wtorek, 22 listopada 2016

[Paranormal Activity Club] Rozdział 63


Wyszła zza niewielkiego skwerku, gdzie doktor Henry przytrzymał ją przez całą dobę. Nie mogła uwierzyć, że w tak zapchlonym miejscu, gdzie jedyny towarzyszami byli miejscowi pijacy, prostytutki i porzucone koty, mieszkał tak szanowany i znany przedstawiciel społeczności medycznej. Widząc przeciekające dachy, odpadające tynki, drżała na myśl, że ktokolwiek może tu żyć. Aczkolwiek w tych domach, które częściowo przykrywała strzecha, nadal urzędowali przedstawiciele ludzkości. Biedni, osamotnieni i z nikłymi szansami na przeżycie.
Odór biedy niósł się po całej okolicy, choć w porównaniu z wnętrzem kanciapy, na zewnątrz dało się oddychać. Jednakże to nie oznaczało, iż nie należy uważać na to, co znajduje się na ziemi i w powietrzu. Gdzie dziewczyna nie stanęła, tam odchody, zgniłe owoce i warzywa, porozrzucane strzępy ubrań i nieznane obiekty, których nie potrafiła zidentyfikować.
Dystrykt piekło, pomyślała, po czym pomknęła przed siebie. Po pierwsze, wciąż istniało zagrożenie ze strony tutejszych mieszkańców. Po drugie, i szczególnie po drugie, była świadoma, co czeka Graya i Natsu, jeśli się spóźni. Mogła jeszcze powstrzymać burzę, która rozpętała się wiele dni, a może i miesięcy temu. Nie zauważała cierpienia najbliższych, uznając, iż sama może żyć z ciężarem na swych barkach. Jednak ten ciężar ciążył także na jej przyjaciołach.
Zatrzymała się przy niewielkim, ceglanym murku, na którym miejscowi chuligani wymalowali kilka karykaturalnych postaci – jedna z nich łudząco przypominała Igneela. Lucy zaśmiała się, lecz na jej twarzy uśmiech nie trzymał się zbyt długo. Zbladł, ukazując prawdziwe emocje towarzyszące nastolatce.
Jęknęła.
– Dlaczego do tego doszło? – spytała siebie.
Wspominała wydarzenia od kiedy tylko po raz pierwszy spotkała Natsu, a raczej po ich ponownym spotkaniu w dorosłym życiu. W jej oczach malował się ból i poczucie winy. Łzy z trudem chowały się, cierpliwie czekając, aż tajfun emocji przerodzi się w najgroźniejszą klęskę.
Lucy była świadoma, że gra, która rozpoczęła się tak dawno, teraz zbierała swoje żniwa. Może nie miała czasu, ale gdy tylko wróci do domu, do Natsu…
– Zrobię to, rozwiążę to, wspólnie to zrobimy – obiecała, składając jednoznaczną przysięgę.
Wszystkie zdarzenia miały sens i prowadziły do jednego. Zgubić się było łatwo, lecz teraz przyszło jej zmierzyć się z odnalezieniem tej jedynej i właściwej ścieżki, która mogła ich zaprowadzić do zwycięstwa.
Otrząsnęła się i pobiegła przed siebie, rozmyślając.
Zaczęło się od narodzin Natsu, myślała. La Pradley doprowadził do III wojny światowej, poprzez gwałt na Amelii. Ale co na tym zyskał? Na pewno nie chodziło mu o Natsu. Wywołał zamieszanie. Chciał zniszczyć wszystko i wszystkich, a może… Ponownie przystanęła i wtedy myśl, pojedynka myśl, która zdominowała jej umysł przyniosła rozwiązanie, które mogło być kluczem do wielu odpowiedzi. Zemsta, kontynuowała. Acnologia mścił się na swoim przybranym ojcu. II wojna światowa doprowadziła do rozłamu i zmiany władzy. Wojny na tle politycznym były tak groźne, że La Pradley, Acnologia, to ktoś kogo znamy. Potem IV wojna światowa zaczęła się od morderstwa Amelii. Ale po co chciał zabić Natsu w taki sposób? Był następcą i Fiore, i Pengrande. Jeśli zginąłby z ręki własnej matki, doprowadziłoby to do kolejnych konfliktów. I tak do tego doszło, ale może nie w taki sposób, jak chciał. Nasze spotkanie było…
Przerwała i prędko wskoczyła w stojący na przystanku autobus. Siadła na najbliższym wolnym miejscu i wzięła głęboki wdech, czując, jak się zmęczyła. Wiedziała, że nie dojedzie tym rzęchem do rezydencji Fullbusterów. Aczkolwiek mogła dotrzeć w tej sposób w okolice posiadłości i stamtąd dobiec w miejsce docelowe.
