poniedziałek, 16 stycznia 2017

[Paranormal Activity Club] Rozdział 71


Ciemne chmury przykryły jeszcze nie tak dawno czyste niebo. Deszcz stawał się intensywniejszy, a chłód zaczął doskwierać nawet najcieplej ubranym przechodniom. Zmęczeni po kilku godzinach pracy gnali do domów, mijając po drodze jeszcze nieoczyszczone kamienice, na których były zapisane hasła rewolucji i karykatury dawnych władców. Po chodniku nadal błąkały się porozbijane kawałki szkła, które z zainteresowaniem obwąchiwały bezpańskie psy, kalecząc sobie o nie mokre nosy.
W głównej dzielnicy stolicy Varii nie było widać ani słychać dzieci. Rozmowy pojedynczych obywateli mijały się z hałasem przejeżdżającym samochodów czy szczekaniem zwierząt, lecz najmłodsi chowali się w mieszkaniach. Niebezpieczeństwo minęło, lecz mimo to rodziciele bali się puścić pociechy z powrotem do szkół, które przez kilka miesięcy pełniły służbę bazy rewolucjonistów. Dla pewności, ze nic więcej nie będzie im grozić, pragnęli poczekać jeszcze te parę miesięcy.
Szary, ekskluzywny samochód przejechał przez główną ulicę, budząc niemałe zainteresowanie. Niecodzienny widok w tych okolicach sprawdził, że na moment część przystanęła, przyglądając się autu, lecz po chwili po prostu odwracali się i ponownie szli w swoją stronę. Jednak kiedy auto zaparkowało tuż obok niegdyś słynnej restauracji z tradycyjną kuchnią varijską, przechodnie rozproszyli się w obawie, że nieprzemyślane działania mogą przynieść niechciane konsekwencje – kolejną wewnętrzną wojnę.
Nie minęła nawet minuta, gdy w okolicy samochodu zrobiło się całkowicie pusto. Ludzie przeszli na drugą stronę, mijając z daleka nieznanego przybysza, który wysiadł z pojazdu, kiedy przestało padać. Otrzepał brud z marynarki i pełen radości wkroczył do restauracji, w której na wejściu przywitał go kelner. Wskazał na najbardziej oddalony stolik w lokalu, przy którym siedział już Laxus Dreyar, przeglądając menu.
Mężczyzna podziękował i udał się na miejsce.
- Witam – rzekł, po czym przysiadł naprzeciw Laxusa.
Dreyar odłożył menu i wyraźnie zirytowany zapytał:
– Czy masz w nawyku spóźniać się, Mard Geer?
– Życie w mieście nie jest za spokojne, dlatego trzeba mieć się na baczności i wiedzieć, jakie drogi wymierać. – Odwrócił się w stronę kelnera. – Poproszę kurczaka w chrzanie z warzywami – złożył zamówienie. – A ty?
– Wezmę to samo – żachnął. – Nic lepszego tutaj nie dostanę.
– Rewolucja się zakończyła, ale nadal zbiera swe żniwa. Łatwo jest ogłosić koniec, gorzej jest naprawić błędy.
– Szczególnie że błędy były tak poważne – dodał Laxus od siebie. – Ale pomożesz mi załatwić sprawę, o którą cię prosiłem?
– Oczywiście! – krzyknął Mard Geer, czując się urażony. – Załatwię ci piękne wejście i wyjście. Moje znajomości w pałacu zrobią wszystko za ciebie, więc nie musisz się niczego obawiać.
W tym samym momencie rozległ się dzwonek i do środka weszła młoda kobieta ubrana w długi, bordowy płaszcz. Na głowie miała założoną chustę, a jej oczy zakrywały przeciwsłoneczne okulary. Usiadła niedaleko mężczyzn i zamówiła jedynie sałatkę owocową.
– Musisz jednak pamiętać – Mard Geer kontynuował – że zawsze może pójść coś nie tak. Dlatego bądź ostrożny i nie szarżuj zbytnio.
– Mam tylko jeden cel – naprawić błędy. Tylko to się liczy – zapewnił Laxus. – Jestem tu już od jakiegoś czasu i to jest moje pierwsze osiągnięcie od tamtego czasu.
– Rozumiem – obronił się. – Ja po prostu chcę się upewnić. Jeśli ty bekniesz, ja z tobą.
