Lucy wyglądała co chwilę przez okno, by mieć pewność, że pogoda nie zmieni się w ciągu kilku godzin. Dwa dni wcześniej jej „ukochany mąż” zapowiedział, że idą wspólnie na obiad do ulubionego baru Natsu w ramach małżeńskiego gestu. Jak obwieścił, miała to być forma randki, ale Lucy ciężko było uwierzyć, że chłopakowi o to chodzi.
Fakt, że nigdy wcześniej nie była na żadnej randce, przyprawiał ją o mdłości. Zaczęła gorączkowo łazić wokół dywanu, próbując wyobrazić sobie, co ją czeka. Przebrała się, umyła i umalowała, ale nadal nie potrafiła wyjść na korytarz i obwieścić Natsu, że jest gotowa.
Czas mijał, a ona nadal nie podejmowała decyzji.
Mimowolnie spojrzała na zegarek wiszący nad jej łóżkiem; pół godziny była już spóźniona. Krzyknęła z przerażeniaZ szybkością godną mistrzów olimpijskich ruszyła w kierunku drzwi. Odtworzyła je i już przy pierwszej okazji potknęła się o dobrze znany jej próg.
– Gratuluję!
Ku zaskoczeniu dziewczyny jej mąż stał prostopadle do drzwi, mając wyciągnięte ręce do przodu tak, jakby czekał, aż jego ukochana wyleci ze swojego gniazdka. Nie myląc się, pochwycił ją w swoje ramiona, mając na twarzy wypisane „mam cię”.
– Coś zrobił? – zapytała niepewnie, gdy stawiał ją na ziemi.
– Chciałem cię tylko poinformować, że wiem o kobiecych przyzwyczajeniach, więc przestawiłem ci zegarek o godzinę do przodu.
Lucy uderzyła go z całej siły w ramię w ramach swoje słodkiej zemsty, lecz robiąc coś takiego, skazała siebie na natychmiastową porażkę.
– I odpowiem typowo. Czyżby mnie ugryzł komar? – zapytał Natsu.
Odsunął się od swojej żony, bojąc się, że tym razem zaatakuje go coś groźniejszego.
– Kiedyś cię zabiję! – Palcem przejechała po swoim gardle, sugerując sposób morderstwa. – A teraz idźmy, bo widać, że faceci TEŻ potrzebują sporo czasu, żeby się zebrać. – Pokazała mu język, a następnie odwróciła się i zaczęła się kierować w stronę wyjścia, łapiąc po drodze lewą dłonią zawieszony płaszcz.
– Ciekawa osóbka! – powiedział tylko i natychmiast podążył za nią, by nie dać się plątać w kolejne oskarżenia.
***
Makao Conbolt i Wakaba Mine stali tuż za ladą, wycierając wcześniej umyte szklanki. Obaj mężczyźni byli w średnim wieku, z pojawiającą się już na głowie łysinką. Pierwszy z nich, o jasnobrązowych włosach, paląc cienkiego papierosa, był gotowy na przybycie pierwszych gości. Ubrany w biały strój kucharza z charakterystyczną czapką szefa kuchni na głowie, radośnie podśpiewywał pod nosem, co chwilę chwytając skręta w palce, by zrzucić popiół do popielniczki. Granatowowłosy mężczyzna, najprawdopodobniej kelner, przystrojony w czarne spodnie i białą koszulę, spoglądał raz na jakiś czas w stronę drzwi. Jego ciemne, grube brwi, podnosiły się, obwieszczając zniecierpliwienie jegomościa.
Mężczyznom przyglądał się dwunastoletni chłopiec, który już na pierwszy rzut oka wydawał się być podobny do drugiego z właścicieli. Ciemnowłosy, o lekko zadartym nosie i przenikliwym, ale wciąż dziecięcym, spojrzeniu, wpatrywał się w drzwi w nadziei, że za chwilę otworzą się.
W jednej chwili zaprzestali swych prac, gdy tylko rozległ się dzwonek obwieszczający, że weszli klienci. Romeo, bo tak było na imię młokosowi, wstał i od razu podbiegł do ludzi, który weszli do środka.