– Oby się nie pozabijali – szepnęła.
Inicjatorem spotkania był Igneel, rozmyślała dalej. Nasz małżeństwo sprawiło, iż teraz jest on królem Fiore. Ale do czego dąży? Zamordował Mavis, ale kim ona była? Do czego potrzebował jej śmierci? Teraz Zeref… Gdzie on jest i czego chce? A najbliższe wydarzenia? Mest Gryder zginął, bo Porla chciał władzy, a potem został zamordowany sam morderca. Po tych wydarzeniach Loki popełnił samobójstwo, a Ur została zabita…
– STOP! – krzyknęła, wstając.
Kierowca zahamował ostro, przez co dziewczyna zachwiała się i uderzyła ciałem o przednie siedzenie. Syknęła. Złapała się za brzuch, który przeszył ostry ból. Nie spodziewała się, że ktokolwiek jej posłucha. Teraz mogła już tylko wysiąść i biec dalej.
Przeprosiła kierowcę i wyszła z pojazdu. W pierwszej chwili nie miała pojęcia, gdzie może się znajdować. Jednakże gdy tylko dostrzegła kilka charakterystycznych budynków, ucieszona, że znalazła drogę, pobiegła.
Śmierć Ur jest najdziwniejsza, kontynuowała. Po co ktoś ją zabijał? Była szpiegiem i dlatego Porla musiał zginąć. Kiedy przez nią wyciekły informacje, Acnologia pozbył się balastu i tym samym sprawił, iż Gray rozpoczął prywatne śledztwo. Na początku nic się nie działo i tak się miało stać, lecz kiedy „ktoś” nacisnął na odpowiedni przycisk, sprawił, iż Gray rozpoczął swój plan. Naprowadzał go na kolejne wskazówki, aż biedak dotarł do ostateczności. A tylko jedna osoba mogła to zrobić…
 Lector!!! – wrzasnęła na ulicę. – TY PIEPRZONY ZDRAJCO!!!
Nie było żadnych wątpliwości. Mężczyzna o fioletowych włosach istniał niewątpliwie, ale kiedy przybył do mieszkania Ur, tylko sprzątał po swoim koledze. Potem tylko musieli naprowadzać Graya na odpowiednie tropy. A wszystko po to, by zamordować w końcu Natsu Dragneela, jedynego i prawowitego dziedzina Fiore i Pengrande.
– Muszę zdążyć, muszę zdążyć! – powtarzała sobie kobieta, spoglądając na plan Acnologii z zupełnie innej perspektywy. Tak wiele skomplikowanej zabawy. Nie rozumiała, dlaczego po prostu nie strzelił i nie zabił Natsu, kiedy miał tyle okazji. Bo nie miał to być atak, ale morderstwo, odpowiedziała sobie. Jej mąż stał na celowniku, ale chcieli czerpać ra z tak wykwintnego morderstwa. Jeśli Grayowi się by udało, zostałby oskarżony także o śmierć rodziców. Tyle zbrodni uszłoby im na sucho, a dodatkowo osiągnęliby cel…
Lucy nie miała żadnych wątpliwości – nie mogła się spóźnić za żadne skarby.

***

To było jak sen… Najgorszy koszmar, jaki mógł tylko przeżyć Gray…
Przebudzenie się z tej mary nie było lepsze od tego, co dostarczyła mu wyobraźnia. Zamknięty w czterech ścianach, ponownie przywiązany do łóżka i pozostawiony w samotności, mógł tylko snuć domysły, tworzyć plan, dzięki któremu zemści się na Dragneelach. Miał wątpliwości, wciąż się wahał, ale przez jego decyzje Lyon zginął. Policja zabezpieczyła ciało młodego chłopaka, który miał przed sobą świetlaną przyszłość; piękną dziewczynę, szansę na sukces i na prawdziwą rodzinę. Musiał wszystko odebrać temu, kto wstawił się za nim. Wyciągną pomocną dłoń i dał szansę na lepsze jutro…
– Natsu, zabiję cię! – syknął. Igneel i Zeref byli poza jego zasięgiem, Lucy nie istniała na jego liście, więc pozostał jedynie dawny przyjaciel. Osoba, z którą dzielił niemal wszystkie wspomnienia; zabawę w piaskownicy, budowę prototypu samolotu z papieru, wycieczkę nad rzekę, pierwszy kufel piwa i założenie Siedmiu Smoków. Aczkolwiek nic już nie pozostało z dawnej znajomości. Jedynie żal i nienawiść ostały się w tragedii, która rozpoczęła się tak nagle.
