czwartek, 21 grudnia 2017

Z samego rana Lucy wstała zmęczona przez niemal całonocną gonitwę za kotem, który jakimś cudem wydostawał się nawet z kartonowego pudła. Nie ważne, ile razy wkładała go do środka, ten wyskakiwał lub sprytnie przewracał pudełko wraz z nim w środku. Teraz dopiero rozumiała, dlaczego właściciel Szczęściarza zgubił go i nie mógł znaleźć. Ten kot potrafił doprowadzić do szału, nawet jeśli Lucy posiadała ogromne zapasy cierpliwości.
— Masz — żachnęła, stawiajÄ…c talerzyk z mlekiem przy lodówce. — Spróbuj tylko narzekać a zostaniesz bez jedzenia!
Szczęściarz popatrzył na nią szklanymi oczętami, po czym grzecznie zanurzył języczek w mleku.
Dziewczyna dumnie kiwnęła gÅ‚owÄ… i sama zabraÅ‚a siÄ™ za jedzenie pÅ‚atków Å›niadaniowych z mlekiem, które popijaÅ‚a zwykÅ‚Ä… herbatÄ…. Wzięła wczorajszÄ… gazetÄ™, przeglÄ…dajÄ…c wiadomoÅ›ci z wielkiego Å›wiata, do którego niegdyÅ› należaÅ‚a. Kiedy utracili majÄ…tek, byli na jÄ™zykach caÅ‚ych mediów. Nawet przeprowadzka w tak obskurne miejsce zainteresowaÅ‚a okolicznÄ… prasÄ™, ale po paru dniach znaleźli temat zastÄ™pczy, chyba dotyczÄ…cy podpalacza jakiejÅ› sieci sklepów osiedlowych. Teraz jednak sprawy dotyczyÅ‚y wygranej w ostatniej kumulacji „Losu Szczęścia”, otwarcia muzeum miasta, zaginiÄ™cia dziewczynki z obrzeży miasta i kłótni sÄ…siadów na wsi. OdÅ‚ożyÅ‚a gazetÄ™ na miejsce, sÄ…dzÄ…c, że nie jest warta marnowania na niÄ… czasu.
— Może ja bym spróbowaÅ‚a zagrać w „Los Szczęścia”, póki mam ciebie, Szczęściarzu? — zapytaÅ‚a kota, który podejrzanie poruszyÅ‚ siÄ™, gdy do niego mówiÅ‚a.
Niespodziewanie Szczęściarz, kiedy skończył wychłeptywać mleko, pyszczkiem przysunął talerzyk pod sam stołek, na którym siedziała nastolatka. Zaśmiała się słodko i dolała mleczka, głaszcząc kota po główce.
— Maiu! — zamiauczaÅ‚, gÅ‚adzÄ…c jÄ™zyczkiem dÅ‚oÅ„ Lucy.
— No dobrze, jesteÅ› tak sÅ‚odki, że wybaczÄ™ ci dzisiejszÄ… noc! — ogÅ‚osiÅ‚a. — Ale niech mi to bÄ™dzie ostatni raz, Szcz… — ZawahaÅ‚a siÄ™. Dopiero teraz zdaÅ‚a sobie sprawÄ™, że niedÅ‚ugo odda kota wÅ‚aÅ›cicielowi. Mimo że wzięła go tylko na jednÄ… noc, staÅ‚ siÄ™ jej pierwszym przyjacielem. Wyobraźnia mogÅ‚a z niej igrać, ale czuÅ‚a, że Szczęściarz rozumiaÅ‚ jÄ….
Odsunęła rękę, a na jej twarz zstąpił smutek. Zbyt bardzo przywiązała się do małego zwierzątka. Może gdzieś w jej wnętrzu obudziły się wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to marzyła o posiadaniu słodkiego, brunatnego kota, ale przez alergię jej babci nigdy nie mogli trzymać ich na terenie posiadłości.
Do jej umysłu skradła się maleńka myśl, czy aby nie może zatrzymać Szczęściarza dla siebie, ale wtedy przypomniała sobie twarz tego chłopaka; pełną zaniepokojenia o maleńkie zwierzątko.
— Nie mogÄ™ tego zrobić, chyba bÄ™dÄ™ musiaÅ‚a ciÄ™ oddać.
Wzięła na ręce kotka, choć wyraźnie sprzeciwiał się przed zabraniem go, zanim nie skończy dopijać mleczka. Zahaczył ostrymi pazurkami o skórę Lucy, pozostawiając na szczęście tylko drobne ranki.
— PrzestaÅ„! — krzyknęła do Szczęściarza.
Założyła buty, chwyciła torbę z książką, której wczoraj nie zdążyła dokończyć i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Kiedy tylko dotarła na dwór, wzięła głęboki wdech świeżego powietrza. Jednak czuła różnicę między tym, co miała w mieszkania a zapachem na zewnątrz.
