piątek, 29 sierpnia 2014

            Poranek był dla niego udręką. Od kilku minut starał się zadzwonić pod numer, który udało mu się zdobyć od Bisci. Prawda była taka, że niechętnie mu go dała, ale obiecał oddać przysługę, więc wtedy już chętnie przystała na jego warunki. Miał numer, miał komórkę, ale nie miał odwagi. Wiedział, że musi zamknąć ten rozdział w swoim życiu, tylko nie wiedział, w jaki sposób ma to uczynić.

niedziela, 24 sierpnia 2014

              Leżeli wtuleni w siebie, śpiąc spokojnie po dynamicznej nocy, której żadne z nich nie zapomni. Był już poranek. Promienie słoneczne dawały o sobie znać, wchodząc powoli do pokoju Dragneela. Lucy, czując delikatne ciepło na policzkach, niepewnie zaczęła otwierać oczy. Gdy ta czynność udała jej się, zobaczyła leżącego obok niej Natsu.

piątek, 22 sierpnia 2014

            Stracił ukochaną. Miał plany, marzenia. Myślał, że będzie szczęśliwy. A co mu było dane? Siedzieć opartym o ich wspólne łoże, patrząc na ich wspólną fotografię, płacząc po tym, co się wydarzyło. Zabił ją. Co z tego, że nie wiedział, kim jest przeciwnik? To on pociągnął za spust, celując w kryminalistę.
- Jestem żałosny! – powiedział do samego siebie, rzucając trzymane zdjęcie przed siebie. Miał dosyć patrzenia, wspominania i innych bzdet, które powodowały u niego tylko większy ból. Palalalala!!! Zaczął dzwonić jego telefon, jednak on nie miał nawet najmniejszego zamiaru odbierać. Chciał spokoju, nie chciał widzieć czy rozmawiać z kimś. Samotność. Został na nią skazany, więc nie potrzebował drugiego człowieka.
- Zostaw wiadomość. – Po tych słowach przypomniał sobie, że ma automatyczną sekretarkę. – Laxus to ja … Cana. Widziałam w wiadomościach, co się stało. Wiem, że pierdolenie o tym, że masz szansę na nowe życie itd. jest bez sensu, więc powiem ci jedno... Jeśli popełnisz samobójstwo, to cię zabiję! Wiem, że kochałeś Mirajene, ale to morderczyni, która bez chwili wahania zabiła tych ludzi w banku. Wiem, że ci ciężko, ale spójrz prawdzie w oczy… z kim ty mogłeś żyć? Nie wiesz, czy w pewnym momencie ona po prostu by cię nie zabiła. – Na chwilę nastała cisza. – Wiem, że nie jestem idealna, ale na pewno nigdy bym nie zabiła człowieka. Dlatego żyj … Laxus.
- Wiem idiotko! – powiedział do samego siebie, wplątując palce we włosy. Nie chciał tego, ale w pewnym momencie łzy same poleciały z oczy, skapując powoli na bordowy dywan. – Dlaczego ona? NIE! – Niespodziewanie wrzasnął wstając  z podłogi. – Ona by tego nie zrobiła! Znajdę tego popierniczonego sprawcę! Tego, kto kazał jej to zrobić. Przynajmniej tyle mogę jej pomóc. – Spojrzał jeszcze raz na fotografię, a następnie z uśmiechem na twarzy wrzucił ją do śmietnika. Obrócił się na pięcie, poszedł do dużego pokoju, gdzie włączył laptop, na którym zaczął szukać informacji na temat sprawy, która wydarzyła się parę lat temu i mogła mieć ogromny związek z teraźniejszymi wydarzeniami.

***

            Szła powoli, nie wiedząc nawet „gdzie idzie?”, „po co?” i dlaczego tak bardzo zareagowała na szczerą odpowiedź Natsu. Wiedziała, że w tej chwili Lisanna bardziej potrzebuje pomocy, jednak dlaczego w takim momencie? Chciała mu wszystko wyznać, liczyć na jego wybaczenie, ale nie mogła tego zrobić, bo Strauss była w tej chwili ważniejsza.
- Dlaczego!? – krzyknęła na głos. Ludzie widząc ją starali się, jak najszybciej znaleźć daleko od niej. Nie przejmowała się nimi, bo po co? Miała własne problemy, z którymi nie mogła sobie poradzić przez swoją własną głupotę. – Zimno – stwierdziła w pewnym momencie. Zaczęła rozglądać się dookoła, by móc gdzieś się ogrzać. Znowu przez swoją głupotę (nie wzięła cieplejszego płaszcza) marzła na chłodnym powietrzu.
            Kilka minut wystarczyło jej, by przez zwykły przypadek znaleźć się w okolicy, w której odprawiała się msza w niewielkim kościółku przy parku. Nie miała zbyt dużego wyboru, dlatego weszła do środka i usiadła na tylnych ławkach. Nawet nie była tu dla modlitwy. Chciała tylko usiąść, by moc przemyśleć parę spraw. Kościół zawsze wydawał jej się dobrym miejscem do myślenia, bo tam był zawsze KTOŚ, kto słuchał. Lucy uniosła lekko głowę do góry, by móc spojrzeć na drewniany ołtarz.
- Maleńki … - tylko  tak mogła skomentować miejsce, w którym znajdowało się Najświętsze Ciało i Krew Boga. – Jestem żałosna… Może jednak się pomodlę. Nie zaszkodzi. – Uklękła i dołączyła do modlących się ludzi.
            Po kilkugodzinnych modlitwach ksiądz poprosił o opuszczenie kościoła, gdyż panie chciały posprzątać świątynie przed kolejną mszą. Lucy nie miała zbytniego wyboru, więc po prostu wyszła. Nie wiedziała, gdzie ma pójść dalej. Czuła jak temperatura na zewnątrz jeszcze bardziej obniżyła się.
- Muszę wrócić … - postanowiła, czując jak chłód przenikał do jej skory. – Ale gdzie? – zaczęła się rozglądać dookoła, próbując dociec, gdzie tak naprawdę się znajduje. Nie wiedziała. Zrozpaczona obróciła się na pięcie i po prostu poszła przed siebie. – Zimno, ciemno i jeszcze brakuje by zaczęło padać. Haha – zaśmiała się cicho pod nosem. – Park – powiedziała na głos widząc gołe drzewa, parę kamiennych ścieżek, plac zabaw dla dzieci i jedną wolną ławeczkę, na którą postanowiła usiąść.
- Jesteś naprawdę dziwaczna… - Zobaczyła, że obok niej usiadł mężczyzna o znajomej twarzy. Była zdziwiona jego obecnością w tym miejscu, więc powoli zaczęła się odsuwać. – Nie uciekaj. Proszę. – Wciąż nie mogła uwierzyć, że mówi do niej tak zwyczajnie, nie przezywając jej, nie poniżając.
- Co tu robisz .. Loki? – zapytała rudowłosego – Chyba nie przyszedłeś oglądać zachodu słońca? – zaśmiała się, a następnie wróciła do oglądania bawiących się dzieci.
- Jutro. – Lucy nie rozumiała, co ma do tej całej sprawy kolejny dzień. – Jutro się wszystko zakończy. Chcę cię tylko ostrzec, bo ON mnie o to poprosił.
- Kto? – Im dłużej rozmawia ze swoim dawnym przyjacielem, tym mniej go rozumiała.  
- Wszystko zrozumiesz w swoim czasie, a teraz przyszedłem cię pocieszać. – Otworzył ramiona, tak by Lucy mogła się do niego przytulić.
- Aż tak źle się nie czuję. – Ręką odsunęła go od siebie. – A szczególnie po tym, co mi zrobiłeś!
- Przepraszam za kłamstwa i za to, co teraz robię.
- O czym ty mówisz!? Nie rozumiem cię! – wrzasnęła na cały park.- Wytłumacz mi!
- Powiem ci tylko to, co mogę ci powiedzieć – obiecał jej. – Nie jestem twoim mężem. – Lucy  wyłupiła oczy słysząc, co do niej mówi. – Dlaczego, więc kłamaliśmy?  Bo to było potrzebne byś była bezpieczna i byś oddaliła się od Natsu Dragneela.
- Co?!
- Proszę wysłuchaj mnie, a potem dopiero skomentuj, zabij czy cokolwiek zechcesz! – poprosił grzecznie. – W tej chwili ja i ON realizujemy pewien plan, który sprawi, że wszystko wróci do normy. Jednak musieliśmy robić wiele rzeczy, które sprawiały, że nie tylko ty cierpiałaś. To małżeństwo… to było jedno, wielkie kłamstwo, by oddalić cię od syna Igneela. Gdybyśmy tego nie zrobili to wiele wydarzeń nie miało by miejsca.
- Dlaczego teraz mi to mówisz? I jak w ogóle mnie znalazłeś? – Miała tak wiele pytań, nie wiedziała, które może zadać, a które nie. Nie wiedziała nawet, czy dostanie jakąkolwiek odpowiedź.
- Mówię ci to, bo sprawa zaszła za daleko. Wiem, że Natsu wiele dla ciebie znaczy i wiem, że ty też nie jestem jemu obojętna. Próbowaliśmy zmienić przyszłość, jednak ON wie, że to miłość może zmieniać, a nie zło. Pragniemy spokoju, ale nie będziemy mogli go osiągnąć, jeśli sprawimy, że będziecie tylko cierpieć. – Chłopak spojrzał na zachmurzone niebo. – Będzie padać. – Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – A jak cię znalazłem? Masz pluskwę w telefonie, więc zawsze i  wszędzie mogę cię namierzyć. – Lucy tak bardzo była wściekła, że sięgnęła do kieszeni, by wyjąć i zniszczyć telefon. – Nie rob tego. – Loki powstrzymał ją. – Uwierz mi, to ci się przyda!
- UWIERZYĆ CI!!! Wszyscy dookoła mnie okłamują, nie mogę nikomu zaufać, jestem sama, a w momencie, kiedy zrozumiałam, że coś czuję do Natsu okazało się, że on wybrał Lisannę!
- Pamiętasz jak się czułaś, gdy straciłaś najważniejszą osobę na świecie, czyli matkę? – Zatrzymała się na chwilę. Zaczęła się zastanawiać, jak wtedy się czuła, co potrzebowała.
- Chciałam być przy kimś, kto mnie kocha – odpowiedziała mu szczerze.
- Natsu uważa, że po tym, co się zdarzyło ona potrzebuje pomocy. On pamięta, jak się czuł, gdy stracił ojca i sądzi, że wie, jak się czuje Lisanna! – W tym momencie zamilkł. Coś dla Lucy wydało się być sprzeczne z rzeczywistością.
- Jak to sądzi? Czyli ona nie potrzebuje pomocy? – Loki odwrócił wzrok.
- Proszę, nie każ mi odpowiadać na to pytanie…jutro się dowiesz. Proszę. – Po słowach rudowłosego zaczęła się poważnie zastanawiać nad tym, co tak naprawdę się dzieje.
- Dareg Frozen on wszystko …- zatkał swoje usta, a następnie w myślach przeklął swoją głupotę.
- Dareg … Frozen? – powtórzyła.
- Nic Naprawdę nic. Po prostu mi się pomyliło, a Lucy wracając do tematu … Wiem, że kochasz Natsu, więc póki masz jeszcze czas … idź do niego i wszystko mu wyznaj.
- Dlaczego mi pomagasz? – Nagle poczuła, jak z nieba zaczynają spadać krople deszczu.
- Deszcz oczyszcza… - powiedział delikatnie się uśmiechając. – Robię to, bo jestem JEMU wdzięczny. A czy coś więcej? Może dlatego, że nie mam celu w życiu. Może dlatego, że wiele dla mnie znaczysz? Może być wiele powodów, a mogę nie mieć żadnego.
- Loki…
- Wiem, że w tej chwili wszystko wydaje ci się takie dziwne, niejasne, ale mamy plan, który musimy zrealizować, więc proszę … nie mieszaj się do niego. – Chłopak wstał. – Jeśli pójdziesz tą ulicą … - wskazał palcem na budynki - … to bez problemu dojdziesz do swojego mieszkania. On jeszcze tam jest, a ty … możesz zmienić przyszłość. My chcemy zmienić twoją przyszłość. Nasza przeszłość jest bolesna i okrutna, nie da się cofnąć czasu, by coś zmienić, lecz nasza przyszłość stoi przed nami otworem, więc jeśli przejdziemy przez jej bramy możemy mieć szansę na szczęście. Pamiętaj o tym. – Odszedł zostawiając ją samą.
            Deszcz zaczął coraz mocniej padać na ziemię. Dzieci były zabierane przez swoich rodziców, ludzie chowali się pod parasolki, albo uciekali do wnętrz budynków, a parku została jedna dziewczyna, która ciągle myślała. Lucy spokojnie siedziała sobie na ławce, gdy niespodziewanie wstała i podeszła do huśtawki. Usiadła na mokrym krzesełku, po czym zaczęła się lekko bujać.
- Ciekawe, co się jutro wydarzy? – zaczęła się zastanawiać. – Jestem żałosna. Może powinnam pójść do Natsu… może… - Zatrzymała się. Otarła swoją twarz, a następnie dotknęła mokrych od deszczu włosów. – Ja nie chcę być sama. – Wzięła kilka głębokich oddechów, wykrzywiła twarz w wyrazie rozpaczy, spojrzała na ulicę, którą wskazał jej Loki, odgarnęła włosy do tyłu i nagle wstała. Ruszyła przed siebie, biegnąc tak szybko, jak tylko mogła. Nie chciała znowu się spóźnić, nie chciała by znowu zniszczyć swoje życie. Pragnęła być szczęśliwa i wiedziała, że ona musi odnaleźć je, nikt inny… tylko ona.