Poruszył ręką, lecz czarne pasy blokowały każdy ruch. Jęknął i przeklął brutalnie, wrzeszcząc na cały szpital, by go wypuścili. Słyszał rozmowy pielęgniarek, które mówiły, iż najlepiej będzie wysłać go do odpowiedniego oddziału na terapię. Szeptały, jakby nie wiedział, że chodzi im o psychiatryk.
– Nie dam się im! – wrzasnął, ale jego błagania zostały pochłonięte przez specjalne ściany pokoju.
Nie rozróżniał dnia czy nocy. Nie był nawet pewien, jak długo leży na tym łóżku w samotności. Mógł tylko leżeć i czekać na kolejną wiadomość, choć zdawało mu się, że mijają lata, a były to tylko godziny.
Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Mruknął pod nosem „proszę ” i w tym samym czasie do środka weszło dwóch mężczyzn – choć wątpił, by dotarło do nich jego pozwolenie.
Przybliżyli się do łóżka Graya i wtedy dopiero dostrzegł, kim są tak naprawdę tajemniczy goście. Uśmiechnął się blado. Nie spodziewał, że nowopoznani ludzie przyjdą w odwiedziny.
– Rogue i Sting, jeśli się nie mylę? – powiedział Fullbuster.
– Witaj, kłopototwórco! – Sting pomachał w jego kierunku. – Przynieślibyśmy jakieś kwiatki, ale widzę, że trudno byłoby ci je nawet powąchać. – Zaśmiał się złośliwie, przysiadając na najbliższym stołeczku. Ra nie schodziła z nowego ucznia, aczkolwiek jego towarzyszach zachowywał pełną powagę, może nawet za dużą powagę.
– Mów, po co przyszliście i spadajcie! – syknął. – Jestem zajęty.
– Liczeniem przedmiotów w pokoju czy może odliczaniem do swojego przedwczesnego wyjścia? – Sting dalej drażnił się z pacjentem.
– Przestań, bo nas nie wysłucha – przerwał Rogue. Całkowicie obojętny i znudzony tym, co działo się wokół niego.
Przysiadł na łóżku, wyciągając przed siebie nogi. Zza płaszcza wyjął kieszonkową wersję książki i otworzył na stronie z zagiętym rogiem, kontynuując lekturę.
– Ej – jęknął Sting, wyciągając otwartą dłoń w stronę przyjaciela. – Ja wiem, że kochasz czytać, ale to już lekkie przegięcie. My tu mieliśmy przeciągnąć Graya na naszą stronę.
– Jak dowiem się, czy Penelopa będzie z Ericiem[1], to odłożę książkę – rzekł ostro Rogue i powrócił do czytania.
Sting jedynie westchnął i zwrócił się w stronę Graya, który cierpliwie – i bez wyboru – czekał na swoją kolej. Nowi uczniowie przyszli do niego z konkretną sprawę, dlatego chciał uważnie ich wysłuchać, zanim podejmie decyzję.
– Czego chcecie? – spytał Fullbuster, nie czując się dobrze z dłużącą się ciszą.
– No dobrze, wytłumaczę ci powód naszych odwiedzin – obiecał Sting. – Otóż żeby zacząć historię od początku, musiałbym sięgnąć daleko w przeszłość. Jeszcze do czasów, gdy my się nie narodziliśmy, ale trudno rzec, ile z ich informacji jest prawdziwych a ile fałszywych, więc będę się streszczać. Ja i Rogue wiele wycierpieliśmy przez związek, jaki zawarli Dragneelowie z kilkoma innymi rodzinami. Zapewne nie jest ci obce, że ktoś cierpi powodu przeszłości. Może się mylę, ale Juvia Loxar była jedną z nich. My przeżyliśmy to samo i poprzysięgliśmy zemstę. Jednak kiedy spotkaliśmy Lectora i Frosh, nasze poglądy się zmieniły. Nie chcemy zabijać i krzywdzić, pragniemy tylko prawdy. A prawda odnajdzie się, gdy smocze figurki zostaną zebrane w jedno miejsce.