– Cześć wszystkim! – przywitał się Natsu.
– Braciszek Natsu! – krzyknął rozpromieniony Conbolt. Podbiegł do Natsu i rzucił się na niego, tułając go z całej siły.
– Sorry za spóźnienie, ale „moja kochana żońcia” nieźle się ociągała. – Już na samym początku znalazł dobre wytłumaczenie.
– Tak bardzo, że musiałam czekać na ciebie przed domem!
Lucy od razu go ominęła, posyłając mu ostre spojrzenie. Odwróciła się, przystanęła i lekko ukłoniła, tak jak nakazywała jej kultura osobista, po czym uśmiechnęła się w kierunku nieznanych jej ludzi.
– Lucy Dragneel, miło mi! – przywitała się grzecznie, nie do końca wiedząc, co ma robić w tej sytuacji.
– Natsu? – Mine zignorował jej przywitanie. Przeszedł obok niej obojętnie, przystanął naprzeciw Dragneela, a po chwili silnie chwycił go za umięśnione ramiona.
– Co tam? – zapytał rozkojarzony chłopak.
– Jak znalazłeś sobie taką żonę?!?! – krzyknął, potrząsając niewinnym Natsu, który nawet nie miał szans, żeby odpowiedzieć na pytanie.
– Uratowałem ją przed Zerefem! – Kiedy na chwilę mężczyzna się uspokoił, Natsu postanowił wykorzystać tę sytuację. – Lucy. – Spojrzał w kierunku zawstydzonej żony. – To jest Wakaba Mine. Jak się domyślasz, jest on mężem kobiety, która uszyła ci mundurek.
– Szkoda, że w nim nie przyszła – szepnął mężczyzna, puszczając Dragneela na wolność.
– Natomiast to jest Conbolt Makao i jego syn, Romeo. – Wskazał dłonią na drugiego właściciela baru, który z dumą czekał na rozwinięcie opisu.
– Miło mi – odpowiedział grzecznie chłopiec, po czym pobiegł w stronę jednego ze stolików znajdujących się w barze.
– Ej?! I nic więcej? – zapytał oszołomiony Makao, kiedy zrozumiał, że prezentacja jego osoby przez Natsu była tak lakoniczna.
– A co chcesz żebym dopowiedział?
– Okrutny.
Makao oparł się o drewniany blat, stękając pod nosem i mrucząc jakieś przekleństwa w stronę człowieka, który był dla niego niemalże synem. Uratował go, zaopiekował się nim, gdy był sam i włączył go rodziny, pomagając w każdej sytuacji…
– Ty durniu! – krzyknęła Lucy, łapiąc Natsu za ramię.
– To jest człowiek, który odebrał poród mamy – wydukał Natsu. – Ocalił mnie także przed śmiercią, gdy Zeref mnie postrzelił.
– No! I tak powinieneś powiedzieć od początku! – Conbolt założył ręce na piersi, czując niewyobrażalną dumę ze swoich poczynań. – A przy okazji! Jak tam rana?
– Mówisz o tej, którą zadała mi Lucy? – zażartował złośliwie.
– O czym ty mówisz? – spytała zaskoczona.
– Dotknęłaś akurat miejsca, w które zostałem postrzelony – wyjaśnił. – Ale nie martw się. Środki przeciwbólowe genialnie działają. Blizna najprawdopodobniej zostanie, ale jakoś przeżyje z nią. Taka pamiątka z serii „Jak poznałem waszą matkę?”. – Zaśmiał się. – Co z wami? – zapytał w końcu, kiedy nie doznał żadnego odzewu ze strony przyjaciół.
– Czyś ty totalnie zgłupiał! – wrzasnęła. – Od środków przeciwbólowych też można się uzależnić! Nie jesteś przecież ze stali. Mogłam ci chociaż zmienić opatrunek. TY DURNIU!
Rozpłakała się.
Podeszła do najbliższego stolika i tam usiadła, zasłaniać twarz ze wstydu. W tym czasie Natsu podszedł do baru i spojrzał pytająco na przyjaciół, który odpowiedzieli mu jedynie skwaszonymi minami.