***

            Natsu po pracy, poszedł prosto do swojego domu. Postanowił się wcześniej zebrać, by móc zdążyć obejrzeć nowy odcinek serialu, który ostatnio mu się spodobał. Wiedział, że będzie musiał nałożyć garnitur, który wisiał od czasu pogrzebu Makarova w szafie. Podszedł do mebla i wyjął z niego strój, który następnie położył na łóżku.
- Nie chce mi się – stwierdził, patrząc na niego. – Czas się wykąpać. – Poszedł do łazienki, by wziąć szybki prysznic.
            Po kilkunastu minutach wyszedł z łazienki, półnagi, mając na sobie jedynie ręcznik. Jednak i jego się pozbył, by włożyć na siebie czarny kostium. Zrobił to dość szybko, dzięki czemu mógł się nie martwić o czas i w spokoju pooglądać telewizję. W podskokach podszedł do salonu, jednak zanim zdążył usiąść na kanapie, rozległo się pukanie do drzwi. Zdziwiony i z lekka poirytowany zaczął iść w stronę wejścia.
- Ciekawe kto to? – zapytał samego siebie, będąc tuż obok drzwi. Otworzył zamek, a następnie pociągnął za klamkę. To, co zobaczył za drzwiami przeraziło go do tego stopnia, że zaniemówił.
- Przepraszam … - Wzięła głęboki oddech - … za najście. – Lucy stała przed nim, cała mokra, zziębnięta. Z jej włosów skapywały kropelki wody, tworząc małą kałużę przed drzwiami..
- Idiotko! Co ty robisz?! – nawrzeszczał na nią. – Chcesz się pochorować? – Po tych słowach nagle dziewczyna zaczęła płakać. – Co? – zapytał zdziwiony Natsu.
- Przepraszam!!! – Ten wrzask jeszcze bardziej zszokował Dragneela. – To ja ukradłam twoje klucze. To ja włamałam się do twojego mieszkania! To ja nie mówiłam ci prawdy! To ja zabrałam i przeczytałam list od twojego ojca! To ja…
- Zamknij się! – Niespodziewanie Natsu przerwał jej, chwytając ją mocno za ramiona. – O czym ty gadasz?!
- To ja sprawiłam, że ci ludzie w banku zginęli, ale ja naprawdę chciałam mu oddać te klucze. To ja sprawiłam, że zginął Jellal. – Tym razem mówiła ciszej i spokojniej, mając do dołu opuszczoną głowę. – Przepraszam, że cię okłamywałam. Przepraszam, że bałam się powiedzieć prawdę i proszę… - podniosła głowę, na tyle by móc spoglądać mu w oczy. [od autorki : autorka przeprasza, jeśli sceny komuś nie przypadają do gustu, bądź są nadzwyczaj odrealnione, ale autorka nie ma w tej sferze żadnego doświadczenia (no niby mam dopiero 19 lat, więc może i dobrze), więc przepraszam ;) ] – Nie idź do Lisanny, bo ja… bo ja… kocham cię. – Delikatnie odbiła się piętą od podłoża, by móc dosięgnąć do ust zdezorientowanego chłopaka i go pocałować.
            Gdy pocałunek się skończył, powoli wróciła na swoje miejsce, czekając na reakcję Natsu, który stał jak kamień. Dziewczyna bała się. Co chwilę zaciskała pięści, czekając aż coś powie.
- Ty … - zaczął nagle mówić - … pocałowałaś mnie? – zapytał niedowierzając.
- Ja… przepraszam!!! – Swoimi dłońmi zasłoniła twarz. Nagle poczuła, jak ktoś chwyta ją za ręce i odsuwa od głowy.
- Głupia. – Rozsunął jej ręce na boki, a następnie schylił się całując ją delikatnie w usta. – Jesteś cała przemoczona, przepraszasz mnie, chociaż to ja powinienem do ciebie pójść, zapytać się, pomóc ci – szepnął jej na ucho, zaraz po pocałunku. – Debilko … wiesz, że cię nienawidzę. – Nie spodziewała się takiego wyznania, jednak wszystko zrozumiała, gdy chwycił ją za rękę i pociągnął wprost do swojego mieszkania. Zamknął z trzaskiem drzwi, a następnie przydusił ją do nich, wbijając się łapczywie jej mokre usta.
- A wypchaj się z takim wyznaniem! – krzyknęła do niego, chwytając w dłonie jego głowę.
- Lepiej takie niż żadne. – Znowu pochwycił ją w swoje ramiona, a następnie wziął ją za biodra, podnosząc do góry. Lucy zaplotła się nogami wokół jego ciała, dając mu tym samym znak, że może kontynuować.
            Trzymając ją za dolne partie ciała, zaczął ją nieść prosto do jego sypialni. Po drodze zaczęli gubić kolejne części ubrań, które uważali po prostu za zbędne. Gdy dotarli do łóżka, Natsu delikatnie położył Lucy na nim, by potem muskać ustami jej szyję.
- Zboczeniec – zdążyła powiedzieć dziewczyna, zanim znowu wbił się w jej usta, zrzucając przy okazji dalsze partie ubrań do momentu, w którym Lucy została w samej bieliźnie.
- Kocham cię! – niespodziewanie szepnął jej na ucha. Dziewczyna pomogła mu pozbyć się garnituru, a następnie wtuliła się w niego, całując go w bark.
- Też cię kocham. – Była ze sobą szczera. Była szczęśliwa. Zdjęli się z siebie ostatnie rzeczy, dzielące ich od oddania się sobie nawzajem.
- Na pewno? – Na zaś Natsu wolał się dopytać.
- Przecież mówiłam, że cię kocham. – Nie czekał. Wszedł w nią delikatnie. Oddała mu się całkowicie, dając mu to, co dla każdej kobiety jest cenne, dziewictwo.
            Noc była namiętna, erotyczna. Kochali się do momentu, w którym oboje stracili siły na jakiekolwiek ruchy. Oboje byli szczęśliwi ze swojego wyboru, ale czy jedna osoba nie była nieszczęśliwa z powodu ich szczęścia?

