piątek, 17 lutego 2017

[Paranormal Activity Club] Rozdział 73

Mard Geer usiadł na ulubionym fotelu Zerefa i zastanowił się przez moment, czy dobrze czyni. Kropelki wody z przeciekającej rury spadały dokładnie przed jego twarzą, upadając z głuchym dźwiękiem w tworzącą się kałużę. Ręce u dłoni miał splecione - jak zawsze, gdy rozmyślał. Skupiony, ale i zaniepokojony, nerwowo poruszał prawą nogą, aż w pewnym momencie gwałtownie wstał i podszedł do śpiącego Laxusa. Przyjrzał się dokładnie jego twarzy i z żalem odwrócił się, nie umiejąc wybaczyć sobie tego, co się stało. Nie takie zakończenie przewidywał plan.
— Szlag! — wrzasnął, uderzając nogą o fotel.
Zasyczał z bólu i przykucną, łapiąc się za obolałą stopę.
Nie musiał się obawiać, że jego szaleńcze zachowanie obudzi Laxusa; zbyt mocnych środków nasennych użyli. Cała ekipa zachowała wszelkie środki ostrożności, a jednak jedna persona, osobowość, która pragnęła się wybić, zniszczyła miesiące przygotowań.
— Uspokój się, człowieku. — Wziął głęboki wdech i wykonał kilka ćwiczeń relaksacyjnych. — Jeszcze nic stracone.
Wszedł na schody, łapiąc się za chwiejącą się, starą barierkę. Stracił na moment równowagę, ale zaraz ją odzyskał i wszedł na parter. Zamknął dla pewności za sobą drzwi na klucz.
Mard Geer wiedział, że o tak wcześniej porze nikogo nie będzie w dawnym pałacu rodziny królewskiej, dlatego całą przestrzeń budynku miał dla siebie. Choć wewnątrz panowały pustki, zdążył się już zadomowić i kupić najpotrzebniejsze rzeczy, by móc przetrwać w samotności przez ostatnie dni.
Wszedł do kuchni i wyjął z chlebaka czerstwy chleb. Ucałował bochenek i dopiero wtedy chwycił za nóż. Ukroił dwie kromki, a pozostałą część schował na miejsce. Na wierzch położył jedynie kawałek zeschniętego ogórka i ze smakiem zjadł kanapkę. Rozkoszował się każdym kęsem, wspominając dni, w których nie mógł zdobyć nawet urywka chleba. Dlatego kiedy skończył przejechał ręką po stole, sprawdzając, czy okruszki nie pozostały na blacie.
— Od tylu lat możesz jadać jak król, a ty nadal męczysz się z tym gównem — usłyszał za sobą głos.
Odwrócił się gwałtownie i ujrzał stojącego w progu Jackala. Posłał mu cierpki uśmiech i zignorował wcześniejsze słowa.
Jackal — wyraźnie zirytowany zachowaniem przyjaciela z dzieciństwa — podszedł do stołu, odbił się od podłogi i usiadł na blacie. Zaczął machać nogami jak małe dziecko, sięgając równocześnie po leżący niedaleko niego nóż.
— Nie chcesz ze mną porozmawiać? — spytał.
— Nie — odpowiedział krótko Mard Geer.
— Stary, jesteś gwiazdą gadania. Nawijasz w kółko jak zmarły Wielki Przywódca — mówił ironicznie, bawiąc się nożem.
— Zamkniesz się?
— Zamknę?
— Tak, zamkniesz? — potwierdził.
— Ale dlaczego? Przecież wszystko poszło zgodnie z planem!
— Piętnaście trupów, uwolniona Lisanna Strauss, zamknięta Mirajane i Laxus w piwnicy — czy, pieprzony idioto, uważasz, że wszystko jest w porządku?! — Uderzył pięścią o blat, aż cały chlebak podskoczył. Kawałek chleba spadł na podłogę, lecz Mard Geer natychmiast go podniósł, ucałował i włożył na miejsce.
Jackal skrzywił się z obrzydzenia.
— Obrzydliwe — powiedział.
— To, co zrobiłeś, jest obrzydliwe. Zniszczyłeś lata starań! — Z trudem trzymał emocje na wodzy. Miał największą ochotę rzucić się na wspólnika i zabić go gołymi rękoma.
— Spokojnie, stary, ja wszystko naprawdę! Już ustaliłem z Zerefem, że da się z tego jeszcze wykaraskać!
— Czy ty próbujesz mnie oszukać?
— Nie. — Udał zaskoczonego. — Przecież wszystko idzie zgodnie z planem. Mirajane zabiła strażników i samego wodza. Zostanie dzisiaj skazana i po sprawie.