– A dlaczego ty w ogóle mi pomagasz i kim jesteś? – spytał w końcu pomocnika.
Mard Geer przyjął szybko wykonany posiłek i rzucił okiem w stronę przepięknej kobiety z naprzeciwka. Uśmiechnął się szczerze i obejrzał ją od dołu do góry.
– Mam w tym pewien interes – odpowiedział krótko, nie chcąc zdradzać szczegółów i jego relacji z Zerefem Dragneelem. Jego pan zażyczył sobie, by spełniał każde zachcianki Laxusa i doprowadził go do ojca–rewolucjonisty. Tym razem nie pytał, dlaczego tak ma uczynić. Wystarczyły słowa Zerefa, że wkrótce nastąpi koniec wszelkich trosk. Miał tylko nadzieję, że uda mu się wypełnić wolę pana.
– A jeśli masz interes złapać mnie i zabić?
Mard Geer zaśmiał się.
– Zgadzam się, to podejrzane, że chcę ci pomóc i to za darmo – dodał. – Jednak zdradzę ci pewien sekret, paniczyku. Gdybym miał się cię oszukać, to zrobiłbym już to dawno; nawet w momencie, w którym zdradziłeś mi swoje plany. Myślisz, że chodziłbyś teraz sobie spokojnie po ulicach stolicy. Albo byłbyś żywy?
– Ciszej! – krzyknął Dreyar, widząc zainteresowanie u kobiety siedzącej za nim.
Mard wzruszył ramionami i zaczął jeść zamówionego kurczaka ochoczo.
– Pychota – oświadczył. – Nic lepszego nie jadłem od miesięcy.
– To w jakich ty warunkach żyłeś? – Laxus odsunął od siebie talerz, nie mając zamiaru choćby skosztować kurczaka, który wyglądał jakby był trzymany w lodówce przez kilka lat.
– Nawet nie jesteś sobie tego wyobrazić. Tacy ludzie jak ty, którzy wychowywali się w pałach, otoczeni służbą, pieniędzmi, nie mogą wiedzieć, co przeżywali w tym czasie tacy szarzy ludzie, jak ja – powiedział i dalej zajął się kurczakiem. – Patrz, nawet ta piękna dama umie docenić jedzenie. Jedzenie to szacunek. Nigdy nie wiesz, kiedy zabraknie kawałka chleba na stole i kiedy będziesz zmuszony jeść szczury… – Zamilkł.
– Szczury? Obrzydlistwo, przecież to nie jest jedzenie dla człowieka.
Laxus wydawał się całkowicie zdegustowany pomysłem Mard Geera. Dlatego oddał kelnerowi pełny talerz i nakazał wyrzucić to zepsute jedzenie.
Gwałtownie rozległ się huk.
Mard Geer uderzył pięścią o blat. Kieliszek z wodą zachwiał się i upadł na ziemię, roztrzaskując się. Mężczyzna podniósł się i złapał Laxusa za kurtkę. Szarpnął nim i pełen złości wrzasnął:
– Jeśli nie masz zamiaru tego jeść, to może oddaj to chociaż komuś, kto zje z największą ochotą!
– O co ci chodzi?
Laxus odepchnął rękę i z powrotem usiadł. Kelner szybko uciekł, nie chcąc mieszać się w sprawy klientów, a młoda kobieta wyraźnie zainteresowała się kłótnią dwójki mężczyzn, choć nie ingerowała w nią. Przesiadła się dalej i zamówiła kolejną dokładkę sałatki.
– No jasne. – Mard prychnął. – Nigdy nie zaznałeś głodu i ubóstwa… Dlatego wciąż nie mogę zrozumieć, co tobą kieruje. Przecież nie miłosierdzie.
– Nie mogę znieść myśli do czego doprowadził mój ojciec i do czego jeszcze może doprowadzić – odpowiedział Laxus.
– Ale ty nawet nie umiesz pojąć, co ci ludzie naprawdę przeżyli. Co? Może nasłuchałeś się w telewizji różnych głupot, a może masz mylne wyobrażenie o rewolucji.
– Chcę naprawić błędy.
Rozległo się klaskanie.
Mard Geer nie potrafić się dłużej powstrzymywać i zaczął bić brawa a zaraz zanim znajdująca się w środku kobieta. Zaśmiał się i wstał, pozostawiając na blacie kilka banknotów. Schował portfel do kieszeni i zwrócił się do Laxusa:
– Nie powstrzymam cię od tego, co chcesz uczynić. Nawet będę cię wspierać z całych sił, bo mam w tym swój własny interes, ale zostawię ci pewną wskazówkę. Jeśli naprawdę chcesz zmieniać świat, to zacznij myśleć, czego on potrzebuje. Ludziom trzeba było chleba i sprawiedliwości i dostali to wszystko od Ivana Dreyara.