– Doprowadził ją do płaczu – odezwał się Makao.
– Doprowadził ją do płaczu – powtórzył po nim Wakaba.
– To niedobrze – powiedzieli równocześnie.
– Przepraszam – wymamrotał do Lucy.
Dziewczyna kiwnęła głową, po czym posłała mu ciepły uśmiech. Bez słowa skierowali się w stronę stolika, który zarezerwował ich Romeo, i usiedli naprzeciw nastolatka.
Wewnątrz znajdowali się tylko właściciele, ich syn i dwójka gości. Powodem takiego stanu rzeczy było głównie to, że to bar o tej porze zazwyczaj był jeszcze zamknięty. Choć dla ważniejszych osób Makao i Mine robili wyjątek.
Lucy dziwiła się, z jaką proposto tą przygotowano to miejsce do prowadzenia działalności. Metalowe stoliki przyczepione były ogromnymi śrubami do podłogi, która w całości była wyłożona linoleum. Na każdym z nich były postawione sól, pieprz i plastikowe pudełeczko z serwetkami. Cały wystrój baru nie był szczególnie elegancji, gdyż jedyną rzeczą, która go wyróżniała był stary odtwarzacz do płyt winylowych, wydający się wciąż działać. Na ścianie wisiało logo firmy, pod którym stał niewielki stolik z posążkami wyglądającymi na statuetki.
– Nagrody Nobla w dziedzinie chemii, kilka pokojowych i jakieś tam dyplomy – wyjaśnił jej starszy Conbolt, nawet jeśli o nic nie pytała. – Nie chciałem cię wprawiać w jeszcze większe zakłopotanie.
– Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – zapytała Lucy, kierując to pytanie w kierunku Natsu.
– Podjąłem pewną decyzję – odpowiedział od razu. – Po prostu muszę ci coś wyznać.
Niespodziewanie dziewczyna wstała i przyłożyła mu rękę do czoła.
– Co robisz? – Nie był tego do końca pewien, co jego żona w ten sposób chce osiągnąć.
– Sprawdzam ci temperaturę, bo to jest niezwykłe wydarzenie, że TY chcesz o czymś mi powiedzieć, więc spodziewam się najgorszego – wytłumaczyła mu od razu, powodując śmiech u siedzącego obok Romeo.
– Nie umieram, więc się tak nie martw – odpowiedział Natsu.
Nagle rozległy się wiwaty i oklask. Oboje spojrzeli na dwójkę mężczyzn, którzy ukrywali swojego zadowolenia.
– Możecie powiedzieć, o co wam chodzi? – zapytali równocześnie małżonkowie.
– Nie umiecie się bawić – odpowiedział zrezygnowany Makao, wzruszając rękoma.
– No i co z tego? – Natsu westchnął, po czym odwrócił się w kierunku swojej żony, która spoglądała na niego opiekuńczym i troskliwym wzrokiem. – O co chodzi?
Otworzyła delikatnie usta, lecz po chwili zamknęła je, tak jakby nie wiedziała, co ma w końcu powiedzieć. Trzymając dłonie na kolanach, powoli zaczęła zaciskać je w pięści, próbując zachować spokój. Nie potrafiła jedna tego dokonać, gdyż Natsu wyraźnie widział jej trzęsącą się lewą nogę i lekko drżące ciało.
– Braciszku Natsu! – Romeo zgiął rękę w łokciu, a następnie z całej siły walnął Dragneela w prawy bok.
Natsu krzyknął z bólu. Nie spodziewał się ataku ze strony młodego Conbolta. Zdezorientowany chwycił się za uderzoną część ciała, stękając pod nosem jak stary dziadziuś.
– Za co to?! – wrzasnął się dwunastolatka, nie mogąc zrozumieć przyczyny takiego zachowania.
– Przeproś Lucy! – rozkazał stanowczo Romeo. – Natychmiast!
– No, super! Dziecko mi rozkazuje!