– Słucham? – przerwał Gray.
– Tak, ty też nieustannie zadajesz sobie to pytanie, ale ja nawet nie wiem, czemu te figurki są aż tak ważne. Nie mniej, wypuścimy cię, a ty zdobędziesz i przyniesiesz nam swoje, a także Natsu i Lucy.
– Dlaczego mieliby mi je dać? – zauważył słusznie Fullbuster.
Sting podniósł się i podszedł do leżącego, pochylając się nad nim.
– Bo to twoi przyjaciele – wyszeptał mu na ucho. – A także powiesz im, że jeśli nie oddadzą figurek, stanął się jak Igneel i Layla. – Podniósł się i spytał głośniej: – To co? Wypuścić się, a ty grzecznie nam pomożesz? Oczywiście umówimy się za kilka godzin, przyjdziemy i zobaczymy, co tam z tobą!
Gray odpowiedział niepewnym kiwnięciem głowy. Mogli go puszczać, ale nie ufał tym mężczyznom na tyle, by oddać im cenne figurki. Jeśli te przedmioty były aż tak cenne, jego powinnością było zachować je dla siebie. Myśleli oboje, że są sprytniejsi od pacjenta szpitala, ale w rzeczywistości Fullbuster był całkowicie zdrowy na umyśle. Spokój i opanowanie przepełniały go w całości, dając szansę na podjęcie najważniejszej decyzji w życiu. Natsu powie mi prawdę, pomyślał. Nie wybaczę mu, ale oszczędzę go. Dopytam się także o Lucy. Jeśli ostatecznie okłamią mnie, nie będę miał wyboru… Zabiję Natsu, zabiję człowieka powiązanego z E.N.D. i pomszczę rodzinę.
Poczuł, jak pasy rozluźniają się. Powrócił z krainy rozmyślań i teorii i zaczął przyglądać się czynnościom, które wykonuje Sting. Odpinał jego nogi i ręce, pokładając pełne zaufanie w człowieku, który tak niedawno wydawał się tracić zmysły.
Wzruszył ramionami i zaśmiał się z naiwności nowego przyjaciela. Jego towarzysz, Rogue, nie wyglądał na tak głupiego, ale wyraźnie był zafascynowany lekturą. Tak bardzo, że nie zwracał uwagę na otoczenie.
– No to my zmykamy – oświadczył Sting, odchodząc od łóżka Graya.
Fullbuster zatrzymał się w przysiadzie i przetarł obolałe nadgarstki. Przyglądał się, jak Rogue zamyka książkę i ponownie chowa ją za płaszcz, a sam Sting grzebie w torbie, którą mieli ze sobą. Po kilku minut wyjął z niej cały zestaw ubrań wraz z butelką wody i kanapkami.
– Zjedz coś i się przebierz. Za trzy godziny cię odwiedzimy, a wtedy…
… znajdziecie trupa albo odejdziecie bez niczego, dokończył w myślach Gray.
– … wykonamy misję – skończył zdanie Rouge.
– Ej, wredny jesteś! Nic nie mówiłeś przez cały czas, a teraz naszła cię wena na przerywanie mi – poskarżył się Sting.
– Po prostu książka mnie zirytowała – wyjaśnił.
– Za dużo czytasz!
Rozmowy ciągnęły się i ciągnęły, ale Gray zaprzestał słuchania ich bezsensowych wymian zdań. Zeskoczył z łóżka i chwycił rzeczy, które zostawili mu goście. Uśmiechnął się blado, łapiąc się prawą ręką za głowę. Wnet donośny śmiech objął całą salę szpitalną. Zaczęło się… Zaczęło się to, co miało zakończyć. Początek końca nadchodził i nikt nie przewidywał konsekwencji zdarzeń, jakie miały nadejść…
Po godzinie dotarł pod samą bramę rezydencji, w której panowała całkowita pustka. Okoliczni sąsiedzi powyjeżdżali, a służba, która tego feralnego dnia miała wolne, już nie wróciła do swych obowiązków. Nie było osoby gotowej do pieszczenia dziedzictwa Fullbusterów i zachowania tego, co powstało jeszcze w minionych epokach.