KÄ…tem oka dostrzegÅ‚a, że Szczęściarz zasnÄ…Å‚. UÅ‚ożyÅ‚a go wygodnie, by nie zsunÄ…Å‚ jej siÄ™ podczas spaceru i ruszyÅ‚a w stronÄ™ miejsca, w którym umówiÅ‚a siÄ™ na spotkanie. Wczesna pora sprawiÅ‚a, że na ulicach spotykaÅ‚a niemal samych starszych ludzi, którzy wracali z peÅ‚nymi siatami po porannych zakupach na targu. Na samÄ… być o warzywnej potrawce zrobiÅ‚a siÄ™ gÅ‚odna. Może nauczÄ™ siÄ™ gotować?, pomyÅ›laÅ‚a, ale zaraz pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…, sÄ…dzÄ…c, że jej umiejÄ™tnoÅ›ci kucharskie sÄ… na kiepskim poziomie i tylko zmarnowaÅ‚aby wydane pieniÄ…dze.
Nie zauważyła, kiedy dotarła pod sam park. Choć minęło trochę czasu, Szczęściarz nadal się nie obudził, więc mogła spokojnie skupić się na szukaniu różowych włosów, a nie odczepianiu pazurków z jej dłoni.
— WspaniaÅ‚a kobieto! — usÅ‚yszaÅ‚a nagle woÅ‚anie dobiegajÄ…ce z okolic klombu kwietnego. OpadajÄ…ca mgÅ‚a sprawiaÅ‚a, że z trudem widziaÅ‚a sylwetkÄ™ chÅ‚opaka, który nieustannie do niej machaÅ‚. Ale niepotrzebne byÅ‚o jej widzieć, by wiedzieć, z kim ma do czynienia.
Przyspieszyła kroku, sprawiając, że zaraz znalazła się obok właściciela Szczęściarza.
PrzeÅ‚knęła gÅ‚oÅ›no Å›linÄ™. Widok tak podejrzanie wyglÄ…dajÄ…cego mężczyzny, pobudzaÅ‚ wszystkie jej komórki do dziaÅ‚ania. Ucieczka — jeden komunikat krążyÅ‚ miÄ™dzy myÅ›lami Lucy. CzuÅ‚a, jak pot zaczyna spÅ‚ywać po jej plecach, ale mimo to dzielnie staÅ‚a w jednym miejscu.
— Niemożliwe, to Szczęściarz! — wrzasnÄ…Å‚ chÅ‚opak. — JesteÅ› czarodziejkÄ…! Wszyscy go szukali, a ty jedyna go znalazÅ‚aÅ›.
— Przypadek — wyszeptaÅ‚a, po czym podaÅ‚a Szczęściarza. MiaÅ‚a ochotÄ™ oddać zwierzÄ™ i oddalić siÄ™ na swojÄ… ukochanÄ… Å‚aweczkÄ™, by tam zanurzyć siÄ™ w powieÅ›ci i zapomnieć, że poznaÅ‚a wczoraj kogokolwiek.
— Przepraszam — powiedziaÅ‚ nagle — czy ciÄ™ wystraszyÅ‚em? Erza, moja znajoma — dodaÅ‚ — ciÄ…gle mi powtarza, że za bardzo rzucam siÄ™ na ludzi. Ale tak siÄ™ cieszÄ™! — Ponownie posÅ‚aÅ‚ Lucy ten piÄ™kny, szczery uÅ›miech, który wywoÅ‚aÅ‚ u dziewczyny odruchy wymiotne.
Szybko zasÅ‚oniÅ‚a rÄ™kÄ… usta, próbujÄ…c powstrzymać ciaÅ‚o od innych, niepotrzebnych reakcji. PojawiÅ‚y siÄ™ dreszcze i nieprzyjemny chłód. Nie mogÅ‚a, nie mogÅ‚a, nie mogÅ‚a już tego wytrzymać, gdy nagle…
— Mam zadzwonić po karetkÄ™? — zapytaÅ‚. — WyglÄ…dasz tak, jakbyÅ› miaÅ‚a zaraz zemdleć. CoÅ› siÄ™ staÅ‚o? To chyba nie moja wina? A może moja? — WydawaÅ‚ siÄ™ zaniepokojony pomysÅ‚em. — Tak, Erza mi ciÄ…gle powtarza, że za bardzo jestem otwarty. Przecież inni ludzie mogÄ… siÄ™ bać kontaktu z obcymi. Ty siÄ™ pewnie mnie boisz, prawda? Już idÄ™, już.
Złapał Szczęściarza, wtulił go w sobie i, ku zaskoczeniu Lucy, faktycznie odwrócił się i zaczął iść w kierunku wyjścia. Wcześniej jednak wyjął telefon, a z daleka krzyknął:
— ChwilÄ™ poczekam, aż przyjedzie karetka, ale odejdÄ™ trochÄ™!
— Nie… — szepnęła, ale nie byÅ‚o sposobu, aby jÄ… usÅ‚yszaÅ‚. PoÅ‚ożyÅ‚a dÅ‚oÅ„ na piersi, zaciskajÄ…c jÄ… mocno w pięść. — Ja…
Co ja robiÄ™?, pomyÅ›laÅ‚a. Przecież on chce mi pomóc. Jest miÅ‚y. Jest szczery. Jest jak tamta kobieta, ale niÄ… nie jest! Zaczerpnęła gÅ‚Ä™boko Å›wieżego powietrza, po czym, jak najgÅ‚oÅ›niej tylko potrafiÅ‚a, krzyknęła:
— Nie trzeba!