Uniósł ręce ku niebiosom, wykonując błagalny gest. Takie zachowanie jeszcze bardziej rozzłościło chłopca, dlatego ten jeszcze raz przygotował się do ataku, mając nadzieję, że tym razem Natsu już odpuści.
– Przeproś Lucy! – powtórzył Romeo.
– Dobra, dobra. Przepraszam – odpowiedział bez niechcenia.
– Tylko więcej nie wplątuj ją w te swoje rodzinne konflikty – mruknął Romeo.
Lucy otrząsnęła się i spojrzała pełna zdumienia na chłopca, który zdawał się nie rozumieć znaczenia słów, które wypowiedział.
– O czym ty mówisz? – zapytała, nie chcąc rzucić fałszywych oskarżeń w stronę Natsu.
Wyraźnie zmartwiony pan Dragneel ruszył, by powstrzymać Romeo od wyznania prawdy, ale było już za późno.
– O tym, że Zeref jest bratem Natsu.
Nastała długa i niepokojąca cisza. Cisza, która została wywołana nieświadomi słowami Romeo. I choć Lucy od dawna podejrzewała, że coś jest nie tak w relacji Natsu i Zerefa, to nigdy przez myśl jej nie przeszło, iż są braćmi. Potrzebowali rozmowy, ona i Natsu. Jednak niechętna mina Dragneela całkowicie ją odrzucała od tego, by ją zacząć.
Makao i Wakaba, przyglądając się tej poruszającej scenie, mieli dosyć takiego zachowania. Nie rozumieli, co kieruje Natsu, i na pewno nie zgadzali się z nim. Byli świadomi, że ukrywanie prawdy, tak poważnej prawdy, może przynieść jedynie negatywne skutki; czego dowodem była obecna sytuacja.
– Może pogadacie ze sobą? – zaproponował niewinnie chłopiec, zauważając, że minęło już dobre parę minut.
Małżeństwo ocknęło się jakby z amoku. Oboje równocześnie na siebie spojrzeli, lecz nadal milczeli. Jednak coś się zmieniło. Tym razem w ich umysłach toczyła się decydująca walka o to, kto ma jako pierwszy zacząć mówić.
– Więc nie masz zamiaru mi tego wyjaśnić? – spytała Lucy.
Właściciele baru równocześnie opuścili szklanki, doprowadzając do tego, że szklane naczynia stłukły się o podłogę. Pozostając jeszcze przez pewien czas w bezruchu, czekali na dalszy rozwój sytuacji. Sam Natsu także był zdziwiony faktem, że to Lucy odezwała się pierwsza. Niepewnie rozglądając się wokoło, rozmyślał nad tym, jak ma zareagować na jej słowa.
– Tak. – Wypuścił długo trzymane powietrze, nie wierząc, że udało mu się przezwyciężyć strach. – Zeref jest moim bratem, ale mamy inne matki, jak już zapewne się domyśliłaś. – Prychnął pod nosem, by potem czekać na odzew ze strony żony.
– Powiedz mi … – Wzięła głęboki oddech. – Czy nie łatwiej ci było wcześniej mi o tym powiedzieć, niż teraz, będąc w takiej sytuacji?
Mężczyźni w średnim wieku próbowali zrozumieć, co w tym momencie myślała ta dziewczyna. Choć na pierwszy rzut oka wydawała im się zwykłą nastolatką, to im bardziej ją poznawali, tym mniej zaczynali wierzyć w jej niewinność. Oboje odnosili wrażenie, że wszystkie jej wypowiedzi i działania mają jakiś cel.
– Miałem nadzieję, że nigdy się nie dowiesz.
Sam nie wiedział, czy chce być z nią szczery, lecz bał się cokolwiek ukrywać. Jej poważne spojrzenie było tak przerażające, że jego ciało zaczynało odmawiać mu posłuszeństwa. Czuł, że kolejna sekunda spędzona w takiej atmosferze, zabierze mu ostatnie tchnienie.
– Gdybyś nie poznała Zerefa w takich okolicznościach, to bym z pewnością ci o nim powiedział – ciągnął dalej. – Aczkolwiek wasze pierwsze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. On… był dobrym braciszkiem, ale w pewnym momencie trochę się zagubił…
– Nie możesz jej po prostu powiedzieć, że to wina waszego ojca! – rzekł Makao, przerywając chłopakowi.
