niedziela, 29 czerwca 2014

Lucy wysiadła szybko z samochodu, będąc już na miejscu wskazanym przez tajemniczego przyjaciela Natsu. Gdy ujrzała fabrykę, wzdrygnęła się. Nie była pewna. Powoli stawiała kroki, czując utłaczający ból głowy. Co chwilę łapała się za prawą skroń. Pomimo tych trudności szła dzielnie, w stronę policjantów i tłumu, niewiadomego pochodzenia, gapiów. Gdy doszła do taśmy odgradzającą miejsce zbrodni od reszty świata, zatrzymał ją Elfman.
- O to ty Lucy. – Było po nim widać, że jest zaskoczony obecnością dziewczyny w tym miejscu. – Coś się stało?
- Raczej … - znowu ten ból.
- Zadzwonić po karetkę? – policjant bał się o dziewczynę, jednak ta ruchem ręki odmówiła mu.
- To zwykły ból głowy. A co do mojej obecności tutaj… - pomasowała chwilę głowę i niespodziewanie ból ustał. – Ktoś do mnie zadzwonił i powiedział, że Natsu chce mnie widzieć.
- Kto? – Elfman był zaskoczony tą informacją.
- Właśnie nie wiem… Mogę przejść?
- Jasne! – kiwnął głowę, pomagając jej przejść pod taśmą.
            Szła powoli, nie wiedziała, czy ma rację, ale to miejsce wydawało jej się takie znajome. Na chwilę przystanęła, by popatrzeć na starą, opuszczoną fabrykę, która była cała porośnięta mchem, a z okien wystawały gałęzie drzew, które zaczęły rosnąć od wewnątrz.
- To nie może być … - postawiła kolejny krok do przodu mając nadzieję, że się myli. Gdy dotarła do tyłów budynku spojrzała na plączących się policjantów i patologa, który bada zwłoki kobiety. Lucy czuła jak się robi coraz słabsza. Nie musiała widzieć siebie w lustrze, by wiedzieć, że jest nienaturalnie biała. Świat poruszał się jakby wolniejszym tempem, a oddech stawał się coraz głębszy i trudniejszy.
- Lucy? – ktoś do niej podszedł.
- Tak, to Natsu… - powiedziała sobie w myślach.
- Co ty tutaj robisz? – na jego twarzy było widać zdziwienie. Bardzo zaniepokoiło ono dziewczyna.
- Nie wiem… - odpowiedziała ze łzami w oczach – Ktoś zadzwonił i powiedział … - nie dokończyła zdania, bo zobaczyła to…
- Kobieta, po … trzydziestce… - zaczął mówić swoje pierwsze postrzeżenia Jet - Przyczyna śmierci: postrzał w głowę. Kobieta była torturowana.
- Nie, nie, nie, nie … - Lucy wciąż powtarzała na głos, drżąc i płacząc, nieustannie.
- Była torturowana, o czym świadczy dziura na prawej dłoni … - Lucy spojrzała na tę dłoń.
- Nie … - szepnęła cicho to jedno słowo. Natsu patrząc na nią już wiedział.
- Lucy chodźmy stąd… - zaproponował jej, jednak gdy próbował ją wziąć za rękę ona się wyrwała.
- Nie… - powiedziała spokojnym głosem, cały czas nieświadomie machając ręką. – Oj, nie … to nie możesz być ty … - majaczyła jakby była zahipnotyzowana. – Czemu mi to zrobiłaś? – zrobiłaś krok do przodu, jednak Natsu szybko chwycił ją w tali i pociągnął w kierunku samochodu. – CZEMU MI TO ZROBIŁAŚ?! – krzyknęła na cały las, co przyciągnęło uwagę wszystkich – Ty DEBILKO?! TERAZ?! SIEDEM LAT CIĘ SZUKAŁAM!? Aaaaaaaaaaaaaaa!!!! – wszyscy zebrani nie wiedzieli co się dzieje.
- Wpiszcie, że zwłoki należą do Layli Heartfilii. – Tylko to Natsu był w stanie powiedzieć, gdyż musiał się siłować z oszalałą Lucy, która wciąż nie mogła dopuścić myśli o tym, co się zdarzyło.
- JAKA HEARTFILIA?! Ona ma na imię Layla Froze!!!! LAYLA FROZE!!! ON JĄ ZAMORDOWAŁ!
- Lucy cicho! – Natsu rzucił ją przed swoim autem.
- I mówisz, że ja nie rozumiem, co ty czujesz? – jej łzy, jej rozpacz, jej ból dotarły do Natsu. Przykucnął i przytulił ją z całej siły.
- Wiem … Ja… przepraszam. – Musiał ją uspokoić i to był jedyny sposób, by tego dokonać. Podniósł ją i niosąc na rękach, wsadził do swojego samochodu. Zapiął jej pasy, a ona posłusznie siedziała. Pustym wzrokiem patrzyła przez szybę, wciąż roniąc na ziemię malutkie kropelki łez. Podniosła lekko głowę.
- Ty też płaczesz? – powiedziała cicho, widząc jak niebo staje się ciemne od chmur, a deszcz zaczyna padać na ziemię przesączoną od krwi. – Mamo…

***

            Gray Fullbuster pewnym krokiem szedł w stronę gabinetu Darega Froze’a, któremu miał przekazać przerażającą wiadomość. Bez zatrzymywania się pokazał recepcjonistce swoją odznakę, a następnie wparował do gabinetu kuzyna Lucy.
- Witam… - powiedział z lekka zaskoczony Dareg. – Co pana tu do mnie sprowadza?
- Niestety … musze pana poinformować, że niedaleko starej fabryki znaleziono zwłoki Layli Heartfilii…
- To żart? – Dareg zaśmiał się, jednak widząc poważną minę policjanta, przeraził się. – Nie… - próbował wstać, jednak poślizną się i z wielkim hukiem upadł na ziemię. – Layla … nie…
- Nic się panu nie stało? – podszedł do niego zaniepokojony Gray.
- Laylo … czemu teraz? Nie … Proszę wyjść… proszę … PROSZĘ!!! – oczy stały się czerwone od łez. Gray’owi w tym momencie nie pozostało nic innego jak tylko wyjść i pozostawić zrozpaczonego mężczyznę samego.
- Straszne, jak on tak zareagował … A Lucy … biedna dziewczyna. – Gray nie wiedział, co ma więcej powiedzieć, więc zostało mu tylko, powrócenie na komisariat i czekanie, aż ktoś ze świadków będzie w stanie mówić.

***

            Na Komisariacie Fairy Tail wrzało od rozmów i krzyków. Każdy się kręcił, nawet w niewiadomym celu. Dzwonili, pytali o świadków, dane… wszystko, ale tak jak było dwadzieścia jeden, czternaście czy siedem lat temu … nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie wie…
- Coś wiecie? – do głównego pomieszczenia wszedł Gildarts, który powoli zaczął siwieć, od natłoku obowiązków i nierozwiązanych spraw.
- Nic. – Tylko to mógł mu odpowiedzieć Gray
- A co z kuzynem Lucy? – na to pytanie także nie mógł odpowiedzieć policjant – A gdzie Natsu?
- On … - Lisanna chciała wytłumaczyć sytuację, jednak nagle różowowłosy chłopak wszedł do pomieszczenia, zdejmując szybko płaszcz i rzucając go na fotel.
- Już jestem! – odpowiedział, wyraźnie czymś zdenerwowany. – Musiałem odwieść Lucy!
- Coś … coś się stało? – zapytała zaniepokojona Juvia.
- Wspaniale! – to słowo dobitnie świadczyło o tym, że jednak „coś ” się stało.
- Co u Lucy? – Gildarts zaryzykował pytając o to.
- Nic nie chce mówić! Powiedziała tylko, że mordercy już nie żyją … - Natsu z całej siły walną o biurko
- Tylko tyle? – Gildarts stał na granicy przepaści.
- A co? Miała coś jeszcze powiedzieć? – zapytał Natsu ze złowrogim uśmieszkiem na twarzy.
- Nie! – Komisarz Główny odpowiedział szybko, a następnie pomknął do gabinetu, zamykając się w nim i odgradzając od szatana [czytaj: Natsu].

Pół godziny wcześniej…

            Natsu niósł ją na rękach, prowadząc w kierunku jej mieszkania. Gdy byli już pod nim, Lucy cicho odpowiedziała:
- Pod wycieraczką. – Natsu postawiła ją na ziemi, jednak zaraz oparta o ścianę osunęła się na podłogę. Natsu westchnął ciężko, jednak co mógł zrobić? Otworzył drzwi i wprowadził ją do środka, a następnie położył na łóżku.
- Prześpij się. – Przykrył ją kołdrą, a następnie skierował się w stronę wyjścia, jednak coś go przytrzymało. Spojrzał na dłoń, którą trzymała Lucy.
- Zabij mnie. – Powiedziała cicho.
- Co?! – krzyknął mocno zaskoczony Natsu
- Nie mam po co żyć… ja wiedziałam, że ona nie żyje, ja wiem, że jej mordercy też nie żyją, ale co z tego? Ja nie czuję bym chciała żyć. – Patrzyła tak pustym wzrokiem w nieznaną przestrzeń. Natsu nawet nie był pewien czy ona mówi do niego. Wyrwał się z jej uścisku.
- Nie zrobię tego!
- TCHÓRZU!!! Gdybyś mnie wysłuchał, gdybyś był ze mną … inaczej bym to zniosła… a teraz wraz z odnalezieniem jej ciała … ja jestem sama na tym świecie. – Podniosła się i spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami.
- To jesteśmy w podobnej sytuacji… - rzucił jej tylko to jedno zdanie, ale niespodziewanie zatrzymał się i spojrzał na nią okrutnym wzrokiem. – Nie… ty masz jeszcze Darega, no i … męża.
- NIENAWIDZĘ CIĘ!!! – krzyknęła, gdy już wyszedł. Jednak mimo wszystko usłyszał to i zaczął na nowo się nienawidzić.

Teraz …

- Naprawdę jestem bydlakiem … Ale może dzięki temu ją ochronię … Może… - pozostała mu tylko nadzieja. Chwycił jakieś papiery, która podrzuciła mu Lisanna, gdy rozmyślał.

***

            Lucy siedziała cała zrozpaczona na łóżku. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Podeszła do barku, który, jak na złość, opróżniła podczas ostatnich nocy. Zarzuciła coś na siebie, wzięła portfel, a następnie poszła w stronę sklepu. Gdy była już na holu zauważyła kogoś, kto podchodził do jej skrzynki i wrzucał do niej list. Lucy po cichu podeszła do kobiety i złapała ją od tyłu.
- Proszę! – szepnęła jej na ucho.
- Chodźmy do ciebie. – Kobieta zdjęła czapkę, którą miała na głowie. – Layla nie chciała, bym z tobą rozmawiała, ale mam to daleko w dupie, więc chodźmy! – poszła w stronę mieszkania Lucy. Dziewczyna była w lekkim szoku, więc dopiero po chwili, zrozumiała o co chodzi i poszła za tajemniczą osobą.
- Wiesz, że znaleźli jej ciało? – zapytała niepewnie Heartfilia.
- Gdybym nie wiedziała, to byś tego listu nie dostała! – kobieta mówiła, podjadając do chwilę jakieś cukierki.
- To był ten warunek … - szepnęła cicho dziewczyna. Gdy doszły pod drzwi, kobieta weszła do środka, a następnie rozłożyła się na kanapie czując się jak u siebie w domu.
- To co chcesz wiedzieć? – zapytała wprost kobieta.
- Kim jesteś? – to było pytanie, któro najbardziej nurtowało Lucy.
- Znasz zapewne imię Metsuryu? – zapytała słodko się uśmiechając.
- Jeden z Dragon Slayerów, ojciec Cobry… Twój brat? – dziewczyna miała nadzieję, że ma rację.
- Nie! – Lucy straciła wiarę w swoje umiejętności. – To ja!
- He? – takiej odpowiedzi nikt się nie spodziewał – Zmieniłaś płeć, nie dorwali cię? Jak, ty? Niemożliwe ….
- STOP! – krzyknęła głośno kobieta, nie mogąc dalej słuchać jęków Lucy.  – Ja zawsze byłam kobietą … Muszę ci parę rzeczy wyjaśnić. Wysłuchasz mnie?
- Oczywiście! – Lucy z wrażenia, aż wstała. Gdy dotarło do niej, co zrobiła zarumieniła się. – Przepraszam.
- Nic się nie stało. – Metsuryu próbowała ją uspokoić. – Kiedy włamałam się do tajnej bazy FBI, dowiedziałam się, że planują oni NAS zwerbować. Całą siódemkę, ale ja się bałam. Zawsze byłam aspołeczna i w ogóle, więc znalazłam genialnego dzieciaka, którego wyszkoliłam, by mnie udawał. Udało się. Był świetny, ja często mu pomagałam, ale ogólnie dawał sobie radę, więc nie było żadnych problemów. Tak mijały spokojnie miesiące, a tu nagle okazuje się, że mam dzieciaka, a raczej on ma. Powiedziałam mu … ok. nie ma sprawy. – Lucy z największą uwagą słuchała opowieści kobiety. – No i minęły dwa lata i nagle… pięknego, słonecznego popołudnia wchodzi do mnie Layla Heartfilia, z maleńką Lucy na rękach i się pyta czy zostanę chrzestną? Hihi. – Zaśmiała się cicho. – A ja na to … szczęka rozwalona do samej ziemi i stoję nic nie mówiąc. To było GENIALNE. Zaprosiłam ją do siebie i wtedy okazało się, że zna moją tożsamość. Byłam zszokowana. Okazało się, że taką głupią blondynką to ona nie jest i jako jedyna z grupki odkryła, że tamten człowiek był podstawiony. Chociaż nadal nie wiem, jak to zrobiła… Zgodziłam się i znowu mijały lata. Przez ten czas dowiedziałam się, kto był zdrajcą w naszej paczce i … o czymś strasznym. Dwadzieścia jeden lat temu znaleźliśmy dzieciaki, były eksperymenty i mordy. A czternaście lat temu? Myśleliśmy, że nic się nie wydarzyło. Wiesz kto zginął?
- Nie. – Lucy pokręciła głową
- Znasz to nazwisko. On był agentem, który ICH przyprowadził i z NIMI rozmawiał. Tym agentem z dokumentów i został on zastrzelony przez TEGO zdrajcę. – Kobieta wzięła głęboki oddech. – Znalazłam w danych jak się nazywał po … ucieczce, a raczej przed śmiercią. Gareth McGarden…
- Levy-chan… - dziewczyna z trudem wypowiedziała to imię. Całe jej ciało zaczęło drżeć. – Ale dlaczego? Co z nim?
- Razem z całą rodziną zginął w morzu … Czyli ta Levy także! – te słowa zszokowały Lucy. Nie wiedziała co ma powiedzieć, czy jak się zachować. Nie potrafiła zrozumieć tego co się dzieje, chciała uciec, chciała się schować. Było jej wstyd, bo wszyscy wokół niej cierpią, a ona samolubnie płacze i krzyczy. – Możliwe jest, że jednak ktoś ją uratował i dla bezpieczeństwa zatuszował wszystko, by wyglądało, że jednak ta dziewczynka nie żyje… nie wiem.
- Mów dalej. – Niespodziewanie rzekła Lucy.
- Jesteś pewna?- dopytała się kobieta
- Tak! – była stanowcza. Nie chciała być słaba, w tym momencie musiała być SILNA!
- A, więc przez kolejne lata żyło nam się spokojnie i wtedy … przychodzi do mnie Layla z listami… wiele ich było do wysłania. I były tam instrukcje. – Lekko przymknęła powieki – Na początku śmiałam się z niej i z tego co robi, ale gdy 7 lipca X777 zaginęła … zrozumiałam, co chciała mi przekazać. Wszyscy zginęli i tylko ja przeżyłam z wiedzą na te tematy. – Lucy chciała o coś zapytać, ale kobieta przerwała jej. – Nie! Wiem, o co chcesz zapytać, ale nie potrafiłam pójść i powiedzieć o wszystkim tobie, Natsu czy innym dzieciakom. Czemu? Po co więcej śmierci? A teraz! Znowu do cholery jasnej to samo! To co, że zginę? Nie mam już nikogo i co ja teraz pocznę?
- Proszę się nie poddaw… - nie dokończyła, gdyż jeszcze jakiś czas temu słyszała te słowa od Natsu i była wściekła, że on je wypowiada. Opuściła głowę, a następnie zaczęła płakać. – Ja naprawdę mam kogo kochać… Dziękuję!!!
- A co tak niespodziewanie?
- Dzięki pani coś zrozumiałam … Coś bardzo ważnego. – Metsuryu nie mogła dojść do tego, o co chodzi dziewczynie, dlatego wstała i zaczęła się kierować w stronę wyjścia.
- A! – nagle odwróciła się i podeszła do siedzącej Lucy. – Masz. – Podała jej kopertę, której był list, na który dziewczyna bardzo długo czekała.
- To od mamy? – pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- Tak. – Odpowiedziała jej kobieta, z uśmiechem na twarzy. – No dobra, to ja zmykam. Jeszcze w paru przypadkach muszę pobawić się w listonoszkę!
- Dlaczego pani to robi? – zapytała niespodziewanie panna Heartfilia.
- Wiesz kim był dla mnie ten człowiek, który przez to, że podszywał się pode mnie zginął? – Lucy pokręciła głową – Nikim… - blondynka nie zrozumiała tej odpowiedzi – I to najbardziej boli … Nic o nim nie wiedziałam, nic do niego nie czułam, jego śmierć nic dla mnie nie znaczyła…I to mnie boli … Naprawdę cierpię. – Dotknęła swojej piersi – Na sercu mam łańcuchy, które są mocno związane wokół mojego organu i teraz pragnę już tylko się od nich uwolnić. Jeśli ma śmierć od nich uwolnić, … to ZGINĘ! – po tej deklaracji, po prostu wyszła.
- Może ja też … - Lucy zamyśliła się na chwilę. Pięścią uderzyła się w klatkę piersiową. - … mam takie łańcuchy na sercu? – spojrzała na kopertę, w której było ostatnie zdanie matki do swej ukochanej córeczki. Dziewczyna otworzyła go i wyjęła, ku jej zdziwieniu, pojedynczą kartkę papieru, na którym było tylko parę zdań i nic więcej. – To tyle poszukiwać, tyle śmierci, a tak mało wyjaśnień? – zaczęła czytać.

Ukochana Córeczko!

Zapewne jesteś zszokowana faktem, że deklarując wyjaśnienia w drugim liście, wysyłam Ci tylko parę nędznych słów, ale uwierz MI. Chcę to wszystko już zakończyć, chcę byś nie tylko Ty miała normalne życie, ale i inni, którzy są powiązani z tą sprawą. Jestem świadoma tego, że pragniesz wyjaśnień, odsłonięcia wielkiej tajemnicy i przede wszystkim … PRAWDY. Wiem, ze w tej chwili uważasz wszystko za skomplikowane, trudne, zrozumiałe… Jednak w rzeczywistości ta zagadka ma prostą i łatwą odpowiedź. A ja wiem, że z czasem i ty sama dojdziesz do wniosków. Wierzę w ciebie, gdyż trudno by było, żebyś nie miała zmysłu do dedukcji.
Kocham Cię!
Wiele razy Ci to mówiłam, ale nie wiem, czy zdążę to powiedzieć Ci przed śmiercią, więc będę to cały czas powtarzać. Kocham Cię!
Na tym kończą się moje słowa, ale wiedz, że ktoś inny wyśle do ciebie list, gdy wszystko będzie zmierzało, nareszcie, ku końcowi. Jeszcze jeden list, z prawdą ostateczną. Kocham Cię! Dziękuję Ci, że się narodziłaś i proszę Cię… nie zmarnuj życia, które ci dałam.

Ukochana Mama

- Ty debilko! Już od narodzin miałam zniszczone życie! – Lucy wrzasnęła do samej siebie – Miałam dostać odpowiedzi i co?! Aaaaaaaaaaaa!!! – walnęła z całej siły w kanapę i nagle usłyszała dźwięk upadającego, metalowego przedmiotu na ziemię. Zaczęła rozglądać się po pokoju i ku jej zdziwieniu zobaczyła, że na podłodze leży złoty klucz. Podniosła go i wtedy do niej dotarło. – Jedynie zdrajca nie posiada klucza … Albo go komuś ukradł, ale … kto?