Gray westchnął, wiedząc, że nie może być zły na ludzi, którzy tylko wymknęli się z objęć śmierci.
Przeszedł przez główny plac, dostrzegając z oddali taśmę policyjną, która była przyklejona dokładnie przed wejściem. Zruszył tylko ramionami i oderwał taśmę, wchodząc bez problemowo do miejsca, którego był spadkobiercą. Jednakże wątpił, że zostanie tutaj dłużej niż będzie konieczne. Podejrzewał, że nie sprzeda rezydencji, ale pieniądze, które znajdowały się na koncie bankowym, mogły mu starczyć do końca jego dni, jeśli tylko je odpowiednio rozdysponuje. Z wydatków miał tylko pogrzeb rodziców i zabezpieczenie Juvii. Nie pójdę do niej, obiecał sobie. Wyślę jej tylko pieniądze i wyjadę. Wyjadę daleko stąd, gdzie nikt mnie nie znajdzie!
Usiadł po turecku na środku pomieszczenia i jeszcze raz przeanalizował plan do zrealizowania. Był świadom, jak idiotyczne pomysły przychodzą mu do głowy, ale nikt nie pozostawił mu wyboru.
– Gray – usłyszał głos dobiegający z góry. Było to ciche wołanie kobiety, choć jej głosu nie rozpoznawał.
Podniósł się i pobiegł na schody. Wpełzł na piętro i spojrzał na prawą i na lewą stronę, lecz nie dostrzegł choćby cienia postaci, która wypowiedziała jego imię.
Złapał się ręką za twarz i zacisnął ją mocno, doprowadzając się do kolejnych boleści. Czyżbym miał przywidzenia? – myślał. Nie było jednak dowodu na prawdziwość tego przypuszczenia. Dlatego skręcił w prawo i pobiegł w stronę biblioteczki, gdzie znalazł ciało matki i ojca. Wnętrzności skręcały mu się z bólu, a żołądek aż błagał o kilka łyków zdrowej wody, aczkolwiek Gray lekceważył stan własnego ciała.
Doszedł do drzwi i znieruchomiał. Zawroty głowy doprowadziły go do całkowitego szaleństwa, sprawiając, iż upadł. Sam żołądek podszedł mu do gardła i cała jego zawartość zabarwiła dywan, na którym wciąż widniały ślady krwi.
– Cholera! – syknął wściekle. – Podnieś się debilu!
Obrócił się twarzą do sufitu i załkał, zasłaniając dłonią oczy.
– Jaki ja jestem głupi? – zapytał siebie. – Przecież Natsu nigdy nie przyzna się do winy. Może go od razu zabić? Ale przecież on chyba nie wynajął Deliory, prawda? – Zaśmiał się. – Idiotyzm.
Podepchnął się dłonią o podłoże i niedbale wstał, powracając do wcześniejszego planu. Obrazy z tamtego przerażającego dnia wlewały się do jego umysłu, niszcząc wszystko, co sensowne i logiczne. Nie myślał, po prostu czuł. A te uczucia wpychały go w najgłębsze mary przerażania i bólu. Aczkolwiek mężczyzna nie cofał się. Wiernie kroczył przed siebie, aż dotknął klamki. Otworzył drzwi i wszedł do środka, ale zastał jedynie pustkę.
– Co to ma być? – spytał, drżąc.
Osunął się na kolana i uderzył dłońmi o podłogę.
Pokój, w którym jeszcze do niedawna znajdowała się cała biblioteczka, teraz pozostała z gołymi ścianami; jakby świeżo po budowie, gdy jeszcze nikt nie zdążył zagospodarować przestrzeni. Dywan został wyniesiony, znikły wszelkie zasłony, księgozbiory, a nawet drogocenne.
– Gray… – ponownie usłyszał wołanie.
– NIE! – wrzasnął i podniósł się gwałtownie.
Odwrócił się i zatrzasnął za sobą drzwi, zbiegając na sam dół. Złapał po drodze za rzeczy, które zostawił przy wejściu, i już chciał uciec z domu, gdy zatrzymała go złożona obietnica. Przemógł się i zawrócił.