***
            Siedziała wewnątrz restauracji wciąż czekając na swojego ukochanego aż przyjdzie, jednak czas mijał, a jego nie było widać. Smutnie popijając wino, które jej zaserwował kelner, co chwilę spoglądała na zegarek, mając nadzieję, że Natsu się zjawi. Jednak w pewnym momencie straciła cierpliwość, wyjęła z torebki telefon i zadzwoniła do niego. Czekała. Minęło kilkanaście sygnałów i jedyne, co usłyszała to poczta głosowa. Nie chciała nagrywać wiadomości. Wiedziała, co mogło być powodem jego nieobecności. Już dawno to przeczytała. Uśmiechnęła się ironicznie, wypiła do końca alkohol, położyła na stół pieniądze i wyszła z lokalu.
- Idiota – powiedziała na głos. – Chyba będę musiała wziąć sprawy w swoje ręce. – Chwiejnym krokiem zaczęła iść w stronę swojego mieszkania. Nie była podpita. Winę ponosiły wysokie szpilki, które specjalnie założyła dla Dragneela. – A już myślałam, że mogę być szczęśliwa…

***

            Dochodziła północ. Jego plan o usunięciu Lucy z mieszkania był prawie idealny. Wszystko zależało od tego, czy dziewczyna pójdzie wyznać miłość Natsu czy też nie. Na całe szczęście jego przeczucie go nie myliło. Miał szansę, by wejść niepostrzeżenie do mojej mieszkania, używając zapasowego kluczyka, który udało się skopiować, gdy była w jego apartamencie. Powoli wszedł do przedpokoju, by następnie zapalić światło. Wiedział, że użycie latarki czy buszowanie w ciemnościach może wzbudzić jeszcze większe podejrzenie niż całkowicie zapalone światło. Dlatego mając oświetloną drogę zaczął się kierować w stronę sypialni dziewczyny, by zdobyć to po co przyszedł.
- Biedna Lucy… Myślała, że przede mną ukryje klucze, ale zawsze byłem przy niej blisko. – Uśmiechnął się delikatnie spoglądając na pluszaka, którego nazwała Plue. Pamiętał, jak dostała go. Była taka szczęśliwa, z prezentu, który dostała od swojej matki i „ojca”… Gdyby wiedziała, że od niego. – Zawsze byłaś ode mnie daleko. Tak bardzo chciałem być blisko ciebie, a jednak … zawsze… - Po jego twarzy zaczęły spływać pojedyncze kropelki łez. – Nie masz na to czasu bekso! – zbeształ samego siebie. Otarł rękawem płaszcza oczy, a następnie podszedł do szafy, gdzie znajdowała się kryjówka blondynki. – Gdyby Jude znał cię tak dobrze, jak ja to by wiedział, że od zawsze Lucy lubiła chować w taki sposób swoje rzeczy. – Sięgnął ręką, by móc odkleić taśmę. Gdy wyjmował rękę, ujrzał spoczywające na jego dłoni złote klucze, które były odpowiedzią na wszelkie zagadki. Ścisnął je mocno, przysuwając rękę do twarzy. – Tylko dlaczego musiałaś oddać za nie życie?! – Włożył klucze do kieszeni swojego płaszcza, z którego następnie wyjął zaklejoną, białą kopertę, na której widniał napis „Do Lucy”. Mając uśmiech na twarzy, włożył znowu rękę do schowka i tam przykleił tajemniczą wiadomość. – Jutro się wszystko zakończy… - obiecał i jej i samemu sobie. – Przepraszam. – Zaczął się kierować w stronę wyjścia, gasząc po drodze wszelkie światła. – Do widzenia.- Zamknął drzwi, a następnie skierował się do swojego apartamentu, by tam dokładnie wszystko jeszcze raz przemyśleć, by plan nie zawiódł. Plan, który decydował o życiu setek tysięcy ludzi… - Jeśli to się nie powiedzie…


PROSZĘ PRZECZYTAJ!!! 
Drogi czytelniku

Nawet jeśli blog będzie zakończony proszę cię drogi czytelniku SKOMENTUJ, jak chcesz pójdź na inne moje BLOGI, POLUB moją stronę, albo naciśnij OBSERWACJĘ :)



                                                                                                                           