Ciąg dalszy nastąpi …

PROSZĘ PRZECZYTAJ!!! 
Drogi czytelniku

Nawet jeśli blog będzie zakończony proszę cię drogi czytelniku SKOMENTUJ, jak chcesz pójdź na inne moje BLOGI, POLUB moją stronę, albo naciśnij OBSERWACJĘ :)

piątek, 27 czerwca 2014

Levy pognała prosto do swojego mieszkania, weszła do środka i zatrzasnęła drzwi.
- Żeby na takiego debila, tak wydzierać gardło! – powiedziała na głos.
- Kto tak rozdrażnił moją kochaną córeczkę. – Dziewczyna szybko odwróciła się. Ujrzała siedzącego na fotelu Zerefa, który z uśmieszkiem na twarzy patrzył na dziewczynę.
- Natsu Dragneel. – Odpowiedziała mu, idąc w kierunku łazienki. – On nie wie wszystkiego i przez to same z nim kłopoty. – Przemyła twarz, a następnie ruszyła w stronę kuchni.
- Mam nadzieję, że to nie niszczy naszych planów? – Zeref podejrzliwie spojrzał na dziewczynę.
- Chyba mu wytłumaczyłam na czym stoi! – rzekła dumnie Levy.
- Tylko pytanie, czy naprawdę dbałaś o dobro planu czy też miałaś osobisty interes?
- Ty zawsze wszystko wiesz … Ha! – zaśmiała się dziewczyna – Chyba głownie chodziło o moje życie i o Lucy. Tak … To wszystko jest skomplikowane… Nawet bardzo.
- I nic nie będzie proste na tym świecie. – Wziął do ręki płaszcz i wyszedł z jej mieszkania nawet nie żegnając się. Jednak Levy odetchnęła z ulgą. Potrafiła udawać, ale to bolało. Upadła na ziemię, opierając się plecami o kuchenkę. Łzy powoli spływały jej po policzkach, które powoli zaczęły się robić czerwone.
- Nikt mnie nie rozumie! – krzyknęła na całe mieszkanie.

***

            Następnego dnia rano miało miejsce tak wiele sytuacji, tak bardzo niezwykłych i zadziwiających, że wszyscy o nich zapomnieli, gdyż ich po prostu nie zrozumieli.
            Laxus szedł dumnym krokiem w stronę swojej pracy. Po wolnym dniu, spędzonym w towarzystwie jego ukochanej Mirajene, czuł się pełny energii i radości [PS. Ciekawe co robili …?]. Jednak gdy zaczął dochodzić pod komisariat na chwilę przystanął. Zaczął się zastanawiać, jak ma poinformować wszystkich o tym wydarzeniu. Niepewnie wszedł do środka, gdy nagle policjanci rzucili się na niego, jak chmara komarów w letni, upalny dzień.
- Gratulacje! Bądź szczęśliwy! Oj brawo… - nieustannie przewijały się życzenia, aż w pewnym momencie mężczyzna zaczął się rozładowywać i jego dysk twardy zaczął się powoli kopcić
- Wystarczy! – w jego obronie stanęła Lisanna. – Dajcie spokój! Nie widzicie, że on zaczyna wymiękać. Może i na zewnątrz jest twardy jak skała, ale wewnątrz to delikatny człowiek.
- Tak twardego coś on ma, gdy widzi twoją siostrę! – nagle odezwał się Gildarts, który wyglądał za gabinetu.
- Szefuniu! Już masz Trojana na kompie. – Pomachał w jego stronę, a następnie powoli zaczął uciekać do swojej zacisznej kanciapy [czyt. Królestwa Laxusa]. Nagle, gdy był już blisko drzwi, coś zwróciło jego uwagę. Zwolnił trochę tempo i ostrożnie zaczął się zbliżać do swojej sali informatycznej. – Coś mi nie pasuje… - szepnął cicho, a gdy dotarł na miejsce, zobaczył, że zamek jest wyłamany. Szybko wszedł do środka, gdzie ujrzał nieogarniający się nieporządek. Na pierwszy rzut oka już było wiadome, że ktoś czegoś szukał i Laxus wiedział czym była ta rzecz. – Czyli przeczucia mnie nie myliły… - szybko zawrócił.
- Coś się stało? – zapytała się zaniepokojona Mirajene, widząc biegnącego narzeczonego.
- Nic, tylko czegoś zapomniałem z domu! – powiedział pierwsze, lepsze wytłumaczenie, które przyszło mu na myśl, gdy rozmawiał z sekretarką.  – Zaraz wracam! – szybko wybiegł z komisariatu, wsiadł do samochodu i pojechał.
            Gdy dotarł na miejsce, wtargnął do swojego domu, a następnie poszedł do piwnicy. Tam, widząc ogromną skrzynię, otworzył ją. Wyjął z niej kilka teczek w których były dokumenty, a których nie dał Natsu. Zaczął się rozglądać dookoła, jednak nie znalazł tego co chciał.
- Cholera! – zaklną, gdy wbiegał po schodach na górę, po jeden przedmiot. Gdy wrócił do piwnicy, chwycił teczki z papierami, otworzył je i szybko uchwycił ich treść wzrokiem.- Chyba oddanie klucza Lucy nie pomoże zbytnio… - chwycił papiery na obu końcach. Chwilę wahał się, jednak w pewnym momencie zdecydował się i rozdarł dokumenty na pół, a później jeszcze raz i jeszcze, aż zostały one rozdrobnione na małe kawałeczki. Wyjął z kieszeni przedmiot, który przyniósł z kuchni. Była to zapalniczka. Położył na ziemi papiery, chwycił jeden z nich, zapalił i podsunął skrawek papieru pod ogień. Rzucił go na całą stertę, która po chwili zaczęła się coraz mocniej palić. Na jego oczach była niszczona praca, za którą Makarov Dreyara, jego dziadek, poświęcić życie. Nie spuszczał wzroku z palącej się sterty. Chciał widzieć moment, w którym oprócz popioły nic więcej nie pozostanie z tych przeklętych pism.

***

            Levy powoli szła w stronę kostnicy, by wziąć jedne ze zwłok i przeprowadzić sekcje. Jednak nagle natknęła się na kogoś, kto nie powinien się znajdować w takim miejscu.
- Witam panienkę McGarden. – Rzekł z uśmiechem na twarzy tajemniczy mężczyzna.
- Witam, a … kim pan jest? – nie mogła skojarzyć czy zna tego człowieka.
- Mam na imię Dareg Froze. Jestem kuzynem Lucy. – Wtedy Levy zrozumiała, kim jest ten człowiek. – Rozmawiałem już z przełożonym i dostałem zgodę rozmowę z panienką.
- A o czym chce pan ze mną porozmawiać? – zapytała niepewnie, zaczynając się rozglądać dookoła, czy znajdzie kogoś, by doczepić się do niego i znaleźć wymówkę. Jednak nikogo takiego nie widziała. – Może usiądziemy w kawiarence? – zaproponowała grzecznie.
- Bardzo chętnie. – Odpowiedział Dareg, a następnie udali się w miejsce, gdzie pracowała normalna osoba. Usiedli do stolika i zamówili po kawie i ciastku.
- Tak, więc ponowię pytanie. Jaką pan ma do mnie sprawę? – uśmiechnęła się ironicznie.
- Chodzi o Lucy i o Natsu. – Gdy Levy usłyszała to, głęboko się zdziwiła.
- Co z nimi? – niepewnie zapytała. Do stolika podeszła kelnerka z gotowym zamówieniem.
- Za daleko idą, może panienka z nimi porozmawia? – zaproponował Dareg.
- Może, ale najpierw KIM PAN JEST? –Levy nie dawała za wygraną.
- Przecież mówiłe…
- Ale co więcej? – przerwała mu niegrzecznie dziewczyna.
- A co tu robi dziewczyna w wieku Lucy jako patolog? – Levy zdziwiła się, że ktoś po raz pierwszy zadał jej to pytanie.
- Po prostu wcześniej ukończyłam studia. – Niepewnie i niewiarygodnie odpowiedziała. Dareg kończył pić kawę. Nagle po całej sali rozległy się brawa.
- Coś się stało? – Levy starała się zobaczyć, co tam się dzieje, ale mogła nic dojrzeć.
- A to pewnie Lyon z Narkotykowego złapał tego dilera, który sprzedawał młodym dzieciakom prochy. – Wyjaśnił jej Dareg, a następnie odwrócił się w jej stronę, by dokończyć swoją wypowiedź. – Chciałem ci tylko jedną rzecz zasygnalizować. Tu i tam miałaś pewne znajomości. – Wstał i wyszedł z kawiarki, wcześniej płacąc za oba zamówienia.  Będąc już przy wyjściu odwrócił się na chwilę i pomachał w kierunku Levy która niechętnie podniosła rękę i lekko odmachała mu.

***

            Natsu, gdy tylko nastał ranek zadzwonił do Gildartsa powiedzieć, że trochę się spóźni. Wsiadł w samochód, a następnie pojechał w kierunku siedziby firmy Heartfilia, gdy dotarł na miejsce, okazało się, że  Darega Froze’a jeszcze nie ma. Usiadł wygodnie na krześle i zaczął czekać. Po piętnastu minutach rozbawiony kuzyn Lucy wszedł do budynku.
- Witam! – Natsu nie patyczkował się, tylko od razu go pochwycił, by przeprowadzić z nim rozmowę. – Możemy? – zapytał dla innych niezrozumiale, jednak Dareg wiedział o co chodzi. Pokazał ręką, żeby szedł przed nim. Gdy doszli do gabinetu weszli do środka i usiedli na fotelach.
- Tak, więc czemu zawdzięczam tę rozmowę? – Dareg był zadowolony z siebie.
- To ty chciałeś ze mną porozmawiać. – Natsu wtedy zrozumiał, że dał się wplątać w pułapkę.
- Oczywiście. – Mężczyzna nie ukrywał tego faktu. – I jak tam ci idzie z Lucy?
- Zgaduję, że w tej chwili chciałaby mi wydłubać oczy, wyrwać rękę, usmażyć mnie w gorącym oleju, powbijać gwoździe w głowę i nie wiem jakie jeszcze tortury można wymyślić.
- Coś ty jej powiedział debilu? – Dareg zapytał wprost.
- Coś bardzo głupiego. Teraz rozumiem swój … błąd, ale czy da się w tym momencie naprawić? – był świadomy swojej sytuacji.
- Nie wiem. – Kuzyn Lucy rzekł szczerze. – Ale na pewno się tego nie dowiesz, jak nie spróbujesz!
- Jakie mądre słowa… -powiedział z ironią.
- U mnie same mądrości znajdziesz! – Dareg był pewien swego.  – Co jej powiedziałeś?
- Że co ona … - wziął głęboki oddech. – Chciałem rozwiązać sprawę śmierci mojego ojca, ale co? Nic nie mogę zrobić! Giną osoby związane z tą sprawą…
- Kto zginął? – zapytał niespodziewanie Dareg
- Podawali w wiadomościach, że Cobra. – Wyjaśnił mu Natsu - Tylko Cobra … Nie było wiadomości, że Stingowi i Rogue coś się stało …
- Nareszcie zaczynasz myśleć! – pochwalił go mężczyzna. – I myśl dalej … Dlaczego?
- No łatwiejszy sposób to, to nie był … - zaczął się rozglądać po pokoju. – Większego rozgłosu chyba nie można nigdzie znaleźć… chyba, że coś wiedział, ale… - Natsu starał sobie coś przypomnieć.  – Hasło, coś o nim wiedział… ale to też nie powód… Zgaduję, że ty wiesz? – spojrzał na Darego, który pogwizdywał sobie w stronę okna.
- Wiem, ale nie powiem. Ja już jestem za stary na myślenie, w przeciwieństwie do ciebie.  – Natsu mógł tylko westchnął. Na chwilę zamilknął, by pomyśleć. Zaczął się rozglądać po gabinecie szukając wskazówki.
- Czemu go zabili? – cały czas myślał. Spojrzał na półkę z książkami na której stała pozycja o tytule „Wróć do pana”. – On był zdrajcą. – Uśmiechnięty kuzyn odwrócił się. – On musi żyć i być zdrajcą, albo … zamordowali go, bo wykonał swoje zadanie….
- Brawo! – Dareg zaczął klaskać w dłonie – A jakie było jego zadanie?
- Klucze… O cholera, co ja zrobiłem … - Natsu złapał się za głowę – CHOLERA!!!
- Ludzie uczą się na błędach. Mam tylko nadzieję, że dobrze je ukryłeś. – Kuzyn Lucy patrzył na Natsu z ogromną satysfakcją.
- Tak, na szczęście trochę rozumu mi zostało. – Zaczął ciężko oddychać. – Ale czemu …? No tak przecież minął cały dzień, ale dalej nikt nie przyszedł, żeby mnie przesłuchać.
- Bo cię tam nie było! – powiedział przekonywująco Dareg
- Ależ byłem! – nie zgodził się z nim Natsu.
- Nie było cię tam! – powtórzył ostro kuzyn Lucy – I niech tak zostanie!
- Telefon? – przypomniał sobie, że przed wejściem do więzienia strażnicy odebrali jakiś telefon. – On może być Acnologią? – ta myśl przeraziła Natsu. Wstał i zaczął się kierować w stronę wyjścia. – To może ja już pójdę i tak zająłem panu zbyt dużo czasu.
- Ależ nic się nie stało, miałem naprawdę dobrą zabawę! – Dareg uśmiechnął się szeroko. Natsu kiwnął tylko głową i wyszedł.
- Jeśli to naprawdę Acnologia, to życie Lucy może być zagrożone…

***

            W tym samym czasie, stało się coś, czego nikt nie mógł tak naprawdę się spodziewać. Pani Rawlison, jak zawsze rano, spacerowała ze swoim ukochanym pieskiem „panem Jacksonem” w okolicznym lesie, idąc trasą od starej leśniczówki, przez główną drogę na skrzyżowaniu, a od tego momentu po stary drewniany most. Powoli zaczęła dochodzić do przystanku, który zawsze robiła niedaleko ulicy, gdy nagle wyszło przed nią dwóch mężczyzn.
- O co chodzi!? – oburzyła się mocno kobieta. Wyjęła z torebki okulary i zobaczyła, że ci dwa tajemniczy mężczyźni to w rzeczywistości policjanci.
- Proszę pani, tu nie wolno iść. Przez kilkoma minutami zdarzył się tu wypadek samochodowy ze śmiertelnym skutkiem, dlatego droga jest zamknięta. – Wyjaśnił jej jeden z mężczyzn. – Proszę zawrócił, albo pójść w przeciwną stronę.
- To oburzające! – krzyknęła kobieta – Od czternastu lat chodzę tędy regularnie i jakoś nikt nigdy nie zabronił mi iść moją drogą!
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. – Mężczyzna uśmiechnął się do niej. Kobieta westchnęła głośno i poszła w przeciwnym kierunku.
- I skąd ja teraz będę wiedziała ile przeszłam!? – cały czas narzekała pod nosem. Jednak musiała posłusznie pójść, tak jak jej kazali policjanci. – I co panie Jackson? Co my teraz zrobimy, niu, niu? – powiedziała pieszczotliwie do małego pieska.  
Hau, hau, hau!!! – zaczął szczekać powoli wyrywając się kobiecie. Trzeba także dodać, że był to rasowy pies myśliwski, pozostały po jej świętej pamięci mężu.
- Co robisz?! – krzyknęła, jednak było za późno cokolwiek robić. Pies wyrwał się jej z ręki i pobiegł w jakiś kierunku.  – Panie Jackson!!! – krzyczała cały czas kobieta. Podwinęła lekko do góry sukienkę i powoli zaczęła pędzić za psem, który pognał na tyły starej fabryki.
Hau, hau, hau!!! – coraz głośniej o sobie dawał znać.
- Co się dzieje?! – nagle z przerażenia, serce podskoczyło jej do gardła. Za drzew wyłoniła się postać trzymająca w ręku łopatę. Gdy ujrzał kobietę, od razu pobiegł w przeciwnym kierunku.  – O BOŻE!!! – złapała się za serce – A co z pieskiem? – szybko otrząsnęła się i pobiegła na tyły fabryki, przedzierając się przez krzaki. Gdy lekko wyjrzała, za ścianą zobaczyła pieska, którego głowa była pochylona. Kobieta odetchnęła z ulgą. – Mój ty panie Jacksonie, ja ci… - nie dokończyła, gdyż ujrzała, coś czego się nigdy spodziewała zobaczyć. – Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!! – krzyknęła na cały las, a następnie zemdlała.

***

            Natsu powoli dotarł na komisariat, spóźniony o prawie godzinę. Gdy stał przed drzwiami do wejścia, wziął głęboki oddech i wszedł do środka. Na komisariacie, aż wrzało od rozmów. Chłopak starał się unikać wzroku innych i po cichu siąść do swojego biurka.
- Natsu! – nagle usłyszał wołanie. Rozpoznał ten głos. Należał do Gildartsa. Niepewnie poszedł w stronę jego gabinetu.
- Coś się stało? – zapytał niepewnie.
- Oczywiście! – krzyknął na cały pokój. – Erza ma zwolnienie na dwa lata. Najpierw dla poratowania zdrowia, a potem macierzyński i co? Zostajesz ty, Gray, Gajeel i Juvia i KONIEC!
- A Cana? – zapytał niewinnie
- Na odwyku.
- Mystogan?
- Rządowi zabrali.
- No to problem … - podsumował chłopak
- I to ci chciałem powiedzieć! – Gildarts był oburzony całą tą sytuacją – Jak Makarov sobie radził z tym gównem! A jeszcze przed chwilą otrzymałem zgłoszenie, że za jakąś fabryką cholerny pies odkrył zwłoki. I co? Zmarli są ważniejsi od żywych? – wyrwał kartkę z notatnika i zapisał adres na niej. – Jedź tam z Gray’em i Lisanną!
- Ok. – Natsu odetchnął z ulgą. Odwrócił się i poszedł w kierunku drzwi. Nagle zatrzymał się.  – Ale to Mirajene zazwyczaj przyjmuje zgłoszenia?
- Urlop, szykuje się do ślubu! – Gildarts był wściekły, więc Natsu szybko opuścił teren zagrożony eksplozją.
- Gray, Lisanna! – zawołał towarzyszy. – Mamy zlecenie. Jedziemy … - spojrzał na kartkę z adresem. – Gdzieś …?

***

            Lucy siedziała wygodnie w fotelu słuchając wiadomości, nagle zadzwonił telefon. Podeszła do niego i podniosła słuchawkę.
- Halo? – zapytała i przez chwilę nie słyszała odzewu jakieś osoby.
- Witam! – nagle ktoś rozpoczął rozmowę. – Jestem współpracownikiem Natsu Dragneela, prosił panience przekazać, że jeśli panienka chce przypatrzeć się sprawie, to zaprasza do starej fabryki, która jest niedaleko drogi, a wokoło jest niej las. Wie panienka, o które miejsce chodzi?
- Tak, wiem. – Odpowiedziała dziewczyna, wiedząc co to jest za miejsce, gdyż tam 21 lat temu Igneel znalazł Natsu.
- Przyjedzie panienka?
- Zobaczę. – Odpowiedziała niepewnie, a następnie odłożyła słuchawkę. Jednak nie minęła sekunda, a ona ruszyła w kierunku wyjścia, tylko zmieniając buty i nakładając płaszcz. – Może chce się pogodzić? – pomyślała pełna nadziei.

Czyje ciało zostało odnalezione?

Ciąg dalszy nastąpi …



PROSZĘ PRZECZYTAJ!!! 
Drogi czytelniku


Nawet jeśli blog będzie zakończony proszę cię drogi czytelniku SKOMENTUJ, jak chcesz pójdź na inne moje BLOGI, POLUB moją stronę, albo naciśnij OBSERWACJĘ :)


niedziela, 22 czerwca 2014

ZASADY:
1) Fani oceniają poprzez oddanie 1 głosu w ankiecie obok.
2) Twórcy opowiadań nie biorą udziału w głosowaniu oraz nie mogą zdradzić swojej tożsamości i tego, że biorą udział , jeśli zostanie to wykryte automatyczna dyskwalifikacja
3) Do autorów: jeśli cokolwiek zostało przeze mnie zmienione, to nie macie mieć prawa się ze mną kłócić, proszę spojrzeć na stronę konkursu i przeczytać czcionkę i jej rozmiar :)

Najlepsza para w gildii

W budynku gildii panowała cisza. Było to zjawisko wprost niespotykane, tym bardziej że obecni byli wszyscy członkowie Fairy Tail. Dziś odbywało się losowanie par które mają wziąć udział w tegorocznych zawodach na najlepszą dwuosobową drużynę. Wszyscy stali wpatrzeni w Mistrza który losował pary ze skrzynki. Gdy trzymał już w ręce trzy kartki z imionami wszyscy wstrzymali oddech. Mistrz chrząknął i zaczął mówić.
- W tym roku w pojedynku wezmą udział... - Staruszek spojrzał na pierwszą kartkę. - Natsu i Gildarts.
 Natsu zaczął wydawać z siebie odgłosy radości. W końcu ktoś z tłumu walnął go aby się uciszył. W rezultacie wszyscy po kolei zostali wciągnięci w walkę. PO jakiś dziesięciu minutach było po wszystkim. Grey siedział nago, Natsu śmiał się jak szalony, Levy leżała na podłodze z podbitym okiem, Mira łaskotała związaną Erze, a Lucy, której jakimś cudem udało się uniknąć większych obrażeń rozmawiała o czymś z Caną.  W końcu mistrzowi udało się uciszyć ich wszystkich powiększając swoją rękę i przygniatając ich do ściany. Znów chrząknął.
- Lucy i Levy - Rozglądnął się, ale nie wywołało to większego zamieszania więc kontynuował. -  Juvia i G...
- Gray- Sama! -  Lodowy mag ledwo unikną rzucającej się na niego Juvii. Mistrz jednak nie przejął się tym, że ktoś mu przerwał i powiedział jeszcze raz:
- Juvia i Gajeel.
Juvia pozbawiona nadzieii na spędzinie czasu z Grayem rozpłynęła się po całej podłodze. Gajeel usiadł na stole aby uniknąć zamoczenia się i prychnął tylko. Mistrz, jako że był mistrzem od wielu lat, był już przyzwyczajony do tego typu  zamieszania więc krzyknął tylko aby ci których wybrał stawili się na drugim piętrze i poszedł, pozostawiając reszcie powstrzymanie powodzi.  Po godzinie, Lucy jakoś wniosła na piętro poobijaną Levy, Natsu przestał walczyć z każdym kto się nawinął, a Gray uspokoił Juvię (w zasadzie nie musiał nic robić, po prostu w swoim zwyczajnym ,,stroju" poślizgnął się i wpadł do wody). Mogło więc już odbyć się zebranie na którym zostaną poinformowani w jakiej konkurencji się zmierzą.
- Otóż w tym roku o rodzaju pojedynku zdecydowała Lisanna. Tak więc przez ten tydzień będziecie musieli jak najlepiej... - Mistrz otworzył list od Lisanny i.... wybuchnął śmiechem. I śmiał się tak, że aż dostał ataku kaszlu i było konieczne pozbieranie go z podłogi. Levy w tym czasie przeczytała treść listu. Po dłuższej chwili, cała czerwona na twarzy, powiedziała o co chodzi.
 - Przez tydzień mamy udawać że ze sobą chodzimy.
Wszystkich natychmiast zatkało. Z wyjątkiem Natsu oczywiście.
- Chodzimy? Na misje? A nie możemy normalnie na jakąś iść? To konkurencja kto przekona ludzi że zrobił najwięcej misjii, choć nie zrobił żadnej? - Nawijał tak jeszcze długo, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Mistrz, bo już zdąrzył się uspokoić, zaczął wyjaśniać zasady.
- Przez tydzień macie udawać parę. Fred nałoży na was runy, które nie pozwoją wam nikomu przekazać że udajecie. W trakcie tego tygodnia za pomocą tych run będziemy także w ciągu tego tygodnia wysyłać wam telepatycznie mini-zadania. Jeżeli nie wykonacie któregoś z nich - odpadniecie. - Wszyscy w tej chwili już zaczynali mówić że rezygnują, ale mistrz ich ubiegł. - W tym roku znaleźliśmy sponsora, więc nagroda to 14000000 kryształów.
- Wchodzę w to. - Odezwało się sześć głosów na raz. Jak widać jeśli chodziło o pieniądze byli jednomyślni.
- Zawody będą trwały od jutra, do przyszłej soboty. Radzę jak najszybciej wyznać że jesteście parą, za to będą dodatkowe punkty.
Wszyscy po tych słowach rozeszli się i zaczęli obmyślać plan na jutro. Myślęli że to tylko tydzień, że udawanie pary będzie dziecinną igraszką. Nie mogli się bardziej pomylić.