Chłopak zamarł na moment. Włożył telefon z powrotem do kieszeni i usatysfakcjonowany podszedł do nastolatki.
— Wszystko dobrze?
— Nie. — PokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…. — Przepraszam, to…
— Nie musisz mnie przepraszać! — przerwaÅ‚ jej gwaÅ‚townie. — Erza nieustannie mówi mi, że jestem zbyt natarczywy. Ale chciaÅ‚em ci podziÄ™kować za znalezienie Szczęściarza.
— To byÅ‚ tylko przypadek.
— Przypadek czy nie, Szczęściarz już mi zniknÄ…Å‚ ze trzy razy. Mimo że ludzie go znajdowali, nie chcieli do mnie dzwonić i go oddawać — wyjaÅ›niÅ‚.
— To może załóż mu smycz, by nie uciekaÅ‚? — zaproponowaÅ‚a.
Otworzył szeroko oczy, jakby zstąpiło na niego objawienie. Pochwycił dziewczynę za ramiona, przysuwając nieznanie w swoją stronę.
— O tym nie pomyÅ›laÅ‚em! — wrzasnÄ…Å‚. — A, przepraszam!
Gwałtownie odsunął, przypominając sobie, jak Lucy zareagowała jeszcze chwilę temu na jego natarczywość.
Jednak ku swojemu zdziwieniu Lucy odkryła, że tym razem nie odczuła strachu. Przyjęła dotyk chłopaka ze spokojem. Pierwszy raz od wielu lat nie musiała wstydzić się swojego zachowania i wyjaśniać nieporozumienia. Aż nie mogła uwierzyć, że tak szybko zaakceptowała tajemniczego nieznajomego. Właśnie, tajemniczego nieznajomego. Zdawała sobie sprawę, że nie zna imienia chłopaka. Powinna zapytać o to na samym początku, ale w tego nie była w stanie. Może teraz? Może teraz by jej się udało?
— Kawa? — spytaÅ‚ niespodziewanie chÅ‚opak. — To znaczy… — Zmieszany zaczÄ…Å‚ drapać siÄ™ po gÅ‚owie. — Może… — StaraÅ‚ siÄ™ unikać kontaktu wzrokowego z Lucy. — Może chcesz pójść ze mnÄ… na kawÄ™? To znaczy spotkać siÄ™, w ramach podziÄ™kowaÅ„! — dodaÅ‚ szybko i zbyt gÅ‚oÅ›no. — Kurcze, sÄ…dziÅ‚em, że Å‚atwiej jest zaprosić gdzieÅ› dziewczynÄ™. To może jutro w poÅ‚udnie?
— Jeszcze siÄ™ nie zgodziÅ‚am — wtrÄ…ciÅ‚a zastanawiajÄ…c siÄ™, ile tak naprawdÄ™ rzeczy chÅ‚opak już zdążyÅ‚ zaplanować. W pierwszym odruchu chciaÅ‚a odmówić, ale im dÅ‚użej siÄ™ zastanawiaÅ‚a, tym bardziej pragnęła pójść na to spotkanie. Nie dlatego że polubiÅ‚a chÅ‚opaka czy wyobrażaÅ‚a sobie zbyt wiele, sÄ…dzÄ…c, że może z tego wyniknąć coÅ› wiÄ™cej; marzeniem Lucy byÅ‚o pokonać wÅ‚asne lÄ™ki. Ten jeden raz podać komuÅ› dÅ‚oÅ„ bez obawy, że zostanie porwana.
Spojrzała na właściciela Szczęściarza, zastanawiając się, czy zbyt pochopnie go nie oceniła.
— Bardzo chÄ™tnie przyjdÄ™ — powiedziaÅ‚a cicho.
— NaprawdÄ™? — zapytaÅ‚ z niedowierzaniem.
Kiwnęła gÅ‚owÄ… na znak zgody i wyciÄ…gnęła dÅ‚oÅ„ przed siebie, choć kosztowaÅ‚o jÄ… to wiele wysiÅ‚ku. Jednak nie poddaÅ‚a siÄ™ — nie teraz, gdy w koÅ„cu miaÅ‚a szansÄ™ na zmianÄ™. OceniaÅ‚a, nigdy nie poznajÄ…c dobrze drugiego czÅ‚owieka. SzukaÅ‚a wymówek, by unikać ludzi. Nie zawieraÅ‚a znajomoÅ›ci, choć byÅ‚a nastolatkÄ….
— Lucy, Lucy Heatfilia — przedstawiÅ‚a siÄ™, po raz pierwszy od tylu lat nieznajomemu.
— Natsu Dragneel — odpowiedziaÅ‚ chÅ‚opak i oddaÅ‚ uÅ›cisk.
Oboje posłali sobie ciepłe uśmiechy.
Lucy wierzyła, że drobna zmiana zrodzi kolejne. Ufała złym przekonaniom, traumie sprzed lat, lecz teraz zauważyła, że pozory czasem mylą. Może i myliła się, ale człowiek uczy się tylko na własnych błędach. Błąd z przeszłości kosztował ją wiele, lecz nauczyła się wystarczająco, by teraz pójść przed siebie i powiedzieć:
— MiÅ‚o mi poznać.