piątek, 15 sierpnia 2014

            Wracała do swojego mieszkania tą samą trasą, którą wcześniej szła do dawnego „domu”. Czuła się okropnie. Całe jej życie było zlepkiem niepowodzeń, a żeby było jeszcze gorzej, ona sama niszczyła życie innym. Chciała, by to wszystko mogło się już skończyć, ale nie wiedziała, jak może to uczynić.  Miała marzenia, pragnienia i gdy już wydawało jej się, że może żyć, tak jak chce, wszystko znowu się rozsypało i zniszczyło. Nie mogła mieć swojego życia, gdyż wciąż na jej drodze stawały przeszkody, których nie mogła pokonać tak łatwo.
            Gdy dotarła do swojego domu, postanowiła się pośpieszyć. Wiedziała, że nie ma czasu, a w tym przypadku każda minuta się liczyła. Zakładnicy z banku, czy Erza… Wszyscy byli zdani teraz jej łaskę.
- Dlaczego?! – Będąc w domu, upadła na podłogę, by oddać się płaczu. Nie wytrzymywała tego. Potrzebowała kogoś, kto ją przytuli, pocieszy, jednak taka osoba nie istniała. – Natsu… - o nim jedynie była w stanie myśleć, lecz wiedziała, że oni sami oddalili się od siebie, niszcząc to, co mogło ich łączyć. – Przepraszam! – chciała mu powiedzieć, ale jego nie było obok. Jej ból był coraz większy i większy. Kiedyś myślała, że sama bez problemu wszystko zniesie, jednak teraz nic nie wydawało się proste. – Muszę to dokończyć … - powoli zaczęła się podnosić, by móc pójść do mieszkania Natsu. – Muszę zdobyć ostatni klucz, by nikomu nic się nie stało. – Sama nie wiedziała, co robi. Z jednej strony, chciała za wszelką cenę powstrzymać swojego „ojca”, z drugiej czuła przeogromny ból, który nie pozwalał jej myśleć logicznie.
            Tak, jak ostatnio wyjęła klucz spod swojej wycieraczki i weszła do mieszkanie Natsu Dragneela, by znaleźć i ukraść klucz należący do jego ojca. Szła powoli, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś może ją zauważyć, czy też nie.  Miała tylko jeden cel, do którego musiała dotrzeć. Jego sypialnia. Przytoczyła się i stanęła na jej środku.
- Gdzie może być ten klucz? – zapytała samej siebie, rozglądając się dookoła. – Heh – zaśmiała się cicho. – Natsu nie ma nic po Igneelu, więc … chyba, że.. – spojrzała na zawieszony nad drzwiami miecz. Podeszła do niego, delikatnie podskoczyła, jednak to wciąż było dla niej za wysoko. Wzięła stojący obok stołek i przestawiła go w miejsce, które najbardziej jej pasowało. Weszła na niego i ponownie sięgnęła po broń, którą zdjęła. Zeszła ze stołka, a następnie usiadła na łóżku. – Skąd ten pomysł? – uśmiechnęła się delikatnie, a następnie zaczęła oglądać miecz. – Na pewno twój ojciec ma klucz… Prawda? – wciąż dokładnie badała każdy zakamarek broni, jednak w pewnym momencie poddała się i po prostu padła na łóżko. Patrzyła prosto na sufit, zastanawiając się nad wszystkim, co się do tej pory wydarzyło. – Gdyby był ze mną wtedy Natsu, to by wszystko inaczej się potoczyło…- rozmyślała nad alternatywnymi wersjami wydarzeń, jednak w pewnym momencie zrozumiała, że czasu się nie da cofnąć, ani tym bardziej zmienić tego, co było. – Rękojeść…- wtedy podniosła się i spojrzała na miecz. Zaczęła dokładnie oglądać każdy milimetr broni, aż natknęła się na cieniutką linię na rękojeści. Z całej siły pociągnęła za nią, jednak ani trochę nie ruszyła, albo tak jej się wydawało, aż w pewnym momencie broń po prostu poddała się, przez co Lucy poleciała prosto na łóżko. – Udało się! – była zadowolona z siebie. Spojrzała wewnątrz otworzy, który powstał. Odwróciła go w stronę łóżka, dzięki czemu po chwili ze środka wypadł złoty klucz. – A więc jest! – mogła odetchnąć z ulgą. Nagle przypomniało jej się, że nie wie, o której godzinie, może wrócić Natsu. Szybko podniosła się, odłożyła wszystko na miejsce, a następnie pognała w stronę swojego mieszkania, wcześniej zamykając drzwi Dragneela. – Mam już wszystkie klucze… - podeszła do swojej skrytki, przyklejając ostatnią część. – I co mam teraz zrobić?! – usiadła na swoim łóżku. – Mam je zanieść? – nieświadomie położyła się, a następnie zamknęła na chwilę oczy.
            Na kilka minut przysnęła, jednak nagle obudził ją dźwięk telefonu. Wstała i podeszła, aby odebrać.
- Słucham.
 - Lucy? Tu Erza – słysząc głos dziewczyny, ogromnie się zdziwiła, gdyż była przekonana, że Scarlet jest zakładnikiem. – Wiem, że jesteś zdziwiona moim telefonem, ale… pomimo niechęci jaką do ciebie żyję, wiem, że nie mogę myśleć samolubnie. Wiem, że w tej chwili masz zrobić coś strasznego, bo ktoś przetrzymuje mnie i ludzi w banku, ale … mój porywacz właśnie popełnił samobójstwo, a co do banku. – Wzięła głęboki wdech. – Lepiej obejrzyj wiadomości.
- Erzo … Dziękuję i cieszę się, że nic ci nie jest. – Po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy.
- Proszę. Wiesz… chciałabym cię znienawidzić, ale nie potrafię, bo jestem świadoma tego, że ty pewnie cierpisz bardziej ode mnie. – Lucy nie mogła uwierzyć w słowa dziewczyny. Była taka szczęśliwa, że w jakiś sposób Erza jej wybaczyła.  – Muszę kończyć… Policja pewnie zaraz przyjdzie mnie przesłuchać. – Rozłączyła się. Lucy odłożyła słuchawkę. Chwilę zapatrzyła się w ścianę, a następnie upadła na podłogę, głośno płacząc.
            Chwyciła pilot od telewizora, a następnie włączyła program, gdzie zazwyczaj są podawane wiadomości.
- Podajemy informacje z ostatnich minut. Napastnikami, którzy zabili wszystkich zakładników w banku są Mirajene Strauss, Elfman Strauss, Sorano Aguria, Totomaru Kimitashi, Sol Fladeri, Aria Airspade. Aż piątka… - Lucy nie była w stanie słuchać dalej. Była wściekła. Jej ojciec kazał zamordować tych ludzi, jednak wciąż nie mogła uwierzyć, że na jego zlecenie pracowała Mirajene i Elfman. Wtedy sobie przypomniała moment, gdy chciała poszukać dokumentów. Nie przeszkodziła jej, nie zrobiła nic. Ona wiedziała, że Lucy będzie rozmawiać z Makarovem i to ona wiedziała, gdzie jadą z Natsu, kiedy chcieli przesłuchać panią Kolebko. Teraz wszystko łączyło się w jedną całość. Wcześniej nie potrafiła tego dostrzec, ale teraz? Każde wydarzenie wydawało się jej mieć sens, było w jakiś sposób logiczne. Oprócz jednej rzeczy. Nie spodziewała się, że zdrajcą z teraźniejszości jest Mira i Elfman.
            Miała trudną przed sobą decyzję. Nie wiedziała, co może zrobić i co nie narazi nikogo więcej.
- Nie poradzę sobie sama. – Doszła do takiego wniosku, po chwili rozmyślań.- POWIEM NATSU!!! – postanowiła nagle. – Powiem mu… - była szczęśliwa. Przybliżyła swoje dłonie do twarzy, a następnie ścisnęła swoje policzki. Uśmiechała się szeroko. Wstała, jednak nie zdążyła nawet dobrze wyprostować, gdy nagle poczuła, że kręci jej się w głowie. Dłonią dotknęła swojego czoła, a następnie upadła na podłogę, mdlejąc. Była zmęczona, natłok emocji był dla niej zbyt duży. Po prostu tego nie wytrzymała.
            Powoli zaczęła się budzić, czując ból na całym swoim ciele. Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Wstała, chwytając się za głowę. Delikatnie obróciła ciało, by móc spojrzeć na zegarek, który wisiał tuż nad kuchenką. 11:30. Ta godzina nie zaskoczyłaby jej tak bardzo, gdyby nie fakt, że było niesamowicie jasno. Zlękła się swoich myśli, więc na ile dała radę, tak szybko pobiegła w stronę swojej sypialni, gdzie leżała jej komórka. Spojrzała na podświetlony ekran. Mając przerażenie w oczach, opuściła telefon na ziemię. Przespała całą noc, pomimo tego, że postawiła iść i powiedzieć prawdę Natsu.
- Nie mogę teraz zmienić decyzji! – zacisnęła mocno pięść, a następnie poszła się przebrać. Nie chciała nadal trwać w niepewności. Wyszła szybko z mieszkania, kierując się na przeciwne drzwi. Zapukała. Czekała tupiąc nogą o podłogę, jednak nikt nie przychodził. Mając jeszcze nadzieję nacisnęła dzwonek, ale nadal nikt nie otwierał.
            Jej umysł ogarnął smutek. Powoli zaczęła się cofać w stronę swojego kącika, jednak będąc już w progu zrozumiała, co tak naprawdę robi. To jej niezdecydowanie prowadziło ją do klęsk, z którymi nie dawała sobie rady. To ona sama była przyczyną niepowodzeń, które uważała za skutek działań osób drugich. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że to jej decyzje były pierwszym stopniem do nieszczęścia.
            Upadła na ziemię. Kropelki łez spadały powoli na dłoń dziewczyny, która już nie dawała rady. Wiedziała, że kogoś potrzebuje. Osoby, którą oszukiwała, którą okradała. Był dla niej kimś więcej niż kolegą czy przyjacielem. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, lecz w tym momencie powoli zaczęły do niej docierać uczucia, które przez większość czasu dusiła w sobie.
- Muszę iść! – otarła rękawem bluzki swoje oczy – Na pewno jest w pracy. – Miała nadzieję, że tam może go spotkać.  Wstała, otworzyła na chwilę drzwi, by wziąć parę rzeczy, a następnie pobiegła prosto do swojego auta, by pojechać na komisariat i tam porozmawiać z Natsu.