Najłatwiejsze zadanie było oczywiście w przypadku Gajeela i Juvii. W połowie. Z jednej strony stanowili jedyny związek hetero, z drugiej nikt nie uwierzy że Juvia tak nagle porzuciła Graya.  Cały ranek obmyślali więc plan, jak to powiedzieć żeby wypadło wiarygodnie. Koło ósmej oboje przybyli do gildii, i już mięli zacząć tę grę, ale uprzedził ich Gildarts.
- Hej, możecie mnie rzez chwilę posłuchać?  - Gildarts jak zwykle mówi ze swoim dziwnym uśmieszkiem. - Chciałbym powiedzieć że Natsu i ja... - Wziął chłopaka pod ramię i zaczął tarmosić mu włosy. - ... Bierzemy za miesiąc ślub.
Po kilkuminutowej ciszy nagle wybuchła taka wrzawa, że nawet jak na standardy Fairy Tail było tu głośno.
- Juuvia tt..też chciała coś ogłosić! Gajeel w...wczoraj oś...oświadczczył się Juuvii!
Po zbiorowym szoku jaki wywołała wiadomość Gildartsa nikogo to nie zdziwiło więc najważniejsze mięli już za sobą. Teraz jednak uwagę rzykuły siedzące w kącie Lucy i Levy
- Lucy! - Oczy Levy skupiły się na blondynce. Można było aż czuć miłość promieniującą z jej postawy. Levy musiała być idealną aktorką. - Wiem że to nagłe. Że nie mam pierścionka, że wszyscy patrzą i że zasługujesz na coś więcej, niż tylko marne słowa, ale patrząc w twoje oczy nie mogę się powstrzymać!  Lucy - Levy uklękła - Wyjdziesz za mnie?
Lucy rzuciła jej się w ramiona i zaczęła namiętnie całować a cała reszta gildii zwariowała. Gray podbiegł do Juvii i zaczął ją pytać o co chodzi, Cana próbowała się dowiedzieć co strzeliło do głowy jej ojcu, Natsu, który niczego nie rozumiał, siedział pod ścianą podduszony przez swojego partnera, rumor stał się nie do wytrzymania.  Levy szybko pociągn,eła Lucy za rękę i obie jakoś uciekły od kłopotkiwych pytań. Lekko zdyszana usiadły na jakiejś ławce.
- Lucy... - Levy zaczerwieniła się lekko - Po co mnie wtedy... po.. po... 
- Pocałowałam? - Lucy przewróciła oczami. - To była misja od mistrza, te runy umożliwiły mu przekazywanie nam informacji telepatycznie.
- Aaa, rozumiem. - Zaśmiała się, ale był to lekko sztuczny śmiech. Tak naprawdę wyglądała na bardziej przygnębioną. Lucy jednak tego nie zauważyła.
- Rany, będziemu musiały tak przez cały tydzień? Czemu mistrz nie zrobił wszystkich par chłopak-dziewczyna? Mogłabym być z Natsu! - Lucy, pogrążona w marzeniach zaczynała przypominać Juvię gadającą o Grayu. Levy wstała i odwróciła się do niej tyłem.
- Muszę iść. Cześć. - Odbiegła szybko i zniknęła w tłumie. Lucy wzruszyła ramionami.
- Co ją napadło?
Tymczasem w Gildii Gildarts wciąż nie wydostał się z gildii. Podczas gdy na niego jego córka wrzeszczała co on sobie znów ubzdurał, Lisanna zabrała się za ocucanie nieprzytomnego Natsu, zeby od niego dowiedzieć się, o co chodzi. Ognisty mag obudził się dopiero po dłuższej chwili, i jak zwykle nic nie rozumiejąc rzucił się na Glidartsa.
- Walcz ze mn...! - Chwycił go za koszulę, jednak potknęli się i runęli na zimię, przez przypadek  stykając się ustami. Gildy szybko wstał, objął go ramieniem i zaczął robić dobrą minę do złej gry.
 - Nie wiem czego się czepiacie, Laxus bez problemu może całować się z Fredem po kątach.
Uwaga wszystkich skupiła się teraz na magu błyskawic, więc Gildarts mógł szybko razem z Natsu zwiać  z budynku gildijnego i zacząć mu tłumaczyć na czym dokładnie polegają te zawody. Tylko Juvia i Gajeel nie mięli dotychczas żadnych problemów. Do czasu aż mistrzowi nie zaczęło się nudzić. Żelazny smoczy zabójca zobaczył komunikat i zamarł, po chwili jednak wziął Juvię w ramiona i zaczął mówić
 - Juvio, czy naprawdę musimy czekać do nocy poślubnej? Nie wytrzymam dłuej chcę cię mieć tu i... - Do gildii wparował rozwścieczony Lyon. Lodowy mag wyrwał Juvię z ramion smoczego zabójcy.
-  Wszystko słyszałem! Nie pozwolę ci jej mieć! Juvia jest moja! - Dziewczyna jednak z tego wszystkiego straciła przytomność i rozlała się po całej sali. Gdy udało im się to wszystko ogarnąc była juz noc. Każdy jednak dzięki temu wiedział co jutro powie.

- Rezygnujemy. - Powiedziało sześć głosów chórem. Palący fajke w skupieniu Mistrz odwrócił się.
- Niby dlacze...
- Juvia nie będzie się całować z nikim oprócz panicza Graya!
- Nie będę udawał ze jestem w związku z tym staruchem!
 - Moja córka chce mnie zabić!
 - Nawet za 14 000 000 kryształów nie będę udawać że chodzę z inną kobietą!
- CICHO BĄDŹCiE! - Wziął dłuugi wdech ze swojej fajki. -  Niezależnie od waszej woli runy będą działać jeszcze przez tydzień. Możemy je ściągnąć najszybciej pojutrze, rano. Ale w takim wypadku zmierzycie się za miesiąc, w innych konkurencjach.
- Zgoda. - znów powtórzyło sześć głosów.
- Wiec do jutra będę utrzymywał że poszliście na jakąś misję, a tymczasem nie wychodźcie z domów bo Fred nie ściągnie z was tego zaklęcia jeżeli będziecie się za dużo przemieszczać.  Ach, i musicie cały czas być ze swoją parą, bo zaklęcia są połączone. No chyba ze wolicie poczekać jeszcze sześć dni...
- NIE!!!

Po zebraniu wszyscy rozeszli się do domów. Levy chwyciła za rękę Lucy i zaprowadziła ją do swojego mieszkania. Było ono dość duże. Składało się z trzech pokoi - łazięki, kuchni i sypialni, choć bardziej przypominała ona bibliotekę z łóżkiem na środku. Gwiezdna czarodziejka była zachwycona.
- Idę się przebrać, a ty możesz się tu rozglądnąć. - Levy wyszła z pokoju a Lucy zaczęła oglądać książki. W pewnej chwili dostrzegła dziwną książkę. Nie miała tytułu na brzegu i wyglądała jak zrobiona z metalu. Podeszła więc do półki i chciała ją wyjąć, ale gdy tylko jej dotknęła rozległ się trzask i regał się odsunął, ukazując ukryte pomieszczenie. Zaciekawiona Lucy weszła do środka. To co tam zobaczyła zniszczyło jej wszelkie wyobrażenia o Levy. Na ścianach wisiały setki, nie, tysiące jej zdjęć zrobionych pod różnymi kątami. Na niektórych była ubrana, na innych nie. Podeszła do biurka postawionego od ścianą i tam spotkał ją kolejny szok. Kilkaset kartek różnych opowiadań-romansów... z nią i Levy w roli głównej. Ostatnią rzeczą jakiej jeszcze nie oglądała był pamiętnik Levy...  Po długim wachaniu otworzyła go i spojrzała na pierwsze strony. ,,Lucy dziś do mnie zagadała!Rozmawiałyśmy i umówiłyśmy się na wspólną misję!" ,, Lucy zapomniała o naszej misji i spędziła cały dzień z Natsu. Pewnie nie chce spędzać czasu z kimś tak beznadziejnym jak ja. Może powinnam mniej ją męczyć?'' ,, Lucy wyznała mi że podoba jej się ten ognisty debil. Wiedziałam że ona nigdy nie polubi kogoś takiego jak ja.''
- To trochę nie ładnie czytać cudze pamiętniki. - Blondynka podskoczyła gdy zobaczyła za sobą niebieskowłosą. Cofnęła się, ale potrąciła  kubek z jej podoblizną stojący na biurku a gdy niebieskowłosa złapała go, spadł z niej ręcznik w którym była. Pisnęła, a Lucy szybko zakryła oczy.
- Levy, ja...
- Tak, wiem. Jestem tak głupia że absolutnie nikt nie chciałby się ze mną zadawać, a co dopiero żyć wspólnie.
- Nie Levy...
- Chodzi o mój wygląd? Wiem że mam czoło wysokie jak wieża ratuszowa i piersi tak małe że aż niewidoczne... - Blondynka złapała tamtą za ramiona i przerwała jej dłuuuuugim pocałunkiem. Gdy wreszcie oderwała się od jej ust uśmiechnęła się.
- Też cię kocham, Levy. - Niebieskowłosa nie mogła przez chwilę nic z siebie wykrztusić.
- Ale mówiłaś... Natsu...
- Mówiłam to tylko dlatego że bałam się że zaczniesz mnie o coś podejrzewać i nie będziesz chciała już mnie znać.
- Lucy...
Dziewczyny jeszcze raz pogrążyły się w pocałunku i resztę nocy spędziły wtulone w siebie w łóżku Levy.

Nazajutrz  Levy wstała wcześnie i zaczęła robić śniadanie. Nagle poczuła że ktoś ją obejmuje z tyłu.
- Lucy?
- Pamiętasz jak wtedy pocałowałam cię w gildii? - Uśmiechnęła się i następne słowa wypowiedziała szeptem. - Nie miałam wtedy żadnego zadania od Freda.
Dziewczyny znów się pocałowały i żadna nie miała już co do drugiej wątpliwości. 

Shirogane 白金 

Rozdział I
Nieoczekiwane spotkanie
            Dzień był wyjątkowo ciepły jak na początek lutego, tym bardziej mając na uwadze zamieć z dnia poprzedniego. Większość gildii, czyli ci, którzy nie wykonywali właśnie żadnej misji, znajdowała się siedzibie Fairy Tail. Jedynie Gajeel postanowił przejść się po mieście, gdyż nie był w nastroju na rozmowę z kimkolwiek. Nie mógł również iść na misje, gdyż Lily się rozchorował, a od dłuższego czasu wykonywał zadania tylko z nim. Oczywiście Wendy mogłaby mu pomóc, lecz znajdowała się aktualnie w innym mieście. Smoczy Zabójca, wyraźnie znudzony, przechadzał się uliczkami i zaglądał do sklepów w nadziei, że znajdzie coś interesującego. Ale oczywiście, tak jak się tego spodziewał, nie znalazł dosłownie nic.
            Kiedy był już na obrzeżach miasta usłyszał znany, choć dawno niesłyszany, głos. „I myślisz, że oni się na to zgodzą?”, odpowiedział mu inny, który również znał, „A dlaczego mieliby się nie zgodzić? Musisz być zawsze takim pesymistą? Przynajmniej możemy spróbować...”. Gajeel spojrzał w stronę, z której usłyszał głosy i wydawał się być zaskoczony. Tak jak się spodziewał, zobaczył tam Rogue'a i Stinga z gildii Sabertooth. Nie byli sami. Szli oni na przedzie, a za nimi wielu innych członków gildii. Smoczy Zabójca dostrzegł, że obok Rogue'a idzie Yukino, która trzyma go za rękę. „No, no... a wydawał się niczym i nikim niezainteresowany. Cóż... wiele czasu minęło.” Powoli zaczął iść w ich stronę, przy okazji licząc jak wielu ich jest. „Co może robić piętnastu członków innej gildii w Magnolii? Dziwne...” Sting jako pierwszy spostrzegł, że Gajeel do nich zmierza. „Gajeel! Witaj! Nie spodziewałem się spotkać nikogo z waszej gildii, nim tam nie dojdziemy. Co ty tu robisz?” Ten spojrzał na niego zdziwiony, „Co ja tu robię? To raczej ja powinienem zadać to pytanie. Tym bardziej, że z tego co widzę, trochę was tu jest. Hmm... idziecie do gildii? Można wiedzieć po co?” Sting zaśmiał się, co wydało się dosyć przyjemne dla Gajeela. „Ah, no tak, masz racje. Mamy jedną ważną sprawę do przedyskutowania z waszym mistrzem, Makarovem. Cóż... głównie to ja mam, odkąd jestem nowym Mistrzem Sabertooth. Jeśli nie masz nic przeciwko, to mogę powiedzieć Ci po drodze.” W odpowiedzi dostał tylko krótkie „Jasne, czemu nie.”
            Tak jak Sting powiedział, tak zrobił. Gdy szli zaczął opowiadać, „Odkąd były mistrz...” W tym miejscu zrobił ledwo zauważalną przerwę, „...odszedł z gildii, zaczęliśmy mieć problemy z jego, nazwijmy to, znajomymi, którzy byli właścicielami gmachu gildii...”. Przez jakiś czas opowiadał o problemach, Rogue czasami wtrącił kilka słów, gdy Sting o czymś zapomniał. „No i nasz największy problem w tej chwili, to brak siedziby dla gildii. Dostaliśmy pewną ofertę, tutaj, w Magnolii, ale zanim się zgodzimy, musimy przedyskutować to z waszym mistrzem. Jak sam pewnie wiesz, może być problemem, to że dwie duże gildie będą w jednym mieście. Głównie chodzi o zlecenia...” Przez chwilę szli w ciszy i Gajeel myślał o tym co właśnie usłyszał. „Cóż, myślę, że Makarov się zgodzi, a na pewno jakoś się z nim dogadacie. Poza tym, może być dość ciekawie. Gihii.” Zakończył wypowiedź swoim, rozpoznawalnym przez wielu, śmiechem. „Niedługo się dowiemy. Jesteśmy prawie na miejscu.”
            Gdy zbliżali się coraz bardziej do gildii, zaczęli rozmawiać o mniej istotnych rzeczach. Sting dowiedział się, jak bardzo zwycięstwo w Wielkim Turnieju Magicznym wpłynęło na Fairy Tail i jak wielu nowych chciało dołączyć. Niektórym się to udało. Gildia odzyskała sławę sprzed siedmiu lat. Gajeel natomiast niewiele się dowiedział. Oprócz zmiany mistrza gildii, niewiele się wydarzyło u Szablozębnych. Jedyną nowością jest związek Rogue'a i Yukino. Dowiedział się, że od tygodnia są zaręczeni. Natomiast Sting był wciąż singlem.
            Po dość krótkim czasie dotarli do siedziby Fairy Tail. Żelazny Smoczy Zabójca zatrzymał się przed drzwiami. „Wszyscy będą zaskoczeni, że tu jesteście.” Otworzył drzwi i wszedł do środka, a za nim Sting, Rogue, Yukino i reszta gildii Sabertooth.