KONIEC

Każdy komentarz, to dla mnie najwiÄ™ksza nagroda (i jedyna), wiÄ™c nie wstydźcie siÄ™ ich dawać! JeÅ›li byÅ‚oby dużo komentarzy ZA kontynuacjÄ… historii, to ja siÄ™ nad tym poważnie zastanowiÄ™ :) - a zÄ™ byÅ‚o to muszÄ™ to zrobić!

środa, 20 grudnia 2017

Pod blok mieszkalny dotarła niecałe pół godziny później. Faktycznie pogoda znacznie się pogorszyła, ale dopiero od momentu, w którym zaczęła zbliżać się do miejsca zamieszkania.
— Może to tylko zÅ‚e przeczucia — szepnęła, ze smutkiem przypominajÄ…c sobie porwanie sprzed lat. Mimo upÅ‚ywu czasu nadal pamiÄ™taÅ‚a chłód piwnicy, w której jÄ… przytrzymywano, zÅ‚owrogi Å›miech porywaczy, strach przed brakiem jakichkolwiek nadziei i myÅ›l, że to wszystko jej wina. ZaufaÅ‚a zÅ‚emu czÅ‚owiekowi, pozwoliÅ‚a siÄ™ odprowadzić do domu obcej kobiecie, która okazaÅ‚a siÄ™ jednym ze sprawców. Tylko sprawna ingerencja policji uratowaÅ‚a jÄ… przed Å›mierciÄ…. Od tamtej pory baÅ‚a siÄ™ komukolwiek zaufać. ChÅ‚opak, którego dzisiaj spotkaÅ‚a miaÅ‚ tak samo promienny uÅ›miech co tamta kobieta. WydawaÅ‚ siÄ™ kimÅ›, z kim mogÅ‚aby zwyczajnie porozmawiać i nawet siÄ™ zaprzyjaźnić, ale serce Lucy byÅ‚o wciąż zamkniÄ™te. Pragnienia nie wystarczaÅ‚y, by otworzyć je na innych.
Westchnęła, zauważajÄ…c, że zbyt dÅ‚ugo stoi w jednym miejscu. Okolica nie byÅ‚a zbyt bezpieczna, choć przeważnie po zmroku. Wynajmowane mieszkanie przez rodzinÄ™ Heartfiliów znajdowaÅ‚o siÄ™ na trzecim piÄ™trze niskiego bloku w zachodniej części osiedla. Od poczÄ…tku przeprowadzki nienawidziÅ‚a tego miejsca. Nie z powodu zÅ‚ych warunków do życia czy wrednego sÄ…siada, a obrzydliwego zapachu, który powitaÅ‚ ich, gdy tylko przekroczyli próg. WÅ‚aÅ›ciciel tÅ‚umaczyÅ‚, że poprzedni wynajmujÄ…cy zostawiÅ‚ zdechÅ‚ego psa na miesiÄ…c i stÄ…d ten zapach, ale wyjaÅ›nienia nie miaÅ‚y znaczenia. Bali siÄ™ zostawić torby na zewnÄ…trz, wiÄ™c wnieÅ›li je do Å›rodka, otwierajÄ…c wszystkie możliwe okna i wietrzÄ…c, aż smród zniwelowaÅ‚ siÄ™ do zdatnego do życia poziomu — choć nie znikÅ‚ caÅ‚kowicie.
Lucy podeszła pod wejście, próbując wygrzebać z torby klucze, które w jakiś cudowny sposób znalazły się na jej samym dnie. Zrezygnowana przyklęknęła i niemal w tym samym momencie usłyszała ciche:
— Miau.
Wzdrygnęła siÄ™ w pierwszej chwili. Nie, to niemożliwe, pomyÅ›laÅ‚a, przypuszczajÄ…c, że to jakiÅ› bezpaÅ„ski kot znalazÅ‚ siÄ™ obok niej, a wyobraźnia dodaÅ‚a od siebie parÄ™ groszy. Jednak ciekawość nie pozwalaÅ‚a nie spojrzeć. Podejrzenie, że to może być Szczęściarz, zbyt silnie zawÅ‚adnęło umysÅ‚em Lucy, dlatego odwróciÅ‚a siÄ™. Jej oczom ukazaÅ‚ siÄ™ maÅ‚y, sÅ‚odki kotek o jasnoniebieskim, zadbanym futerku. JÄ™zyczkiem czyÅ›ciÅ‚ drobne ciaÅ‚ko, przesuwajÄ…c chustÄ™, którÄ… miaÅ‚ obwiÄ…zanÄ… wokół szyi.
— Kurcze, dlaczego zawsze muszÄ™ pakować siÄ™ w kÅ‚opoty, kiedy staram siÄ™ ich unikać? — spytaÅ‚a, podchodzÄ…c do zwierzÄ™cia.
Kot odsunął się kawałek, widząc, że obca osoba do niego się zbliża. Tylko tego Lucy brakowało.
— Szczęściarz, nie bój siÄ™. Twój wÅ‚aÅ›ciciel ciÄ™ szuka i zamierzam odnieść ciÄ™ do domu — gadaÅ‚a do pupila obcego czÅ‚owieka, jakby miaÅ‚a nadziejÄ™, że jÄ… zrozumie.
