Nie ruszała się. Wciąż trzymała broń wymierzoną w oprawcę, który prześladował ją od tak długiego czasu. Nie widziała Zerefa, ale odczuwała skutki jego działalności. Jak miała mu teraz zaufać? Nie ważne było, czy chciał ją przeprosić czy może po raz kolejny wykorzystać. Naiwne zwierzątko wyrosło na drapieżną bestię, dlatego Lucy nie mogła pozwolić, by znowu stać się bezbronnym stworzeniem.
Poprawiła palec na spuście, wzięła głęboki wdech i spojrzała pełna wrogości na Zerefa. Pragnęła, by wiedział, iż nie odczuwa strachu, że nie lęka się starcia z mężczyzną.
Powoli podniosła się, nie tracąc z zasięgu wzroku przeciwnika. Zapewne rozumiał jej zamiary, gdyż od początku spotkania nie ruszył się nawet o krok – jakby chciał oświadczyć, iż ma dobre intencje.
Prychnęła i odsunęła się trochę do tyłu, tym razem uważając, by nie upaść. Jeden błąd i mogła gorzko pożałować potknięcia.
– Naprawdę rozumiem, dlaczego mi nie ufasz – zaczął stanowczo Zeref – ale, proszę, daj mi szansę.
– Mój BYŁY narzeczony, a jaki miałabym powód, żeby ci zaufać? – spytała ironicznie. – Do tej pory nie dawałeś mi dowodów swojej niewinności. Wiele przez ciebie wycierpiałam i teraz nie mam zamiaru…
– Acnologia stoi za wszystkim – przerwał kobiecie. – Jestem potworem, ale mam własne zasady. Nawet nie stoczyłem się do poziomu mojego ojca – mówił łagodnym tonem, nie wyrażając cienia niepewności.
– Niby kiedy? Może jak twój człowiek zastrzelił Laki? A może gdy próbowałeś mnie skrzywdzić, co?
Odwrócił wzrok. Nie umiał odpowiedzieć kobiecie, ale wyraźnie miał za cel przekonać ją o swojej niewinności.
Położył kwiaty na murku i wyjął portfel z kieszeni. Otworzył skórzany przedmiot i wystawił przed twarz nastolatki, ukazując zdjęcie wielkości kartki A7. Przedstawiało ono młodą, roześmianą dziewczynę o jasnych, długich włosach. Ubrana była w zwiewną, białą sukienkę. Na szyi spoczywał naszyjnik w kształcie serca, a tuż nad uchem zwisał wpleciony we włosy wianek z kwiatów.
To duch z biblioteki, pomyślała, zaciskając usta w linijkę. Widziała tylko dwukrotnie ducha, ale była niemal pewna, że to ta sama postać. Nie rozumiała jednak, skąd Zeref miał jej zdjęcie – istniała tylko jedna odpowiedź.
– Mavis – szepnęła Lucy.
– Spójrz na nią, a potem na siebie – zaproponował mężczyzna.
W pierwszej chwili nie pojęła, dlaczego miałaby zajmować czas tak niepotrzebną czynnością, ale zaraz do jej umysłu zapukało rozwiązanie. Nie były własnym odbiciem, ale gdyby dokładniej się im przyjrzeć, doszukując się podobieństw, nietrudno byłoby odkryć szereg związków między kobietami.
– Straciłem ją – oświadczył Dragneel. – Ojciec miał i ma mnie daleko w dupie, matka wyrzuciła, gdy jeszcze srałem w pieluchy, brat mieszkał za daleko. Moje życie było pasmem nieszczęść i rozczarowań. Gdy przybyłem do Magnolii i poznałem Mavis, moje życie nabrało sensu. Zakochałem się, ale i wtedy musiano mi ją odebrać. Kiedy cię spotkałem, nie potrafiłem się powstrzymać. Może byłem zaślepiony, ale pomyślałem, że wyglądasz jak ona. Zezłościłem się i zrobiłem to, czego dziś żałuję.
Wyjaśnienia Zerefa brzmiały sensownie, ale to wcale nie znaczyło, że Lucy może dać mu drugą szansę. Potrzebowała większej ilości dowodów na jego niewinność, a póki co dostała jedynie liche tłumaczenie zachowania.