***

            Po spotkaniu z Gray’em Natsu czuł się trochę pewniej, jednak nadal cień wątpliwości tkwił w jego sercu.  Wiedział, że coś czuje do Lucy, ale nie był pewien jej uczuć i tego, czy może jej zaufać. Wciąż tylko oddali się od siebie, zamiast być coraz bliżej, aż dotarli do takiego momentu, w którym żadne nie mogło się zdobyć na odwagę i wyznać prawdę drugiemu. Dragneel był tego w pełni świadom, jednak on bał się postawić ten pierwszy krok na przód, a szczególnie w takim momencie, gdy tak wiele się dzieje.
- Jestem tchórzem – pomyślał o samym sobie. – Powinienem do niej pójść i wszystko jej wyznać, a nie bawić się w kotka i myszkę…
- Natsu. – Z rozmyślań wyrwała go Lisanna, która zdecydowała się uczestniczyć w sprawie i zeznawać przeciwko jej rodzeństwu. – Dziękuję, że chcesz pójść ze mną wieczorem na kolację… To wiele dla mnie znaczy, po tym… - przełknęła głośno ślinę. - …, co się zdarzyło.  
- Nie ma sprawy. Wiem, że musisz w tej chwili bardzo cierpieć, więc jeśli mogę pomóc to, to zrobię.
- Dziękuję. – Poszła w stronę pokoju przesłuchań, w którym czekali już na nią agenci FBI.
            Natsu powrócił do swoich spraw, czyli do głupiej papierkowej roboty, którą na niego zwalali wszyscy. Nie miał zbyt dużego wyboru, musiał wykonać zadanie, gdyż ogromna ilość osób poszła na urlopy z różnych powodów.
            Przeglądając dokumenty, zapiski z wydarzeń z poprzedniego dnia natrafił na bardzo dziwną rzecz, a mianowicie tajemniczą wiadomość od J. do L., która miała pójść do miejsca, które nienawidzi.
- J jak Jude, L jak Lucy, a miejsce … jej dawny dom – zaczął się na głos zastanawiać.  – Czyżby o to chodziło? Lucy się nie zgodziła i przez to jej ojciec kazał zamordować tych ludzi? -  nie chciał wierzyć w taką wersję wydarzeń, ale wszystko na to wskazywało.
- Przepraszam? – usłyszawszy ten głos, Natsu od razu się poruszył. Obrócił lekko głowę, by spojrzeć na dziewczynę, która do niego mówiła.
- Lucy… - szepnął cicho. Jego lewa ręka zaczęła drżeć. Z jednej strony bał się faktów, ale z drugiej cieszył się, że przyszła do niego. – Co cię tu sprowadza? Jestem zajęty, mam dużo pracy, więc nie mam zbyt wiele czasu. – Już po chwili przeklinał samego siebie za wypowiedzenie na głos tych słów.
- To… przepraszam. – Czuła się zakłopotana, nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. – I co teraz mam zrobić? – zapytała samą siebie. – To może… porozmawiamy wieczorem? – zaproponowała grzecznie, zakładając włosy za ucho.
- Ja dzisiaj nie mogę. – Przecież obiecał Lisannie, to ona potrzebowała większej pomocy, a przynajmniej tak myślał. – Może jutro?
- Akurat to była sprawa na dziś, więc jak masz coś ważnego do … załatwienia… - głośno przełknęła ślinę, cały czas starając się zdusić w sobie łzy. – A czym jesteś dzisiaj tak zajęty? – Starała się pokazać sztuczny uśmiech na twarzy.
- Idę z Lisanną – odpowiedział jej szczerze. Nie chciał kłamać, gdyż i tak dowiedziałaby się o tym, od kogoś innego. – Może jej to wcale nie obchodzi?
- To w takim razie życzę miłej zabawy. – Obróciła się na pięcie, a następnie wyszła z komisariatu. Nie potrafiła wytrzymać tego bólu. Już po przekroczeniu progu złapała się za brzuch, a następnie głośno zaczęła płakać. – Ja chyba nie mogę być szczęśliwa. 
            Nie wróciła do samochodu. Skręciła w pierwszą alejkę, którą nawet niezbyt dobrze znała. Nie wiedziała, gdzie się kieruje. Chciała po prostu iść przed siebie, próbując zostawić wszystkie smutki i cierpienia za sobą.

***

            Lisanna siedziała na krześle w pokoju przesłuchań razem z dwójką agentów FBI, którzy czekali aż dziewczyna zacznie odpowiadać na jej pytania. Dlaczego tego nie robiła? Gdyż za każdym razem mówiła jedno zdanie „Nie wiedziałam”. Była to prosta wymówka, by nie pogrążać swojego rodzeństwa. Podjęła decyzję, by składać zeznania, jednak wciąż w sercu nie chciała być przeciw swojej rodzinie.
- Czy ty wiesz, że twojemu bratu grozi dożywocie? – zapytał w końcu Lyon Vastia, licząc na inną odpowiedź.
- Nawet nie wiedziałam, że był zamieszany w coś takiego – odpowiedziała mu szybko, nawet dokładnie się nie zastanawiając.
- Dobrze… To teraz puścimy ci fragment przesłuchania twojego brata. – Agent wziął do ręki odtwarzacz, położył go na stół i włączył, by Lisanna mogła usłyszeć wypowiedzi Elfmana.
- Dlaczego, razem z TYMI ludźmi, włamałeś się do banku i zabiłeś wszystkich zakładników? – to pytanie zadał Lyon.
- Wy nic nie rozumiecie!!! – Lisanna od razu rozpoznała głos swojego brata.
- To nam wytłumacz – poprosił grzecznie agent
- Gdybym tego nie zrobił zniszczyłbym swoją rodzinę. Oni mi kazali! Oni by ją zabili! Już raz myślałem, że ona nie żyje, więc nie chciałem przechodzić przez to drugi raz. ONA JEST NIEWINNA!!! To była nasza decyzja. Moja i Mirajene! My robiliśmy wszystko, co nam kazał. Nawet JEJ udostępniliśmy dokumenty! WSZYSTKO, a teraz? Moja ukochana siostrzyczka nie żyje, a druga uważa mnie za potwora, którym zresztą jestem… Ja naprawdę chciałem mieć normalne życie…
                Lyon wyłączył odtwarzacz, a następnie spojrzał surowym wzrokiem na Lisannę. Nic nie mówiła. Siedziała w ciszy, wbijając wzrok w blat stołu.
- Jak się do tego odniesiesz?! – zapytał w końcu Toby.
- Nie muszę odpowiadać na to pytanie! – syknęła ostro. Nie wiedzieli, co ma oznaczać takie zachowanie. Jednak byli pewni jednego… ona coś przed nimi ukrywa.
- Z twoich akt wynika. – Lyon wyłożył na środek grubą teczkę, zapełnioną różnymi papierami, na widok której Lisanna zaczęła się cała trząść. – Kilka lat temu zaginęłaś bez śladu na całe dwa lata… co się wtedy z tobą działo?
- ZAMKNIJCIE SIĘ!!! – wrzasnęła głośno, wstając gwałtowanie i wywalając krzesło do tyłu. – Wy nic nie wiecie! Starałam się pomóc, ale jak jestem tak traktowana, to wolę wyjść i zostawić sprawę taką jaką jest!
            Nie czekała na odpowiedź agentów FBI. Po prostu wzięła swój płaszcz i wyszła z hukiem, omijając po drodze wszystkich napotkanych ludzi. Lyon i Toby siedzieli w osłupieniu, wciąż nie mogąc zrozumieć „Co tak naprawdę się tu wydarzyło?”. Wiedzieli, że dziewczyna nosi w sobie jakąś starą ranę, ale po raz pierwszy zdarzyło im się spotkać z taką reakcją.
- Co teraz robimy? – zapytał w końcu Toby, który zaczął się robić trochę niecierpliwy.
- Ja musze się z kimś spotkać. – Lyon wstał i wyszedł z pokoju przesłuchań.
- To dlatego chciał tutaj przesłuchiwać dziewczynę.  – Wreszcie dotarło to do chłopaka.
            Lyon nie śpieszył się zbytnio, gdyż wiedział, że po tak lipnej rozmowie, nie ma co liczyć na jakiekolwiek ślady czy dowody. Chociaż w tej chwili dla niego Lisanna nie miała zbyt dużego znaczenia. Chciał po prostu spotkać się z osobą, którą nie widział wiele długich lat.
- Natsu! – odezwał się do różowowłosego chłopaka, który zaspany siedział nad stertą papierów, które musiał pouzupełniać.
- Co tam? – ziewnął szeroko – A co wy zrobiliście Lisannie?
- Szczerze … to tylko zapytaliśmy, a odpowiadać chętna nie była – odpowiedział mu szczerze Lyon. – A i mam prośbę! Mógłbyś mi dać numer do Gray'a?
- Po co ci? – Natsu z lekka był zdziwiony, słysząc prośbę swojego znajomego.
- Po prostu potrzebuję! Daj!
- Daj, daj, daj … jesteś coś mi winien. – Uśmiechnął się złowieszczo, biorąc do ręki kartkę, na której zapisał numer do Fullbuster. – Możliwe, że jest teraz ze swoją dziewczyną, a może już na-rze-czo-ną.
- He? – Lyon ze zdziwienia zamilkł. – No dobra…Najwyżej przerwę im … „COŚ”. Cześć! – Natsu odmachnął mu, gdy ten powoli zaczął wychodzić z Komisariatu Fairy Tail.
            Lyon wyszedł na parking, wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił pod numer, który podał mu Natsu. Odczekał parę sygnałów, po których odebrał mężczyzna.
- Słucham? – zapytała osoba po drugiej stronie telefonu.
- Czy rozmawiam z Gray’em Fullbusterem? – po kilku sekundach, Vastia zdecydował się zadać to pytanie.
- Tak, a co?
- Czy możemy się spotkać, mam do pana ważną sprawę? – wymyślił strategię, że póki co nie powie swojemu dawnemu przyjacielowi prawdy.
- Jeśli to bardzo ważna sprawa, to mogę poświęcić te parę minut, ale muszę mieć pewność, że to nie jakieś pierdoły! – syknął ostro.
- Chodzi mi o pańską przeszłość.
- Będę czekał w parku miejskim. - Takiej odpowiedzi Lyon się nie spodziewał.