Ku zaskoczeniu dziewczyny, Szczęściarz podszedł do niej i wskoczył jej na ręce. Językiem zahaczył o dłoń Lucy, po czym ułożył się wygodnie i zasnął. Nie mogła zaprzeczyć, wyglądał przesłodko, nawet jeśli właściciel był ekscentrycznym człowiekiem, do którego zaraz będzie musiała zadzwonić. Mimowolnie wyjęła stary telefon i kartkę z zapisanym numerem. Pełna niepewności zadzwoniła, powtarzając sobie, że im szybciej załatwi tę sprawę, tym szybciej pozbędzie się kłopotu. Na to jednak nie mogła liczyć, gdyż po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa.
— Eh… — nie wiedziaÅ‚a, od czego zacząć. — Dzisiaj spotkaliÅ›my siÄ™ w parku, szukaÅ‚eÅ› Szczęściarza. ZnalazÅ‚am kota z niebieskim futerkiem. — ZamilkÅ‚a na moment, zastanawiajÄ…c siÄ™, czy mÄ…drze bÄ™dzie podawać miejsce zamieszkania. — Jutro weekend, wiÄ™c może spotkamy siÄ™ w parku o dziesiÄ…tej, jeÅ›li ci to pasuje. Jestem tÄ… blondynkÄ…, którÄ… zaczepiÅ‚eÅ›.
Rozłączyła się raptownie, wstydząc się tego, jak głos załamywał jej się podczas zwykłego nagrywania wiadomości. Do tej pory miała okazję rozmawiać przez telefon z mamą lub ojcem. Nie przyjmowała numerów nawet od znajomych z klasy, więc tym bardziej dzwonienie do obcego mężczyzny wprawiło ją w zakłopotanie.
— Pewnie myÅ›lisz, że jestem tchórzem — zaczęła mówić do Å›piÄ…cego kota, gdy weszÅ‚a na klatkÄ™ schodowÄ…. — Ale to nie jest moja wina. ChcÄ™ poznać ludzi, zaprzyjaźnić siÄ™, jak dziewczyny z książek, ale moje życie do tej pory przypominaÅ‚o raczej powieść kryminalnÄ…. BaÅ‚am siÄ™ wychodzić z domu, a kiedy to robiÅ‚am, zazwyczaj mi towarzyszyÅ‚o co najmniej piÄ™ciu ochroniarzy. OdstraszaÅ‚o to inne dzieci, poza tym ich rodzice też nie byli skorzy do znajomoÅ›ci ze mnÄ…, dlatego byÅ‚am sama. Sama przez wiele lat. Rok temu tata źle zainwestowaÅ‚ pieniÄ…dze w kontrakty terminowe. StraciÅ‚ caÅ‚y majÄ…tek, jego firma zostaÅ‚a przejÄ™ta, a posiadÅ‚ość wciąż stoi z szyldem „sprzedam”, ale…
mimo wszystko jestem szczęśliwa, dokoÅ„czyÅ‚a w myÅ›lach, podchodzÄ…c pod samo mieszkania. PrzekrÄ™ciÅ‚a klucz w zamku i weszÅ‚a do Å›rodka, czujÄ…c, że mama porzÄ…dnie wywietrzyÅ‚a, zanim wyszÅ‚a na wieczornÄ… zmianÄ™. ZnalazÅ‚a nawet dobrze pÅ‚atnÄ… pracÄ™ jako asystentka w niewielkiej kancelarii prawniczej. ZresztÄ… jej ojciec też zaczÄ…Å‚ tam pracować. Oboje skoÅ„czyli studia prawnicze, lecz los sprawiÅ‚, że pomysÅ‚ na biznes okazaÅ‚ siÄ™ żyÅ‚Ä… zÅ‚ota na wiele lat i zrezygnowali z wykonywania wyuczonego zawodu. Pracowali teraz ciężko, naprawdÄ™ ciężko, jeÅ›li porównać życie sprzed utraty majÄ…tku, ale nikt nie narzekaÅ‚.
Lucy zamknęła drzwi i rzuciÅ‚a torbÄ™ na starÄ… pufÄ™. Zdjęła buty, po czym naÅ‚ożyÅ‚a klapki — nigdy nie odważyÅ‚aby siÄ™ chodzić na bosaka po tym mieszkaniu, nawet po stukrotnym myciu podłóg. Drewniane panele zaskrzypiaÅ‚y, gdy tylko postawiÅ‚a na nich pierwszy krok. Pod stopami czuÅ‚a, jak jeden z nich porusza siÄ™, powoli wyÅ‚ażąc ze swojego miejsca. PoprawiÅ‚a wrednotÄ™, nastÄ™pnie wyrównujÄ…c wiszÄ…ce lustro, które wciąż siÄ™ przekrzywiaÅ‚o. WeszÅ‚a do salonu, jednoczeÅ›nie peÅ‚niÄ…cego funkcjÄ™ sypialni rodziców i spojrzaÅ‚a na ich pierwsze, wspólne zdjÄ™cia po przeprowadzce. Szczery uÅ›miech przebijaÅ‚ siÄ™ przez ramkÄ™, sprawiajÄ…c, że w sercu Lucy zagoÅ›ciÅ‚o przyjemne ciepeÅ‚ko.