– Twój pamiętnik – powiedziała zdawkowo.
– Poprosiłem Happy’ego, by ci go zostawił – odpowiedział, ku zaskoczeniu dziewczyny.
Prychnęła, po czym zaśmiała się donośnie. No tak, Magnolia miasto masek, potwierdziła swoje przypuszczenia, które czasami wdzierały się do jej umysłu. Wielokrotnie czuła, że nauczyciel nie zachowuje się tak, jak na profesora przystało. Teraz xstwierdziła część ze swoich teorii.
– Trochę głupio postąpiłeś, skoro pokazałeś mi rzecz, która może cię zniszczyć – stwierdziła.
– Nic mnie już nie zniszczy. Zbyt daleko doszedłem, by ktokolwiek mógł mi teraz przeszkodzić.
Spojrzała na niego z przerażeniem.
– Coś zrobił? – spytała, drżąc.
– Jeszcze nic. To nie ja zabiłem Fullbusterów – bronił się. – Chciałem śmierci Silvera i nikogo więcej. Nie wiem, dlaczego Deliora tak postąpił, skoro kazałem mu jedynie przygotować… – Zamarł. – Nie mogę niczego więcej powiedzieć – dokończył.
– Dalej ci nie wierzę.
– Wiem, ale mówię prawdę. Zabijałem i będę zabijać, ale tylko tych, którzy na to zasługują. Znasz to uczucie, prawda?
Z rąk wypadła jej broń. Nogi ugięły się kobiecie w kolanach i upadła z rumorem na ziemię, zalewając się łzami. Złapała się dłońmi za ramiona i jęknęła w agonii. Słowa Zerefa przypomniały jej po raz kolejny grzechy i naukę, jaką dała jej własna matka. Bolesne, ale prawdziwe. Prawiła Dragneelowi morały, trzymając się własnych przekonań, ale nie była ani trochę lepsza od niego.
– Dlaczego tu przyszedłeś?! – wrzasnęła przerażająco.
– Bo zamierzam zrobić coś strasznego, naprawdę strasznego. Chcę jedynie byś… – jego głos złamał się w połowie zdania – zrozumiała moje dzieło. Rok, może dwa i spełnię marzenie Mavis, nasze marzenie – mówił, pełen przekonania we własne słowa.
– Nie znam twoich planów, więc nie powiem ci niczego, co mogłoby cię uszczęśliwić. Ale wiedz, że spróbuję znaleźć inne odpowiedzi w twoich czynach – zadeklarowała.
– Dziękuję.
– Nie dziękuj! – wrzasnęła. – Robię to dla własnego spokoju, dla pogrzebania grzechów sprzed lat i dla przyszłości, która najpewniej nie nadejdzie, Zerefie.
– Nadejdzie, obiecuję.
Uniosła wzrok w stronę błękitnego nieba. Miała największą ochotę ryknąć śmiechem i zapytać chłopaka, co tak naprawdę kryje się za jego obietnicami. Czy mają jakiekolwiek pokrycie? Ale powstrzymała się. To nie był odpowiedni czas na pytania.
– W pamiętniku napisałeś, że to ja jestem kluczem.
Przemilczał. Przysiadł na murku i wyciągnął przed siebie nogi, poprawiając jednocześnie płaszcz. Złapał się rękoma za włosy i boleśnie pociągną je przed siebie.
– To nie jest takie proste, Lucy – odparł. – Nawet gdybym opowiedział ci całą historię sprzed lat, ty byś mi nie uwierzyła.
– Zawsze możesz spróbować.
Wzruszyła ramionami. Było jej całkowicie obojętne, czy Zeref łaskawie zechce uchylić rąbka tajemnicy czy też nie. Zdążyła się już przyzwyczaić, że zostaje pominięta przy jakichkolwiek wyjaśnieniach i ostatnia dowiaduje się rzeczy, które dotyczą jej osoby.
– A co z rodzicami Graya? – zmieniła temat, nie mogąc znieść dłużącej się ciszy.
– To nie ja. Już ci mówiłem, że zależało mi jedynie na śmierci Silvera.
– A więc jakie masz plany na przyszłość? – ciągnęła dalej, chcąc wycisnąć z przeciwnika wszystko, co się tylko da.