***

            Gray siedział na ławce w parku, czekając aż tajemnicza osoba, która zadzwoniła o niego w południe. Nie wiedział, kto to jest, ale skoro wiedziała coś o jego przeszłości, to na zaś wolał się upewnić, że wszystko w porządku.
- Przepraszam za spóźnienie – usłyszawszy nad sobą głos, spojrzał w górę i ujrzał białowłosego mężczyzna.
- Zaraz… - jego źrenice powiększyły się – LYON!!! – wrzasnął, równocześnie wstając z siedziska. – To naprawdę ty!
- Albo się tak nie zmieniłem, że mnie poznałeś, albo jest ku temu jakiś inny powód – odpowiedział mu złośliwie chłopak.
- Ale zaraz… Dlaczego tu jesteś? – trochę nie mógł uwierzyć w to, że nagle odnalazł się jego przyjaciel sprzed lat.
- Wiesz co … - usiadł na ławce, a po chwili uczynił to samo Gray – Mi też wydaje się to dziwne, bo mój szef Dareg Frozen …
- A! – krzyknął nagle Fullbuster. – Myślałem już, że chodzi o kuzyna Lucy, ale on nie ma „n” na końcu.
- To o niego chodzi i ma „n” na końcu. – Oboje byli zdziwieni informacjami, które od siebie uzyskali.
- Dziwne… Przecież Lucy ani baza danych nie mogła się pomylić, więc o co chodzi… - Gray próbował jakoś to wyjaśnić, ale nie mógł odnaleźć jakiegokolwiek rozwiązania. – Może coś zmienił w nazwisku na potrzeby pracy … Zaraz! On jest agentem FBI i twoim szefem?
- No właśnie daj mi dokończyć! – wrzasnął na niego Lyon. – Najpierw dostałem od niego wytyczne by opowiedzieć nowej … tej… Levy! – przypomniał sobie jej imię. – O naszym dzieciństwie i o pewnym projekcie z naszej pracy. Trochę to było dziwne, ale dzięki temu dowiedziałem się, że pracujesz w Fairy Tail. Jednak na początku nie mogłem do ciebie pójść, dopiero teraz, gdy wyszła ta sprawa z bankiem, mnie do niej przypisali. I nawet powiedział, że nie muszę przed tobą nic ukrywać, no… prawie nic.
- Dziwne… - stwierdził Gray. – Wiedziałem, że ten kuzynek Lucy to dziwak, ale coś takiego?
Paralalala.
            Nagle oboje usłyszeli dźwięk dzwonka. Lyon wstał, wyjął z kieszeni telefon i odebrał.
- Słucham? – powiedział do słuchawki. Na chwilę zamilkł, słuchając, co druga osoba ma do powiedzenia. – Rozumiem, już jadę.
- Coś się stało?
- Praca… niestety. Muszę jechać i przesłuchać pozostałych członków tego czegoś, bo podobno coś odkryli Nie wiem, o co chodzi, ale muszę jechać – wytłumaczył przyjacielowi. – Dzięki za spotkanie i gratuluję… narzeczonej.
- No sam jestem zdziwiony, a i także dziękuję, że przyjechałeś. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy pogadamy – zaproponował Fullbuster.
- Czemu nie?

            Oboje z uśmiechem na twarzy odeszli z miejsca spotkania. Czuli wreszcie spełnienie. Czekali na tę chwilę wiele lat i gdy wreszcie ona nastąpiła poczuli, że pewien rozdział w ich życiu został zamknięty i mogę pójść dalej, przed siebie.


PROSZĘ PRZECZYTAJ!!! 
Drogi czytelniku

Nawet jeśli blog będzie zakończony proszę cię drogi czytelniku SKOMENTUJ, jak chcesz pójdź na inne moje BLOGI, POLUB moją stronę, albo naciśnij OBSERWACJĘ :)

sobota, 9 sierpnia 2014

                  Następnego dnia rano Natsu poszedł do mieszkania Gray'a, by porozmawiać. Nie wiedział za bardzo, co ma robić. Nie wiedział, czy czyni dobrze. Jednak zapukał i po chwili drzwi mu otworzył granatowowłosy przyjaciel.
- Co tam Natsu?! – zapytał cały uśmiechnięty. Dragneel lekko pochylił głowę, by zajrzeć, czy przypadkiem Juvii nie ma w środku, ale jedyne co zastał, to kartony leżące po środku korytarza.
- Wyprowadzasz się?! – Natsu był zdziwiony całą sytuacją.
- Wejdź! – zaproponował mu Fullbuster. – Po coś konkretnie przyszedłeś? – zapytał się, gdy policjant był już w środku.
- Tak, chcę rady. – Gray odsunął się od niego. – Co to za reakcja?
- Bo to … dziwne? Nigdy mnie nie pytałeś o radę! – zrobił kilka kroków do tyłu.
- Oj, nie wygłupiaj się! Chcę radę odnośnie … kobiet!
- Kobiet?! – zapytał niepewnie Gray
- Tak, to taki gatunek, który uparcie dąży do wymarcia drugiej płci w sposób naturalny i nadzwyczaj bolesny! – wyjaśnił złośliwie chłopak. – Chodzi o Lisannę!
- Słyszałem … - od razu atmosfera zrobiła się ciężka. – Rodzeństwo zdrajcami… Straszne. I jeszcze Mirajene nie żyje. Nie wyobrażam sobie jej bólu.
- Wiem o tym! Dlatego zgodziłem się zabrać ją na kolację, miała być wczoraj, ale wiesz… tyle się wydarzyło. Myślałem, że zmieni zdanie, ale ona postanowiła żyć, tak jak tego chciała siostrzyczka. – Usiadł na krześle.
- I w czym problem? – Gray był zdziwiony zachowaniem przyjaciela. – Jak daje, to bierz!
- Ty naprawdę na serio dajesz mi rady? – na zaś dopytał się Natsu. Fullbuster tylko kiwnął głową. – Nie chcę Lisanny, ona jest taka … - wzruszył ramionami – No sam nie wiem jaka, ale coś sprawia, że chcę o niej po prostu zapomnieć…, ale ona się na mnie uwzięła.
- To, co wolisz Lucy? – bawił się w podchody
- Oczywiście. – Nie był świadomy podpuchy Gray’a, więc dopiero po chwili się zorientował, co powiedział. – Ty idioto!
- Czy ja coś mówiłem? – przewrócił niewinnie oczami. – No, ale serio! Podoba ci się Lucy, ale ugania się za tobą Lisanna, natomiast pierwsza zawodnicza ma ciebie w dalekim poważaniu i najchętniej by się otruła cyjankiem, bądź inną mniej lub bardziej śmiercionośną trucizną, po której odczuwałbyś męki większe niż kobieta podczas rodzenia?
- Musiałeś tak to ujmować?! – takich pomysłów nikt się nie spodziewał. – A skąd wiesz, jak boli podczas porodu?
- Nie wiem, ale podobno facet, by poczuć ten ból, musiałby sobie naciągnąć jaja na głowę.
- Boli – stwierdził od razu Natsu.
- Na pewno – zgodził się z nim Gray
- Ale dlaczego Lucy miałaby mi coś takiego robić? – zajęło mu trochę czasu, zanim przeanalizował dokładnie długą i bogatą w szczegóły wypowiedź Gray’a.
- Ty mi powiedz. – Uśmiechnął się złośliwie. – Chłopie, to widać, że ostatnio masz napięte stosunki z Lucynką.
- Tylko jak z nich się wykaraskać?
- Najlepiej przeproś. – Natsu spiorunował go wzrokiem. – Nic więcej nie mówię! A!- nagle jakby coś sobie przypomniał. – Wiesz, że jesteśmy prawie rodziną!
- Zmieniasz płeć czy co? – zaczął się odsuwać.
- Zboczeniec! To nie to! Po kolei. Juvia to córka Aquarius, która jest obecnie żoną Skorpio, który jest biologicznym ojcem Wendy!
- Czyli to znaczy, że się jej oświadczasz? – zaproponował Natsu.
- Chyba tak! – nagłe stwierdzenie Gray’a całkowicie wyprowadziło z równowagi Dragneela.
- Ciebie zrozumieć. – Podrapał się po głowie. – A te kartony, to do przeprowadzki?
- Tak planuję. Rodzice zniszczyli mi życie, więc chcę mieć własną rodzinę, własne szczęście… Tobie także radzę zabrać się za Lucy, póki jeszcze nie jest za późno. Choć tego nie widzisz… Naprawdę do siebie pasujecie. – Natsu wyszedł z małą nadzieją zakorzenioną w sercu.
- Masz naprawdę denerwującą córkę … Laylo… - pamiętał dzień, w którym spotkał biologiczną matkę dziewczyny.