Rodział II
Wiadomość
            Rozmowa z Makarovem przebiegła pomyślnie dla Szablozębnych. Zgodził się, by inna gildia znajdowała się w Magnolii, ale miał kilka warunków. Najważniejszy dotyczył zleceń, czyli rzeczy ważnej do funkcjonowania gildii. Jeżeli Sabertooth lub Fairy Tail będzie brakowało misji, ta pierwsza powinna, jeżeli ma odpowiednią ilość dla własnych członków, odstąpić kilka z nich, w zamian za dziesięć procent, a pięć, w przypadku braku zleceń u Wróżek. Sting chętnie przystał na taką ofertę, bo czymże jest dziesięć procent w porównaniu z brakiem siedziby?
            Więc decyzja zapadła: Szablozębni zostają w Magnolii. Członkowie Fairy Tail postanowili zorganizować przyjęcie powitalne, lecz był to tylko pretekst, by zachowywać się tak jak zwykle i mieć na to uzasadnienie. Gajeel wydawał się nie być tym wszystkim zainteresowany. Siedział sam przy jednym ze stolików pod ścianą. Tylko pozornie na nic nie zwracał uwagi, ale specjalnie wybrał to miejsce, by móc wszystkich obserwować i słuchać rozmów większości z nich. Przy najbliższym stoliku siedział Sting, Rogue, Natsu i Gray. Obok nich Lucy, Levy i Yukino.
            Smoczy Zabójcy wraz z lodowym magiem przechwalali się na temat walk stoczonych na ostatnich misjach. Oczywiście wszystkie sukcesy wyolbrzymiali, a Natsu, z powodu kiepskiej pamięci, poprzekręcał niektóre fakty. Lucy, która co jakiś czas zerkała na Dragneela, w niektórych momentach jego opowieści zaczynała się śmiać, bo sama brała udział w owych wydarzeniach i widziała co się działo w rzeczywistości. Levy zapytała Yukino jak to zrobiła, że rozkochała w sobie Smoczego Zabójcę, gdyż sama chciałaby to wiedzieć. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że Gajeel może to słyszeć i wiedzieć, o kogo jej chodzi. Redfox zaczął się zastanawiać. „Hmm... Levy, może i jest słodka i inteligentna, ale nie wydaje się być ona kimś kogo ja chcę. Zdecydowanie nie jest to związek, którego bym sobie życzył.” Rozmyślał nad tym, czy jest w tej sali ktoś, kto by mu się podobał. Przyglądał się po kolei każdemu, ale takiej osoby nie mógł znaleźć. „Cóż, może to jeszcze nie czas?” Nagle do głowy przyszła mu dziwna myśl, więc spojrzał na jedną z osób. „Nie. To nie może być prawda! To byłoby dziwne, gdyby podobał mi się ktoś taki jak... Hmm... A może jednak? Nie! Zdecydowanie nie! Wiem, że nie byłoby to nawet możliwe.” Spojrzał w inną stronę. „Po prostu o tym nie myśl.” Próbował przekonać sam siebie. Ponownie zaczął przysłuchiwać się rozmowom. „...ale kilka razy dostałam od niego kwiaty! Gdybyś ty widziała te bukiety.” Yukino westchnęła i wróciła do swojej opowieści o jej związku. Przy sąsiednim stoliku Sting opowiadał jak musiał uporać się z dość pokaźną grupą bandytów. W owej grupie znalazło się nawet kilku magów. Ta opowieść była znacznie ciekawsza dla Gajeela, niż opowieść o związku.
            Dość późno, bo była to już może druga lub trzecia w nocy, drzwi od gildii otworzyły się i stanęła w nich Wendy. Właśnie wróciła z misji i, jak się okazało, przyjechała nocnym pociągiem, gdyż na wcześniejszy nie zdążyła. Była bardziej niż zaskoczona, gdy zobaczyła kto znajduje się w budynku. Przez chwilę stała oszołomiona, po czym podeszła do baru, za którym stała Mirajane. Znajdowały się one zbyt daleko, by Gajeel mógł usłyszeć, o czym rozmawiają, ale temat rozmowy był oczywisty. Wendy chciała się dowiedzieć, co Szablozębni robią w Fairy Tail i do tego w takiej ilości. Po dłuższej chwili Marvell wyjęła jakąś kartkę i pokazała ją Mirajane, którą ta czytała z zainteresowaniem. Gdy skończyła, uśmiechnęła się i powiedziała coś do Wendy. Ta z kolei, z zadowoloną miną, odpowiedziała coś i zaczęła szukać miejsca, by usiąść. Dosiadła się do Levy, Lucy i Yukino, ale uprzednio przywitała się z każdym zajmującym miejsce przy sąsiednich stołach, w tym z Gajeelem.
            Zaczęły one rozmawiać o misji, z której właśnie Wendy wróciła. Okazało się, że mało brakowało, a zakończyłaby się niepowodzeniem. Lecz, na szczęście, udało się ukończyć zadanie zlecone przez dość majętną i wpływową osobę. Porażka mogłoby mieć pewne negatywne, co prawda mało znaczące, skutki dla Fairy Tail. Levy, która, tak jak i Gajeel, zauważyła kartkę, którą Smocza Zabójczyni pokazała Mirajane, chciała się dowiedzieć, co to jest. Jednakże dziewczynka nie zamierzała nic zdradzić na ten temat. „Później Mira powie o wszystkim.” Zapytała jeszcze kilka razy, ale nic nie wskazywało na to, że Wendy cokolwiek zdradzi, dlatego wróciły do standardowej rozmowy „o niczym”. Dla Gajeela było do dość nudne. Niestety tak samo jak historia opowiadania przez Natsu, gdyż już ją kiedyś słyszał.
            Żelazny Smoczy Zabójca postanowił wyjść na chwilę na zewnątrz, gdzie było trochę chłodniej. W budynku zrobiło mu się po prostu za gorąco. Gdy wychodził, nikt się tym nie zainteresował. Zaledwie dwie osoby spojrzały w jego stronę, ale on nie zwrócił nawet na to uwagi. Gdy znalazł się na zewnątrz, oparł się plecami o ścianę, przy oknie, po lewej stronie od drzwi. „Nuda. Mogłoby się dziać coś ciekawego. Ostatnio nawet Salamander nie wszczyna bójek z Gray'em...” Gajeel rozejrzał się, ale w pobliżu nie dostrzegł nikogo. „Tak późno to i nikt tędy przechodził nie będzie. Hmm... Jeśli zaraz nie zacznie się coś dziać, to pójdę do domu. Jutro poproszę Wendy o pomoc z Lily'm. I w końcu pójdę na misję! Ech... Oby tylko była jakaś ciekawa. Najlepiej teraz wybiorę.” Wszedł do gildii i zastał wszystko tak jak przed wyjściem. Magowie tylko rozmawiali lub pili, a tą, która piła najwięcej, oczywiście była Cana. Poszedł prosto do Mirajane, by zapytać ją o misję, zamiast przeszukiwać całą tablicę, na której, od zakończenia Turnieju, było zdecydowanie za wiele zadań do wykonania. „Witaj, Gajeel, potrzebujesz czegoś?” Zapytała go gdy tylko podszedł do baru. „Mira, jest może jakaś ciekawa misja? Jutro mam zamiar iść, bo jak czegoś nie zrobię, to umrę z nudów.” Zastanowiła się przez chwilę. „Właściwie to jest zadanie, które by ci się spodobało, a nawet znalazłoby się kilka takich. No, ale wkrótce będzie tutaj ciekawe wydarzenie, więc może byś poczekał z braniem zadań?” Gajeel zdziwił się, bo o niczym nie słyszał. „Ciekawe wydarzenie? O czym ty mówisz?” Mira jak zwykle uśmiechnęła się. „Poczekaj trochę, a dowiesz się jak wszyscy. Ale... wydaje mi się, że ogłoszę to teraz.”
            Mirajane wzięła magiczny mikrofon i zaczęła mówić. „Bardzo przepraszam, że przerywam wam zabawę, ale chciałabym coś powiedzieć!” Uśmiechnęła się szeroko, gdy wszyscy spojrzeli w jej stronę. „Wendy przyniosła ze sobą bardzo ciekawą informację.” Podniosła wysoko kartkę, by ją pokazać. „Jak zapewne wiecie, za kilka dni, a dokładnie za tydzień, są walentynki! Zorganizowany zostanie turniej dla magów, ale wziąć udział mogą tylko pary.” Gdy to powiedziała, wszyscy usłyszeli Juvię wołającą do Gray'a by ten wziął z nią udział. „Macie cztery dni na zgłoszenie się do turnieju. Piątego dnia zostaną wylosowani przeciwnicy do walk mających miejsce dnia szóstego. Po dniu siódmym, w turnieju zostaną dwie pary, które zmierzą się z sobą w trakcie wielkiego finału, który wypadnie we walentynki! Życzę powodzenia wszystkim, którzy się zgłoszą!” Mirajane kontynuowała swoją wypowiedź, wspomagając się kartką, którą otrzymała od Wendy. Gajeel rozejrzał się po sali i spostrzegł, że Bisca i Alzack wymienili porozumiewawcze spojrzenia. „No tak, było pewne, że wezmą udział.” Dostrzegł również, że Levy patrzy w jego stronę, ale udał, że tego nie zauważył. Na Gajeela patrzył również Sting, ale gdy Redfox się zorientował, ten szybko odwrócił wzrok. „Sting? Nie, to niemożliwe, musiało mi się wydawać. W końcu zmęczony już jestem.” Przyjrzał się Stingowi, a ten wydawał się patrzeć gdziekolwiek, byle tylko nie spojrzeć na Gajeela. „A może jednak mi się nie wydawało?” Z zamyślenia wyrwał go Natsu, który zaczął krzyczeć, że pokona wszystkich, ale Gray mu przerwał „Natsu, ty nawet nie możesz wziąć udziłu, bo to jest dla par. Masz kogoś? Nie? To zacząłbyś używać mózgu, jeżeli go w ogóle masz.” Natsu zastanowił się chwilę nad jego słowami, nie zwracając uwagi na obelgę. „Ah! Już wiem!” Szybko poderwał się z krzesła. „Lucy! Weź ze mną udział!” Lucy spłonęła rumieńcem, lecz wyglądała również na bardzo zdziwioną. „J-ja? A-ale... no... no dobrze. Wezmę udział.” Po wypowiedzeniu tych słów zarumieniła się jeszcze bardziej, a Gray był zszokowany. Dlatego postanowił, że nie może być gorszy. Podszedł do Juvii i powiedział, że zgadza się, by wzięli razem udział. „Pewnie Rogue i Yukino też dołączą. To już cztery pary. Mira miała rację. Zapowiada się, że będzie ciekawie...” Uznał, że na nic więcej nie musi czekać i może na razie iść do domu, by trochę odpocząć. Gdy zmierzał do wyjścia, poczuł na sobie czyjś wzrok, ale nie odwrócił się. Zrobił to dopiero tuż przy drzwiach i po raz kolejny spostrzegł, lub wydawało mu się, że widzi, jak Sting odwraca od niego wzrok. „Cóż, wkrótce wszystkiego się dowiem...” Odwrócił się ponownie w stronę drzwi i wyszedł z gildii.

Rozdział III
Wyznanie
            Gajeel obudził się około piętnastej, ale nie było w tym nic dziwnego, gdyż wrócił późno i zastanawiał się nad wszystkim, co miało miejsce od momentu spotkania Stinga poprzedniego dnia. Po przebudzeniu, przypomniał to sobie po upływie kilku chwil. Co do mistrza Sabertooth nie był niczego pewien. Zastanawiał się czy widział to wszystko, bo miało to miejsce, czy po prostu chciał, żeby tak było. Smoczy Zabójca usłyszał otwierające się z cichym skrzypnięciem drzwi i spojrzał w ich stronę. To Lily wszedł do pokoju. „O, w końcu się obudziłeś. Może poszedłbyś po Wendy do Gildii, skoro sam mówiłeś, że już wróciła.” Powiedział zachrypniętym głosem. Wygląda na to, że wciąż jest chory i jego stan niewiele się poprawił. „Tylko zanim wyjdziesz z pokoju, załóż coś na siebie, bo nie chcę cię znowu, przez przypadek, nago zobaczyć.” Dodał wychodząc z pokoju. „Ah, zamknij się. Jesteś kotem, a nie człowiekiem, to co ci zależy?” Exceed puścił to pytanie mimo uszu i zamknął za sobą drzwi. „Chyba rzeczywiście powinienem już wstać. Ale najchętniej, to przespałbym cały dzisiejszy dzień.” Powoli podniósł się z łóżka i rozejrzał po pokoju w poszukiwaniu ubrania, które w nocy gdzieś rzucił, ale nie pamiętał gdzie. „Muszę w końcu zrobić tu porządek.” Po krótkiej chwili znalazł spodnie, które założył. „Ech... Niech mu będzie, chociaż raz. A tak wygodnie się nago chodzi.” Półnagi wyszedł z pokoju i skierował się do kuchni, by coś zjeść. Otworzył lodówkę i zobaczył, że jak prawie zawsze, nie ma w niej właściwie nic. „Zobaczmy, hmm... Co można zrobić z pasztetu, dżemu i jajek? Cóż, jajecznica musi wystarczyć.” Gdy ją przygotował, usiadł przy stole, zaczął jeść. Znowu się zastanawiał. Tym razem na temat tego, co go czeka. Czy Sting o cokolwiek zapyta? A może sam będzie się musiał dowiedzieć? Po chwili Gajeel zorientował się, że nie ma czym jeść późnego śniadania, bo z zamyślenia zjadł widelec. „Ech, po raz kolejny to zrobiłem.” Wyjął z szafki nowy i skończył posiłek. „Jak tak dalej pójdzie, to nowe sztućce będę musiał kupić.” Wstał od stołu i poszedł do pokoju, by znaleźć jeszcze coś do ubrania. Jest zima i lepiej półnago z domu nie wychodzić. Zajrzał również do pokoju Lily'ego. „Wychodzę.” Poinformował go. „Postaram się szybko wrócić z Wendy.”
            Po wyjściu z domu skierował się prosto do gildii. „Mam nadzieję, że tam będzie. Nie chce mi się jej szukać.” Gdy dotarł na miejsce, rozejrzał się po sali, ale nigdzie jej nie dostrzegł. Postanowił zapytać Mirajane, czy może ona wie gdzie jest teraz Wendy. „Była tu godzinę temu, ale powiedziała, że idzie coś kupić. Lepiej na nią tutaj zaczekaj, bo w Magnolii jest za dużo sklepów i na pewno jej nie znajdziesz. Pewnie niedługo wróci.” Gajeel usiadł przy barze. „Innego wyjścia nie mam. Mira, daj mi coś do picia. Piwo może być.” Gdy zaczął pić, odezwała się ponownie. „Wiesz, że Sting cię szukał? Był tu jakiś czas temu, ale nie mógł zaczekać, bo po przeniesieniu się do Magnolii, ma bardzo wiele spraw do załatwienia.” Gajeel był zdziwiony. No, może nie do końca. Przypuszczał, że jeżeli ma racje, to mogło mieć miejsce. Ale może chodzi mu o coś zupełnie innego? „Wiesz może, czego chciał?” Zapytał od niechcenia, by nie pokazać swojego zainteresowania. „Nie, nie powiedział. Mówił tylko, że chce z tobą porozmawiać.” Po tych słowach ściszyła głos, by nikt inny nie usłyszał tego, co jeszcze ma do powiedzenia. „Ale w nocy widziałam jak się na ciebie patrzył. Może cię lubi i chce zaprosić na turniej?” Gajeel odpowiedział jej równie cicho. „I myślisz, że ja bym się na to zgodził?” Mira tylko się roześmiała, ale po chwili postanowiła odpowiedzieć. „Cóż, myślę, że tak. Widziałam również jak często ty na niego patrzyłeś. Wyglądało to tak, jakbyś tylko nim był zainteresowany i nikim, ani niczym innym. Mam racje?” Na policzkach Smoczego Zabójcy pojawił się lekki, prawie niezauważalny, rumieniec. Można by pomyśleć, że to tylko od wysokiej temperatury panującej w budynku. Miał już coś odpowiedzieć, ale nie widział co. Na szczęście właśnie w tej chwili, do gildii, weszła Marvel. „Wybacz mi, ale muszę porozmawiać z Wendy.” Wstał, unikając wzroku Miry i skierował się w stronę Smoczej Zabójczyni, by porozmawiać z nią o Lily'm. „Oczywiście, że mogę pomóc. Czy to coś poważnego?” Gajeel roześmiał się. „Nie, nic poważnego. Wiesz jak on znosi wszystkie, nawet najlżejsze, choroby.”
            Gajeel nie mieszkał daleko, więc szybko znaleźli się w jego mieszkaniu. Przeprosił za bałagan i zaprowadził Wendy do pokoju Lily'ego, jedynego pomieszczenia, w którym panował porządek. „Co ci jest, Lily?” Zapytała ze współczuciem. Ale zanim zdążył się odezwać, zrobił to Gajeel. „Przesadza jak zwykle. Pamiętasz jak to było ostatnim razem? Teraz to coś podobnego.” Wendy nie odpowiedziała nic i przystąpiła do pracy. Wyciągnęła ręce nad Lily'ego i zamknęła oczy. Spod jej dłoni zaczęło wydobywać się blade, niebieskie światło. Mimo że Gajeel widział to wielokrotnie, wciąż był pod wrażeniem. Magia Powietrznej Smoczej Zabójczyni jest wspaniała. Łączy w sobie magię wspomagającą, leczniczą i ofensywną. „Będzie teraz spał przez kilka kolejnych godzin. To jest niestety skutek uboczny, ale to może też pomóc. Jeżeli objawy nie ustaną po przebudzeniu, przyjdź po mnie raz jeszcze. Postaram się pomóc, ale powinno być dobrze.” Gajeel zadowolony, uśmiechnął się. „Jak mógłbym ci się odwdzięczyć?” Wendy zakłopotana powiedziała, że nie oczekuje żadnej zapłaty za pomoc. „Cóż... pamiętaj, że mam u ciebie dług wdzięczności, Wendy. Jak będziesz potrzebowała pomocy w czymkolwiek, znajdziesz mnie tutaj lub w gildii.” Smocza Zabójczyni pożegnała się z Gajeelem i udała się w kierunku siedziby Fairy Tail. Ten z kolei poszedł do swojej sypialni, położył się na łóżku i zaczął rozmyślać na temat Turnieju i Stinga po raz kolejny. „Nie! Za często o nim myślę! Czy to naprawdę to, czego ja chcę? Czy naprawdę on jest tym, kim chciałbym by był?Ahh! Jak ja bym chciał nie myśleć teraz o niczym! Pragnę choć na chwilę się od tego uwolnić!” Myślał o tym jeszcze przez jakiś czas, rozważając wszystkie 'za' i 'przeciw'. Zdecydował, że pójdzie z nim porozmawiać. W końcu to on go szukał, więc ma powód, by udać się do nowej siedziby Szablozębnych.
            Pośpiesznie wyszedł z domu i skierował się do gildii Sabertooth. Gdy znalazł się zaledwie parę metrów od budynku, zatrzymał się i postanowił zawrócić. Na jego nieszczęście, przed gildię wyszła Yukino i od razu o zauważyła. „Gajeel! A co ty tu robisz? Przyszedłeś obejrzeć nowy budynek?” Redfox nie miał innego wyboru jak zostać i porozmawiać ze Stingiem, pod warunkiem, że nie poszedł załatwić jakieś sprawy w innej części miasta. „Słyszałem, że Sting mnie szukał, więc przyszedłem. Ale jest to też dobra okazja, by zobaczyć jak się urządziliście.” Informacja o mistrzu Szablozębnych zaskoczyła ją, ale nie dała tego po sobie poznać. „Oh, ależ oczywiście. Zapraszam do środka. Sting też tam jest. Ma wiele dokumentów do przeczytania, ale skoro cię szukał, pewnie znajdzie czas na rozmowę. Ja idę załatwić ważną sprawę, więc nie będzie mnie przez jakiś czas w gildii.” Po tych słowach skierowała się w stronę, z której przyszedł Gajeel, a jemu nie pozostało nic innego, jak wejść do środka. Podszedł do drzwi i je otworzył. Jego oczom ukazała się bardzo przestronna sala, na środku której, znajdował się basen. „Ta... jeszcze basen mają. My też kiedyś mieliśmy. Hmm... Może jest szansa na nowy? Jak nie, to będę tu przychodził. Ale jeżeli mam racje, to Sting pewnie będzie mnie tu nawet zapraszał.” Jego nagłe przyjście wywołało ogólne zdziwienie. Jedynie Sting nie wydawał się tym faktem zaskoczony. Najbliżej wejścia siedział Rufus, który wstał, przywitał się i zapytał o przyczynę tej niespodziewanej wizyty. „Już mówiłem Yukino, którą spotkałem przed wejściem. Przyszedłem obejrzeć jak się tu urządziliście i słyszałem, że Sting mnie szukał, dlatego mógłbym z nim porozmawiać.” Smoczy Zabójca, na dźwięk swojego imienia, uśmiechnął się i podszedł do nich. „To obie rzeczy jednocześnie możemy załatwić. Oprowadzę cię po gildii i przy okazji porozmawiamy. Pasuje ci to?” Gajeel uznał, że najlepiej mieć to już za sobą. „Oczywiście, możemy tak zrobić.”
            Z początku, gdy zaczął go oprowadzać, w większości mówił o gildii. „Naprawdę mieliśmy wiele szczęścia, że udało mam się dostać ten budynek. Wiesz, że jest tu nawet drugi basen? Znajduje się on na tyłach, ale nie jest on zbyt duży. Co najwyżej dla paru osób.” Powoli zaczął przechodzić do innych tematów. Zapytał o zdrowie Lily'ego. „Nic mu nie jest. Wendy mu pomogła, ale będzie spał przez kilka następnych godzin.” Przeszli na wyższe piętro, gdzie znajdowały się pokoje członków gildii. Budynek był tak duży, że każdy z Szablozębych mógł w nim mieszkać, jeżeli miał na to ochotę. Sting pokazał mu jak wygląda, jeszcze nie zamieszkany, pokój. Nie było tam luksusów, ale mimo wszystko, było to przyzwoite mieszkanie. Następnie zaprowadził go do Apartamentów Mistrza Gildii, najlepiej urządzonych, zdaniem Gajeela, pomieszczeń. „Tutaj będziemy mogli porozmawiać bez obawy, że ktoś nas podsłucha. A mam do ciebie bardzo ważne pytanie. Ale wcześniej może usiądziesz? Może mógłbym zaproponować ci coś do picia?” Gajeel usiadł we wskazanym fotelu, który był nadzwyczaj wygodny, a także wyglądał na dość drogi, jak wszystkie elementy wystroju tego pomieszczenia. „Nie, dziękuję. Więc, o co chciałeś mnie zapytać?” Żelazny Smoczy Zabójca starał się zachować spokój, bo mogło chodzić o coś zupełnie innego. Prawda? „Cóż, najlepiej będzie, jeżeli przejdę od razu do rzeczy. Gajeel, czy weźmiesz ze mną udział w turnieju?”