– Wiesz, co oznacza „Fairy Tail”? – spytał, ale prędko odpowiedział, nie czekając na reakcję ze strony kobiety: – Jest to organizacja, która powstała, by chronić Varię, Fiore i Pengrande. Ta ochroną miało być strzeżenie figurek smoków, które zapewne bardzo dobrze znasz.
– Czym one tak naprawdę są?! – Zażarta musiała przynajmniej poznać sekret tych tajemniczych przedmiotów.
– Powiedziałbym ci, ale sam nie do końca jestem pewien. Mam spekulacje i podejrzewa, ale wciąż brakuje kilku elementów układanki, które skrywają się w najbardziej chronionym miejscu od ponad dziesięciu lat.
– Gdzie?
Zeref podniósł się i wolnym krokiem dotoczył się do Lucy. Przystaną przed nią, uśmiechając się delikatnie. Spokojny i perfekcyjnie opanowany. Budził respekt, choć był jedynie młodym chłopakiem bez przyszłości. Wcześniej dziewczyna nie miała okazji, by z bliska przyjrzeć się postaci młodszego syna Igneela, dlatego teraz jego aparycja zaskoczyła nastolatkę. Może myliła się, może jej wniosek stanowił pomyłkę szeregu niepotrzebnych analiz, a może było coś w Zerefie, że nie potrafiła powstrzymać się od sugestii, że to właśnie on jest syn Igneela – nie Natsu.
Jej myśli zboczyły tak mocno z rzeczywistości, że chwilę zajęło zorientowanie się, że chłopak trzyma przy jej czole palec. Wzdrygnęła się, odruchowo robiąc krok do tyłu. Wiedziała, co oznaczał ten prosty gest, ale nawet nie chciała żywić przekonania, iż to prawda.
– O czym ty gadasz? – szepnęła błagalnie.
– Layla przekazała ci całą wiedzę, jaką posiadała, dlatego TY, jako jedna z niewielu, możesz powstrzymać Acnologię i innych przeciwników – oświadczył przekonywująco Zeref.
– Błagam, nie wspominajmy o mojej matce! – poprosiła agresywnie.
Poprawiła część ubioru i przysunęła palec do spustu. Mogła wysłuchać byłego narzeczonego, ale utrata czujności była ostatnią czynnością, na którą mogła sobie w tej chwili pozwolić.
– A o twoim ojcu? – spytał, ku zdumieniu dziewczyny, Zeref. Uniósł brwi i spojrzał pytająco na damę, jakby pragnął przekazać jej tymi gestami jakąś wiadomość.
– Co z nim? – odpowiedziała pytanie, nie do końca pojmując, co Dragneel pragnie jej przekazać.
– Zaraz po tym jak zginęła twoja matka, zostaliście przewiezieni do Fiore na statku, na którym również znajdowali się uchodźcy z Pengrande. – Wziął głęboki wdech. – Również Erza Scarlet dostała się do nas w taki sam sposób.
Uderzyła pięścią o bruk i odetchnęła spokojnie, próbując wyrównać ciśnienie i zachować spokój. Nie, nie mogła teraz dać się sprowokować. Od lat była świadoma tego, jakimi zawodami parał się jej rodziciel. Jednak do tej pory nie umiała połączyć podróży, która rozpoczęła się tego feralnego dnia, z przybyciem Erzy do Fiore.
Uniosła wzrok i spojrzała pełna zadumy na Dragneela. Uśmiechnęła się delikatnie i odkryła, iż ma dosyć rozmów. Wystarczająco dużo usłyszała i nadal nie mogła znaleźć powodu, dla którego Zeref zdecydował się na tak niebezpieczny krok.
Wtedy ujrzała, że Zeref odwraca się i powoli kieruje się w stronę auta, w którym już siedział młody szofer.
– Przepraszam, Lucy, naprawdę – powiedział smutno Dragneel. – Wiele się między nami wydarzyło i najpewniej nigdy nie będzie tak, jak powinno być. Dziękuję, że mnie wysłuchałaś i wiedz, że wszystko, co robię, czynię w imię wyższych idei i pokoju.
– Już wielu przejechało się na pięknych ideach – wtrąciła się.
– Proszę, zaopiekuj się także moim kochanym braciszkiem.