                  Cała dwójka wylegiwała się w łóżku, z prostego aczkolwiek przyjemnego, powodu. Wolny weekend.  Była to najcudowniejsza chwila, jaką mogli sobie wyobrazić. Jednak nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Igneel wstał, jeszcze zaspany, by pójść w samej bieliźnie i otworzyć zamek.
- W takiej … postaci? Nie spodziewałam się ciebie ujrzeć. – Starszy Dragneel o mało nie dostał zawału, widząc kto przed nim stoi.
- Lalalalalalalalaylaaaaaaaaa?! – krzyknął ze zdziwienia.
- Tato, kto to? – z pokoju wyszedł różowowłosy chłopczyk, który przecierał oczka, gdyż dopiero co się obudził.
- Ty musisz być Natsu. – Kobieta ominęła roznegliżowanego mężczyznę i podeszła do dziecka. – Jestem Layla, możesz nazywać mnie ciocią.
- A fajna jesteś? – zapytał nagle Natsu.
- Oczywiście, a wiesz jaką mam fajną córeczkę. Może kiedyś ożenisz się z nią?
- A ładna? – dalej prowadził rozmowę.
- Przepiękna – powiedziała szczerze matka.
- I widzisz tato, szybciej od ciebie znalazłem dziewczynę  – krzyknął radośnie chłopczyk. Igneel szybko do niego podszedł i zamknął mu usta.
- Dzieciak nie wie, co gada. – Próbował się wytłumacz. – Idź i się pobaw. Tatuś porozmawia z ciocią.  – Natsu kiwnął głową i poszedł do drugiego pokoju.

- Może gdybym wtedy został, poznałbym prawdę? – wciąż zastanawiał się nad tym.

***

                  Juvia wyszła właśnie z Wendy na wspólne zakupy.  Dziewczyna chciała z nią spędzać dużo czasu, gdyż, pomimo różnicy wieku, pokochała siostrzyczkę.
- Pójdziemy później na pizzę? – zaproponowała, Wendy kiwnęła głową. – Kocham lody, ale niestety w zimie ich nie ma. Jak będzie lato, to codziennie będziemy chodzić i jeść je. Jakie lubisz?
- Nie pamiętam. – Mała Marvell od razu posmutniała. Juvia wciąż się zapominała w tej sprawie. Nie chciała jej robić przykrości, to samo tak wychodziło. Nagle Loxar poczuła, jak ktoś uderza ją w ramię.
- Przepraszam. – Odpowiedziała kobieta, odwracając się. Ich wzroki się spotkały.
- Mama… - szepnęła z niedowierzaniem Juvia. – Co tu robisz? – ścisnęła mocniej dłoń Wendy. – Mam nadzieję, że nie chcesz jej zabrać?! – Niebieskowłosą postanowiła. Chciała zachować obok siebie dziewczynkę, by nikt więcej nie mógł jej skrzywdzić, a wiedziała, że przy takiej matce, jaką jest Aquarius, to było bardzo prawdopodobne.
- Juvia – powiedziała spokojnym głosem pani Marvell, podchodząc do swojej córki, jednak ta od razu odsunęła się od niej. – Co się stało? Kochanie? – Juvia nie wiedziała, czy udaje, czy mówi to szczerze, jednak w tym momencie, było jej wszystko jedno.
- Zostaw mnie i Wendy! Najlepiej wyjedzcie z tym swoim Skorpio i nie wracajcie! – pierwszy raz udało jej się otwarcie przeciwstawić matce.
- Ale Juvio … Ja…
- ODEJDŹ! – krzyknęła na cały park, budząc zainteresowanie u przechodniów. – Nikt cię tu nie chce. Nie rozumiesz tego?!
- Nie wybaczysz mi?
- NIE! – odpowiedziała stanowczo Loxar, odwracając się na pięcie i idąc razem z Wendy w stronę sklepu.

                  Juvia bała się, jak on przychodził. Zawsze wrzucano ją do drugiego pokoju i zamykano, jednak ona wszystko słyszała. Jęki, stękania, krzyki, skrzypienie łóżka. Wszystko. A czasami nawet rozmowy, które nie były odpowiednie dla dziecka w jej wieku. Tym razem jednak było inaczej. Jej „ojciec ” przyszedł, więc matka od razu pognała, by ją zabrać do sąsiedniego pokoju.
- Ukochany! – rzuciła się szyję Heartfilii.
- Nie mam dużo czasu, przyszedłem dać kasę i muszę iść! – rzucił jej plik banknotów na stół – Opiekuj się dobrze bachorem!
- Kurcze! Trzeba było dać kasę wcześniej, to bym dokonała aborcji. – Wciąż skarżyła się na to kobieta.  Mijały lata, a ona wciąż chciała zmienić przeszłość i pozbyć się dziecka. – Może oddamy ją do domu dziecka? – rzuciłam się na szyję, całując go w usta.
- Nie ma mowy.  Nie chcę odpowiadać za coś takiego! Masz ją wychować! – rozkazał, a następnie wyszedł z mieszkania. Aquarius poszła do pokoju, podeszła do Juvii i uderzyła ją w twarz.
- DLACZEGO SIĘ URODZIŁAŚ?! – jeszcze raz walnęła ją w twarz – ON BY MNIE KOCHAŁ! – kopnęła ją. – NIENAWIDZĘ CIĘ! – jej wzrok był pełen odrazy i brzydzenia. Biła bezbronne dziecko, do momentu, aż ono opadło nieprzytomne na ziemię. 

                  Były już po zakupach i powoli zaczęły wracać do domu Juvii. Jednak ktoś tam stał. Szybko podeszły i okazało się, że tajemniczym osobnikiem jest Gray.
- Cześć – powiedział będąc wyraźnie zadowolony z jakiejś rzeczy.
- Cześć – odpowiedziała mu cicho dziewczyna. – Dlaczego tu przyszedłeś?
- Chcę… chcę z tobą zamieszkać i … razem z tobą opiekować się Wendy. – Wziął kilka głębokich oddechów i czekał, aż dziewczyna da mu odpowiedź.
- Czy to żart? – dopytała się na zaś, jednak Gray odebrał to inaczej.
- No nie, jak nie chcesz… to ja pójdę. – Już zaczął się cofać, jednak nagle poczuł, że Juvia chwyta go od tyłu.
- Zostań z Juvią! – krzyknęła zrozpaczona dziewczyna. – Kocham cię!
- Ja ciebie też, bekso. – Odwrócił się i pocałował ją w usta. Nagle usłyszeli brawa. Odwrócili się i spojrzeli na dziewczynkę, która klaskała w dłonie. – Ciebie też zamierzam pokochać.  – Podszedł do niej i pogłaskał ją po głowie. – Jestem Gray. – Wyciągną ku niej dłoń.
- Wendy.

***
Ta rozmowa, te słowa były tak bolesne, że dopiero teraz jestem w stanie je udostępnić [od autorki: po prostu chciałam trzymać w niepewności.]