SiadÅ‚a na drewnianym stoÅ‚ku przy stole, na którym pod przykryciem czekaÅ‚ na niÄ… obiad. Ostrożnie poÅ‚ożyÅ‚a Szczęściarza obok niej, zdejmujÄ…c Å›cierkÄ™ z talerzy. Gotowane kluski, trochÄ™ skwarek i plasterek podsmażonego miÄ™ska — caÅ‚y posiÅ‚ek Lucy wyglÄ…daÅ‚ skromnie, ale musiaÅ‚a przyznać, że jedzenie zwykÅ‚ych ludzi byÅ‚o pożywne i caÅ‚kiem smaczne. Poza tym jej mama nie musiaÅ‚a spÄ™dzać zbyt dużo czasu na ich przygotowaniu.
— Smacznego — powiedziaÅ‚a do siebie, kiedy jej wzrok zatrzymaÅ‚ siÄ™ na kartce papieru opartej o wazon z kwiatami. — „Kochanie” — zaczęła czytać — „RozmawiaÅ‚am dzisiaj z tatÄ… na temat naszej pracy. Najprawdopodobniej przy obecnych warunkach nie możemy liczyć na podwyżkÄ™, ale tacie trafiÅ‚a siÄ™ dobrze pÅ‚atna sprawa. Możliwe, że dzisiaj wrócimy późno, ale rozumiesz, że musimy wziąć pieniÄ…dze na spÅ‚atÄ™ pożyczki. Kochamy CiÄ™ i smacznego.”.
Cieszyła się, ale z drugiej strony niepokój pojawił się jakby znikąd. Nie chciała, by ponownie powróciły dawne czasy, kiedy częściej widywała policję niż własnego ojca. Mogła mieć tylko nadzieję, że Jude Hartfilia nie popadnie po raz kolejny w nałóg, który ostatnim razem zabiłby go, gdyby nie Layla, matka Lucy i żona mężczyzny.
— Nic siÄ™ takiego nie stanie — powiedziaÅ‚a do kotka, który wciąż smacznie spaÅ‚, posyÅ‚ajÄ…c mu ciepÅ‚y, szczery uÅ›miech.
Nagle usÅ‚yszaÅ‚a dzwonek telefonu. PosÅ‚aÅ‚a groźne spojrzenie w stronÄ™ przedpokoju, przeklinajÄ…c osobÄ™, która zdecydowaÅ‚a siÄ™ przerwać jej spożywanie posiÅ‚ku. NiechÄ™tnie wstaÅ‚a, wzięła telefon i przeczytaÅ‚a krótkÄ… odpowiedź od wÅ‚aÅ›ciciela Szczęściarza: „DziÄ™kujÄ™, dziÄ™kujÄ™, dziÄ™kujÄ™, dziÄ™kujÄ™! OczywiÅ›cie, jutro siÄ™ spotkamy. Uważaj, Szczęściarz lubi drapać meble! A może chcesz bym go dzisiaj odebraÅ‚? Nie, raczej to ja chcÄ™ go dzisiaj odebrać. Czy to możliwe? J”.
Lucy skuliÅ‚a siÄ™ i ryknęła Å›miechem na caÅ‚e mieszkanie. Pierwsza wiadomość, którÄ… dostaÅ‚a od jakiegokolwiek chÅ‚opaka, a już doprowadziÅ‚a jÄ… do Å‚ez. Nigdy nie sÄ…dziÅ‚a, że ten nieznajomy może przesÅ‚ać jej tak chaotycznego sms—a. Nie mniej, nawet teraz nie mogÅ‚a pozwolić, by zobaczyÅ‚ gdzie mieszka. WyjÅ›cie poza osiedle też nie wchodziÅ‚o w grÄ™. RobiÅ‚o siÄ™ wyjÄ…tkowo ciemno jak na wiosennÄ… porÄ™ roku, wiÄ™c wolaÅ‚a trzymać siÄ™ z dala od kÅ‚opotów.
— Jutro — szepnęła, po czym wysÅ‚aÅ‚a chÅ‚opakowi wÅ‚aÅ›nie takÄ… odpowiedź.
CzujÄ…c, że w koÅ„cu może w spokoju zjeść, powróciÅ‚a do salono—sypialni, gdy nagle jej oczom ukazaÅ‚ siÄ™ maÅ‚y kotek próbujÄ…cy wyostrzyć pazurki o jedyne stoÅ‚ki, jakie posiadali.
W przerażeniu rzuciła się na zwierzaka, łapiąc go w ostatniej chwili przed zatopieniem pazurów w drewnianej nóżce.
— A wiÄ™c jednak mówiÅ‚ prawdÄ™? — OpuÅ›ciÅ‚a gÅ‚owÄ™, rozumiejÄ…c dopiero teraz, jaki bÅ‚Ä…d popeÅ‚niÅ‚a, zostawiajÄ…c Szczęściarza u siebie na caÅ‚Ä… noc.

Każdy komentarz, to dla mnie najwiÄ™ksza nagroda (i jedyna), wiÄ™c nie wstydźcie siÄ™ ich dawać! Jutro ostatnia (dostÄ™pna) część!