– A przypadkiem nie nienawidzisz go? – spytała podejrzliwie, znając po części relacje, jakie panowały między braćmi.
– Miłość leży niedaleko od nienawiści – oświadczył, a następnie wszedł do auta.
Nie minęło wiele czasu, gdy nagle samochód zapalił się i Zeref wraz z szoferem odjechali w stronę głównej ulicy.
Lucy pozostała sama.
Aczkolwiek nie miała czasu roztrząsać niuansów, które zagościły w jej życiu. Dlatego najzwyczajniej w świecie wstała i schowała broń na miejsce, ciesząc się, że tym razem nie musiała jej użyć.
Uniosła dłonie i uderzyła się kilkukrotnie w policzki. Nie przejmuj się stara babo, pomyślała. Masz już prawie osiemnaście lat na karku, więc nie marnuj ich na niepotrzebne problemy. I tak siedzi już w tej głowie za dużo.
Kątem oka zerknęła na kwiaty, które pozostawił jej braciszek i westchnęła ciężko. Miała dylemat, ale ostatecznie poszła w kierunku ulicy, nie przejmując się niepotrzebnie chwastami. Prezent był klarowny, ale całkowicie zbędny.
Aczkolwiek kiedy stanęła tuż obok przejścia, odwróciła się gwałtownie i rzuciła się na kwiaty, bijąc siebie po głowie, że wcześniej nie pomyślała o najprostszym z rozwiązań. Podbiegła do murku i rozejrzała się wokoło, licząc w duchu, że nikt nie zdążył zauważyć wiązanki.
Odsunęła kwiaty na bok i znalazła w nich ukrytą winietkę z ręcznie napisaną wiadomością.
345 764 098
Jesteś śledzona.
Happy to przyjaciel.
Gray zabije Natsu.
Na kilku zdaniach kończyła się wiadomość. Jednakże prędko odwróciła ozdobną kartkę i znalazła na jej powierzchni kolejny ciąg słów
Uważaj na rezydencję.
W policji są szczury.
Nie ufaj Aquarius.
Przy Grayu jest zdrajca – zabij go.
Zmięła karteczkę w dłoniach. Rozejrzała się, szukając miejsca, w którym mogła pozbyć się owej rzeczy. Jednakże póki co musiała nieść ją ze sobą i spalić w domu, kiedy już będzie bezpieczna.
Odchyliła dekolt sukienki i wepchnęła zgrabnie skrawek papieru do biustonosza – najbezpieczniejszego miejsca pod słońcem.
Kąciki ust uniosły się nieznacznie, gdy zaczęła iść w tym samym kierunku, co wcześniej. Niewinnie, powabnie i zgrabnie, jakby nic się nie wydarzyło. Przemierzyła jedną alejkę, potem drugą, aż poczuła, że powoli buty zaczynają ją uwierać. Przystanęła i podniosła nogę, chcąc poprawić ułożenie nogi w obuwiu. Pochyliła się trochę i wnet poczuła silny powiew wiatru, jakby coś przemknęło tuż nad jej głową.
Podniosła się szybko i energicznie obróciła na pięcie, powoli dostrzegając zarysy tajemniczych postaci ukrytych w zakamarkach alejek. Niewinnie ruszyła przed siebie, coraz szybciej i szybciej krocząc bez konkretnego celu, aż w pewnej chwili pomknęła. Wiła się między kolejnymi częściami miasta, nie zważając na to, gdzie i kiedy się znajduje. Czerwone światła na pasach nie stanowiły dla dziewczyny najmniejszego problemu.
Niemal na karku czuła oddech śmierci. Wiedziała, że jak tylko zatrzyma się, będzie mogła odliczać ostatnie sekundy swego życia. Nie mogła dać się tak łatwo złapać.
Przy niewielkim murku, za którym znajdował się plac budowy, zwinnie skręciła i skierowała się na zgliszcza ogromnego budynku. Osmalony i otoczony żółtą taśmą policyjną sugerował, iż jest to ostatnie miejsce, które powinna odwiedzić. Jednak słyszała za sobą dźwięki silnika auta – a jego mogła tylko zgubić w pomieszczeniu, do którego nie potrafił wjechać.
– Cholera, a co tam?! – syknęła.
