głową.
Muszę udawać głupiego – jeszcze raz powtórzył sobie złożoną obietnicę. Ściany mają uszy, a informacje są groźniejsze od niewiedzy. Nie, ale ja nie mogę się wycofać. Pokręcił głową i sięgnął po filiżankę, wypijając do końca napój. Jednak gdy tylko zaczął docierać do niego smak napoju, poczuł nietypową, gorzką miętkę, którą po raz pierwszy zdarzyło mu się doświadczyć. Smakowała jak kwaśne mleko, ale to nie było to. Wątpliwie spojrzał do wnętrza naczynia i zatrzymał się na osadzonych na dnie fusach.
– Jakaś niedobra, muszę do zgłosić – oświadczył, lecz w momencie, w którym się podniósł, niespodziewanie zakręciło mu się w głosie. Opuścił z rąk filiżankę, roztrzaskując ją w drobny mak, gdy tylko dotarła na podłogę. Gray chwycił się za pierś i upadł na jedno kolano, dysząc, jakby ktoś odebrał mu dostęp do powietrza. Niewielkie strumienie tlenu przepływały przez płuca mężczyzny, lecz było to za mało.
– POMOCY! ON SIĘ DUSI! – usłyszał wrzask Lectora, który po zaraz podszedł do niego, próbując zaradzić sytuacji. Jednak wszystko było na nic. Mroczki przed oczyma Fullbustera pojawiały się coraz częściej. Mrok przyćmiewał mu wzrok, a myśl o śmierć wdzierała się niebezpiecznymi krokami do jego umysłu. Chciał krzyczeć, lecz siły ulotniły się wraz w całym powietrzem, które miał jeszcze w organizmie.
Mężczyzna nie miał czasu na szukanie odpowiedzi. Znajdował tylko jedno rozwiązanie i choćby miał do końca życia żałować decyzji, musiał ją podjąć. Podniósł dłoń i energicznie włożył do jamy ustnej, wkładając ją coraz głębiej i głębiej, aż poczuł jak zbiera mu się na wymioty. Od razu wysunął dłoń i dał ujście wymiocinom, które strumieniem wylały się w wnętrza Graya. Podłoża zabarwiła się obrzydliwymi kolorami, na które większość personelu i gości odpowiedziała krzykiem bądź omdleniami.
– Trzymaj się! – ponownie dotarł do niego głos Lectora, który pomagał mu w wyzbyciu się trucizny z żołądka.
Nie mam już sił. Nie był już w stanie dłużej walczyć. Wszystkie siły opuszczały go bezpowrotnie. Mięśnie wiotczały, a on sam czuł się, jakby ciało miał zrobione z gumy. Wił się niebezpiecznie, aż opadł w kałużę własnych wymiocin, kątek oka zauważając wychodzącą kobietę o pięknych, szkarłatnych włosach, które nie w sposób było pomylić z innymi. Erza, pomyślał. Zaraz potem usłyszał dźwięk nadjeżdżającej karetki i wołanie Lectora, a potem już tylko nic…
Jedno spojrzenie na ekran i do pracy! – powtórzyła sobie po raz kolejny Levy, wierząc, iż zostawi sprawę tchórzliwego narzeczonego i skupi się na wydarzeniach dnia dzisiejszego, ale nie potrafiła. Wciąż pamiętała oskarżenia sprzed miesięcy i ostre ostrzeżenie ojca, że nie powinna interesować się sprawami, które jej nie dotyczą. Ale jak mogło jej nie dotyczyć coś, co wywołała bezpośrednio? Gajeel Redfox nie żył, ale widziała tego człowieka, rozmawiała z nim, a nawet się całowała – co zdawało się jednym z najprzyjemniejszych wspomnień.
– Levy, pani Genowefa powinna dostać kolejną porcję lekarstw! – usłyszała wołanie jednej z pielęgniarek, która właśnie przechodziła obok kanciapy wolontariuszek.