— Nie po sprawie! — wrzasnął w furii. — Zrobię wszystko dla Zerefa, naprawdę wszystko, ale wiesz, jaki on jest. Stracił ukochaną. Jego ojciec zabił niewinną dziewczynkę, a ty chcesz mi wmówić, że Zeref pragnie skazać na śmierć niewinną dziewczynę?
— No, zmienił się.
— Zmienił się? — Kiwnął głową. — A więc zmienił się…
— Oczywiście. Choć nie chce tego przyznać, ta dziewczyna może narobić mu sporo kłopotów.
— Więc co?
— Co co?
— Co zamierza zrobić?
— Wydać ją rewolucjonistom i skazać poprzez rozstrzelanie. Coś wspominał o mistyfikacji, ale nie wierzę w te brednie.
— A więc bardziej wierzysz w skazanie na śmierć niewinną dziewczynę niż próbę ratowania jej? — spytał Mard Geer.
— Wierzę w nasza sprawę. Dlatego ta dziewczyna musi umrzeć, byśmy mogli przejść do kolejnego etapu. Zeref po prostu nie wie, czego pragnie.
— Skąd możesz wiedzieć, czego on pragnie?
Zmieszany Jackal zaczął błądzić wzrokiem po pomieszczeniu.
— Zmienić świat, a do tego potrzebuje zaufanych ludzi i braku osób, które mogłoby wtrącić się i zniszczyć wszystko — wyjaśnił, nie spoglądając Mard Geerowi w oczy.
— Ona miała tylko uwolnić Lisannę.
— Ale tego nie zrobiła!
— Gdyby nie zobaczyła stosu trupów, to może dalej by nie szła.
— Czy to moja wina, że to głupie babsko nie dostosowało się do twoich wskazówek?
Cierpliwość Mard Geera kończyła się. W prawej dłoni trzymał nóż i niewiele go dzieliło od rzucenia nim w sojusznika. Mimo wszystko powstrzymywał wewnętrznego demona, mając nadzieję, że wciąż jest szansa na ocalenie Mirajane. Nie podobała mu się akcja Jackala, ale był on ważnym członkiem świty i nie mógł sobie pozwolić na samowolkę oraz zabicie jego przed werdyktem Zerefa.
— Masz ostatnią szansę się zrehabilitować! — ostrzegł Mard Geer.
— Jasna sprawa! Nie zawalę jak Deliora.
Jackal odłożył nóż i zeskoczył ze stołu. Posłał przyjacielowi złośliwy uśmieszek, sięgając po pudełko, w którym znajdowały się zeschnięte ciasteczka. Wyjął kilka z wnętrza pudełka i odszedł w milczeniu.
Mard Geer ponownie został sam — nie licząc zakneblowanego i zakutego w kajdanki Laxusa w piwnicy. Spojrzał na zegar w kształcie słonecznika; była za piętnaście piąta. Miał wystarczająco czasu na wszystko i zarazem na nic. Siedzenie bezczynnie czasem męczyło mocniej niż nieustanna praca i wypełnianie zleceń. Nudził się, a do samej nudy dochodziła świadomość, że nadal nie wie, co planuje Jackal. Złe przeczucia nie opuszczały mężczyzny. Próbował skupić na dniach, które nastąpią, gdy w końcu uda mu im się wypełnić misję. Kiedy Zeref spełni swoje marzenie, a Mard Geer uzyska upragnioną wolność; bez duchów przeszłości, bez winy dnia dzisiejszego. Jednak nie umiał zapomnieć o fanatyzmie, który zstępował na Jackala.
Sen nie przyniósł ukojenia. Noc był ciężka i niemal bezsenna. Kilkuminutowe drzemki przeplatały się z nieustannym przekładaniem na drugi bok, z przerwami na oglądanie majestatycznego księżyca w pełni.
O poranku Mard Geer udał się na główny plac, postanawiając wtopić się w tłum i szybko zniknąć, gdy sytuacja przybierze nieciekawy obrót. Dlatego by uniknąć konfrontacji z ludnością Varii, stanął w najbardziej oddalonym miejscu od podwyższenia egzekucyjnego i oparł się o zniszczoną kolumnę. Nie miał najlepszego widoku na sytuację, ale umiał dostrzec wyłaniającą się na balkon postać i rozpoznać ją — był to Zeref.