Rozdział IV
Radość i smutek
            Gajeel nie był nawet zaskoczony. Prawie natychmiast odpowiedział. „Tak, oczywiście. Wezmę udział.” Tak szybką odpowiedzią, wprawił Stinga w osłupienie. „Ja nie wiem co powiedzieć. Nie spodziewałem się, że się zgodzisz. Wiesz co oznacza wspólne wzięcie udziału? To, że mamy być parą, ty i ja. Naprawdę zgadzasz się być moim chłopakiem?” Mimo zaskoczenia, z jego wyrazu twarzy, można było wyczytać, że jest naprawdę szczęśliwy. „Oczywiście, że wiem. I tak, zgadam się na bycie twoim chłopakiem. Przemyślałem to bardzo dobrze i to wielokrotnie. A dlaczego chciałeś zapytać o to w miejscu, w którym nikt nie podsłucha rozmowy? Bałeś się odpowiedzi odmownej, czy masz zamiar utrzymać to w tajemnicy przez następne kilka dni?” Gajeel przyjrzał się dokładnie drugiemu Smoczemu Zabójcy, by zobaczyć jego reakcje na swoje słowa. Lecz ten po prostu rozpromienił się jeszcze bardziej. Wyglądał, jakby właśnie spełniły się wszystkie jego marzenia. „A może tak się stało?” Sting zastanowił się chwilę nad odpowiedziami na pytania. „Sądzę, że obie opcje są prawdziwe. Myślałem, że jeżeli się nie zgodzisz, to nikt nie będzie się musiał o tym dowiedzieć. A co do ukrywania tajemnicy, to nie musimy nikomu nic teraz mówić, prawda? Zgłosimy się do turnieju, tak, że nikt się o tym nie dowie. Za to losowanie przeciwników, dzień przed pierwszą walką będzie dobrym momentem, by ogłosić wszystkim, że jesteśmy razem.” Gajeel zgodził się z nim. Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas i uzgodnili, że spotkają się następnego dnia o dziesiątej rano, by rozpocząć trening. Jest im to potrzebne, by mogli wzajemnie poznać swój styl walki i starać się dopasować do partnera, aby mieć szansę na wygraną w turnieju. Postanowili zakończyć rozmowę, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Poza tym, Sting musiał zająć się sprawami gildii. Gdy zeszli na parter, nikt nie zwrócił na nich uwagi. Gajeel powiedział, że niestety musi już iść. Pożegnał się i opuścił budynek należący do Szablozęnych. Nie miał już nic konkretnego do zrobienia, więc nie wiedział, czy iść już do domu, czy może wpaść jeszcze na chwilę do gildii. Zdecydował się na drugą opcję.
            U Wróżek nie działo się nic ciekawego. Natsu i Lucy poszli trenować poza miastem. Tak samo jak Gray i Juvia, ale ta, w przeciwieństwie do Gwiezdnego Maga, była tym zachwycona. Zrobiłaby wszystko, by spędzić jak najwięcej czasu z Gray'em. Gajeel dowiedział się również, że Romeo poprosił o wspólny udział Wendy. Smoczy Zabójca siedział znudzony przy jednym ze stołów. „No i znowu nic się nie dzieje. Załatwię jedną rzecz i spadam do domu.” Podszedł do baru, gdy nikogo, poza Mirajane, tam nie było. „Mira, jak zgłosić się do turnieju?” Spojrzała na niego zaskoczona. „Czyli jednak z nim rozmawiałeś? To wspaniale! Wiesz co? Ja mogę was zgłosić, nie musisz się niczym przejmować.” Uznał tę opcję za najodpowiedniejszą. „Dzięki, będę wdzięczny, jeśli to zrobisz. Ale mam prośbę. Nie mów o tym nikomu.” „Mirze można zaufać, na pewno nie powie.” „Oczywiście, nie ma problemu. Ale wiesz jaka będzie reakcja wszystkich? Głównie Levy.” Redfox odpowiedział jej tylko spojrzeniem, sugerującym, że dobrze wie co go czeka i mu się to nie podoba. „Może nie będzie tak źle? Cóż, ja już się będę zbierał. Zobaczę co z Lily'm.” Wstał i skierował się do wyjścia. Gdy przechodził przez drzwi, wpadła na niego McGarden, która najwidoczniej gdzieś się spieszyła. Speszona, odwróciła wzrok i przeprosiła. Smoczy Zabójca odpowiedział, że nic się nie stało. Odwrócił się i miał już odejść, gdy się odezwała. „Gajeel, słyszałam, że jesteś w gildii. Ja... Chciałam cię o coś zapytać.” Redfox słyszał jak ciężko było jej zadać to pytanie, więc po prostu jej przerwał. „Wiem o co chcesz zapytać. Przykro mi, Levy, ale nie mogę.” Była zbyt zszokowana, by powiedzieć cokolwiek. Spodziewała się zupełnie innej odpowiedzi. Dla każdego było oczywiste, że ona go lubi, a niektórzy myśleli, że jej uczucia są odwzajemnione. Do jej oczu napłynęły zły. Odwróciła się i pobiegła przed siebie. „Nie ma sensu za nią iść. No, bo co ja bym jej powiedział? Jak jej powiem prawdę, to będzie jeszcze gorzej. Cóż, nic nie mogę zrobić.” Gdy wrócił do domu, zajrzał do pokoju Lily'ego. Ten jeszcze spał. „Jemu chyba wypada powiedzieć prawdę, wcześniej niż innym.”Zdecydował, że wyzna mu wszystko po jutrzejszym treningu. „A może jeszcze przed? Jeżeli ten związek nie będzie mu przeszkadzał, to może pójdzie z nami na ten trening? Teraz tylko coś zjem i pójdę spać.” Zorientował się jednak, że nie ma nic w lodówce. Poszedł na zakupy, do najbliższego sklepu, z zamiarem kupna czegoś na kolacje i na śniadanie, dla siebie i Lily'ego. Po powrocie szybko coś zjadł, wziął prysznic i położył się, jak zwykle nago, na łóżku. Po raz kolejny zaczął myśleć o wszystkim, co się wydarzyło. O sobie, Stingu, Levy, turnieju, który, z każdą chwilą, był coraz bliżej. Zastanawiał się nad rozmową, którą będzie musiał przeprowadzić z Lily'm, już za kilka godzin. Ale wolał o tym nie myśleć. Co jeżeli mu się to nie spodoba? Po jakimś czasie, spędzonym na rozmyślaniu, zasnął.


Rozdział V
Trening
            Gdy Smoczy Zabójca się obudził, była zaledwie szósta rano. Nie mógł ponownie zasnąć, więc postanowił wstać i porozmawiać z Lily'm jeżeli ten też już się obudził. Do rozpoczęcie treningu miał jeszcze cztery godziny. Wystarczająco czasu na rozmowę. Uznał, że lepiej nie zaczynać dnia od sprzeczki, więc założył coś na siebie jeszcze przed wyjściem z pokoju. Usłyszał Exceeda krzątającego się w kuchni. „Czyli wstał? Może to i lepiej. Wolę mieć tę rozmowę za sobą.” „Cześć Lily. Jak się dzisiaj czujesz?” Ten akurat siadał do stołu, by zjeść śniadanie, które prawdopodobnie przed chwilą skończył robić. „Czuję jakbym przespał naprawdę wiele godzin. I wygląda na to, że tak było. Ale czuję się lepiej, dziękuję. Działo się wczoraj coś ciekawego?” Gajeel zaczął robić sobie śniadanie i zastanawiał się co powiedzieć najpierw. „Niedługo w Magnolii odbędzie się turniej dla magów. Mniej więcej za tydzień. Ale zorganizowany został z okazji walentynek, więc tylko parami można brać udział. No i tak się złożyło, że mam zamiar wygrać.” Exceed roześmiał się. „Masz zamiar wygrać? To wspaniale! W końcu jesteś z Levy, tak?” Zapytał podekscytowany. „Przykro mi, ale to nie ona. Wiem, że chciałeś, żebym z nią był. Ale jest ktoś inny.” Te słowa ugasiły entuzjazm kota. „Co!? Jak to nie Levy? To kto? Tylko nie mów, że Juvia!” Smoczy Zabójca milczał przez chwilę. Był odwrócony tyłem do Lily'ego. „Nie, też nie ona. Nie zgaduj, bo i tak ci się nie uda. To Sting.” Bał się odwrócić w jego stronę. Nie wiedział, czy chce poznać reakcje przyjaciela. W kuchni zapanowała cisza. Trwała ona zaledwie minutę, ale dla Gajeela była to wieczność. Exceed się odezwał, przerywając krępujące milczenie. „Żartujesz, prawda?” Po jego głosie można było wyczuć, że jest w szoku. Redfox odwrócił się, spojrzał na niego i odpowiedział mu, z kamiennym wyrazem twarzy. „Nie, nie żartuję. Ja i Sting, jesteśmy razem.” Lily wciąż nie mógł w to uwierzyć. Wstał z krzesła i skierował się w stronę drzwi. „Przepraszam, daj mi chwilę. Muszę to przemyśleć.” Po tych słowach wyszedł z kuchni i udał się do swojego pokoju. „Super! Po prostu piękny początek dnia!” Po śniadaniu, Gajeel zdecydował, że utnie sobie dwugodzinną drzemkę. Wciąż myślał o reakcji Exceeda, co nie pozwalało mu zasnąć. „Przecież się tego spodziewałem. Nawet czegoś gorszego. Może nie będzie jednak aż tak źle.”Wstał z łóżka o wpół do dziesiątej, by zdążyć na spotkanie ze Stingiem. „Wychodzę! Wrócę za kilka godzin!” Powiedział odpowiednio głośno, by Lily mógł go usłyszeć, mimo zamkniętych drzwi. Odczekał chwilę, ale nie dostał żadnej odpowiedzi. „To nawet nie będę mu proponował, żeby poszedł ze mną na ten trening. W tej chwili nie ma to najmniejszego sensu.”
            Gdy dotarł na miejsce spotkania, Stinga jeszcze tam nie było. Miał, co prawda, piętnaście minut, ale nawet gdyby się spóźnił, Redfox by to zrozumiał. W końcu mistrz gildii ma wiele innych ważnych spraw na głowie. Znajdował się na dużym, pustym terenie poza miastem. Mogli tutaj trenować, bez ryzyka, że ktoś mógłby im przeszkodzić. Pięć minut przed czasem, Smoczy Zabójca przybył na miejsce. Gajeelowi, gdy tylko go zobaczył, poprawił się humor. „Witaj! O, widzę, że nie jesteś sam. Cześć, Lector.” Na twarzy Stinga również zawitał uśmiech, gdy zobaczył swojego chłopaka. „Hej! Och, tak. Powiedziałem mu o nas. Przyjął to bardzo dobrze, prawda, Lector? I bardzo chce zobaczyć nasz trening. Ty również mógłbyś Lily'emu powiedzieć.” Redfox zrobił smutną minę. „Cóż, powiedziałem mu dziś rano. Nie przyjął tego za dobrze. Powiedział, że musi to przemyśleć i zamknął się w pokoju. Przypuszczam, że on dalej chciałby mnie widzieć z Levy. No, ale ja chcę być z tobą, Sting.” Eucliffe spojrzał na niego ze zdziwieniem i współczuciem. „Może nie będzie tak źle? Na pewno był w szoku. Ach, dziękuję za te słowa.” Do rozmowy wtrącił się Exceed. „Może ja z nim porozmawiam? Spróbuję go przekonać!” Zaskoczyło to Gajeela. „Dziękuję, Lector. Ale to może jutro? Chciałbym dać mu trochę czasu na oswojenie się z tą myślą.”
            Rozmawiali jeszcze przez jakieś pół godziny, nim zaczęli trenować. Na początku zaprezentowali sobie wzajemnie własny styl walki. Próbowali wprowadzić kilka zmian, aby dopasować je do siebie, przynajmniej w pewnym stopniu. Gajeel zamienił skórę w Łuski Żelaznego Smoka, by sprawdzić ich wytrzymałość. Sting miał atakować, stojącego nieruchomo Redfoxa, by przekonać się o możliwościach jego obrony. Oczywiście odczuwał uderzenia, ale nie mogły mu one zaszkodzić. Dopiero po użyciu Białej Drogi Eucliffe'owi udało się zrobić zaledwie kilka rys. „To też jeszcze nie jest twój limit? Spróbujmy czegoś więcej!” Sting aktywował Smoczą Moc, najsilniejszą formę Smoczych Zabójców. Wznowił swój atak i w końcu zaczęło to przynosić rezultaty. Żelazna skóra Gajeela zaczęła pękać. „Okay, wystarczy. Z taką obroną nie musimy się obawiać. Niewielu będzie w stanie się przez to przebić. Nawet jeżeli przeciwnikiem będzie Rogue. Wtedy nawet będzie lepiej. Jak już pokazałem, mogę zjeść jego cienie, a wtedy nie ma żadnych szans! Gihii!” Obawiali się Natsu, który już raz sam pokonał Stinga i Rogue'a. Chcieli opracować, tak zwany, wspólny atak. Ma to polegać na użyciu dwóch technik, przez dwóch różnych magów, by wyprowadzić jeden atak. W teorii miał on być silniejszy od jakiegokolwiek natarcia, wykonanego przez jedną osobę. Spróbowali połączyć jeden z najsilniejszych ataków: Ryk Smoczego Zabójcy. Gdy obaj byli gotowi, użyli go jednocześnie. Efekt był oszałamiający. Ryk Białego Smoka jest po prostu laserem, światłem skupionym w jeden promień, wzmocniony magią Smoczego Zabójcy. Ryk Żelaznego Smoka zawierał w sobie dużą ilość fragmentów metalu. Promień Stinga zaczął odbijać w żelaznych elementach. Spowodowało to, że we wszystkie strony, została skierowana, niezliczona ilość mniejszych promieni. Był to atak, którego nie dało się uniknąć. Jedyną możliwością było zablokowanie tego, co niekoniecznie mogło się udać. Po kilku godzinach, zadowoleni z efektów, zakończyli trening. Zmęczeni leżeli koło siebie na trawie i rozmawiali. Głównym tematem był oczywiście turniej. Po jakimś czasie przeszli do zupełnie innych tematów, niezwiązanych z nadchodzącymi wydarzeniami. Zbliżał się wieczór, gdy postanowili zakończyć dzisiejsze spotkanie. Pożegnali się. Sting udał się do swojej gildii, a Gajeel do domu.
            W drodze do mieszkania, Smoczy Zabójca przypomniał sobie o Lily'm. Miał nadzieję, że ten zmienił zdanie i będzie miał ochotę na rozmowę. Ale na wiele nie liczył. Drzwi od jego pokoju wciąż były zamknięte. Redfox poszedł do kuchni, gdyż przypomniał sobie, że nie jadł nic od rana i zaczął odczuwać głód. Po kilku chwilach, dołączył do niego Lily, który w końcu postanowił wyjść z pokoju. „Gajeel, chciałbym cię przeprosić za moją reakcje. To było naprawdę głupie z mojej strony. Nie powinienem tak się przejmować, tym z kim jesteś. Przecież to tylko twoja sprawa. Ja mogę ci jedynie życzyć szczęścia. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Byłem w szoku.” Exceed miał wyrzuty sumienia i nie mógł spojrzeć w oczy Smoczemu Zabójcy. „Nie musisz przepraszać. Doskonale cię rozumiem. Możliwe, że sam bym tak zareagował na twoim miejscu. Hmm... Może jutro pójdziesz z nami na trening?” Lily zgodził się na to. Mogło to w znaczący sposób naprawić nadszarpnięte relacje między nimi. Wspólnie zjedli kolację, którą przygotował Gajeel. Następnie Redfox poszedł spać, gdyż był wykończony treningiem.

Rozdział VI
Losowanie
            Następny dzień był udany dla Gajeela. Lily starał się być dla niego jak najmilszy. Wspólnie poszli na trening, w którym Exceed był w stanie pomóc. Jako jedyny z kotów znał się na walce. Postanowili skończyć trochę wcześniej niż poprzednio, jako że Sting wciąż miał wiele spraw do załatwienia. Szablozębni dopiero co przenieśli się do Magnolii i należało dopełnić wszystkich formalności. Biały Smoczy Zabójca stwierdził, że nie jest zbyt późno, więc mogliby wspólnie zjeść obiad. „Mamy w gildii wspaniałego kucharza. Możecie iść z nami. Miło będzie spędzić więcej czasu razem.” Gajeel i Lily chętnie się na to zgodzili. Dania, dla nich przygotowane, były naprawdę wyśmienite. W trakcie posiłku Redfox usłyszał szept. „Coś bardzo często mistrz się z nim spotyka. Nie wydaje ci się to dziwne?” Smoczy Zabójca rozejrzał się, w poszukiwaniu tego, kto to powiedział. Nie mógł znaleźć winowajców, którzy rozmawiali na jego temat, gdyż zdali sobie sprawę, że ich usłyszał i zmienili temat. Gdy wracali do domu, Gajeel usłyszał od Lily'ego coś, co go zaskoczyło, ale i ucieszyło. „Po dzisiejszym dniu, wcale ci się nie dziwię. Sting jest naprawdę miły i widać, że bardzo cię lubi. Ty jego zresztą też.” Ostatni dzień treningu nie różnił się wiele od poprzedniego. Również skończyli wcześniej i udali się do gildii Szablozębnych. Redfox nie przejmował się, że niektórzy zaczną coś podejrzewać, gdyż następnego dnia miało odbyć się losowanie przeciwników. Wtedy wszyscy się dowiedzą. Gajeel zwrócił Stingowi uwagę, że Rogue dziwnie się na nich patrzy. Zupełnie jakby wszystko już wiedział. Lecz Eucliffe uspokoił Redfoxa mówiąc, że nic nie zdradził Cheney'owi.
            Żelazny Smoczy Zabójca był zbyt zestresowany i podekscytowany, by zasnąć. Całą noc spędził na myśleniu o możliwych scenariuszach nadchodzących wydarzeń. W najczarniejszej z jego wizji, wszyscy zareagowali gorzej, niż na początku zrobił to Lily. Nie żeby się tym przejmował, ale nie jest miło być znienawidzonym z powodu miłości, prawda? Gajeel nie był optymistą, ale mimo wszystko starał się myśleć, że jednak będzie dobrze. Może reakcja reszty magów będzie znacznie lepsza niż przypuszcza? Oczywiście wiedział o jednej osobie, która na pewno nie zareaguje pozytywnie. Miał na myśli Levy.
            Redfox dotarł na miejsce losowania niecałe pół godziny przed rozpoczęciem. Sting dołączył do niego kilka minut później. Znajdowali się dość blisko gildii Fairy Tail. Gajeel spodziewał się obecności większości członków. Miał rację. Przyszły wszystkie Wróżki, które aktualnie znajdowały się w mieście. „Przynajmniej wszyscy, szybko się dowiedzą.” Gdy nadszedł czas, na scenę wszedł Jason z Tygodnika „Czarodziej”. „Tylko jego tu brakowało! Jak tak dalej pójdzie, to dowie się nie tylko gildia, ale i cały kraj!” Obok reportera stał szklany pojemnik, z kilkoma kartkami w środku. Jason rozpoczął swoją przemowę, wzbogacając ją o kilka „Cool!”. Następnie przeszedł do losowania pierwszej pary. „Otrzymaliśmy osiem zgłoszeń! Zobaczmy kto będzie pierwszy! Juvia i Gray! Zmierzą się oni z Lucy i Natsu!” Obaj magowie zaczęli się kłócić, który z nich jest lepszy. Ich dziewczyny tylko na to patrzyły. „Czas wybrać następne dwie pary!” Jason zamieszał chwilę i wyjął jedną kartkę. „Wendy i Romeo! Tak młody wiek a już walczą o swoją miłość. Zobaczmy z kim! Evergreen i Elfman!” Mirajane zaczęła gratulować bratu. Była zaskoczona, ale również zadowolona. „Yukino i Rogue! Ich przeciwnikami będą...” Zrobił pauzę, z niedowierzaniem patrząc na kartkę. „... Freed i Laxus!” Wywołało to prawdziwe zdziwienie. Każdy wiedział, ze Freed lubił Laxusa, ale nikt nawet nie domyślał się, że on odwzajemnia jego uczucia. Nie był to jednak koniec niespodzianek. Zostały jeszcze dwie pary. „Bisca i Alzack!” Po wyjęciu ostatniej kartki, reporter był w jeszcze większym szoku, niż poprzednio. „Tego już się chyba nikt nie spodziewał! Sting i Gajeel!” W sali zapanowała cisza. Prawie wszyscy spojrzeli na nich ze zdziwieniem. Tylko Levy wybiegła z płaczem, a Lucy pobiegła za nią, by ją pocieszyć. W końcu była jej najlepszą przyjaciółką. Pierwszym, który się odezwał, był Natsu. Podszedł do nich, a następnie im pogratulował. Powiedział też, że ma zamiar wygrać. „Wiemy to, Salamandrze. Ale jest to też naszym celem! Może zobaczymy się w finale.” Po tej krótkiej wymianie zdań, wszyscy jakby się ocknęli. Zaczęli życzyć powodzenia wszystkim parom, a w szczególności swoim faworytom. Do Gajeela i Stinga podeszli Freed i Laxus. Odezwał się ten drugi. „Widzę, że nie tylko my wszystkich zaskoczyliśmy. Jeżeli wygracie z Biscą i Alzackiem, to spotkamy się w półfinale.” Biały Smoczy Zabójca uśmiechnął się. „Widzę, że lekceważysz Yukino i Rogue'a. Albo po prostu jesteś bardzo pewny siebie. Ale nie będziesz miał tak łatwo. Teraz są silniejsi, niż byli w trakcie Wielkiego Turnieju Magicznego.” Gdy skończyli rozmowę, Gajeel rozejrzał się po sali. Spojrzał na Smoczego Zabójcę Cienia, dokładnie w tej chwili, gdy ten patrzył w jego stronę. Ku zdziwieniu Redfoxa, Cheney wyglądał na zadowolonego. Szybko zaakceptował związek Eucliffe'a. Tak jak i większość gildii Fairy Tail oraz Sabertooth. Wyglądało na to, że najbliższe dni będą naprawdę ciekawe.