Dziewczyna westchnęła, zauważając, że dalej nie ma odzewu ze strony, choć wysłała do niego już setką wiadomość. Mogła uchodzić za prześladowcę, ale prawda liczyła się bardziej niż bezsensowne oskarżenia. Raz już odwiedziła więzienie, drugi raz mógł się okazać przyjemniejszy.
Odłożyła telefon do kieszeni i poprawiła biały fartuch. Tak, jestem gotowa, pomyślała, malując na twarzy uśmiech, by nikt nie próbował jej zaczepiać przez zrozpaczoną minę. Wyszła z pokoju i ruszyła do gabinetu, w którym trzymane były wszystkie lekarstwa. Zazwyczaj pokój był otwarty, choć czasami zdarzało się, iż dyżurny go zamykał, by żaden z pensjonariuszy nie dostał się przypadkiem do niebezpiecznych środków. Lecz pora była stosunkowo wczesna, a większość pracowników krążyła na okrągło, mając na uwadze otwarte drzwi.
Levy weszła do środka i zajrzała do notatek, które zostawił lekarz. Kilka środków na dobre trawienie, jakieś witaminy i nazwy, które z trudem rozpoznawała. Wzięła tacę i wyłożyła na niej kolejne lekarstwa, kierując się do swojej podopiecznej. Jak większość pacjentów, staruszka najpewniej znajdowała się w pokoju odwiedzin, które zaczęło pełnić funkcję schadzek zakochanych dziadków. I tak mają bogatsze życie miłosne ode mnie, pomyślała nieszczęsna dziewczyna, schodząc na parter.
– Moja kolej!
– O nie, droga pani. Teraz moja kolej!
– Oczywiście, że moja!
Kłótnie małżeństwa Verneviczów była istną sensacją, biorąc pod uwagę fakt, iż wzięli ślub, mając po sześćdziesiąt lat i kilkanaście wnucząt, a także nieodłączną tradycję. „Bez kłótni małżeństwo jest jak chleb bez masła. Da się zjeść, ale na trawienie dobrze nie działa” – powtarzali, kiedy reszta pensjonariuszy miała dosyć ich krzyków.
Gdy wreszcie w tłumie staruszków zobaczyła swoją podopieczną, ruszyła ku niej, wiedząc, że ją samą czeka mur nie do przebicia. Muszę być silna! – powtórzyła, stawiając na drewnianym stoliku tacę z lekarstwami i szklanką wody.
– Proszę, oto wieczorne lekarstwa – powiedziała grzecznie Levy, przysiadając naprzeciw staruszki.
– Przeżyłam wszystko wojny, na samym chlebie i wodzie, to przeżyję i bez lekarstw – powiedziała swą niezmienną sentencję pani Genowefa, nie odkrywając wzroku od czytanej przez nią książki. I ku zaskoczeniu większości osób, bez potrzeby noszenia okularów. Słynna ze swojego dobrego wzroku i słuchu, choć gdy Levy mówiła o lekarstwach stawała się głucha na wszystkie jej prośby.
– Ale to tylko witaminki!
– Witaminki, stratatyńki! Już wolę zjeść porządną sałatkę warzywną, a nie jakieś E nie wiadomo jakie, tylko pozornie zamknięte w taką podejrzaną kapsułkę!
Dziewczyna westchnęła, zastanawiając się po raz kolejny, czy staruszka po prostu nie robi tego z czystej złośliwości.
Już chciała próbować dalszej konwersacji, gdy nagle poczuła wibracje w kieszeni. Sięgnęła nerwowo po telefon, spodziewając się, że to wiadomość od Gajeela, lecz gdy tylko ujrzała kolejną wygraną samochodu, zrezygnowana rozłożyła się na fotelu.