— Przyjaciele, rodacy — rozpoczął przemowę do mikrofonu i zamilknął na moment, udając poruszonego — wiecie o kolejnej tragedii, która spadła na nasz piękny kraj. Nasz towarzysz, przywódca i przewodnik, Ivan Dreyar, został w bestialski sposób pozbawiony życia. Bez szans na ratunek, bez szans na walkę. — Zgiął się w teatralnie otarł oczy z łez. — To okrutna tragedia. — Głos załamał mu się. — Ale na sprawiedliwość przyszedł czas, a ja swój obowiązek zamierzam wypełnić! Jako nowy przywódca, ślubuję spełnić marzenie mojego mistrza i przekształcić jego wizję w rzeczywistość.
Przemówienie Zerefa przerwały donośnie oklaski i krzyki zebranych obywateli stolicy Varii. Ich ilość można było podawać w dziesiątkach tysięcy, ale na tym się nie kończyli. Za Mard Geerem pojawiła się kolejna grupka ludzi, a za nimi szli kolejni. Egzekucja wydawała się wzbudzać większe zainteresowanie niż sama mowa nowego przywódcy. Mard patrzył z niepokojem na Zerefa, zastanawiając się, czy taki początek nie przysporzy jedynie kolejnych problemów. Miał nadzieję, że się mylił.
Zeref uniósł dłoń i dał znać, by gromkie oklaski i krzyki zamilkły.
— Niech sprawiedliwości stanie się zadość — powiedział, choć ciszej niż uprzednie słowa. Przechylił głowę i wyraził głęboki żal, gdy wprowadzili na podwyższenie Mirajane.
Z daleka Mard Geer nie mógł dostrzec jej obecnego stanu, ale po chwiejnym kroku mógł zgadywać, że powód w więzieniu odbił się mocno na zdrowiu fizycznym i psychicznym tej młodej kobiety. Dwóch strażników przetrzymywało ją po bokach, nie pozwalając się jej przewrócić. Lepkie od potu włosy przylegały do sinej skóry Mirajane. Miała na sobie te same luźne ubrania, w których została złapana kilka dni wcześniej. Strach i zmęczenie malowały się w jej oczach. Pragnienie śmierci i zakończenie cierpień blokowało zdrowy rozsądek oraz chęć przeżycia.
Pluton egzekucyjny był gotowy do wypełnienia rozkazu. Przygotowane karabiny trzymali przy sobie, stojąc na baczność przed murkiem, który został postawiony tam tylko w celu ukarania sprawcy.
Mard Geer ścisnął powieki, zamyślając się na moment. Nadal wahał się, czy dobrą decyzją nie będzie uratowanie Mirajane. Jednak nawet gdyby dobiegł pod plac egzekucyjny i zdołał powstrzymać skazanie niewinnej kobiety, nie udałoby im się uciec z pałacu. Dlatego czekał i nadal wierzył w swojego pana, Zerefa.
Skazana dotarła pod mur i wzięła głęboki wdech. Na jej oczy została zarzucona biała przepaska, która zasłoniła cały widok na tłum i egzekutorów. Zebrani widzowie co rusz rzucali w nią obelgami, wyzwiskami i kazali gnić w piekle, ale równoczesne krzyki sprawiły, że do samej Mirajane zaczęły docierać jedynie chóralne, niezrozumiałe wrzaski.
Dopiero wystawiona przed siebie ręka Zerefa uciszyła tłum.
Zapadło długie i niepokojące milczenie.
— Dziś — zaczął Zeref — przyjdzie sprawiedliwość!
Machnął ręką i na rozkaz pluton egzekucyjny stanął na rozkaz; przygotowali broń do wystrzału.
— Żałuję, że nie mogłem zapobiec tragedii. Żałuję, że nie mogłem powstrzymać tej młodej, głupiej kobiety przed popełnieniem zbrodni. Mam wielkie nadzieje, że dziś jest ostatni dzień, w którym…
Rozległ się pojedynczy strzał.
Na postawionym murze rozbryzgała się krew, a ciało Mirajane upadło z głuchym hukiem na drewnianą platformę. Jednak zamiast krzyków radości, pojawiły się krzyki przepełnione strachem. Ludzie zaczęli biegiem opuszczać uroczystość, przeciskając się jeden obok drugiego. Zerefa prędko otoczyła gromada strażników, lecz nawet bez nich mógł mieć pewność, że jest bezpieczny. Przerażony tym, co się wydarzyło, odwrócił się i schował twarz za ręką. Szybko wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi, kiedy na zewnątrz rozpętało się piekło.