wtorek, 19 grudnia 2017

Ciepłe promienie słoneczne przenikały przez ciemne, rozchodzące się chmury, które jeszcze przed kilkoma minutami zapowiadały zbliżającą się burzę. Młoda dziewczyna zebrała blond włosy w luźny kucyk, oddychając z ulgą, że nie będzie musiała uciekać z powrotem do niewielkiego mieszkania. Wciąż zbierało jej się na wymioty na myśl o nieprzyjemnym, wręcz obrzydliwym zapachu, który przywitał trzyosobową rodzinę po wprowadzeniu się.
Lucy Heartfilia spojrzała po raz ostatni w stronę nieba, zastanawiając się, czy jeszcze trochę może pozostać na świeżym powietrzu w parku. Letnia pora sprzyjała uczennicy w wypadach poza dom i spędzaniu czasu w starym, ale zadbanym parku w najmniejszej dzielnicy Magnolii. Nic jednak nie wskazywało na to, by musiała opuścić ulubioną ławkę pomalowaną tego lata na kolor ciemnego brązu, takiego jak jej oczy. Dlatego usiadła wygodnie, zakładając nogę na nogę i poprawiając rozkloszowaną spódnicę za kolanko, by stać się jednością z krótkim kryminałem tutejszego autora, Makarova Dreyara. Jedyny egzemplarz, który udało dziewczynie się zdobyć z pobliskiej, skąpej (jeśli chodziło o ilość pozycji) biblioteki. Ręcznie robioną zakładkę zakończoną wyszydełkowaną sylwetką kota przełożyła na sam początek, wczytując się w kolejny rozdział, mający miejsce zaraz po morderstwie starego milorda.
— Szczęściarz! — usÅ‚yszaÅ‚a rozpaczliwe woÅ‚anie dobiegajÄ…ce z okolic fontanny. Na moment przejęła siÄ™ mÅ‚odym mężczyznÄ…, który przeszkadzaÅ‚ niemal wszystkim odwiedzajÄ…cym park, wÅ‚ażąc miÄ™dzy nich i rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ we wszystkie strony. Niektórych zaczepiaÅ‚, chwilÄ™ o coÅ› dopytywaÅ‚, po czym wciskaÅ‚ do rÄ™ki wyrwanÄ… z zeszytu kartkÄ™.
Mam nadziejÄ™, że do mnie nie podejdzie, pomyÅ›laÅ‚a nastolatka. Może to byÅ‚o tylko przeczucie, a może wczeÅ›niejsze doÅ›wiadczenie, ale wydawaÅ‚o jej siÄ™, że chÅ‚opak jest synonimem nieszczęścia. NosiÅ‚ siÄ™ jak gangster, w luźnych, dresowych spodniach, w których z kieszeni wypadaÅ‚ zÅ‚oty Å‚aÅ„cuch. Bluzka na szerokich ramiÄ…czkach odkrywaÅ‚a mocno zarysowane mięśnie ramion i niepokojÄ…cÄ… bliznÄ™, która przebiegaÅ‚a wzdÅ‚uż prawego ramienia. ChÅ‚opak nerwowo rozglÄ…daÅ‚ siÄ™, przeszywajÄ…c wszystkich surowym wzrokiem. A kiedy rozmowa nie poszÅ‚a zgodnie z planem, zdenerwowany stawaÅ‚ w miejscu, przeczesywaÅ‚ palcami nastroszone, różowe wÅ‚osy i powracaÅ‚ do poszukiwaÅ„.
Lucy westchnęła, zastanawiając, czy na takich ludzi policja nie powinna zwracać większej uwagi. Nie chciała oceniać po pozorach, ale samo spojrzenie na tajemniczego poszukiwacza sprawiało, że nie chciała z nim mieć najmniejszego kontaktu. Dlatego powróciła do lektury, udając, że w ogóle się sprawą nie zainteresowała. Przybliżyła do siebie tylko teczkę z książkami i portfelem, w którym trzymała swoje oszczędności, licząc, że celem chłopaka nie są pieniądze naiwnych ludzi.
— Cześć!
Zaskoczona przybliżała książkę do piersi, nie wydając najmniejszego dźwięki. Trochę wystraszona nagłym pojawieniem się chłopaka, rozejrzała się w nadziei, że ktoś odczyta z jej twarzy strach i prośbę o pomoc. Jednak ludzie, zbyt bardzo zajęci własnymi sprawami, nie zainteresowali się nią.
— Cześć — powiedziaÅ‚a niemal szeptem.
Ku jej zaskoczeniu, chłopak posłał niewiarygodnie ciepły, przyjacielski uśmiech. Z bliska nie wydawał się tak groźny, jak z daleka, ale nadal Lucy pragnęła zachować ostrożność. Odsunęła się trochę w prawą stroną, pozostawiając sobie ewentualną drogę do ucieczki. Lecz jej reakcja została potraktowana w zupełnie inny sposób, aniżeli mogłaby się tego spodziewać.
— DziÄ™kujÄ™! — krzyknÄ…Å‚, przysiadajÄ…c siÄ™ na miejsce, w którym jeszcze przed chwilÄ… siedziaÅ‚a Lucy. — CaÅ‚y dzieÅ„ szukam mojego kota i już jestem tak wyczerpany! — mówiÄ…c to, rozÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na Å‚awce, wbijajÄ…c zaniepokojony wzrok w zielone, bujne korony drzew.