Rozdział VII
Pierwsza walka
            Po poprzednio nieprzespanej nocy, Gajeel zasnął od razu, gdy się położył. Dręczyły go koszmary. Śniło mu się, że pierwszą walkę, nie tyle co przegrali, a zginęli w niej obaj - on i Sting. Nie była to zwykła śmierć, lecz nadzwyczaj makabryczna. Zamiast z Biscą i Alzackiem, walczyli z obrzydliwymi potworami. Redfox był zmuszony do oglądania śmierci ukochanego, a następnie tego jak jeden z demonów bezcześci jego ciało i je pożera. Po tej drastycznej scenie, sam został zabity przez drugiego. Obudził się cały zlany potem. Ponowne zaśnięcie zajęło mu więcej niż pół godziny. Rano, w ogóle nie pamiętał o swoim śnie.
            Smoczego Zabójcę obudziło głośnie pukanie do drzwi. Szybko założył bieliznę i poszedł sprawdzić, kto przyszedł. Był to Sting. „Gajeel, pospiesz się, bo się spóźnimy! Walka Natsu już się pewnie zaczyna!” Powiedział, gdy drzwi się otworzyły. Następnie spojrzał na Redfoxa, stojącego przed nim w samych bokserkach. Lekko się zarumienił, gdy patrzył na jego umięśnione ciało. „Bardzo cię przepraszam. Daj mi chwilę i będę gotowy.” Odpowiedział i zaprosił ukochanego do środka. Wziął szybki prysznic i wyszedł z łazienki już kompletnie ubrany. „Możemy iść. Naprawdę bardzo cię przepraszam. Poprzedniej nocy w ogóle nie spałem, więc dzisiaj jakoś tak wyszło.” Eucliffe odpowiedział mu z uśmiechem na twarzy. „Nic się nie stało. Do naszej walki mamy dużo czasu. Jesteśmy ostatni. A dlaczego Lily cię nie obudził? Przecież mieszka z tobą.” Gajeel zastanowił się nad tym. Przecież to prawda. Więc czemu? „Zapewne wstał dużo wcześniej i uznał, że powinienem się wyspać i być wypoczętym na pierwszą walkę. Sądzę, że już dawno jest na miejscu i ogląda pojedynek.”
            Postanowili się pospieszyć. Biegli przez prawie całą drogę od domu Gajeela do prowizorycznej areny poza miastem. Została ona postawiona niedaleko miejsca, w którym trenowali. Okazało się, nim dotarli na miejsce, że skończyły się dwie walki. W pierwszej Natsu i Lucy pokonali Gray'a i Juvię. W kolejnej, Wendy i Romeo wygrali z Elfmanem i Evergreen. Za kilka minut rozpocznie się kolejna batalia. Laxus i Freed kontra Yukino i Rogue. Redfox usłyszał, że poprzednie pojedynki, mimo że były krótkie, to emocjonujące. Miał nadzieję, że następny również taki będzie. Gajeel i Sting usiedli na trybunach i zaczęli rozmawiać. „Jak myślisz? Kto twoim zdaniem wygra?” Eucliffe zapytał drugiego Smoczego Zabójcę. „Ciężko wybrać, bo wszyscy są silni. Lecz jak mam być szczery, to Rogue z Laxusem nie wygra. Pamiętasz kogo pokonał na Wielkim Turnieju Magicznym? Jednego z dziesiątki Świętych Magów. Jak przejdziemy dalej, to będziemy mieli z nim problem.”
            Walka zakończyła się dokładnie tak, jak Gajeel przypuszczał. Cienisty Smoczy Zabójca i jego wybranka, zostali pokonani. Freed sprawił, że jeden z Gwiezdnych Duchów Yukino okazał się bezużyteczny. Za pomocą runów zablokował możliwość kontrolowania grawitacji, czego dokonać mogła Waga. Laxus okazał się dla Rogue'a zbyt silny i wytrzymały. Szybkością również mu dorównywał. Mimo wymiany bardzo wielu ciosów, obaj nie chcieli oddać tej walki. Atakiem, który okazał się ostatecznym, był Ryk Smoka Piorunów. Po dość wyczerpującej walce, znana była trzecia para, która weźmie udział w półfinałach. W końcu przyszedł czas na wybranie ostatniej. Gajeel dostrzegł, że Bisca spogląda na niego i Stinga z lekkim niepokojem. „Gorszych przeciwników od nas, to nie mogli sobie trafić. Dwóch Smoczych Zabójców walczących głównie w zwarciu. Ciekawe czy mają jakikolwiek plan.” Po pięciominutowej przerwie, zawodnicy weszli na arenę. Alzack używał magicznych pistoletów, a Bisca - karabinu snajperskiego. Nie były to odpowiednie bronie, jak na pojedynek na arenie. Gdy rozległ się sygnał obwieszczający początek walki, postanowili oddać pierwsze strzały, nim przeciwnicy zdążą się ruszyć. Na ich nieszczęście, Gajeel i Sting tego właśnie się spodziewali. Redfox aktywował Łuski Żelaznego Smoka, co pozwoliło mu całkowicie obronić się przed magicznymi pociskami. Nie odniósł żadnych obrażeń, tak jak i Eucliffe, który użył Białej Drogi, by zwiększyć siłę ataku, wytrzymałość, a także szybkość. Był w stanie uniknąć większości strzałów. Żelazny Smoczy Zabójca, nie przejmując się niczym, powoli zbliżał się do Alzacka. Użył Buławy Żelaznego Smoka, by wyprowadzić wiele ataków. Miały one na celu ogłuszyć przeciwnika i spełniły swoją rolę. W tym czasie Sting zajął się Biscą. Była ona o wiele szybsza od swojego męża. Uniknęła ona wielu ciosów, ale Eucliffe sparaliżował ją za pomocą Szponów Białego Smoka. Była to święta pieczęć, która uniemożliwiała wykonanie jakiegokolwiek ruchu. To był koniec pojedynku. Smoczy Zabójcy dostali się do półfinału.
            Parę minut po pojedynku, Gajeel usłyszał płaczącą Asukę. „Mieliście wygrać!” Jej rodzice, Alzack i Bisca, starali się ją pocieszyć. Redfox postanowił podejść. „Nie płacz. Powinnaś być dumna z rodziców, nawet jeżeli przegrali! Wzięli udział w turnieju razem z wieloma innymi wspaniałymi magami, takimi jak oni. Lecz nie zawsze można wygrywać, prawda? Poza tym, wyobraź sobie walkę człowieka ze smokiem. Czy da się to wygrać? A twoi rodzice musieli zmierzyć się z dwoma! Powinnaś być dumna z ich odwagi!” Dziewczynka przestała płakać i uśmiechnęła się. „Alzack, przepraszam za to ogłuszenie cię, ale sam rozumiesz. Jakoś trzeba było walkę zakończyć. Mam nadzieję, że wszystko w porządku.” Alzack dotknął opatrzonego miejsca na czole i cicho syknął z bólu. „Nic mi nie jest. Nie pierwszy raz jestem ranny. Poza tym, wiedzieliśmy, że wielkich szans nie mamy. Powodzenia jutro w półfinale!” Gajeel uśmiechnął się, uprzejmie podziękował i wrócił do Stinga.

Rozdział VIII
Półfinał
            Reszta dnia minęła spokojnie. Sting i Gajeel spędzili ten czas wspólnie. Jako jedyni, którzy przeszli do półfinału, nie byli zmęczeni po walce. Będą mieli przewagę, jeżeli Freed i Laxus nie zdążą zregenerować sił. Liczyli na to, że tak będzie. Wendy nie mogła im pomóc, bo sama była wyczerpana. Ale nawet gdyby mogła, nie zrobiłaby tego. Dostała się do następnego etapu, więc mogliby zostać jej przeciwnikami w finale. Ale tylko pod warunkiem, że Natsu i Lucy przegrają i to samo stanie się z Gajeelem i Stingiem. Następnego dnia, Redfox obudził się dwie godziny przed pierwszą walką. Po jakimś czasie, gdy kończył brać prysznic, przyszedł po niego Eucliffe. Otworzył mu owinięty jedynie ręcznikiem. „No i znowu przyszedłeś, gdy nie jestem ubrany!” Roześmiał się i wpuścił go do środka. „Usiądź, a ja się pójdę ubrać.” Gdy wszedł do pokoju, to z roztargnienia zapomniał zamknąć za sobą drzwi i zostawił je lekko uchylone. Sting spojrzał w tamtą stronę, dokładnie w momencie, w którym Gajeel odłożył ręcznik, by się ubrać. Nie mógł oderwać wzroku od tego, co miał okazje podziwiać. Widział nagie ciało Gajeela, każdy jego element. Po chwili jednak przysłoniły go drzwi, gdy Żelazny Smoczy Zabójca udał się w inną część pokoju tam, gdzie znajdowała się jego bielizna. Gdy podszedł do uchylonych drzwi, zdał sobie sprawę, że wcześniej Eucliffe mógł zobaczyć go nago. „Nawet jak widział, to pewnie się nie przyzna. Ale cóż, kiedyś i tak zobaczy.” „To co? Idziemy?”
            Gdy dotarli na polanę, większość miejsc była już zajęta, ale udało im się znaleźć dwa wolne obok siebie. Niedaleko siedzieli ich przeciwnicy. Gajeel usłyszał, jak Laxus narzeka na ból w lewym boku. „Ach, dobrze wiedzieć. Może da się to wykorzystać. W końcu nie jest przyjemnie otrzymać cios w miejsce, które jest już kontuzjowane.” Od razu poinformował o tym Stinga. „Czyli jednak walka z Rogue'm dała im się we znaki?”
            Stojące na arenie pierwsze dwie pary, czekały na sygnał ogłaszający początek pojedynku. Romeo wiedział, że jego magia nie zaszkodzi Natsu, więc chciał zaatakować Lucy. Smoczy Zabójca chciał mu przeszkodzić, ale zatrzymała go Wendy. Marvel, za pomocą magii wzmocnienia, zwiększyła siłę i szybkość, swoją i Romeo. Wyglądało na to, że mieli nawet szansę na wygraną. Smocza Zabójczyni użyła sekretnej techniki – Lśniąca Fala: Niebiańskie Wiertło. Udało jej się trafić obu przeciwników, co wyeliminowało Lucy z tej walki. Dragneel był bardziej wytrzymały. Rzucił się na Conbolta, a ten odruchowo chciał się bronić. Był to duży błąd, który wiele go kosztował. Ogień, który stworzył, został zjedzony przez Natsu. Przywróciło mu to zużyte siły, a także pozwoliło pokonać przeciwników. Wendy była już wyczerpana, gdyż użyła sporej ilości mocy magicznej do wyprowadzenia swoich ataków.
            Następnie przyszła kolej na drugi z półfinałów. Gdy przeciwnicy wchodzili na arenę, Gajeel zauważył, że Laxus utyka na lewą nogę. „Czyżby kolejny słaby punkt?” Smoczy Zabójcy mieli już opracowany plan. Postanowili najpierw wyeliminować Freeda, gdyż ten mógł naprawdę utrudnić walkę za pomocą swoich runów. Byli dużo szybsi od przeciwników, co dało im znaczącą przewagę. Unikali większości ataków, sami wyprowadzając własne. Freed, by uciec przed ciosami, stworzył magiczne skrzydła i odleciał na bezpieczną wysokość. „Sting! Zróbmy to teraz!” Eucliffe od razu zrozumiał o co mu chodzi. Mieli użyć techniki, którą opracowali na treningu. Gdy znaleźli się blisko siebie, obaj użyli Ryku Smoczego Zabójcy. Freed nie miał żadnych szans na obronienie się przed tym atakiem. Nieprzytomny spadł na ziemię. Trybuny były chronione za pomocą magii. Gdyby nie to, to widzowie mogliby zostać ranni. Wyeliminowanie Justine'a rozzłościło Laxusa, który również ucierpiał od wspólnego ataku Smoczych Zabójców. Otoczony był niezliczoną ilością błyskawic, które zaabsorbowały część mocy Ryku. Gajeel zrozumiał, że to jeszcze nie koniec. Muszą się naprawdę postarać, by pokonać Dreyara. Aktywował Łuski Żelaznego Smoka. Zwiększyło to jego obronę, ale sprawiło również, że każdy atak będzie skierowany na niego. Stanie się żywym piorunochronem. Uznał, że to najlepsze wyjście. Sting będzie bezpieczny i skupi się na atakowaniu przeciwnika. Walka trwała jeszcze przez jakiś czas, a jej rozstrzygnięcie było korzystne dla pary Smoczych Zabójców. Nie jest łatwo pokonać kogoś silniejszego od jednego z dziesiątki Świętych Magów. Wygrali, dlatego że jego zmęczenie po poprzedniej walce dało o sobie znać. Tak więc pary, które wezmą udział w Wielkim Finale zostały wybrane! Natsu i Lucy vs Sting i Gajeel!
Rozdział IX
Wielki Finał
            Nadszedł długo wyczekiwany przez wszystkich dzień. Wielki Finał turnieju zorganizowanego z okazji walentynek. Gajeel bardzo się denerwował. Obawiał się ostatniej walki. Pojedynek z Laxusem i Freedem nie należał do najprostszych. Wciąż był osłabiony, gdyż jedna noc to za mało, by zregenerować siły po otrzymaniu dużych obrażeń. Redfox postanowił, że tego dnia to on pójdzie po Stinga, a nie odwrotnie. Wybrał najkrótszą drogę, by jak najszybciej znaleźć się w gildii Eucliffe'a. Okazało się, że ten właśnie miał wychodzić, by się z nim spotkać. „Jest jeszcze wcześniej niż ostatnio. Znowu chce mnie nago zobaczyć, czy co?” Żelazny Smoczy Zabójca zdał sobie sprawę, że nie zjadł nawet śniadania. Sting zaprosił go do środka, by wspólnie spożyli posiłek.  Przy okazji rozmawiali o nadchodzącej walce. „Myślę, że z Lucy nie będziemy mieli problemu. Po tym, co się wczoraj stało, do dzisiaj wiele mocy pewnie nie odzyskała. Więcej niż jednego ducha nie przyzwie. Mimo wszystko musimy być ostrożni, bo pewnie będzie to Loke.” Biały Smoczy Zabójca nie mógł sobie przypomnieć, który to jest duch. „Loke? A on jest silny?” Gajeel się roześmiał. „Silny? Jeden z dwóch najsilniejszych duchów! Sama kiedyś powiedziała, że najsilniejsza jest Aquarius, ale bez wody nie będzie w stanie jej przywołać.” Mieli jeszcze dużo czasu, ale postanowili udać się już na miejsce pojedynku.
            Wygląd areny bardzo ich zdziwił. Została wielokrotnie powiększona. Na terenie zajmowanym przez pole walki znajdowało się wiele rzeczy. Nie był to tylko płaski teren. Po wschodniej stronie, znajdowało się kilka drzew. Parę metrów od nich, kilka żelaznych konstrukcji, prawdopodobnie postawionych, by umożliwić ukrycie się przed atakiem. „Głupcy! Dzięki temu na pewno wygramy!” Sting zauważył, że Gajeel nagle się rozpromienił i od razu zdał sobie sprawę z powodu tej radości. „Dopiero co śniadanie jedliśmy, a ty już planujesz kolejny posiłek?” Po przeciwnej stronie areny znajdowała się lawa. Za pomocą magii była utrzymywana w stanie ciekłym. „Na szczęście w pobliżu nie ma nic, co mogłoby się zapalić.” Trybuny zostały ozdobione idealnie, jak na taką okazje. Wszędzie znajdowało się wiele czerwonych i różowych serc.

            Walka zaczęła się o godzinie dwunastej i trwała zaledwie piętnaście minut. Tak jak Gajeel przypuszczał, Lucy zaczęła od przyzwania Lokiego. Dopiero w tej chwili Redfox przypomniał sobie, jakiej magii używa Lew. „Sting, zajmij się nim! Nie powinieneś mieć problemów.” Gwiezdny Duch używa magii zwanej Regulus. Eucliffe będzie na to niewrażliwy, gdyż jest to magia oparta na świetle. Gajeel natomiast zaczął atakować Natsu. Starał się go odciągnąć w stronę żelaznych konstrukcji. Zgodnie z przypuszczeniami, Biały Smoczy Zabójca pokonał Lokiego, a Lucy nie miała wystarczająco mocy magicznej, by przywołać innego Ducha. Stała się łatwym celem, ale Dragneel był zbyt zajęty, by to dostrzec i jej pomóc. Po chwili na arenie, jedynie Smoczy Zabójcy byli zdolni do walki. Natsu uznał, że lepiej szybko jednego wyeliminować. Użył Sekretnej Smoczej Techniki Ognistego Smoczego Zabójcy. W momencie, w którym atak miał sięgnąć celu, Sting odepchnął Gajeela i przyjął to na siebie. W poprzednim pojedynku to Redfox chronił ukochanego przed atakami. Eucliffe chciał się odwdzięczyć, a poza tym uważał, że ma mniejsze szanse na pokonanie Natsu. Niewiele myśląc, Żelazny Smoczy Zabójca, rzucił się na konstrukcję stojącą obok niego. Nim Dragneel zdołał go powstrzymać, pożarł sporą ilość żelaza. „Pożałujesz tego! Sekretna Technika Smoczego Zabójcy! Demon Karmy: Żelazny Boski Miecz!” Włożył całą swoją siłę i gniew w ten atak. Dla Ognistego Smoczego Zabójcy było to za dużo. Padł nieprzytomny na ziemie. Komentator mówił, że to nieprawdopodobne. Natsu został pokonany! Gajeel tego nawet nie słuchał. Podszedł do Stinga i pomógł mu wstać. Eucliffe musiał opierać się o Redfoxa, by móc iść. „Po prostu w to nie wierzę! Wygraliśmy!” Mimo zmęczenia okazywał radość. „Tak, wygraliśmy! Szczęśliwych walentynek, Sting!” Gajeel objął go i pocałował w usta, na oczach wszystkich zebranych na widowni. 
Mam talent à la Fairy Tail