Podskoczyła i przeskoczyła nad przeszkodzą, lądując na ziemi z niemałymi problemami. Czuła, jak buty coraz silniej uwierają ją w stopy. Nie byłaby zdziwiona, gdyby po ich zdjęciu natrafiła na liczne odciski i zakrwawione fragmenty. Aczkolwiek przy opcjach: śmierć czy obolałe nogi wybór był prosty.
Zacisnęła mocno szczękę, powtarzając w myślach, iż da radę.
Podbiegła pod dawne sklepienie budynku, które na pozór wydawało się pozostałościami po dawnej fabryce. Wysokie i grube kolumny przetrwały tragedię, na jaką napotkało to miejsce, dalej pnąc się wysoko ku niebiosom. Podpierały one cały dach wraz niewielkim stryszkiem, który był de facto pierwszym piętrem. Miał bardzo nietypową konstrukcję, co zaintrygowało dziewczynę. Dopiero gdy dotarła do głównej hali, zdała sobie sprawę, gdzie się tak naprawdę znajduje.
– Fabryka Knightwalkerów – szepnęła, widząc przed sobą niepełny napis, który przetrwał w jednej z najsolidniejszych części budynku.
Pokryte sadzą maszyny i stopione linie produkcyjne wciąż nie ruszały się z miejsca od czasu słynnego pożaru, który równocześnie strawił cały majątek rodziców Erzy. Nie wierzyła, jak mogła dostać się do tego miejsca w tak przypadkowy sposób. Jednak teraz nie miała czasu na rozmyślania.
Podbiegła do jednej z maszyn i przykucnęła, przygotowując broń. Zauważyła głęboką wnękę w urządzeniu, która idealnie nadawała się na kryjówkę. Schowała się wewnątrz niej i zacisnęła palec na spuście. Niech tylko ktoś spróbuje mnie znaleźć, krzyknęła w myślach, dodając sobie otuchy.
Wstrzymała niemal oddech i zaczęła czekać. Serce biło w jej piersi jak oszalałe, ale powoli się uspokajało, gdy właścicielka wydawała prostą komendę. Potrzebowała całkowitej ciszy, by wypełnić swój plan.
– Gdzie ta siksa uciekła? – krzyknął jeden z mężczyzn.
– Nie uciekła daleko – powiedział drugi. – Musimy ją tylko złapać i zawieść do szefa. Chciałby sobie z nią porządnie pogadać.
– A myślisz, że później również pozwoli nam z nią sobie „pogadać”?
Oboje ryknęli donośnym śmiechem.
Ja już wam dam pogaduszki, syknęła, napinając mięśnie, by nie wyskoczyć w kryjówki jak skończona kretynka.
Czekała.
Do jej uszu dochodziły pojedyncze kroki, zbliżające się kroki. Przeciwnicy zaglądali wszędzie, nie pomijając najmniejszych szczegółów. Prędzej czy później musieli ją znaleźć, chyba że jak idioci pominą właśnie jej maszynę.
Jeden z mężczyzn, ten o mocniejszym głosie, znajdował się coraz bliżej Lucy. Pełen ostrożności podchodził ku jej kryjówce, nie będąc świadomym, co skrywa się w zgliszczach urządzenia.
Lucy przeżegnała się i ułożyła ciało w takiej pozycji, by mieć dobrą pozycję do odstrzału. Tylko jedna sekunda nieuwagi starczyłaby jej, aby pokonać jednego z wrogów. Z drugim już by sobie poradziła. Mama wszystkiego ją nauczyła, nawet zabijania.
– Kolejny pusty – rzekł mężczyzna, kierując się dokładnie ku niej.
Rozluźniła mięśnie i przygotowała się do wystrzału. Powoli ku niej zaczęła się wyłaniać twarz mężczyzny, obracając się w stronę wnęki. Jeszcze trzy centymetry i będzie mogła strzelić…
Nagle tuż obok niej znalazła się ręka i padł strzał. Kula minęła mężczyznę tylko o milimetry, zostawiając na jego włosach czerwoną wstęgę krwi. Zaklął i wrzasnął do partnera:
– Tu ją mam!