Mard Geer dziękował swojemu rozsądkowi za to, że udało mu się stanąć tak daleko. Mógł niemal bez przeszkód uciec przed szalejącym tłumem, kierując się równocześnie ku rezydencji. Pełen czystej nienawiści nie mógł znieść myśli, że wydarzenie sprzed chwili naprawdę miało miejsce. Furia zalała go w całości.
Kiedy tylko dotarł na miejsce, szarpnął za klamkę i wpadł do środka. Rzucił się na stojącą niedaleko niewielką szafkę, po czym wyjął broń, równocześnie ją ładując. Rozsiadł się na schodach, położył za siebie pistolet i splótł palce u rąk; rozpoczął wyczekiwanie.
— Tylko się nie spóźnij — szepnął.
Nie mylił się.
Nie minęło nawet pięć minut, kiedy do środka wszedł pełen radości, usatysfakcjonowany Jackal, trzymając w jednej ręce futerał na kontrabas. Gdy tylko zauważył siedzącego Mard Geera dumnie rozłożył ręce i spytał:
— Kto jest bohaterem dnia?
 Mard uśmiechnął się sztucznie.
— Ty? — zaproponował.
— Czy ty byłeś na pogrzebie? A może nie słyszałeś o mojej akcji?
— Słyszałem, nawet widziałem. — Zachował stoicki spokój.
— Cudownie! — wykrzyczał, wyginając na boki ciało. — Jestem wielki, jestem wielki.
— Jesteś.
— Ty wiesz, co planowali zrobić z tą, tą….
— Mirajane? — podpowiedział Mard Geer.
Jackal pstryknął palcami.
— Tak! Cały czas zapominam jej imienia, ale przecież to nie jest ważne. Nie żyje i teraz o nic nie musimy się już martwić. Nie zdradzi nas i nie będzie szantażować. Zeref chciał zrobić egzekucję na pokaz, ale ja wiedziałem, że w głębi serca chce jej się pozbyć.
Mard Geer już rozumiał spokój Mirajane, która nie krzyczała ani nie broniła się, kiedy ciągnęli ją na egzekucję; była pewna, że przeżyje. I jedynie przez bezsensowną decyzję Jackala straciła życie. Nie umiał pozostawić tak tej sprawy.
Wstał i założył ręce za plecami, trzymając w dłoni naładowaną broń. Powoli podchodził do Jackala, mówiąc:
— Gratuluję, spełniłeś życzenie naszego pana.
— Wiem, wiem, wiem! — powtarzał radośnie.
— A także nikt cię nie podejrzewa, zrobiłeś to potajemnie i pozbyłeś się problemu.
— Dziękuję, że mnie doceniłeś.
— Ale również zepsułeś wystąpienie Zerefa.
— Nic nie szk… — urwał w połowie słowa, gdy gwałtownie do jego czoła została przyłożona broń, która po chwili wystrzeliła.
Strumień krwi zalał drzwi, a samo ciało Jackala upadło na posadzkę. Mard Geer spojrzał z góry na zwłoki i uśmiechnął się ciepło do dawnego przyjaciela. Odładował broń i rzucił ją z powrotem do szafki. Przybliżył się do drzwi, za którymi znajdowała się piwnica. Położył dłoń na klamce, na moment wahając się. Zaniechał czynu i powrócił na dawne miejsce przy schodach.
— Co ja mam zrobić z Laxusem? — spytał samego siebie.
Wyjął z kieszeni telefon, wybrał jeden z kontaktów i dodzwonił się po kilku sygnałach do dowódcy jednostki, która stacjonowała na wschodnim froncie.
— Czy nie brakuje wam żołnierza, towarzyszu?
Zawsze i wszędzie — odpowiedział starszy mężczyzna o głębokim i silnym głosie. — Ostatnimi czasu padają jak muchy. Nowa partia mięsa armatniego dotarła, ale połowę z nich odesłałbym z powrotem do cycka matki.
— W takim razie za kilka dni dotrze do was żołnierz-marzenie, generale!
To się jeszcze okaże, dzieciaku!
Przez kilka minut rozmawiali na temat dawnych czasach, ale w końcu zakończyli konwersację. Mard Geer mógł teraz już mieć tylko nadzieję, że wojna powstrzyma Laxusa przed powrotem i przed zemstą. Był świadomy, że jedna kulka załatwiłaby wszelkie problemy, ale zbyt wiele niepotrzebnych śmierci przyszło do niewinnych ludzi. Kolejna ofiara nie była potrzebna, kiedy w końcu Zeref osiągnął swój cel.
— Zdobyliśmy Varię, teraz tylko musimy zdobyć Pengrande i Fiore — mówił do siebie. — Oj, Lucy, mam nadzieję, że pomożesz nam…