– Muszę odkryć prawdę!
Odkręcił wodę, którą już wcześniej nadpił, i dopił do połowy za jednym zamachem. Zgiął butelkę i rzucił gdzieś za siebie.
Teraz przyszedł czas na poważniejsze sprawy. Jeśli miał się wyrobić z Natsu i ucieczką od Rogue i Stinga, musiał się spieszyć. Wyciągnął z kieszeni telefon i szybko napisał krótką, aczkolwiek treściwą wiadomość do dawnego przyjaciela: „Błagam, pomóż mi. Jestem w domu.”
Schował z powrotem komórkę i prychnął, zastanawiając się czy Dragneel w ogóle przybędzie. Może wcale nie zechce odwiedzić starego druha i po prostu pozwoli mu zdechnąć zamiast śpieszyć na ratunek? Oj, plan miał tyle wad, ale musiał się udać.
– Teraz przygotowania.
Broń bez problemu znalazł w biurku, które stało tuż obok schodów. Był to stary rewolwer ojca, ulubiony zresztą. Wielokrotnie powtarzał młodemu Grayowi, że dobra broń to nie jest ta, która dobrze zabija. Dobra broń to taka, która jest trzymana w dłoniach dobrego strzelca. A teraz ma, tato, służyć wymierzeniu sprawiedliwości, pomyślał.
Siadł na fotelu w salonie, założył nogę na nogę i zaczął czekać w nadziei, że Dragneel może przyjść. Czas mijał, wskazówki zegara przesuwały się nieubłagalnie, ale trzaśnięcie drzwi i wołanie „Gray, gdzie jesteś?” nadeszło, a wraz z nim pełna satysfakcja Fullbustera.

***

Natsu osobiście odrzucił Lucy, choć nie był do końca świadomy swych czynów. Wydawało mu się, że w ten sposób chroni ukochaną osobę od niedoli, która może ich wkrótce czekać. Odpychał dziewczynę, gdy tylko ku temu miał okazję. Jednak nie ukrywał, że towarzyszyły temu ogromne wyrzuty sumienia. Każdego dnia powtarzał sobie, że kiedy w końcu sprawy przybiorą bezpieczniejszy obrót, wyzna jej miłość i ponownie się jej oświadczy – tym razem bez żadnego zakrapiania gardła. Mimo wielkich nadziei, ten dzień nie nadchodził.
Przeszedł przez całą długość mieszkania i zatrzymał się przed pokojem żony, zastanawiając się, czy już wróciła do domu. Sporą część czasu spędzał przed telewizorem albo w siłowni, więc nie miał okazji, by kontrolować powroty i wychodzenia Lucy. Dlatego też nie zaskoczyło go, że nie słyszał, aby wychodziła. Jednak tego feralnego popołudnia było stanowczo za cicho. Nawet przy samym śniadaniu nie spotkał dziewczyny, co już zaniepokoiło Natsu wystarczająco.
– Co się stało, Lucy? – spytał szeptem.
Potrząsnął głową i wszedł do pokoju żony bez pukania; zastał jedynie pustkę. Na stole nadal leżały otwarte zeszyty sprzed dwóch dni, a po podłodze sponiewierały się ubrania z tego samego okresu czasowego. Wtedy już nie miał wątpliwości, iż Lucy nie wróciła do mieszkania.
Wybiegł na korytarz i chwycił telefon, który zostawił przy szafce z ubraniami. Włączył komórkę i prędko wybrał numer do żony. Przeczekał kilka sygnałów i, gdy automatyczna sekretarka zapytała Natsu czy chce zostawić wiadomość, rozłączył się.
– Lucy, błagam, bądź cała! – poprosił.
Może tylko niepotrzebnie panikował, ale w swoich obawach bardzo często miał jakieś podstawy. Nie chciał ryzykować utraty bliskiej mu osoby, dlatego sięgnął po płaszcz. Aczkolwiek nagle usłyszał dźwięk telefonu, ogłaszający nową wiadomość. Zaprzestał ubierania się i spojrzał na ekran komórki. Ku jego zaskoczeniu, adresatem wiadomości był Gray, z którym również ostatnimi czasy miał bardzo słaby kontakt.
– Co się tu wyprawia? – zapytał na głos, po czym kliknął na ikonkę. Przeczytał treść wiadomości: – „Błagam, pomóż mi. Jestem w domu.”