Lucy, choć nie miała zbyt wiele miejsce do manewru, zmieniła pozycję (jej ręka wciąż była przytrzymywana) i dała silnego kopniaka w twarz przeciwnika. Zawył żałośnie, puszczając Dragneel. Z początku nie zauważyła, gdzie trafiła, ale kiedy ujrzała krew na obcasie, dotarło do dziewczyny, że mężczyzna stracił już jedno oko.
– Nie zabierzecie mnie żywcem – rzekła zajadle i strzeliła.
Mężczyzna opadł, z trudem łapiąc łyki powietrza. Nie zabiła go, ale jeśli nie otrzyma natychmiastowej pomocy, może odejść do krainy cieni. Jednak bardziej niż o zdrowie przeciwnika, martwiła się bardziej o drugiego kolegę, który, o dziwo, wcale do niej nie docierał.
Wyrzuciła półmartwego rzezimieszka na zewnątrz i ostrożnie się wychyliła, ale nic. Nie było przed nią, ani obok niej, żywej duszy.
Wyszła delikatnie z kryjówki, podejrzewając, że może uciekł, kiedy usłyszał, że dziewczyna jest uzbrojona. Jednak nawet sama Lucy w to wątpiła. Dlatego stanęła na równe nogi i zaczęła się rozglądać – był to błąd.
Niespodziewanie silne ramiona pochwyciły ją i zgięła się niemal w pół. Do jej ust przywarła stara szmatka. Była nasączona słodką i, zarazem, silną substancją, która była wdychana energicznie przez jej usta i nozdrza. Chciała przestać, ale w pewnej chwili organizm uznał, iż nie ma powodu, by walczyć. Coraz bardziej i bardziej osuwała się na ziemię, czując, że nogi stają się niczym z waty. Nie miała sił, by walczyć z przekleństwem, które na nią spadło. Mogła tylko pozwolić, aż słodki zapach otuli ją w ciepłych ramionach snu. Powieki zapadały się, czasami stając na równe nogi. Jednak w pewnej chwili opadły, już się nie podnosząc. A w oczach kobiety nastała tylko ciemność…
Dawno tu nie wchodziłam, ale mialam tyle zajęć, że nie było zbytnio czasu na czytanie opowiadanie :(
OdpowiedzUsuńCo by nie było zawsze tu zajrze nawet po miesiącach nieobecności ;)
Widze, że akcja coraz bardziej się rozkręca *.* Zabicie Lyona, wyjście na jaw zdrady Lectora, obłąkany Gray, pojawił się Gajeel, zmarł ojciec Levy i no jeszcze matka ma ją zabić. O.O
Nadal przyjemnie mi się czyta twoje opowiadanie :) Zdaje mi się, że był tam jakiś bląd, ale nie jestem pewna, a jakoś nie chce mi się wrócić i sprawdzić :D
Mam tyle do nadrobienia w twoich pozostałych opowiadaniach... i kiedyś to nadrobie ;)
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
Pozdrawiam i życzę zdrowia, bo ono jest najważniejsze! :3
Tak jak ci kiedyś powiedziałam,nie martw się o to. Wszyscy zawsze mają coś do nadrobienia!
UsuńDziękuję bardzo za komentarz, teraz wracam do łóżeczka się leczyć!
Przeczytałam na Wattpadzie. Świetny rozdział, taka odskocznia od tragicznych wydarzeń :) Mnie się bardzo podobało.
OdpowiedzUsuńNo, jeszcze powrócę z tragicznymi wydarzeniami! Nie martw się, formy nie straciłam, więc jeszcze krew się poleje, ale najbliższe dwa rozdziały faktycznie będą "lżejsze".
UsuńDzięki za kom i pozdrawiam
Jeny pisze komentarze zamiast sie uczyć na sprawdzian.
OdpowiedzUsuńChoć wszystko jest lepsze niż nauka. Prawdopodobnie :)
A co do rozdziału bidulka z tej Levy
A ty szybko wyzdrowiej, bo choroba nie jest przyjemna.
Nike i Cień
Uwierz mi, niemal wszystko. Jestem studentem, który w trakcie sesji woli gapić się w okno, w sufit niż się uczyć!
UsuńNo, bidulka, bidulka, ale nie oszczędzam bohaterów!
No, tak, choroba to świństwo. Szczególnie wtedy gdy masz roboty co nie miara... Masakra...
Pozdrawiam i dzięki za kom :)