Kota?, spytaÅ‚a w myÅ›lach Lucy, nie zaprzeczajÄ…c, że teraz chÅ‚opak jÄ… naprawdÄ™ zadziwiÅ‚. UważaÅ‚a go za mocno ekscentrycznÄ…, dziwacznÄ… na swój sposób osobÄ™, choć wysÅ‚uchaÅ‚a tylko jednego zdania monologu nieznajomego.
— Kko… — jÄ…kaÅ‚a siÄ™. — Szukasz kota? — spytaÅ‚a w koÅ„cu, chcÄ…c jak najszybciej pozbyć siÄ™ nieproszonego goÅ›cia z jej Å‚awki.
— Tak, widziaÅ‚aÅ› go? — PodniósÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie, chwytajÄ…c dziewczynÄ™ za rÄ™kÄ™.
Lucy wyrwała się szybko, wstając i odsuwając się od niebezpieczeństwa. Wspomnienia zalały jej umysł; jedno pochwycenie za nadgarstek sprawiło, że straciła wolność na całe trzy dni. Zaufanie, którym obdarzyła złą osobą, obróciło się przeciw niej. Teraz nie była głupia i tak naiwna. Reagowała, zanim cokolwiek się wydarzyło.
— Przepraszam! — wrzasnÄ…Å‚ zmieszany. — NaprawdÄ™ przepraszam. Po prostu Szczęściarz to mój kotek, którego mam od Å›mierci ojca. ZaginÄ…Å‚ mi i obawiam siÄ™, że go nie znajdÄ™…
Wyglądał na naprawdę zaniepokojonego zniknięciem kota. Przez moment nawet Lucy zrobiło mu się żal, ale tylko na moment. Potrząsnęła głową, nieustannie powtarzając sobie w myślach, by nie wplątać się niepotrzebnie w problemy innych.
— WidziaÅ‚aÅ› go? — zapytaÅ‚ peÅ‚en nadziei chÅ‚opak.
Westchnęła.
— A skÄ…d mam wiedzieć? — prychnęła niegrzecznie. — Przecież nie wiem nawet jak wyglÄ…da!
— Przepraszam! — PochyliÅ‚ przed niÄ… gÅ‚owÄ™. — Szczęściarz ma niebieskie futerko, wiÄ™c Å‚atwo go rozpoznać.
Niebieskie futerko? Skąd się wziął? Z wariatkowa?, myśli zachowała dla siebie, sądząc, że tak będzie najbezpieczniej. Odchrząknęła i odpowiedziała spokojnie:
— Uwierz mi, że nie widziaÅ‚am takiego kota.
— Szkoda.
ChÅ‚opak gwaÅ‚townie podniósÅ‚ siÄ™, wypatrujÄ…c kolejnej ofiary, co Lucy przyjęła z ulgÄ…. Kiedy jednak już sÄ…dziÅ‚a, że odejdzie, ten odwróciÅ‚ siÄ™ w jej stronÄ™ i podaÅ‚ jej kartkÄ™ papieru. ByÅ‚a uderzajÄ…co podobna do tych, które wczeÅ›niej rozdawaÅ‚ ludziom. Lucy z niepokojem przyjęła jÄ…, lecz, ku jej zaskoczeniu, na Å›rodku byÅ‚ tylko napisany numer telefonu i wiadomość „jeÅ›li znajdziesz Szczęściarza, zadzwoÅ„”.
— ProszÄ™, muszÄ™ go znaleźć! — odparÅ‚ stanowczo i pobiegÅ‚ w stronÄ™ kobiety, która szÅ‚a z dzieckiem.
Lucy miała ochotę zgnieść kawałek papieru i wrzucić go do najbliżej stojącego kosza na śmieci, ale w ostatniej chwili zawahała się. Przeklinała swoje dobre serce i schowała kartkę do torby między zeszyty, licząc, że jej się nie przyda.
NagÅ‚e dreszcze przeszÅ‚y przez ciaÅ‚o dziewczyny. OdÅ‚ożyÅ‚a książkÄ™, próbujÄ…c dÅ‚oÅ„mi ogrzać nagie ramiona — nic nie pomogÅ‚o. OdwiedzajÄ…cy park nie wydawali siÄ™ odczuwać przypÅ‚ywu zimna, wiÄ™c tym bardziej byÅ‚a zaniepokojona. Dlatego wstaÅ‚a, wÅ‚ożyÅ‚a lekturÄ™ pod pachÄ™, zabraÅ‚a ze sobÄ… wszystkie rzeczy i ruszyÅ‚a w stronÄ™ mieszkania.


Tak, to opowiadanie pierwotnie pojawiło się Wyrwane z Wyobraźni (na które serdecznie zapraszam, bo niedługo zostanie oficjalnie otwarte - 1 stycznia 2018), ale uznałam, że tutaj będę publikować. Najprawdopodobniej poprawię to opowiadanie i dokończę po skończeniu PACa! - Pierwotnie miał być to tylko one-shot, ale wiecie... fani... A fanom się nie odmawia. Jutro i pojutrze kolejne części!