W królestwie Fiore mieści się wiele gildii magicznych. Ta najbardziej znana, która zawdzięcza swą sławę wspaniałym, silnym magom oraz zniszczeniom dokonywanym podczas wykonywania misji, znajduje się w Magnolii. Zwą ją Fairy Tail. Nie mylić z „fairy tale” (dop. autorki). Chciałam zaprosić Was w niezwykłą podróż do tego magicznego miejsca, gdyż postanowiłam trochę namieszać w ich, i tak już zwariowanym, życiu. Dlatego mówię: kurtyna w górę! Spektakl czas zacząć!
Piękna blondwłosa dziewczyna siedziała przy jednym ze stołów, znajdujących się w środku olbrzymiej budowli, będącej gildią magów magnolskich i zarazem ich domem. Ręce, zgięte w łokciach, położyła płasko na blacie. Palce dłoni splotła i oparła na nich brodę. Wzdychnęła ciężko.
— Lu–chan, co się dzieję? – Znad opasłego tomiszcza, które czytała, spojrzała na nią uważnie niebieskowłosa Levy. Na nosie miała, dla odmiany (), okulary.
— Ach, nudzę się!
— To może idź na misję – zaproponował mól książkowy.
— Nie chce. Byłam niedawno.
— To może zrób domówkę i rozerwij się – wyszła z kolejnym pomysłem McGarden.
— Żartujesz? – Lucy spiorunowała ją wzrokiem, unosząc głowę. – Mowy nie ma! Ja chcę mieć, gdzie wrócić!
— Z tym muszę się zgodzić – rzekła Levy, lekko się uśmiechając.
— Błagam! – prosiła blondynka, unosząc twarz i spoglądając na sufit budynku. – Niech coś zacznie się dziać, bo zwariuję! – Wyrzuciła ramiona w górę, jakby czekała na mannę z nieba.
Nagle drzwi gildii otworzyły się z impetem, a w progu stanął ktoś, kogo magowie po raz pierwszy ujrzeli na oczy. Wszyscy obecni zamilkli i oderwali się od swoich zajęć, przyglądając się badawczo przybyszce. Słychać było przecinającą powietrze muchę.
— Cześć Fairy Tail! – odezwałam się. – Jak się macie? – pytam i przyglądam im się z szerokim uśmiechem, ukazując białe zęby. Magowie patrzą na mnie z konsternacją. – Co z wami? – Zatrzymuję się w połowie drogi do baru, obok stołu, przy którym siedzą Lucy i Levy. – U was taka cisza nie jest normalnym zjawiskiem. – Mówiąc to, uśmiecham się jeszcze szerzej. Na nosie mam okulary w prostokątnych oprawkach o kolorze ciemnoróżowy metalik. Ubrana jestem w czarną bluzkę z rękawami ¾  i  dekoltem w łódkę, ciemne, proste dżinsy oraz niebiesko–białe adidasy. Moje włosy mają kolor czystego złota. Splecione są w dwa warkocze, sięgające biustu. Mam asymetryczny przedziałek z prawej strony głowy. Pofalowaną grzywkę zaczesałam na lewo, pozwalając jej zakryć oko. Moje gałki oczne mają szaro–niebieskie tęczówki, a źrenice otaczają okręgi o kolorze złoto–zielonym. Oczy osadzone są w kwadratowej twarzy o delikatnie zarysowanych kościach policzkowych. Nosek jest mały i lekko zadarty, a pełne wargi mają łososiowy odcień. Mam 165 cm wzrostu, a rozmiar stopy 39. Mam nadzieję, że bez trudu możecie sobie wyobrazić mą osobę.
— A ty, to kto? – pyta niebieski kot, który podleciał do mnie i przysiadł na stole, przy którym się zatrzymałam.
— Ja? – Wskazuję na siebie palcem. Zwierzątko kiwa twierdząco głową. – Jestem osobą, która zatrzęsie tą gildią w posadach, a później to wszystko opiszę!
— Serio? Będę sławny? – pyta Dragneel, który pojawił się nie wiadomo skąd.
— Natsu, ty i bez tego jesteś znany. – Delikatny uśmiech pojawia się na moich ustach.
— Sława to mężczyzna! Opisz to męsko! – Głos zabiera białowłosy osiłek.
— Oj, Elfman, a ty jedno i to samo. – Uśmiecham się szerzej, ukazując dołeczki w policzkach.
— Bo jestem mężczyzną!
— I to stuprocentowym – przyznaję mu rację.
— A jak!
— Przepraszam – słyszę za plecami.
— Tak? – Spoglądam przez ramię. Oczy rozszerzają mi się z entuzjastycznej radości. – O, Lucynka! Jak się masz?
— Eto… W porządku. Dziękuję. Ale skąd mnie pani zna? – pyta z zaciekawieniem.
— Nie „paniujcie” mi tutaj, bo nogi z czterech liter powyrywam! – Tak się zirytowałam, że moje policzki przybrały kolor szkarłatu.
— To jak mamy się zwracać? – słyszę pytanie z ust Levy.
— Hmmm… – Zastanawiam się. – Wiem! – Unoszę palec wskazujący do góry, wpadając na pomysł pseudonimu. – Filaretka! A co do twojego pytania, Lu – spoglądam na nią znad okularów – znam was wszystkich i wiem o was totalnie wszystko! – Lucy wzdryga się, gdy widzi złowieszczy błysk w moich oczach.
— A co konkretnie? – pyta.
— Hmmmm… Wszystko – odpowiadam z szerokim uśmiechem.
— Aha. To się dowiedziałam… – Wygląda na rozczarowaną.
— Fakt – stwierdzam, a kąciki moich ust unoszą się wysoko. – A zmieniając temat, nudziłaś się.
— Skąd…? – Patrzy na mnie zszokowana.
— To moje opowiadanie. – Mrugam porozumiewawczo do niej. Z jej twarzy nie znika wyraz szoku. – Dobra! – Klaszczę w dłonie, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych w budynku. – Chcecie się rozerwać? – pytam donośnym głosem.
— Tak! – krzyczą chórem.
— No i super! – Zacieram ręce z radości na czekające nas wydarzenie. – No, to do roboty!
— Ale co mamy robić? – pyta Gray. Na jego ramieniu uwieszona jest Juvia.
— Przesuńcie wszystkie stoły i ławki w stronę drzwi. – Zaczynam dyrygować magami. Chłopcy sprężają się, żeby wykonać moje polecenie.
— A co tu się dzieje? – W pomieszczeniu pojawia się gigant.
— Ohayo Trzeci! – krzyczę, by mnie usłyszał, szczerze się i macham do niego z parteru.
— A ty, to kto? – pyta i w międzyczasie wraca do swojej miniwersji.
— Filaretka – ściskam mocno jego malutką dłoń i potrząsam nią tak energicznie, że dziadzio raz jest w powietrzu, a następnym – zalicza podłoże. – Miło mi poznać.
— Mi…też – bełkoce, jak po kilku głębszych. – Miruś?
— Tak, Mistrzu? – pyta białowłosa dziewczyna słodkim głosikiem.
— Zajmij się tą…Filajakąśtam.
— Hai! – Uśmiecha się do mnie. Odwdzięczam się tym samym.
— Ohayo Mira! – Witam ją. – Będziesz w jury – mówię, szczerząc się.
— A o co chodzi? – W jej oczach widzę niepohamowaną ciekawość.
— Wytłumaczę ci za chwilę. Teraz część pierwsza: przemeblowanie!
— Meblowanie, meblowanie! – powtarzają po mnie dzieciaczki Bixa. Uśmiecham się do niego, na co on szczerzy się i wyrzuca na wierzch język, jak to ma w zwyczaju.
Dwie godziny później wszystko wygląda tak, jak sobie tego życzyłam. Scena jest przystrojona różnokolorowymi szarfami, które zwisają ze sufitu. Przed nią ustawiony jest długi stół na wysokich nogach. Przy nim, przodem do podwyższenia, stoją cztery krzesła barowe. Za nimi, w pięciu rzędach, znajdują się ławki dla publiczności. Ogarniam wzrokiem nasze dzieło i odwracam się do magów.
— Wspaniale! – Aż kipi ze mnie entuzjazm. – A teraz najważniejsze. Etap drugi: wybór jury! Pozwólcie, że zajmę się tym osobiście. Mistrzu, uczynisz mi ten zaszczyt i zajmiesz jedno z miejsc? – Zwracam się do staruszka. Ten przymyka oczy i, z zamyślonym uśmiechem, kiwa twierdząco głową. – Dziękuję! Miruś – zwracam się do starszej Strauss – zapraszam na miejsce obok Mistrza.
— Bardzo chętnie! – W podskokach podchodzi do krzesła i zajmuje je.
— Pierwsza! – Zwracam się w stronę schodów. – Wyłaź zza tego filaru. Wiem, że tam jesteś! – Zapuszczam żurawia na piętro. Po chwili moim oczom ukazuje się Mavis Vermilion. – Było się tak chować? – pytam i uśmiecham się, widząc jej zarumienione policzki i delikatne kręcenie głową w geście zaprzeczenia. Potulnie zajęła miejsce obok Miry. – No i super! A ostatnim jurorem będę ja!
— Jak to? – pyta Pierwsza.
— Moje opowiadanie, moje grabki i moja piaskownica – odpowiadam wesoło. – To teraz wybór uczestników. Proszę, dobierzcie się w pary. Mieszane. Potrzebujemy ośmiu duetów.
— A co będą musieli robić uczestnicy? – pyta Laki.
— Zobaczycie – mówię z błyskiem w oku.
— To ja rezygnuję – mówi, wyraźnie zestresowana moim spojrzeniem. – Wolę popatrzeć na innych. – Odwraca się i kieruje w stronę ławek dla publiczności. Za jej przykładem idą: Wendy, Bixlow z dzieciaczkami, Kinana, Max, Nab, Jet, Droy, Cana, Gildarts, który wyjątkowo jest w gildii, Macao, Wakaba, Romeo, Reedus, Vijeeter, Warren i cała reszta. Na placu boju zostają: Natsu, Lucy, Gray, Erza, Juvia, Jellal (kie licho go sprowadziło, to pojęcia nie mam!), Alzak, Bisca, Happy, Carla, Gajeel, Levy, Freed, Lisanna, Elfman i Evergreen. Laxus patrzy na to wszystko sceptycznie z balkonu na piętrze. Wsparł łokieć na balustradzie, a brodę – na wewnętrznej stronie dłoni. Na jego ustach gości kpiący uśmiech, który nie robi na mnie wrażenia.
— Dobra. To teraz powiem, o co chodzi. Będziemy się bawić w „Bitwę paringów”. Teraz musicie…
Mój wywód bezczelnie przerywa wielkie „BUM”! Coś mocno uderzyło o podłoże przed wejściem do gildii. Oczy wszystkich obecnych w budynku zwróciły się w stronę głównych drzwi. Czekamy chwilę w napięciu do czasu, aż wrota otwierają się z hukiem i staje w nich niski, tłuściutki człowieczek z dużym nosem i burzą rdzawych włosów. Jego biały garnitur jest cały brudny i w kilku miejscach przedarty, ale błękitna róża, którą ma w butonierce, wygląda idealnie. Całą jego postać otacza mnóstwo gwiazdek, a on sam robi za wielkiego narcyza, pomimo przetrąconego nosa i krwawiącego czoła. Wymachuje zawzięcie rękoma, przy okazji dziwnie gestykulując.
— Przybyłem, men! Piękna perfuma, men! – Odzywa się głosem przerośniętego mężczyzny. Wybaczcie, ale on sięga mi ledwo nad kolano, więc co mam napisać? Gdybym go nie widziała, pomyślałabym, że jest całkiem przystojnym, wysokim brunetem o ciemnych oczach i śniadej cerze. A tutaj, co bym otrzymała? Kandydata do roli jednego z krasnoludków u Śnieżki. No błagam!
— Ichiya, co ty tu robisz? – pytam niepomiernie zdziwiona.
— No, jak to co, men? Skoro bitwa paringów, to ja i Erza, men! – Powtarza te swoje dziwne, dzikie gesty. Jest jakiś nieokrzesany!
— Żartujesz sobie ze mnie? – Wściekła, wymachuję nerwowo rękami. – Erza stworzy parę z Jellalem!
— Co?! – wykrzykuje pan „Men”, jak i sami zainteresowani, przez co dzwoni mi w uszach. Potrzebuję chwili, by wrócić do siebie i móc kontynuować.
— To, co słyszeliście! A teraz pozwólcie, że wrócę do przerwanej kwestii. Panie „Men”, proszę zająć miejsce na widowni. – Ichiya chce zaprotestować, ale, zmiażdżony moim stalowym spojrzeniem, kapituluje i, pociągając nosem, potulnie siada na jednej z ławek, mamrocząc pod nosem coś o perfumach. – Dobra. Tak, jak mówiłam, zabawa nazywa się „Bitwa paringów”.
— Bitwa paringów? – Lucy spogląda na mnie zdziwiona. Słysząc wahanie w jej głosie, postanawiam wytłumaczyć.
— Temat wymyśliła OlaRi. Do niej proszę kierować pisemne zażalenia i skargi. Przyjmuje w dni powszednie od 8 do 16. Prawda, Olu? – Biorę wdech i zaczynam ponownie. – Tak jak mówiłam, zabawa to „Bitwa paringów”.
— Ale przecież my… – zaczyna Heartfilia, przerywając mi bezczelnie.
— Lucy! – Natsu przerzuca jej rękę przez ramiona i szczerzy się. – Jesteśmy nakama, co nie? I nie ma takiej rzeczy, której razem nie damy rady zrobić!
— Tak, ale… – zaczyna blondynka.
— Żadnego „ale”! – wydzieram się. Uczestnicy stają na baczność. – Macie 10 sekund, by dobrać się dwójkami. 1…2… – Zamykam oczy i rozpoczynam odliczanie. Po minięciu wyznaczonego czasu, unoszę powieki i widzę idealnie podzielonych magów. – A teraz marsz za kulisy! Ale to już!
— Aye, Sir! – Wszyscy, łącznie z Erzą, są przerażeni i bez szemrania ruszają za kurtynę. Uśmiecham się do siebie i zajmuję czwarte krzesło. Zacieram ręce z radości i ekscytacji.
— Imprezę czas zacząć! – wykrzykuję, wyrzucając w górę ramiona. Poprawiam się na krześle i opieram brodę na splecionych palcach dłoni. Reszta jury spogląda na mnie z uniesionymi brwiami. – Fakt, nie wiecie, czym się to je. Zacznijmy od początku. Będę prosiła po kolei nasze pary na scenę i dawała im zadania do wykonania. A jeśli nic dla nich nie wymyślę, sami muszą się wykazać. Czy to jasne? – pytam. Reszta Wielkiej Czwórcy kiwa twierdząco. – Świetnie! Proszę pierwszą parę, Erzę i Jellal’a.
— Co? Ja…ja…ja… – Jąkając się na zmianę, pojawiają się na scenie, cali zesztywniali. Stają dobre 4 m od siebie ze spuszczonymi głowami.
— Dobra. Dla was akurat mam zadanie. Jellal. – Chłopak spogląda na mnie. – Wyznasz miłość Erzie.
— Co? – Aż się zapowietrzył.
— Nie mówi się „co”, tylko „słucham”, albo „tak jest”. Proszę, zaczynaj. Masz 5 minut, a później grozi wam dyskwalifikacja.
— Jellal – zwraca się do niego Erza. – Im prędzej powiesz, tym szybciej będzie koniec.
— Zrób to męsko! – Zza kurtyny dobiega głos Elfmana, a później coś, co przypomina uderzenie muchy packą. Pewnie sprawa Ever i jej wachlarza.
— Erzo – głos zabiera Jellal. Dłonie ma zaciśnięte w pięści, głowę opuszczoną.
— Tak?
— Bo ja…ja… – zaczyna i nie kończy. Z nosa ciurkiem płynie mu krew. Pada zemdlony na podłogę sceny. Erza, westchnąwszy ciężko, bierze nieprzytomnego chłopaka na plecy i, z wyrazem rezygnacji i rozczarowania na twarzy, schodzi z proscenium.
— Yare, yare! A myślałam, że w końcu się przyzna – komentuje Mira.
— Spokojnie, Miruś – mówię. – Będzie jeszcze okazja.
— Gray–sama! Teraz my! – Nim zdążyłam zareagować, na scenę wtargnęła Juvia, ciągnąc za sobą Graya. – Gray–sama! Juvia cię kocha! – Tuli się do jego ramienia. Jej źrenice przybierają kształt serca i jego krwisty kolor.
— Ta… Jasne – wychodzi z ust Maga Lodu. – Dość tych głupot. Nie lep się do mnie!
— A Gray jak zawsze zimny i opanowany. – Załamuje ręce jurorka Strauss, odprowadzając ich wzrokiem.
— Te, mała! – Totalne wariactwo! Na scenie zjawia się, niezaproszony jeszcze przeze mnie, Gajeel. Obok jego nogi stoi uroczy Lily, a zza kotary wychodzi Levy.
— Nie nazywaj mnie tak, Gajeel! – wrzeszczy McGarden i mierzy wściekłym wzrokiem Redfoxa.
— Dobra, mała. Gihi.
— Gajeel! – Z nerwów zrobiła się purpurowa.
— Nie piekl się tak, mała! Idziesz ze mną i moim kotem na misję? – Levy zapowietrzyła się, jakby chciała mu znowu zwrócić uwagę, ale żadne słowa nie opuszczają jej ust. – Czyżby pani mądralińskiej zabrakło języka w gębie? – Przerzuca sobie zszokowaną Levy przez ramię i idzie w kierunku schodów, by opuścić scenę. McGarden przytomnieje i uderza piąstkami w plecy Redfoxa, chcąc, by ją postawił na podłodze. – Chodź, Lily. Gihi.
— Po Gajeelu można było się tego spodziewać. – Dziadzio załamuje ręce, patrząc na to, co wyrabia Żelazny Smoczy Zabójca.
— Głowa do góry, Trzeci! A może Szósty? – Widać, humor dopisuje Mavis, gdyż z jej ust nie schodzi uśmiech. Dodatkowo jej oczy zdobią połyskujące złociście gwiazdki. Trzeci, albo i Szósty, nachmurzył się słysząc swój tytuł.
— Sorry memory, ale taka prawda. – Rozkładam bezradnie dłonie. – Trzeci to ty już dawno nie jesteś. – Mavis jest ucieszona i przybija ze mną piątkę. Ósmy, nie, Szósty popada w depresję, z której stara się go wyprowadzić Mira. Efekt jest mierny. Ale, ale, obserwujmy podwyższenie, bo może być ciekawie.
Na scenie pojawiają się państwo Connell.
— Alzack, pamiętasz jak ci się oświadczyłam? – Zaczyna Bisca, tuląc się do niego.
— Mogłaś pominąć ten fakt. – Pan Connell spąsowiał po cebulki włosów.
— Żartujesz? – zirytowała się dziewczyna. – Bez zaręczyn, nie ma ślubu!
— Racja! To teraz pokażemy owoc naszej miłości! – Na scenę wchodzi Asuka.
— Cześć dziadziusiu! – Wita się z Mistrzem. – I tobie babciu – zwraca się do Mavis. Ta patrzy na dziewczynkę spode łba.
— Hahahahaha! – Głośnym śmiechem wybucha Makarov. Depresja go opuściła i poszła na drinka, bo Mistrz pogłębił jej własną depresyjność. Chwała Bogu!
— I co się śmiejesz, Trzecio–Szósto–Ósmy? (Teraz to dała do pieca). – pyta go, zła jak osa, Vermilion.
— Pierwsza awansowała na babcię! Nie wytrzymam! – Jego zaciesz jest epicki, jeśli wiecie, co mam na myśli. Ociera z kącików oczu łzy i uśmiecha się szeroko. Nie zareagował na jej zaczepkę. I słusznie.
— Yare, yare! – wzdycha Mira.
— Jak się czujesz Mistrzyni z tytułem babci? – Zadaje pytanie Mavis, ale jej już nie ma na stołku sędziowskim. Wzruszam ramionami i zwracam wzrok na scenę. – Następna para, proszę.
— Chodź, Freed! – słyszę młodszą Strauss.
— Wybacz panienko, ale nie – odpowiada jej Justine.
— Odmawiasz mojej siostrze? – Nawet nie wiem, kiedy Mira zmieniła się w Diablicę. Prawą nogę ugięła w kolanie i oparła stopę o stół, przy którym siedzimy, a lewą – o krzesło. Gdyby wzrok mógł zabić, podejrzewam, że Freed miałby zgon na miejscu.
— Ni…ie. Ja tylko…żartuje. Hihi. – Broni się chłopak.
— To dobrze. – Starsza Strauss wróciła do normalnej postaci i zajęła swoje miejsce.
— Freed! Zademonstrujmy im naszą magię! – Proponuje Lisanna i używa Zwierzęcej Duszy Kota. Wygląda słodko. Co jakiś czas wydaje z siebie odgłos „nya” i wymachuje dłońmi, jak kot przednimi łapkami. Freed używa swojego Yami no Ecriture: Absolutny Cień i zmienia się w rycerza. Ach! Jak ja kocham ten jego pióropusz i resztę zbroi!
— W każdym razie, Miruś – zabiera głos Lisanna – występujemy, jako para przyjaciół.
— Wiem, siostrzyczko. – Starsza Strauss rozpływa się w uśmiechach. – Chciałam tylko, żeby było zabawniej. – Freed jest w szoku po jej słowach i głośno przełyka ślinę. Wraz z Lisanną kłania się i oboje opuszczają scenę.
— Kto następny? – pytam, gdyż chcę, by magowie sami wychodzili na podwyższenie.
— Carluś! – Naszym oczom ukazuje się niebieski kot. – Mam rybkę dla ciebie!
— Oj, kocie. – Na scenie pojawia się biała kotka. – Dałbyś już spokój. – Po tych słowach krzyżuje łapki na piersi.
— Filaretko. – Happy zwraca się do mnie. – Proszę sprawić, by Carla mnie polubiła.
— Nie – odpowiadam z uśmiechem. Na jego twarzy gości szok i niedowierzanie.
— Ale dlaczego? – pyta mnie ze łzami w ogromnych oczach.
— Bo wystarczy twój urok osobisty.
— Naprawdę? – Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
— Tak. Porwij ją gdzieś – proponuje, by nieco mu pomóc i puszczam oczko.
— Aye, Sir! – wykrzykuje i bierze Carlę w łapki.
— Co ty, Happy? – mówi zdziwiona Exceedka. Kot uaktywnia Aerę i tyle ich było widać.
— Dobra! Następna para, proszę! – Pojawiają się Ever i Elfman. Mówią coś do siebie podniesionymi głosami i energicznie wymachują górnymi kończynami. Nic nie rozumiem z potoku ich słów, ale wyglądają słodko!
— Ach! To miłość! – Głos zabiera Mira. Dłonie złożyła jak do modlitwy i przypatruje się państwu El & Ev maślanymi oczami. W momencie kłótnia tej dwójki milknie.
— Wcale nie jesteśmy zakochani! – Krzyczą Osiłek i Wróżka, jedno przed drugie.
— Ta, jasne! – Zabieram głos. – A ja jestem święta Ondzia, albo inna Karmelitanka Bosa. – Po moich słowach, oblewają się pąsem i schodzą cichutko ze sceny. – Ostatnia para, proszę. – Na scenę raźno wchodzi Natsu. Kilka metrów za nim idzie Lucy. Ma spuszczoną głowę i wyraźnie jest skrępowana. Jej policzki są zarumienione. Nie rozumiem tylko, czemu? Przecież znają się jak łyse konie! – Lucy – zwracam się do dziewczyny. Spogląda na mnie. – Nie bądź taka skromna. Wspólne spanie już niejednokrotnie zaliczyliście. – Uśmiecham się chytrze, gdy zauważam, że poczerwieniała jeszcze bardziej. O ile to możliwe.
— CO?! – słyszę w swoim prawym uchu i przez chwilę jestem pozbawiona zmysłu słuchu po mojej prawicy. Przecieram palcem kanał słuchowy i rzucam głową na boki. Dobra, mój zmysł powrócił. Zwracam się w prawo i widzę, jak reszta jury patrzy na mnie zdziwiona.
— Skąd wiesz? – Zadaje szeptem pytanie Mistrz.
— Mam swoje źródła – odpowiadam cicho, z tajemniczym uśmiechem na twarzy i śmiejącymi się oczami.
— Ach! – Mira zabiera głos. – Ciekawe, jak będą wyglądać wasze dzieci? – Wyobraźnia Miry: uaktywnienie. Strzeżcie się, biedne duszyczki!