– Co? Wiadomość od chłopaka? – zapytała podejrzliwie pani Genowefa. – Oj, ci faceci. Do łóżka pierwsi, do miłości ostatni! Pamiętam takiego młodzieńca, który codziennie zrywał dla mnie świeże kwiaty. Tak, to była miłość, choć później dowiedziałam się, że założył się z kolegami, że zerwie inny kwiatek niż te, które mi dawał. – Zaśmiała się. – Wiesz, co masz na myśli?
– I udało mu się?
– Oczywiście, że nie! Poszłam do takiego biednego, ale o dobrym sercu chłopaka, i dla złośliwości dałam mu tego, czego oni nie dostali. Biedny dzieciak, zginął na froncie kilka lat po tym wydarzeniu… – mówiła, zatapiając się we własnych wspomnieniach. – Ale może dziecko ty powiesz mi o swoich problemach?
– Jeśli weźmiesz te przeklęte tabletki, to mogę ci streścić całą historię mojego życia! – oświadczyła od razu Levy, sądząc, iż tylko w ten sposób zdoła przekonać złośliwą wiedźmę. I nie myliła się. Natychmiast pani Genowefa wzięła ochoczo lekarstwa, po czym wygodnie usadowiła się, pragnąć wysłuchać historii dziewczyny.
– Mów – powiedziała, czekając w niecierpliwości na poruszającą opowieść.
– Mój ojciec wyznaczył mi przyszłego męża, z którym nie łączyły mnie żadne, dobre relacje. Ale z czasem nawet zaczęłam go lubić. Kiedy trafiłam do więzienia, wtedy gdy mnie oskarżyli o morderstwo, dowiedziałam się, że w dzieciństwie doprowadziłam do śmierci osoby o takim samym imieniu i nazwisku. Dziwny przypadek – dodała. – I kiedy zechciałam sobie wyjaśnić wszystko z tym chłopakiem, on uciekł z rodzinką i do tej pory nie mogę się z nim skontaktować.
– A gdzie wątek o tym, jak tutaj trafiłaś? – zapytała wścibsko staruszka.
– Wielokrotnie popełniłam błędy w życiu i teraz chcę to zmienić. Pracuję tutaj, bo chcę pomagać ludziom i przy okazji wspomóc finansowo rodziców – odpowiedziała spokojnie.
– Błędy w życiu? – machnęła na nią ręką. – Dziecko, ty jeszcze nic o tym nie wiesz. Masz dopiero osiemnaście lat, więc co tym możesz o tym wiedzieć? Znałam kiedyś taką gówniarę o pięknych, blond włosach i oczach koloru czekolady. Miała dopiero dwadzieścia kilka lat, a gadała jakby przeżyła więcej ode mnie. – Prychnęła. – Wykarm sześć gęb, pracuj od rana do nocy, spróbuj przeżyć nalot i napalonych żołnierzy, walcz na froncie… Ty, jak i ona, nic nie wiecie o błędach.
– Mam przyjaciółkę… – zaczęła niepewnie Levy, przypominając sobie o Lucy, gdy kobieta wspomniała o dziewczynie, którą niegdyś spotkała.
– Co z nią? Też niesie ciężar na barkach? To weź ją za ucho i krzyknij, że jeszcze ma czas, by o czymś takim gadać. Pamiętam takiego młodzieńca, przystojny był, ale ja wtedy już wyglądałam jak wysuszona śliwa, więc nici z podrywu, lecz wracając do tematu. Taki biedny, taki roztrzęsiony. Spotkałam go zaraz po wybuchu trzeciej wojny. Trochę pokopałam i nakrzyczałam i teraz jest królem!
– Ta! – odezwała się oddali pani Vernevicz. – A ja kurde gościłam w swych komnatach arystokratów i królów! Ty weź lepiej nie opowiadaj dziecku tych bajek, bo jeszcze się od ciebie nauczy.
– Ty stara flądro, to wszystko prawda!