I jak, podobało się?Jak Ulcia zrobi korektę, to poprawioną wersję tu wstawię ;)Dajcie znać w komentarzu, co sądzicie o rozdziale :)

4 komentarze:

  1. :)

    PS. Czy mogłabyś tak opisać po krótce fabułę? Gdyż moja pamięć jest bardzo dobra ale niestety krótka �� Takie streszczenie. Bo teraz tak sobie czytam i nie pamiętam za wiele heh.

    Pss. Byłabym bardzo wdzięczna

    Nike i Cień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm... Nie wiem czy chodzi ci o wątek z Varią czy o wszystko, ale na razie dam Varię:
      Ogólnie Laxus przybył do Varii w celu zabicia swojego ojca, który doprowadził do rewolucji w tym kraju, zabicia rodziny królewskiej (do której należy m.in. Wendy, choć ona żyje) itd. W tym samym czasie przybywa również Mirajane, która pragnie uwolnić Lisannę, przetrzymywaną w królewskim pałacu. Oboje, dzięki Mard Geerowi (sługa Zerefa), dostają się tego samego dnia do pałacu, ale przez machlojki Jackala (też sługa Zerefa) giną wszyscy strażnicy, w tym Ivan. Laxus znajduje ciało, ale przypadkowo odkrywa drogę ucieczki. Zaraz po nim do pokoju dociera Mirajane, która zostaje oskarżona o zabicie Ivana.
      No i po tym jest ten rozdział.
      PS. Czy potrzebujesz także streszczenia przed rozdziałem, w którym wrócę już na stałe do Fiore? Takie dla wszystkich, przed rozdziałem bym dała :)

      Usuń
  2. Dzięki wielkie i myślę że dobry by był pomysł by dać takie streszczenie dla wszystkich, bo wiesz jak to jest rozdziały wychodzą w odstępach czasowy i o tych pierwszych się zapomina a o jakichś szczegółach to już nie wspominam :) Przynajmniej ja tak mam
    Nie wiem jak inni. I myślę że do rzeczy by było sobie to przypomnieć.
    Taki rozdział że skrócona fabułą

    Pozdrowienia Nike i Cień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, dzięki za sugestię. Pomyślę nad tym jeszcze, ale to potrzebuję trochę czasu :)

      Usuń