                  Szła powoli, co chwile przystawała, by usiąść na ławeczce, albo oprzeć się o drzewo. Przechodni patrzyli na nią, jak na obłąkaną, ale ona nie zaprzeczała. Tak się czuła. Jej ciało jej nie słuchało. Szła, jak zaklęta, do miejsca, którego nienawidziła. Gdy ujrzała zarys swojego dawnego domu, wiedziała, ż tera już nie odwrotu. Z trudem powstrzymywała łzy, które coraz mocniej chciały wydostać się na zewnątrz. Bała się, czuła lęk, lecz wiedziała, że musi to zrobić, podjąć odpowiednią decyzję. Zacisnęła mocno pięści, a następnie ruszyła przed siebie. Dotarła do drzwi wejściowych, nacisnęła za klamkę i weszła do środka. Wewnątrz stało dwóch tęgich mężczyzn, którzy pilnowali drzwi do dawnego gabinetu Jude’a Heartfilii.
- Jestem tu z kimś umówiona – powiedziała do goryli, którzy odsunęli się i ją przepuścili. Weszła do środka, gdzie przy fotelu siedział dumny z siebie człowiek, który był mordercą, gwałcicielem, porywaczem, wyłudzaczem i nie wiadomo jeszcze kim.
- Witaj córeczko – Przywitał się, mając na twarzy szeroki uśmiech.
- Nieźle się trzymasz, jak na truposza… Jude. – Nie mogła na niego patrzeć, nie mogła go słuchać. Gdyby nie zakładnicy, nigdy by tutaj nie przyszła. – Czego ode mnie chcesz?!
- Czemu tak od razu ostro? – udawał oburzenie, co jeszcze bardziej dolało oliwy do ognia. – Pamiętaj mam wciąż kilku zakładników na deser, a i pozdrowienia od Erzy Scarlet.
- CO?!  - uderzyła ze złości, rękoma w biurko. – Ona nie ma z tym nic wspólnego!!! Masz ją puścić!
- Spokojnie… najpierw porozmawiajmy. Kawy? – zaczął lać wrzątek do filiżanki.
- Nie – odpowiedziała ostro Lucy, siadając na fotel. – Jeszcze raz zadam to pytanie. Czego ode mnie chcesz?!
- Dobrze, jak chcesz. Zawsze byłaś bezpośrednia jak matka. – Starała się na niego nie patrzeć. Musiała zachować spokój, a w tamtym momencie nie miała zbyt wielu sytuacji na odprężenie. – Chcę kluczy! – zadrżała. Wiedziała, że nie może kłamać, ale nie może mu też ich bezpośrednio dać.
- Nie mam wszystkich. – Odpowiedziała szczerze. – Jeśli masz jakieś, to wtedy oddam ci resztę.
- A wiesz, gdzie jest reszta? – zapytał podchwytliwie Jude.
- Cholera, czemu ja je ukradłam. – przeklinała swoją głupotę i bezmyślność.  – Niestety nie wiem. Mogę się tylko domyślać. A, co? Potrzebujesz ich? – zadrwiła z niego. – Po co ci władza nad krajem? Przecież nic z tego nie będziesz miał…
- Mądra jesteś. – Przerwał jej. -  Layla nikomu o tym nie powiedziała. To nie władza mi się marzy, a kasa. Wiesz, że na tym świstku jest kod do skarbca, w którym ukryto wszystkie skarby przed wojną?
- Pieniądze – szepnęła cicho dziewczyna.
- Właśnie, o to chodzi. One rządzą światem, a ja je kocham. – Był przynajmniej szczery.  – Przynieś wszystkie klucze, jakie tylko masz.
- A jak się nie zgodzę? – chciała się na zaś dopytać.
- Jeśli się nie zgodzisz, to poleje się krew. A tego nie chcesz. – Nie chciała. – Nie chcę skrzywdzić ani ciebie, ani nikogo innego. Chcę tylko kluczy.
- Dlaczego?! Po co to wszystko?! – nie potrafiła tego zrozumieć. Może po prostu nie chciała, sama nie wiedziała.
- Kiedy zmarł mój ojciec, a ja poprowadziłem rodzinny interes, pomyślałem, że są szkodniki, które mogą mi przeszkodzić.  – Wciąż patrzył w jej stronę, mając ten okrutny uśmieszek na twarzy.
- W takim razie, czemu najgorszego szkodnika, nie wyeliminowałeś? – palcem wskazała na niego. – Czemu jeszcze żyjesz?
- Zabawne Lucy … jesteś taka podobna do matki. Aż za bardzo. – Ostatnie zdanie wypowiedział z nutką goryczy.
- Dlaczego prowadziliście eksperymenty na dzieciach? – takiego pytanie Heartfilia się nie spodziewał.
- Skąd o tym WIESZ?! – zapytał groźnie.
- NIE WAŻNE! – jednak Lucy była nieugięta. – Chcę po prostu wiedzieć, dlaczego twój ojciec robił takie rzeczy?
- Mówisz o swoim dziadku! – skarcił ją mężczyzna, jednak Lucy uśmiechnęła się delikatnie, a następnie wstała i zaczęła okrążać pokój.
- Już wiem, że nie jesteś moim ojcem. Tylko twój brat. – Jude zaczął kiwać głową.
- Zgodziłbym się z tobą, gdyby nie jeden malutki szczególik. – Cicho zaśmiał się. – Mój brat nie żyje od dwudziestu pięciu lat.
- To… niemożliwe… - Lucy zaczęła się zastanawiać, czemu kuzyn ją okłamał. – Ale kuzyn…
- KUZYN?! HAAA!!! – drwił z dziewczyny, która była cała zmieszana i nie wiedziała, co ma z sobą robić. – Nie pamiętam, żeby on kiedykolwiek powiedział coś zgodnego z prawdą. A wiesz dlaczego? – dziewczyna pokręciła głową – Bo jest wiernym sługą Zerefa, jakby to tak można ująć.
- Nie… - nie wierzyła.
- Więc on jest tak samo wielkim draniem, jak ja. Wiesz ilu on zabił ludzi? Może setki?
- NIE WIERZĘ CI!!! – wstała z wielkim hukiem. – To ty jesteś kłamcą. Nic dla ciebie nie znaczyłyśmy. Jesteś okropny, bezlitosny!!! Mówisz, że twój brat nie żyje od tylu lat, ale ty też powinieneś być martwy!!!
- Wiem, że on nie żyje. – Zapewniał dziewczynę.
- SKĄD!?!?!? – nagle zamilkła. Dotarło do niej, skąd on o tym wie. – Zabiłeś go… - szepnęła cicho. Jude nie odpowiedział.  Jednak jego uśmieszek wszystko mówił Heartfilii. – Więc kim jest mój ojciec?!
- A ja wiem? Może ja, może mój ojciec, a może ktoś jeszcze inny, ale raczej stawiam na siebie, bo przecież zaszła w ciążę, po naszych „igraszkach”. – Lucy chwyciła statuetkę, która stałą na biurku i rzuciła nią w mężczyznę. Tamten spokojnie uchylił się, a następnie chwycił dziewczynę za rękę. – Gdybyś nie zaczęła węszyć! Gdybyś tego nie zrobiła, wszystko by było IDEALNE!!! Jesteś moją córką.
- Nie! DNA…
- Jakie DNA?! Mam szpiegów w Fairy Tail, którzy bez problemu podmienią każdą probówkę, zniszczą każdy dowód i nikt ich nie będzie podejrzewał!!! – odepchnął ją rzucając na podłogę. – W każdym miejscu jestem. W każdym czasie możesz mnie zobaczyć. Nie uciekniesz ode mnie Lucy. A teraz idź i przynieś mi klucze!!! Jeśli tego nie zrobisz zabiję wszystkich. Erzę, Gray’a, Lisannę, Natsu, Wendy, Levy, Juvię… wszystkich, a ty będziesz mogła tylko patrzeć i żałować swoich decyzji. Pytałaś „dlaczego”? Bo prawdę pieniędzy! PIENIĘDZY. Cholerny dokument o władzę?! Mój ojciec był za słaby. Ja nie chcę władzy, bo już ją mam. CHCĘ KASY! Pieniądze to władza. Dzięki dokumentowi z X763 roku, zdobędę wszystkie fundusze z państwowego skarbca. Tam są biliony kryształów. Tam jest marzenie! Po co mi jakieś Fiore? Ja zdobędę cały podziemny świat i będę mógł się karmić strachem ludzi. Nikt się nie zbuntuje, nikt nie poskarży, bo każdego wyeliminuję. 
- Ty potworze! – syknęła dziewczyna. 
- Tak jestem potworem i ty pomożesz mi nim zostać do końca! Idź! – Lucy niechętnie wstała i wyszła z gabinetu. Jude uśmiechnął się, wyjął telefon i zadzwonił. – Wszystko pod kontrolą? – chwila ciszy – Zabij wszystkich! – zaśmiał się cicho. – Uwolnię was. – Usiadł na fotelu. – Tak, obiecuję. – Rozłączył się i wygodnie rozsiadł się na fotelu, będąc dumny ze swoich poczynać. Nagle wszedł do środka jeden z ochroniarzy.
- Dostaliśmy wiadomość, że Hoteye popełnił samobójstwo. – Przekazał wiadomość.
- Idealnie. – Machnął ręką, każąc mu wyjść. Został sam. Splótł palce u rąk i zadowolony z siebie, siedział, będąc pewnym swojego zwycięstwa.

***

- Dostałem wytyczne, by cię zabić. – Poinformował niespodziewanie Erzę, Richard.
- Zabijesz? – zapytała nadal siedząc na kanapie.
- Nie. A ty mnie zabijesz?
- Nie. – Mężczyzna wstał i podszedł do balkonu. Otworzył go i spojrzał na dół. – Wysoko.- Zanim Erza się zorientowała było już za późno. Richard przeskoczył barierkę i poleciał prosto na miejski parking, gdzie zmarł, rozbijając się o brukowe podłoże.

- NIE!!! – krzyknęła dziewczyna podchodząc na balkon. Zauważyła, że wokół zaczęli się gromadzić ludzie. Szybko weszła do swojego mieszkania i posprzątała wszystko, tak by nie wyglądało, że ktoś u niej był. – Dziękuję. – Szepnęła cicho, mając łzy w oczach. 



PROSZĘ PRZECZYTAJ!!! 
Drogi czytelniku


Nawet jeśli blog będzie zakończony proszę cię drogi czytelniku SKOMENTUJ, jak chcesz pójdź na inne moje BLOGI, POLUB moją stronę, albo naciśnij OBSERWACJĘ :)


piątek, 1 sierpnia 2014