Poklepał rówieśnika po ramieniu i skierował się w stronę wyjścia. Na chwilę przystanął tylko na piękną kobietą i dał jej niewielki pakunek, mówiąc:
– Pamiętałem.
Kobieta uśmiechnęła się i podziękowała.
Mard Geer wyszedł przed restaurację i zaczerpnął ciężkiego powietrza, przepełnionego spalinami i gorzkim zapachem śmierci. Skrzywił się i po raz ostatni pomyślał o kobiecie, Mirajane Strauss, której przed chwilą dał pakunek z informacją o miejscu pobytu jej siostry. Udało mu się równocześnie załatwić dwie sprawy, choć nie był z nich dumny. Razem z Zerefem działali w słusznej sprawie. Nie mniej skazał kolejnych ludzi na porażkę.
Otrząsnął się i wsiadł do auta, odpalił je i odjechał. W lusterku zauważył wychodzącego z restauracji Laxusa, jednak nie skupiał się zbytnio na nim. Skierował wzrok na drogę i pojechał w kierunku jednej z dawnych rezydencji rodziny królewskiej. Zaparkował przy podjeździe. Na drobnych kamyczkach nadal dało się zauważyć ślady krwi i części ludzkiego ciała, których sprzątacze nie zdołali zebrać podczas wielkiego porządku. Przepiękna fontanna z porozbijanym posagiem wróżki z ogonem nie działała i w wodzie zdążył się nagromadzić szlam i inne brudy.
Mard Geer wszedł do pałacu, męcząc się chwilę z zawiasami, które nie chciały puścić. Kiedy już znalazł się wewnątrz, jak zawsze spotkał się z całkowitą pustką. Nic – jedno słowo opisywało cały wygląd własności arystokratycznej rodziny. Podczas ataku na Gradeen cztery miesiące temu, rewolucjoniści obrabowali pałac ze wszystkich kosztowności. A „wszystko” miało tym razem głębokie znaczenie. Nie ważne, czy było to złoto czy brudne szmaty, zabrali wszystko.
Sługa Zerefa otrząsnął się, nie chcąc wspominać przeszłości, po czym wszedł na schody i skierował się prosto do gabinetu, w którym urzędował jego pan. Przesunął drewniany płat, który służył za drzwi i wszedł do pokoju, na środku którego siedział Zeref na jedynym, ocalałym krześle.
– Kto by pomyślał, że przytwierdzenia krzesła do podłogi ocali mu życie? – spytał żartobliwie Zeref.
– Jeśli coś wydaje się idiotyczne, ale jest praktycznie, to nie jest idiotyczne – oświadczył Mard Geer.
– Poprosiłbym cię żebyś usiadł, ale nie masz gdzie…
– Postoję.
Zeref chwycił za stos papierów i powoli zaczął je przeglądać.
– Chowamy się jak szczury – powiedział najmłodszy Dragneel.
– Nie mamy innego wyboru.
– Czyli w tej kwestii nic się nie zmieniło. – Westchnął wyraźnie znużony. – Jak się mają sprawy z naszymi przyjaciółmi?
– Lisanna została pojmana przez Ivana Drayera. Została już przesłuchana i przyznała się do uwolnienia Grandeen. Czeka na egzekucję w swojej celi.
– A Mirajane?
– Dowiedziała się o tym.
– Dobrze. – Kiwnął głową. – Szkoda mi tej dziewczyny, ale musimy mieć pewność, że jutro i ona, i Laxus znajdą się w tym przeklętym pałacu.
– Laxus jest zdeterminowany, by dopiąć swego, więc nie musimy się o niego martwić. Żywię także nadzieje, że uda się uwolnić Lisannę.
– Ja też mam taką nadzieję. Wielokrotnie pomogła Lucy, a tym samym nam.
Mard Geer niepewnie podszedł do Zerefa.
 – A jeśli mogę zapytać, co się jutro ma wydarzyć?
Zeref wstał, położył na krześle dokumenty i wyjął kawałek papieru ze środka, po czym podał go słudze. Ten przeczytał cały tekst znajdujący się na nim.
– Czy to…
– Cii. – Zeref wyszedł z pokoju. – Niech to pozostanie tajemnicą, bo jutro wydarzy się cud. Cud pojednania wszystkich obywateli Varii.