— Miruś, nawet ty przeciw mnie? – jęczy Lucy, wyraźnie przygnębiona tym faktem.
— Trzeci, nie mówiłeś, że ponownie zostaniesz pradziadkiem! – Stwierdza Mavis. (Oho! Nie powiedziała Szósty, ani Ósmy. Jest dobrze!)
— Pierwsza, pojęcia nie miałem! – odpowiada Makarov.
— Ja protestuje! – krzyczy Lucy.
— Oddalony! – odkrzykuję.
— Okrutna! – Lucy popada w czarną rozpacz.
— Luce, głowa do góry! – Pociesza ją Natsu. – W końcu jesteśmy zespołem!
— Natsu, to konkurs par!
— No i? – Spogląda na nią ze zdziwieniem.
— O rany! – Lucy wznosi ręce do nieba. – Nic.
— Ty, płomyczku, na serio jesteś idiotą. – Oliwy do ognia dolewa Gray.
— Chcesz się bić, gwiazdo porno?
— Coś powiedział?
— Nie dość, że gołodupiec, to jeszcze głuchy!
— Gray–sama! – krzyczy Juvia, gdy skaczą sobie do gardeł. – Lucy–sama i Natsu–sama to ostatnia para. Zaraz ogłoszenie wyników!
— Wyniki są męskie! – wykrzykuje Osiłek.
— Elfman, głąbie, siedź cicho! – Ever zdziela go wachlarzem po głowie.
— To wszystko? – pyta zdziwiona Mira. – Nie może być!
— Miruś, gdybyś nie była w jury, to bym cię z kimś połączyła.
— Co takiego? – Patrzy na mnie zdziwiona.
— No teraz ja się bawię w swatkę, jakbyś nie zauważyła. – Uśmiecham się szeroko.
— Ale to moja rola! – odpowiada z uniesieniem w głosie.
— Nie w tym opowiadaniu. A teraz werdykt! Musimy się naradzić! – Jury wstaje z miejsc i znika za drzwiami gabinetu Makarova. Po chwili wraca i zasiada za stołem w pełnym składzie. Dziadziuś jest poważny. Babcie – Ej! – kontynuuje i nie zwracam na nią uwagi – opuściła czarna rozpacz, ale patrzy na mnie morderczym wzrokiem. – Mavis, nie rób takiej miny. Tutaj wszyscy cię widzą. Pamiętaj o tym. – Po moich słowach rozpływa się w uśmiechach. Cwaniara. Miruś jak zawsze patrzy na wszystkich z delikatnym uśmiechem na ustach. A ja? Mam radochę, że jestem z nimi i mam okazję do żartów z mocarnych magów Fairy Tail! Wszyscy uczestnicy są już na scenie i oczekują na to, co powiem.
— Autorko! – słyszę głos Natsu. Spoglądam w tamtą stronę. Widzę, jak zwisa z dekoracji przytwierdzonej do sufitu z podpaloną prawą pięścią. – Czytaj wyniki. Cały aż płonę!
— Natsu, spalisz mi włosy! – Heartfilia odsuwa się nieco od chłopaka, gdyż jego „lina” znajduje się nad jej głową.
— Chodź, Luce! Walczmy! Napaliłem się! – Zeskakuje na podłogę i zaczyna ją gonić.
— Aaaaaa! – krzyczy dziewczyna i ucieka przed nim. Mam tego dość, dlatego opuszczam swój sędziowski stołek i podchodzę do, płonącego jak pochodnia, Dragneela.
— Siad, Natsu! – Nokautuje go ciosem w brzuch. Ten pada na podłoże z głuchym łoskotem.
— Natsu–san! – Wendy zrywa się w miejsca, by mu pomóc. Chwytam za kołnierz jej ubrania i unoszę ją tak, że nóżkami przebiera w powietrzu. Spogląda na mnie ponad ramieniem.
— Spokojnie, Wendy. On nie umrze od tego. Wróć, proszę, na miejsce. – Dziewczynka posłusznie ruszyła w stronę ławki, gdy tylko jej stopy dotknęły podłoża.
— Arigato! – słyszę z ust Lucy.
— Nie ma za co. – Uśmiecham się i puszczam do niej oczko. Wracam na miejsce. Z satysfakcją patrzę, jak nad głową Natsu unosi się duszek i okrąg z gwiazdek.
— Natsu? – Zagaduje go Lucy. – Wszystko dobrze? – Brak odpowiedzi jest odpowiedzią.
— A teraz wyniki! – Na dźwięk moich słów, wszyscy wstrzymują oddechy. Nawet Natsu opuścił na chwilę mistyczny świat zbłąkanych dusz, oprzytomniał i czeka w napięciu. Milczę, by potrzymać ich w niepewności. Odchrząknęłam. – No to tak. – Zaczynam. – Nie wybraliśmy najlepszego paringu – słyszę jęki zawodu, ale, niezrażona, kontynuuje. – Zostawiliśmy to czytelnikom.
— Co? – słysze pytanie z ust Tytanii. Jej brwi są zmarszczone.
— Erza, nie złość się, bo zmarszczki się robią – mówię tonem znawcy.
— Co? – Teraz piszczy przeciągle i dotyka swojej twarzy.
— A najlepsze na nie jest ciasto truskawkowe! Chcesz? – pytam, znając odpowiedź.
— Tak!
— To spokój!
— To twoja wina! – Ever strofuje Elfmana.
— Zachowuj się męsko! – mówi Osiłek. – Jeśli jesteś mężczyzną, poczekasz na werdykt czytelników! Auć! Za co? – pyta i spogląda na Wróżkę.
— Ach, jakoś tak. Nadgarstek ćwiczę.
— Ever!
— Nie mów tak do mnie! – Elfman ponownie zaliczył plaskacza wachlarzem Wróżki.
— I co, mała? – Redfox znowu zaczyna.
— Nie jestem mała, Gajeel! – Wścieka się McGarden.
— Ależ jesteś!
— Teraz już nie – wtrąca Lily, który zwiększył swój rozmiar do tego z Edolas i wziął na ramiona Levy. Uśmiecham się patrząc na tą scenkę. Brew Gajeela niebezpiecznie drga.
— Lily, czemu to zrobiłeś? Zostaw ją w tej chwili!
— Oj, oj, ktoś tutaj jest zazdrosny! – wtrącam swoje trzy grosze.
— Że niby ja? – krzyczy w moim kierunku i patrzy morderczym wzrokiem. Kiwam twierdząco głową. – Ja nie mam takich problemów. Auć! – mówi, gdy zalicza glebę, przyciśnięty przez ogromny napis „Ir♥n”. – Za co? – pyta się sprawczyni.
— Żebyś się uspokoił.
— Aha. – Odrywa kawałek napisu, wkłada do ust i przeżuwa. – Smaczne. Gihi.
— Cieszę się.
— Gray–sama! – Słyszę zawodzenie Juvii. – Zrób coś, żeby nas wybrali!
— Nie lep się do mnie! – Fullbuster próbuje odczepić ją od swojego ramienia.
— Juvia… – Lucy chce coś wtrącić.
— Moja rywalka w miłości! – Oczy Juvii ciskają gromy, gdy patrzy w stronę blondynki. – Juvia zaraz dopadnie rywalkę!
— Tak, tak! – wtrąca Natsu. – Bijcie się!
— Juvia… – Teraz reaguje młodsza Strauss.
— Lisanna–sama też poluje na Gray–samę? Freed–sama, proszę zająć się tą panią! Rywalką w miłości numer 2! Gray–sama jest tylko Juvii! – Wodna Kobieta ponownie przytula się do Maga Lodu.
— Po co się kłócić, kiedy można się całować? – Alzack i Bisca przystępują do dzieła.
— Całowanie się jest męskie! – To powiedziawszy, Osiłek dobiera się do Wróżki.
— Co robisz, idioto? – Wyzywa go Ever.
— Wszystko po męsku! – wykrzykuje Elfman.
— Pozwól, że ci zademonstruje. – Ever chwyta przód jego koszulki i przyciąga go do siebie.
— Co, mała? Teraz my? Gihi. – Redfox mierzy spojrzeniem czerwonych oczu Levy.
— Chyba żartujesz, Gaje… – Nie dane jest jej dokończenie zdania. Żelazny Smoczy Zabójca chwyta ją w ramiona i łączy ich usta w pocałunku.
— Lady Lisanno. – Justine kłania się dziewczynie.
— Sir Freed. – Ona dyga przed nim z gracją. – Wystarczy w policzek?
— Naturalnie, panno Strauss.
— Charluś! My też! My też! – krzyczy podekscytowany Happy. Nawet nie wiem, kiedy pojawili się ponownie. Magia, ot co!!! To w końcu Fairy Tail.
— Żartujesz? Ileż można! – Po jej słowach w gildii zapada grobowa cisza. Wszystkich dosłownie zatkało. Każdy patrzy na dwójkę Exceedów ze zdziwieniem i zbiera szczękę z podłogi. Nie wyłączając mnie. – Co się gapicie? Wróciliśmy przecież z randki. Ale co tam. Chodź, kocurze.
— Aye, Sir! Już lecę, Charluś!
— Gray–sama! My też! My też! – Juvia biegnie za Magiem Lodu.
— Zostaw mnie! – Fullbuster ucieka przed nią i kryje się za plecami Lucy.
— Moja rywalka w miłości! – Syczy Lockser i patrzy z nienawiścią na Heartfilię.
— Juvia, to nie tak! Nic z tych rzeczy! – Broni się dziewczyna.
— Gołodupcu! Zostaw moją nakama! – drze się Natsu.
— A co mi zrobisz? – Gray przedrzeźnia go. – Chcesz się bić, żygaczu płomieni?
— Jak zawsze, striptizerze!
— A Juvia chce się całować z Gray–samą! – Po tych słowach dziewczyna zalewa się łzami i siada na środku sceny.
— Yare, yare! Spokojnie Juvia. Może Filaretka coś wymyśli – mówi Mira.
— Moja rywalka w miłości! – W Lockser ponownie wstępuje duch bojowy. W jej oczach tli się żądza mordu, skierowana przeciw Lucy. Będą się pruć! Sasasasa!
— Lucy, uważaj! – krzyczy Erza, która w jednym z kątów gildii całowała Jellala.
— Co? – Dziewczyna nie zdążyła zareagować i zaliczyła twarde spotkanie z podłogą. Powoli uchyliła powieki. Spostrzegła szmaragdowe oczy Natsu, który przygniótł ją swoim ciałem. Ich nosy praktycznie się stykają. Lucy pąsowieje po cebulki włosów.
— No, płomyczku, pokaż, na co cię stać! – wykrzykuje Gray, przygnieciony do ściany przez Juvię, która skorzystała z zamieszania i dobrała się do niego.
— Zaraz ci udowodnię! – odkrzykuje Natsu, gotowy do walki. Ma zamiar się podnieść, ale Lucy trzyma przód jego kamizelki. – Co ty, Luce?
— Po prostu mnie pocałuj, a później leć – mówi, uroczo zarumieniona dziewczyna.
— Całowanie się jest męskie! – krzyczy Elfman, który ten proceder ma już za sobą.
— Natsu! Natsu! Natsu! – Wszyscy wstali z miejsc i skandują jego imię. Naturalnie ja i reszta jury także!
— Dobra! – Salamander zwraca się do Lucy. – Nie wygląda jakby bolało. Ale musimy wstać. Czuję się dziwnie, leżąc na tobie. – Po tych słowach, spiekł raka. Gdy chce się podnieść, napotyka opór.
— Nie – szepcze dziewczyna. – Całuj. – Przyciąga go do siebie delikatnie. Patrzą sobie głęboko w oczy. Ich usta łączą się w długim, słodkim pocałunku. A…
— STOP!!!!!!!!!!!!!! – słyszę darcie Lucy i obraz sprzed chwili ulatuje z mojej wyobraźni. – Nie słuchajcie jej! To jest jej fatamorgana! – Heartfilia patrzy na mnie ze złością. Z jej uszu unosi się biały dym, jak po udanym konklawe. Prawą dłoń ma zaciśniętą w pięść, a lewą wyciągnęła w przód i wskazuje na mnie palcem, który temu zawdzięcza swą zacną nazwę. Sylwetkę ma prostą, jak kij od szczotki. O dziwo, dała radę zrzucić z siebie Natsu, który już bije się z Grayem, i wytknąć mi moją fantazję.
— No dobra, przyznaję się. Zostałam przyłapana. Tak na serio, to Lucy broniła się nogami i rękami. Miałam wrażenie, że oglądam zapasy sumo.
— Ej! – Znowu Lucy. – Nie mam predyspozycji do tego miana!
— Jasne, a świstak siedzi i zawija je w te sreberka. – Humor wyraźnie mi dopisuje.
— Okrutna! – Magini Gwiezdnej Energii jest wyraźnie obombana.
— To moje drugie imię – odpowiadam z uśmiechem. Lucy popada w czarną rozpacz. Ukazuje się jej podświadomość w postaci Aniołka i Diabełka. Pan Aureolka, a raczej Pani, próbuje pocieszać swoją właścicielkę, natomiast Pani Ogoniasta śmieje się w najlepsze i nazywa ją „cykorem”. Dziewczyna wybucha płaczem, a jej „psiapsiółki” znikają, pozostawiając po sobie złocisto–czerwony pył. Postanawiam wykorzystać tą sytuację i pstrykam palcami. Pojawia się śliczny, malutki chłopczyk w białych majtasach i z blond loczkami. Ma wielkie, okrągłe, niebieskie oczęta. Mam wrażenie, że widzę w nich morze. Na pleckach ma kołczan wypełniony strzałami, a w malutkiej piąstce ściska łuk. Pod łopatkami ma śliczne, złote skrzydełka, którymi zawzięcie macha, by utrzymać się w powietrzu. Wszyscy zamierają. Nawet Natsu przestaje bić się z Grayem. Zgina się wpół i śmieje do rozpuku.
— Hahahahaha!!! Nie mogę!!! Hahahaha!!! Facet w pampersie!!! – Śmieje się w najlepsze. Niestety, tylko on. – Dzieciak!!!
— Zaraz ci udowodnię, że jestem prawdziwym mężczyzną!!! – Amorek odzywa się cieniutkim głosikiem à la Alvin z Wiewiórek, na co wszyscy, łącznie ze mną, wybuchają głośnym śmiechem. Pampers marszczy gniewnie brwi, chwyta w wolną dłoń strzałę, naciąga cięciwę łuku i mierzy. Padło na Lucynkę. Dziewczyna, widząc, co planuje Bezportas, poczyna uciekać.
— Nie ma mowy!!! – wykrzykuje, biegając dookoła sceny z uniesionymi rękami. Wygląda jak uciekinierka szpitala psychiatrycznego. Brakuje tylko kaftana bezpieczeństwa. – Idź sobie być Amorkiem gdzie indziej!!! – Jury patrzy po sobie. Na ustach każdego jurora gości szczery uśmiech. Mój jest, oczywiście, najszerszy.
— A mówią, że Natsu to napaleniec – rzecze z zamyśleniem Mistrz, pocierając brodę.
— Nie ma co, dobrali się jak w korcu maku – stwierdza Mavis i przywdziewa na usta jeszcze słodszy uśmiech.
— Ja z nikim się nie dobrałam!!! – Panna Heartfilia krzyczy tak głośno, że chyba w samym Crocusie ją słychać. Amorek niestrudzenie podąża za nią.
Natsu stoi na scenie, z rękami skrzyżowanymi na piersiach i próbuje ogarnąć wzrokiem i umysłem (!) sytuację, marszcząc przy tym zabawnie brwi.
— Lucy! Co jest? – pyta, wodząc za nią spojrzeniem. – Przestań biegać!
— Nie mogę, bo mnie dopadnie! – krzyczy kandydatka na „Wariatkę Roku”.
— Kto? – Salamander marszczy brwi i myśli (chyba nie w tym wcieleniu :).
— Kupidyn!
— Dawać go! – Nasz Ognisty Chłopak podpala dłonie i uśmiecha się szeroko, gotowy do batalii. – Skopie mu tyłek! Ale się napaliłem!
— Widzisz go? – Lucy nieopatrznie się zatrzymuje.
— Przecież wyśmiałem jego wdzianko. – Chłopak rozpędza się i goni Amorka. Ten, uniósł się wyżej, przymknął prawe oko i wypuścił strzałę w stronę Lucy. Cudem uskoczyła. Pocisk odbił się od podłoża, trafił w ścianę, sufit, wytrącił Wakabie fajkę z ust i trafił Macao w serce.
— Ech! Na niego to nie zadziała. – Machnął dłonią Max.
Conbolt chwycił się za pierś, przymknął oczy i odetchnął głęboko. Uniósł powieki, a jego tęczówki przybrały kształt pulsujących, różowych serc. Spojrzał na prawo.
— Dobrze się czujesz? – spytał siedzący tam Wakaba. Ponownie trzymał między wargami narzędzie swojego, zgubnego w skutkach, nałogu. Macao, zamiast odpowiedzieć, rzucił się na niego i począł tulić się doń, jak dziecko.
— Kocham cię! – krzyknął. Przerażony Mag Dymu, wyrwał się z jego uścisku i począł biegać po całej gildii, biorąc przykład z Lucy. Eros, nadąsany, że zamiast ładnej blondynki udało mu się trafić starego pryka, zniknął, pozostawiając po sobie srebrno–złotą mgiełkę. Macao w tym czasie w podskokach gonił „miłość swego życia”, jak sam nazwał Wakabę. Wszyscy magowie śmiali się do rozpuku. No, może poza Romeo. Ten spiekł raka i opuścił głowę, wpatrując się w swoje sznurówki. Natsu i Gray rozpoczęli kolejną bitwę, bo było nudno. Ileż można patrzeć, jak dwaj starsi panowie gonią się, niczym chorzy psychicznie ludzie? No właśnie. Mam podobne zdanie.
— Natsu! – Zawołany, spojrzał na mnie, przerywając batalię. – Pokaż, że masz jaja! Bierz się za nią! – Wskazuję na ciężko dyszącą Lucy. Ugięła nogi w kolanach, na nich oparła dłonie i opuściła głowę. Oddychała głęboko. Słysząc moje słowa, uniosła wzrok i spojrzała na Dragneela.
— Cały aż płonę! – Chłopak pozostawił w spokoju Maga Lodu, do którego od razu podbiegła Juvia, by następnie go napastować.
— Natsu! Bądź mężczyzną! – wydziera się Osiłek, który oderwał się na chwilę od Wróżki. Ta na powrót usadziła go na miejscu i złączyła ich wargi. Czuję się, jakby były Walentynki. Wy też?
— Luce! – wydziera się Natsu i pędzi w stronę dziewczyny. Ta odwraca się przodem do niego i zalicza ponownie glebę, przygnieciona jego umięśnionym ciałem (chciałabym być na jej miejscu, ech).
— Natsu, co ty? – Lucy próbuje się podnieść.
— Pamiętaj, że jesteś silniejszy od niej – mówię, wstając z miejsca i klaszcząc zawzięcie w dłonie. Reszta jury i widzowie dołączają do mnie. Pan „Men” rozpyla perfumę miłości, wprowadzając nas w romantyczny nastrój.
— Święta racja. – Uśmiecha się krzywo, chwyta nadgarstki Lucy i unieruchamia jej ręce nad głową. Powoli przybliża swoją twarz do jej. Jego usta zdobi szeroki uśmiech, ukazujący białe kły.
— Natsu – słychać szept Lucy. Jej serce przyśpieszyło wygrywanie swojej, zwyczajowo spokojnej, melodii.
— Ci… – szepcze uspokajająco Salamander i łączy ich wargi. Dziewczyna poczęła się wyrywać, ale gdy Natsu pogłębił pocałunek, przestała. Uwolnił jej nadgarstki, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Chłopak objął ja w talii. Wywołali tym falę gwizdów i braw wśród członków gildii. Jak na mój gust, mogliby już skończyć, ale chyba jest im zbyt przyjemnie. A co tam! Niech się całują tak długo, jak mają chęć! W końcu to przeznaczenie! Spoglądam na moje prawo. Widzę, że Mira i Mavis ocierają kąciki oczu z łez i patrzą ze szczerym uwielbieniem na całujących się magów. Patrzę dalej. Makarov uśmiecha się szeroko i szepcze: „Ach! Młodość, ot co!”. A ja? Szczerzę się jak głupia do sera, gdyż zrobiłam to, co Mashima już dawno powinien. I na tym zakończę me opowiadanie. A wybór najlepszego paringu zostawiam Wam, Moi Drodzy Czytelnicy, mając nadzieję, że chociaż odrobinkę się podobało. Do następnego!




ZAPRASZAM DO GŁOSOWANIA 

PRZYPOMNIENIE!!!!
Na Detektywie i na Nowym Życiu są nowe rozdziały.
Najprawdopodobniej nie będzie rozdziału w przyszłym tygodniu na żadnym blogu ze względu na niezadowalającą ilość osób, które komentowały :(

KOMENTUJ! BO KOMENTARZ TO CUD! NIE MASZ CZASU, CHĘCI… TRUDNO (W KĄCIE PŁACZĘ) NAPISZ KRÓTKO, ALE NAPISZ  COKOLWIEK. KAŻDA UWAGA, KAŻDE MIŁE LUB ZŁE SŁÓWKO MOŻE PRZESĄDZIĆ O TYM, JAK BĘDZIE MI SIĘ PISAĆ KOLEJNY ROZDZIAŁ!!!
PRZYDATNE LINKI:
Chcesz sobie pościągać muzykę, anime, filmy, mangi, dramy ?
Chcesz mnie znaleźć na facebooku ?
Chcesz poczytać inne moje blogi ?
O zakończonym blogi z One Piecem ? http://nalufairytailxonepiece.blogspot.com/
O niedługo rozpoczętym szkolnym blogu prawie normalnym ? http://paranormalactivityclub-nalu.blogspot.com/
O Lucy i Natsu i tajemnicy przeszłości ? http://natsulucy-deathandlovestory.blogspot.com/