Levy wstała i bezpiecznie skierowała się ku kanciapie, by zacząć się szykować do wyjścia. Bitwa starszych pań zawsze była męcząca, więc nie marzyło jej się zostać ani chwili dłużej w niekończącej się kłótni. I choć sama przyznawała rację drugiej kobiecie, to zastanowiły ją słowa pani Genowefy. Czyżby mówiła o ojcu Natsu?, pomyślała. Nie, to jest niemożliwe… Za duży przypadek. 

17 komentarzy:

  1. No Gray nam oszalał.
    Lector to dobry aktor nie ma co, chłopak wypaplał wszystko.
    I będzie trójkącik z Juvią :D
    Myślę, że wyzna mu prawdę ale chłopak jest w takim stanie, że albo stwierdzi że to żart albo nawet nie zwróci na to większej uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co szykuję dla Was z tym "trójkącikiem", zaskoczy Was na maxa.
      No i ciekawa teoria. Zobaczysz, czy się sprawdzi ;)
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Co do pytania, panna TO JEST MÓJ KLIENT :) może da mu propozycje. W zamian za porzucenie zemsty i za nie grzebanie w sprawie obieca mu wyjawić PRAWDĘ o tym żmijowatym gliniarzu.
    Czytałam rozdział na Wattpadzie. Głupi Lector... Boże jakoś nie trawię tego gościa. A, i słowa Juvii aby mieć Lucy za sprzymierzeńca.., dobra rada. Gray, radziłabym ci skorzystać z tej jakże cennej rady.
    Szkoda mi Graya, serio. Stracił rodzinę, pewnie dom także. Przyjaciele powinni być teraz dla niego najważniejsi. Powinien zaufać Natsu. Wiadomo, siatka kłamstw jest niewyobrażalnie "rozciągnięta". Cicha wojna już trwa i nie tylko najsilniejsi ją przetrwają a ci, co mają najwierniejszych i oddanych sprzymierzeńców. :)
    No, rozpisałam się ale co tam, lubię kryminały i kreeew :) (normalnie psychopatka się ze mnie robi)
    Rozdział na prawdę godny pochwały.
    Pozostaje czekać na next ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ciekawa teoria, ale trzeba na nią poczekać tydzień!
      Niektóre postaci są po to stworzone, żeby wnerwiać, ale jak zobaczycie jakie z nim zakończenie szykuję, to się ucieszycie!
      A jak to kiedyś mówiłam, staram się większość planować. Więc jeśli Juvia to powiedziała, to w przyszłości to zdanie odegra ważną rolę, ale nic nie zdradzam.
      I mi też go szkoda, ale to dopiero początek tragedii. Nie tylko on się załamie i nie tylko jego spotka coś takiego.
      Ja już dawno jestem psychopatką (przecież widzisz, co piszę...), więc się nie martw!
      Dziękuję bardzo. Niezmiernie cieszy mnie to, że rozdział się spodobał!

      Usuń
  3. Aquarius powie mu prawdę a przynajmniej na to liczę bo to by była w sumie jeszcze większa załamka dla Gray'a co by było niezłe do tego typu opowiadań xd. Ogólnie rozdział świetny i według mnie taki smutny, dużo się w nim w sumie nie działo ale to dobrze bo chce mi się już spać i nie wiem czy dałabym radę napisać chociaż "świetny rozdział" a tak to okey. Weny i czekam na 48 rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki. Ogólnie Gray na pewno już się załamał, a to jeszcze początek tych nieszczęść. Wiele się wydarzy, a ja mam plan + no, jeszcze troszkę rozdziałów do wszystkiego!
      Wielkie dzięki za komentarz i za teorię!