***

Mijajane ostatni raz spojrzała na wychodzącego z restauracji Laxusa, po czym zdjęła okulary przeciwsłoneczne i chustę. Białe włosy miała spięte w luźny kok, dzięki czemu na głowie nie pozostała jej tylko szopa. Wzięła głęboki wdech i westchnęła. Nigdy nie sądziła, że będzie gotowa w taki sposób śledzić Laxusa i dowiadywać się o losie siostry, ale pozostało jej tylko to. Miesiące poszukiwań Lisanny nie przyniosły żadnych efektów. Nie przybliżyły jej nawet o krok do siostry i ogień nadziei rozpalił się na nowo dopiero z pojawieniem się Mard Geera.
– Czy podać pani kolejną porcję? – zapytał młody kelner, rozpraszając Mirajane.
– Nie, tylko dolewkę wody – wyjaśniła.
Kelner ukłonił się i spełnił zamówienie klientki, po czym odszedł.
Strauss dotknęła kieliszka i duszkiem wypiła wodę, która w walorach smakowych przewyższała te, do których przyzwyczaili się okoliczni mieszkańcy.
Odłożyła naczynie i wzięła po niewielki pakunek, który otrzymała od Mard Geera. Odwiązała niebieską wstążkę i otworzyła wieczko, ukazując złożoną kartkę papieru wewnątrz prezentu. Odłożyła pudełeczko, po czym wyjęła z niego list i rozłożyła. Dla pewności rozejrzała się, czy aby nikt jej nie obserwuje i zaczęła zagłębiać się w przekazaną wiadomość.

Jutro, godzina 12:10, pokój na parterze.
Wejdź przednią bramą i powiedz „Wróżki mają ogony”
Nie spóźnij się ani nie przybądź za wcześnie.
Zapukaj trzy razy i skieruj się na drzwi z wyrzeźbioną wróżką.
Uciekaj prosto.
Będzie czekał na ciebie samochód.

Zmięła wiadomość w domu i rozpłakała się. Przechyliła głowę, zasłaniając zapłakaną twarz. Nie mogła uwierzyć, że po tak wielu miesiącach ponownie spotka się z Lisanną. Straciła już jedną siostrzyczkę, więc nie mogła stracić także drugiej.
Pozostawiła na stole kilka banknotów i założyła chustę i okulary, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. Podeszła do śmietnika i podarła na kilkanaście kawałeczków list, po czym wrzuciła go do śmietnika. Wyszła z restauracji i wróciła do hotelu, w którym się zatrzymała. Po drodze wysłała tylko Elfmanowi wiadomość, że wkrótce Lisanna wróci do domu. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że jej nie będzie dane tego uczynić.

I jak? Podoba się? Dajcie znać, co sądzicie w komentarzu. Jakbyście mogli, dajcie znać, czy czytacie. W jakikolwiek sposób ;)Pytanie: Co się wydarzy "jutro"?PS. 2 osoby skomentują i nowy rozdział w piątek ;) 

6 komentarzy:

  1. Rozdział mi się podobał. Czekam na kolejne. Pozdrawiam,PhantomPL.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie. No, mam nadzieję, że w piąteczek albo mniej więcej w tym czasie ukaże się rozdział ;)

      Usuń
  2. Nareszcie nie mogłam się doczekać. Rozdział oczywiście super. Czekam na następny.
    Śle wene :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! No, podejrzewam, że w takim wypadku konieczne jest dodanie rozdziału w piątek ;)
      Dzięki wielkie

      Usuń
  3. Świetny rozdział. Czekam na kolejny. Śle wenę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie! Oczywiście zgodnie z obietnicą rozdział się niedługo pojawi ;)

      Usuń