Niewiele brakowało przed tym, by telefon roztrzaskał się w drobny mak przy zetknięciu z podłogą. W co ty się wpakowałeś, durniu!? – wrzask niósł się po jego umyśle. Jednakże natychmiast skończył z myśleniem, a przeszedł do działania.
Zarzucił na siebie kurtkę i wybiegł z mieszkania. Lucy nie mogła czekać, ale istniała możliwość, że skoro Gray jest w niebezpieczeństwa, to ona również mogła się wpakować w coś równie szalonego.
Pokręcił głową. Nie, pomyślał. Nie myśl o takich rzeczach. Na pewno oboje są bezpieczni! Wybiegł na parking i wsiadł do auta. Uruchomił silnik i z piskiem opon wyjechał na ulicę, pędząc jak szalony. Mijał kolejne ulice Magnolii, nie obawiając się nagłego spotkania z policją i mandatu za przekroczoną prędkość – choć, ku swojemu zaskoczeniu, nie napotkał na żadnych tajniaków. Bezproblemowo dojechał pod rezydencję Fullbusterów, zatrzymując auto dopiero na samym placu.
Wyskoczył z samochodu, otworzył szeroko drzwi dom Graya i krzyknął na całą posiadłość:
– Gray, gdzie jesteś?!
Spojrzał na prawo, potem na lewo. Brwi uniosły się wysoko, gdy otworzył szeroko oczy, zauważając lekko uchylone wejście do salonu. Ruszył, zatrzaskując uprzednio drzwi. Był świadomy, że cała akcja może być podstępem, aby go dorwać, ale najważniejszym celem stało się uratowanie najlepszego przyjaciela.
– Gray! – wrzasnął ponownie i wkroczył z hukiem do pomieszczenia.
Zamarł…
– Witaj, przyjacielu – przywitał go Gray.
Do przerażająco bladej skóry mężczyzny lepiło się cienkie ubranie szpitalne, na którym widniały ślady wymiocin i krwi. Całkowicie wychudzone ciało Graya siedziało w bezwładnej pozycji, spoglądając pustym, lecz zarazem pełnym żalu, wzrokiem. Jego twarz spowijały liczne sińce. Pod oczami zbierały są ogromne, szarawe wory, jakby sam Fullbuster nie spał od ostatnich kilkunastu dni. Usta miał spierzchnięte i wyraźnie wysuszone. Policzki zdobiły cieniutkie zmarszczenia, w których wnętrzu spoczywały zakrzepłe ślady krwi.
Natsu nie potrafił wydobyć z siebie choćby jednego dźwięku. Spoglądał z grozą na ręce Graya – noszące ślady licznych nakłóć i sińców. Jednak najbardziej bał się wyciągniętej ku niemu ręki z bronią trzymaną w dłoni przyjaciela.
Łzy napłynęły do oczu Natsu. Graya nie było tylko kilka dni, a wyglądał, jakby powrócił z krainy umarłych jako zupełnie inny człowiek. Nie wierzył, po prostu nie wierzył w katorgę, którą miał przed swoimi oczyma. Pytał, co się stało, ale nie umiał samemu znaleźć odpowiedzi.
– Gray… – podszedł bliżej – … jak… dlaczego? – spytał łamiącym się głosem.

– Nie ruszaj się – szepnął przyjaciel. – Czy jesteś E.N.D.? Czy tylko jesteś z nim powiązany? Odpowiadaj szczerze, a może cię oszczędzę.

4 komentarze:

  1. Ja już ci kiedyś mówiłam, twoje komentarze poruszają mnie do łez :)
    Ale fajnie, że chociaż w ten sposób ogłaszać, że czytasz, że jesteś, więc i to mnie cieszy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To są takie komentarze dodające otuchy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Od niedawna czytam twojego bloga i jest on bardzo bardzo dobry jeszcze nigdy nie czytałam tak dobrego opowiadania aż przeczytam inne twoje prace czego zazwyczaj nie robie. Pozdrawiam i życzę weny :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Naprawdę cieszy mnie to, że opowiadanie się spodobało. Mam nadzieję, że przyszłe rozdziały cię nie zawiodą (zrobię wszystko, by tak się stało) i pozdrawiam :)

      Usuń