      Usuń
  4. Lector Ty paplo... ale on chyba w anime i mandze, też taki jest? Jest? Nie? Nieważne >.< Rozdział mi się podobał, taka odskocznia, ciągle się coś dzieje, jakieś nowe zagadki, rozwiązywanie tajemnic, a ten rozdział był inny :) Nie był zły, broń Boże! Po prostu z taką lekkością mi się czytało (zazwyczaj jak czytam tego bloga to w pełnym napięciu, nie raz bojąc się co będzie dalej xD) N o także tego, to chyba tyle :) Weny, zdrówka, czasu i miłych wakacji :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ten rozdział był taki spokojny. Po prostu pokazywał uczucia i to, co się dzieje z Grayem. I nie martw się, rozumiem o co chodzi! Ale zaraz oczywiście będą rozdziały, w których będziesz musiała myśleć! Bo będzie się działo, hehehe!
      Wielkie dzięki!

      Usuń
  5. Tak myślałam że chodzi o Aquarius! :) Myśle, że ona nie powie prawdy Gray'owi o Lectorze ;)
    A sam Gray nawet nieźle się trzyma po tym co przeszedł. Zastanawia mnie tylko Juvia, która nagle stała się aż za miła. Niby to się wyjaśniło, ale nadal mi nie pasuje jej zachowanie :-/
    A tymi ,,zeznaniami" Gray chce zniszczyć Natsu i Erze (tylko którą? mi się wydaje że tą od tego fioletowego gościa, ale dokładnie nie pamiętam) czy co?
    Przynajmniej Juvii nie skrzywdził ;)
    Jeśli gdzieś wyjeżdżasz na wakacje to życzę ci pogody, bo jak ja byłam w Gdańsku to dzień później go zalało xD
    Pozdrawiam i życzę weeny! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Moje wyjazdy chyba się ograniczą do podróży do szkoły, w której mam praktyki!
      I tak, Juvia jest miła dla Graya. Minęły 3 miesięcy od jej wariacji + teraz nawzajem się rozumieją. Oj, jeszcze sporo się wyjaśni!
      Dzięki za kom!

      Usuń
  6. Hejka, już od dawien dawna jestem z Tobą na tym blogu, ale jakoś nigdy nie chciało mi się komentować. Blog świetny prowadzisz i bardzo wciągający, nowych rozdziałów, oczekuje jak pijaczek buteleczki piwa (wybacz za te porównanie, ale to właśnie takie samo uzależnienie :D) Czekam z coraz większą ekscytacją na nowe rozdziały, a Tobie życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, naprawdę bardzo mnie to cieszy, że teraz skomentowałeś i że czytasz od dawna. Nawet nie wiesz, jak taka wiadomość potrafi uszczęśliwić człowieka! Dziękuję za komentarz i oczywiście rozdział już niedługo!

      Usuń
  7. Tak wreszcie znalazłam chwilkę na komentarz :D
    Lector to zakuta pała i w mandze i tutaj. Jakoś ten kot mnie strasznie irytuje w każdej postaci. A biedny Gray nie dość, że oszalał to teraz jeszcze go tak naprawdę wykorzystują w tej kwestii. Mam nadzieję, że Aquarius zrobi z nimi wszystkimi porządek ;D * Zła Aqarius to niebezpieczna Aquarius * Pozdrawiam ^^!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zobaczysz co ja takiego planuję! Nawet wy nie podejrzewacie w jaki sposób chcę poprowadzić nienawiść Graya i zabić jedną z postaci!!!
      Hehehe!!!
      Dzięki za kom ;)

      Usuń
  8. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Post pojawi się jutro w południe na:
    kingdom-of-winter-blackrose.blogspot.com
    Pozdeawiam, Winter ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zwykle późno wystawiam komentarz.
    Co do rozdziału podobała mi się scena jak weszła pani adwokat :D
    Grey co o nim powiedzieć. O przepowiednie mu przyszłość: W niedalekiej przyszłości wszystko popsuje

    Pozdrowienia Nike i Cień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! I tu masz rację! Potrafisz wróżyć, nie ma co ;)
      Dzięki za komentarz!

      Usuń