– Wiesz, że nie o to chodzi. – Natsu złapał się za głową, po czym pociągnął palcami za włosy, wyrywając parę z nich.
– Możesz przestać? – spytała obojętnie Lucy.
– Przepraszam. – Westchnął ciężko. – No dobra! – Uderzył rękoma o metalowy stolik, sprawiając, że po pomieszczeniu rozległ się głośny huk. – Zeref jest ode mnie młodszy o dwa lata. Wcześniej był normalnym dzieckiem, lecz po pewnym wydarzeniu zmienił się – dodał niewinnie, mając nadzieję, że dziewczyna mu uwierzy – a dalszą część historii już znasz, bo przecież byłaś w centrum wydarzeń.
– Nie jestem na ciebie zła.
Chłopak niepewnie odsunął się do tyłu razem z krzesłem, nie wiedząc, co się dzieje z Lucy
– A to – na chwilę zawahał się – dlaczego?
– Muszę się przyzwyczaić, że mi niczego nie mówisz. Najgorsze jest jednak to, że przyjdzie taki moment, w którym naprawdę zataisz przede mną bardzo poważną rzecz. – Palcami przeczesała długie włosy, które od tego zaczęły się elektryzować. – W jakimś stopniu rozumiem, czemu mi nie powiedziałeś, ale nie musisz się martwić. – Spojrzała na niego delikatnym i ciepłym wzrokiem. – Nie będę cię traktowała jako brata Zerefa, tylko jako Natsu. Czyny twojej rodziny nie powinny przekładać się na ciebie.
– Jaka kochana! – Starsi mężczyźni zagryźli w zębach szmatki, którymi wycierali szklanki, a następnie pociągnęli je w dół, próbując powstrzymać łzy. – Cud a nie żona.
– Braciszku Natsu! – powiedział groźnie Romeo. – Jeśli nie będziesz miły dla Lucy, to zostawi cię jak mama mojego ojca. Pamiętaj o tym!
– Nie zostawi, nie zostawi. – Podniósł dłoń, po czym pogłaskał chłopca po główce.
– Nie masz mi nic więcej do powiedzenia?
Lucy założyła kosmyki za uchem, po czym zaczęła się nimi bawić, nie spuszczając wzroku ze swojego męża.
– Nie wiem, co jeszcze ciekawego mogę dodać. – Wzruszył rękoma, wodząc wzrokiem do całej powierzchni baru. – Nie znam go zbyt dobrze, bo praktycznie rzecz biorąc wychowywaliśmy się oddzielnie. Wiem, że w tej chwili robię sobie niezłe wymówki. Przecież Zeref cię skrzywdził… – na chwilę zawahał się – … nawet bardzo, ale niczego nie żałuję. Gdyby Romeo tego nie powiedział, to nie zdecydowałbym się sam na taki krok.
– Jesteś naprawdę tajemniczym człowiekiem, Natsu. – Uśmiechnęła się i chwyciła leżące na stole menu. – Zamówiłabym kurczaka w sosie słodko kwaśnym, z pieczonymi ziemniaczkami i zestawem surówek. Koniec z dietą!
Przez moment Dragneelowi zdawało się, że dziewczyna próbuje zapomnieć o wcześniejszej sytuacji, lecz nie trzeba mu było dużo czasu, by zrozumiał jej postępowanie. Ona przyswajała wszystko to, co usłyszała. Zmiana zachowania, tajemniczy uśmieszek i ostrzeżenie. Te wszystkie rzeczy sprawiły, że przez głowę przeszła mu jedna myśl „to naprawdę się zdarzy!”. I choć wydawało mu się to niezwykle nieprawdopodobne, czuł, że kiedyś już tego doświadczył. Nie chcąc zajmować dalej się tym tematem, chwycił w swoje dłonie spis wszystkich dań, a następnie wybrał tę samą pozycję co Lucy, robiąc jej tym samym na złość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz