piątek, 16 października 2015

[Smocze Królestwo] Rozdział 4


Musica dziękował bogom za to, że udało im się wydostać z tej burzy, choć zbiornik powietrza był uszkodzony, załoganci zmęczeni i zniechęceni, a na pokładzie panował jeden, wielki burdel. Idealny początek dnia, pomyślał Musica pijąc ciepłą kawę, którą przed chwilą dostał od Hughes’a. Choć był to najobrzydliwszy napój, jaki miał zaszczyt pić w całym swoim życiu, to nie próbował nawet narzekać. I tak za mało zdziałał podczas niebezpieczeństwa.
Spoglądając na mapę, którą dostał od księcia Komui’a, rozumiał, iż zbliżają się do celu. Uradowany tym faktem, ustawił kurs i pełen nadziei zaczął wyglądać za burtę, spoglądając z niebios na poszukiwaną pustynię. Obniżył loty do takiej wysokości, z której wydostał się już z objęć chmur. Wytężając wzrok, udało mu się dojrzeć zarysy ruin, o których niedawno opowiadał mu zleceniodawca.
Ciesząc się niezmiernie, że w końcu dotarli do celu, jeszcze bardziej obniżył statek, kierując go w stronę wystającej z nad piasku budowli.
— Panowie — zaczął radosnym głosem — zaraz będziemy kąpać się w złocie, bo właśnie docieramy do celu naszej podróży.
— Ai!!! — krzyknęli załoganci.
— Tamaki, idź sprawdź w lunecie, czy widać stąd jakiś ludzi — rozkazał Musica.
— Tak! — odpowiedział Tamaki, który wcześniej, podczas burzy, siedział skulony w rogu statku.
Wykonując natychmiast rozkaz, podszedł do sprzętu i spojrzał przez niego. Choć był to przedmiot najlepszej jakości, to nadal wykorzystywał technologię, która nie do końca była sprawna przy takich odległościach. Lecz mimo tych niedogodności, udało mu się znaleźć zarysy dwóch sylwetek, które leżały między dwoma, najbardziej strzelistymi budowlami z dawnych czasów.
— Mam ich! — rzekł dumnie Tamaki.
— No to podchodzimy do lądowania i natychmiast ich pochwytamy … jeśli jeszcze żyją — dodał ciszej.
Wszyscy natychmiast zaczęli biegać po pokładzie, rozumiejąc doskonale, że w tym momencie czas gra kluczową rolę i nikt, ani nic nie może sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Nie na tym statku, nie w tej załodze i nie z tym kapitanem.

Zmarnowane twarze, wycieńczone ciała i rany, które świadczyły o ciężkiej walce, były wystarczającym dowodem na to, że tej dwójki poszukiwali. Wpakowując na pokład kobietę i mężczyznę z trudem utrzymywali ich podstawowe funkcje życiowe, choć na statku znajdowali się także wykwalifikowani medycy, specjalnie wzięci na tę podróż.
Pędząc na pełnym gazie, próbowali dotrzeć do stolicy Sarycji jak najszybciej się dało. Czas grał tu istotną rolę, więc nie mogli sobie pozwolić nawet na jedną pomyłkę.
Nie wierzyli, że misja okazała się prawdą. Lecz co tak naprawdę przydarzyło się tej dwójce?
Najbardziej szokował mężczyznę jednak fakt, że tuż obok nich znaleziono tajemniczą szkatułkę, wewnątrz której znajdowały się ludzkie oczy. W pierwszej chwili wszyscy sądzili, że to tylko głupie złudzenia, lecz z czasem rozumieli, że one żyją. Gałki patrzyły się na nich, jakby pragnęły przekazać wiadomość. Czekały na wszczepienie do ciała dziewczyny, lecz to nie mogło nastąpić zbyt szybko. Istniało niewielu ludzi, którzy byli zdolni do takich czynów. Jeden z nich mieszkał i żył w państwie Tysiąca Słów, Sarycji, dlatego nikt nie był w stanie dokonać operacji na pokładzie.
Musica, trzymając przy sobie złote puzderko, wciąż nie mógł uwierzyć, że cała misja okazała się być rzeczywistością. Kiedy po raz pierwszy o niej usłyszał, uznał wszystko tylko za dobry kawał, ale teraz, mając przed sobą żywe dowody, coraz bardziej był zaniepokojony.
Odchrząknął, wiedząc że to nie czas na jakieś rozterki. Projektując na ogromnym pergaminie nowe dzieło, wymierzał każdy szczegół, nie mogąc sobie pozwolić nawet na najmniejszą pomyłkę. Nie tylko jego kariera inżyniera była narażona, ale także duma, z której tak łatwo nie chciał rezygnować.
— Kapitanie!
Nagle do jego kajuty wparował mężczyzna o czarnych włosach w średnim wieku, o niewielkim zaroście na twarzy, szczerym uśmiechu i prostokątnych szkiełkach na oczach. Zdyszany i zmoczony od deszczu, który całkowicie pochłonął jego nieszczęsną koszulę i spodnie, patrzył na swojego przełożonego, próbując coś powiedzieć.
— Co się stało, Hughes? — zapytał w końcu zaniepokojony Musica.
— Jesteśmy na miejscu! — oświadczył niespodziewanie.
Kapitan statku natychmiast podniósł się i wyszedł ze swojej kajuty, kierując się na pokład. Gdy tylko na niego dotarł, zrozumiał, że już znajdują się niedaleko stolicy Sarycji. Sam był zaskoczony jak szybko zeszła im podróż, lecz nie miał sił, by walczyć z prawami natury, więc natychmiast zajął się naprowadzaniem statku.
Lecąc prosto na prom, który znajdował się wewnątrz ogromnego budynku, zwanego tradycyjnie dokiem, ujrzał z oddali lekarzy i pielęgniarki. Ustawieni w gotowości do przeprowadzenia operacji, nie bali się ogromnego, podniebnego stworzenia, które leciało prosto na nich.
Musica, podziwiając tych ludzi, ustawił statek w takiej pozycji, by nawet nie napędzić strachu mieszkańcom Sarycji.
Patrząc z nieba na strzelisty, wręcz monumentalny pałac najwyższego władcy krainy, nie potrafił powstrzymać zachwytu budowlą, która została wybudowana setki lat temu. Zrobiona ze szczerego złota, wyłożona przepięknymi kamieniami lśniła, oślepiając swym blaskiem nowoprzybyłych. Wieże, wijące się aż do samych niebios, zdawały się sięgać do Boga, ukazując pychę człowieka wobec stwórcy. Musica, choć zawsze pragnął fortuny, nigdy nie był na tyle zachłanny, by marzyć o życiu w takim miejscu. Nigdy.
Kiedy ustawił statek w jednej z zajezdni, natychmiast rozkazał przetransportować nowe „zdobycze” do pałacu, gdzie miała się odbyć operacja. Lekarze wystąpili do przodu, przejmując pacjentów.
— Wyjdziecie z tego — rzekł Musica, niosąc w obu dłoniach szkatułkę z oczami. — KOMUI! — wrzasnął na cały głos.
Wnet przed nim pojawił się młody, szczupły mężczyzna o dość przeciętnej twarzy, z charakterystycznymi włosami o kolorze zielonym, które sięgały mu aż do samych ramion. Wciąż szczerząc się, szedł w kierunku powietrznego podróżnika, trzymając w kieszeni ręce.
— Co tam? — zapytał radośnie Komui.
— Te oczy… Te oczy są dla niej — odpowiedział mu Musica.
— Wiem, dlatego ja zajmę się dziewczyną, a ty rób dla tego chłopaka, co masz robić — rzekł Komui, biorąc do rąk puzderko.
— Uratujmy ich!

Dwa miesiące później…
Budził się…
Powoli docierało do niego, że czuje w pomieszczeniu czyjąś obecność. Nie znał się na prawach zaświatów, lecz wątpił w to, że zginął. Pragnął wierzyć, że żyje, choć nie wykluczał możliwości, że wszystko jest tylko złudzeniem i naprawdę dostał się do nieba.
Nie wiedział, gdzie się znajduje, ani ile czasu minęło od wydarzeń z Magnolii, lecz uważał, że dość sporo.
Denerwujący ból promieniował od samych kostek, aż po czubek głowy. Z trudem poruszał kolejnymi częściami ciała, które wydawały mu się inne niż z okresu przed snem czy śmiercią.
— Jak tam?
Słysząc czyjś głos, przekręcił niepewnie głowę. Gdy ujrzał siedzącego nad nim mężczyznę, którego w ogóle nie znał, przeraził się. Nie czując jednak wrogich zamiarów od tajemniczego człowieka, przełknął ślinę i podniósł się, próbując opierać o lewą i prawą dłoń… Prawą…
— Co?! — krzyknął Natsu, spoglądając na swoje prawe ramię.
Miał rękę, choć natychmiast zauważył, że nie jest to żywy organ. Metalowe okucia odbijały się od siebie echem, pobrzmiewając delikatnie po pokoju. Większość ludzi mogła nawet nie usłyszeć tego dźwięku, ale nie on. Cała jego ręka była stworzona z jakiegoś dziwnego tworzywa, które przypominało w wyglądzie moc Gajeel, choć nawet tego nie mógł być pewien.
Podziwiając przez chwilą nową część ciała, nie mógł się posiąść z radości. Każde jego polecenie, które szło z mózgu, idealnie integrowało się z ruchami sztucznego tworu. Paluszki poruszały się swobodnie, a on bez żadnych oporów mógł zacieśniać pięść, bądź wykonywać inne czynności. Choć nie zaprzeczał, że bolało.
— I jak? — spytał mężczyzna, który z bananem na twarzy przyglądał się chłopakowi, podziwiającego jego twór.
— Cudownie — odpowiedział szczerze Natsu. — Kim jesteś?
— Musica — przedstawił się mężczyzna, wystawiając ku Dragneelowi swoją dłoń. — Złodziejaszek, pogromca niebios i inżynier. To cudeńko — wskazał na metalowy twór, gdy Natsu oddał uścisk — jest moje.
— Dziękuję. — Pochylił przed nim głowę, rozumiejąc, że długie kosmyki osuwają się z jego twarzy. Nie wierząc, dotknął dłonią swoje włosy, odkrywając, że sięgają one aż do samych bioder. — Naprawdę dziękuję! — krzyknął, łkając.
— Nie ma za co.
Musica puścił do niego oczko.
— A co z Lucy? — zapytał Natsu, przypominając sobie wcześniejszy wygląd przyjaciółki.
— Jej stan jest stabilny. Jeszcze się nie obudziła, lecz operacja się udała i powinna widzieć — wyjaśnił Musica.
— Czy mogę się z nią zobaczyć?
— Nie za bardzo… Już dwa miesiące tak śpi, a niby była w lepszym stanie niż ty.
— Co?! — krzyknął niespodziewanie Pogromca Smoków. — Dwa miesiące!?
— Spokojnie!
Musica natychmiast złapał go za ramiona i przycisnął do łóżka, widząc, że ten próbuje wstać.
— Muszę ją zobaczyć! — rzekł błagalnym głosem Dragneel.
— Jeśli jest równie głupi, co uparty, to mamy problem — mruknął pod nosem Musica. — Naprawdę… Lepiej będzie, jeśli do niej zajrzysz, kiedy się obu…
— OBUDZIŁA SIĘ!
Do pomieszczenia nagle wparowała kobieta w stroju pokojówki i obwieściła szczęśliwą nowinę, płacząc jak głupia, gdy stała oparta o framugę drzwi.

18 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Bardzo podobają mi się te zmiany jakie tu zaszły porównując to do pierwszej wersji. Muszę się przyznać, że mi się aż smutno zrobiło jak czytałam ten rozdział. Jak Natsu i Lucy mogli się od siebie tak bardzo oddalić. Choć taka odmiana jest bardzo fajna. Oddaje ich emocje po tym co przeszli. Muszą się zacząć godzić z tym co ich spotkało.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Przesyłam wenki jak najwięcej. Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... To nie do końca zmiany, bo wiele z tych rzeczy miało nastąpić w pierwotnej wersji, ale nie chciało mi się prowadzić bloga i zostało na 40, a nie 100 rozdziałach. NIe mniej, cieszę się, że podobają ci się te zmiany. Będzie jeszcze ten wątek przeciągany i (oczywiście) wyjaśniony w nietypowy, zagadkowy sposób, ale to bliżej Tomu 2.
      Wielkie dzięki!

      Usuń
  2. Mnie się tak podoba <3 T^T Ach, te wspomnienia T^T
    Wkurzające jest to, że razem obwiniają o to siebie. Według mnie powinni obwiniać osobę, która doprowadziła ich do tego stanu, czyli tego, który ich wplątał w to piekło. Straszne.... Brrr
    Mam nadzieje, że nie długo znów zaczną ze sobą działać, gdyż w tych trudnych chwilach powinni trzymać się razem! Lucy myśli, że go straciła, a ten to samo. Wkurzające i tyle, ale mimo to rozdział bardzo mi się podobał. Kryzys bohaterów musi być ;)
    Przesyłam duuużo weny na pisanie tego bloga, jak i innych ^^
    Pozdrawiam ^^
    ~Natsuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tacy nasi bohaterowie są. I faktem jest, że Lucy straciła oczy, a Natsu rękę. I możliwe, że nie do końca świadomie tak postępują, ale co się nad tym będę roztrząsać. Cieszę się, że podobało się. Ja już mam napisany rozdział w którym ma nastąpić, co ma nastąpić, więc coś niedługo będzie :)
      Dziękuję bardzo i również pozdrawiam

      Usuń
  3. Przeczytane!!!!!
    Kurcze... nie umiem u ciebie być pierwsza *chlip*
    Ale nie ważne... Natsu to teraz taki drugi Ed xD Tylko brakuje mu brata bez ciała, z duszą w zbroi xD
    Jak czytałam fragment o znikaniu znaku to aż mi się łezki w oczach kręciły T.T
    Natsu bez szalika? Czy ja coś przegapiłam? o.o
    I czemu ten kretyn oddalił się od Luśki, ja się pytam...
    No nic... pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział.
    Happy: Aye! I ugotować mi rybkę!
    Cicho kocie, rybka była na obiad...
    No to przesyłam duuuuuużo weny i jeszcze więcej pomysłów!

    Pozdrawiam
    Jenn <3 i Happy :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze może być ten pierwszy raz :)
      A dla mnie każdy komentarz jest tak samo ważny!
      No fakt, od początku był to taki drugi Ed, ale NATSU jest wysoki! Kolejna różnica ;)
      Tak, Natsu nie ma szalika. i nic nie przegapiłaś :)
      Kolejny już w niedzielę!
      Dzięki i nie życz mi tak pomysłów, bo już ich za dużo jest!

      Usuń
    2. Wiesz, nie chciałam podkreślać faktu, że Ed jest wysoki inaczej, bo by wpadł do mnie i by piekło zrobił, że nazwałam go mniejszym od ziarnka grochu xD

      Ps. w poprzednim komentarzu Happy trochę pobazgrał, więc musiałam go poprawić xD

      Usuń
    3. To może ja cofam wcześniejsze słowa...

      Usuń
  4. "Mam nadzieję, że mimo wszystko w miarę Wam się spodobał :)" No jasne, że się spodobał! I to jeszcze jak! Nie popłakałam się ,(choć w niektórych momentach chciałam) ale i tak, gdy czytałam ten rozdział, to byłam smutna. Lucy i Natsu zaczęli się od siebie oddalać i trochę ich rozumiem. Wkońcu na miejscu Natsu też nie potrafiłabym spojrzeć w oczy osobie, która je za mnie oddała i teraz "nosi" inne.
    A co do szalika... Dziwne, że Natsu o nim zapomniał. Szalik był wkońcu dla niego ważnym przedmiotem. Mam nadzieję, że sobie o nim przypomni i go znajdzie ;)
    Pozdrawiam!

    ~Juvia L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja jestem w mega szoku, bo ogólnie naprawdę rozdział był dla mnie nijaki. Tak bardziej pasował na rozdział 3.5, a nie normalny. NIe mniej, bardzo się cieszę, że się spodobał. Może w innych częściach będziesz płakać, bo dużo śmierci zobaczymy na ekranie, i fajnie że zauważyłaś postępowanie Natsu :)
      Tak, Natsuo nim zapomniał, ale mam na to wyjaśnienie, chyba nawet fajne, ale ono dopiero będzie w rozdziale 24 bodajże :)
      Również pozdrawiam

      Usuń
  5. Piękne! Zmieniasz to opowiadanie na lepsze! Oby tak dalej! Wszystko bardzo fajnie opisane i przedstawione. Bardzo mi się podoba, bardzo!
    A takie pytanie, w poprzedniej wersji Lucy też zniknął znak? Jakoś tego sobie nie przypominam.
    Pozdrawiam i ślę wenę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ... taki był mój pierwotny zamiar, bo przecież remake musi być lepszy od pierwszej wersji!
      Nie mniej, bardzo się cieszę, że ci się spodobało.
      Co do znaku Lucy... Wiesz, że nie pamiętam. Ale mi się wydaje, że a) przypaliła go b) nosiła pod rękawiczką, ale chyba to była opcja a), ale naprawdę w tej chwili nie do końca pamiętam. Muszę sobie przypomnieć. Jednak na 100% on jej samoistnie nie zniknął!
      Dzięki i pozdrawiam

      Usuń
  6. Kolejny rozdział, i następne pochwały z mojej strony. Jak dla mnie, wszystko było dobrze przemyślane. Nie miałem pojęcia, że znak Lucy zaczął znikać. Chyba że przeoczyłem ten fragment, w poprzednim rozdziale. Co do Natsu i Lucy. Może i oddalają się od siebie, lecz wyjdzie im to pewnie na dobre. Gdyż jak to powiedziałem do mojej dziewczyny, gdy wyjeżdżała na studia do Angli:

    ,,Każde nasze rozstanie sprawi, że zbliżymy się do siebie jeszcze bardziej".

    Nie mogę doczekać się już kolejnego rozdziału, lecz wytrwałość to podstawa.
    Życzę dużo weny jak i pomysłów.

    Pozdrawiam Karol Anonim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku... nie sądziłam, że rozdział się spodoba... Ale bardzo mnie to cieszy, ze stało się inaczej niż myślałam.
      Staram się robić tego bloga jak najbardziej przemyślanego, choć błędy mogą i pewnie się pojawią. Nie mniej, pewnie masz rację. Obecnie oboje potrzebują solidnego kopa w tyłek, ale na razie dajmy im troszkę czasu.
      Nie, znak Lucy dopiero zaniknął w tym rozdziale :)
      Dziękuję bardzo i również pozdrawiam

      Usuń
  7. Świetne rozdziały <3
    Znalazłam ten blog i od razu się nim zachwyciłam czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały ;)

    Pozdrowionka

    P.S.
    Czy można zamówić u cb one-shota?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ci się spodobało! Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach cię nie zawiodę!
      Co do one-shotów... Jest zakłdka one-shoty i tam wyjaśniłam dokładnie. Niby można, ale 1. czas ograniczony mam 2. jakoś nie mam anim weny ani pomysłów 3. za dużo blogów na raz prowadzę, ale spróbować możesz :)

      Usuń
  8. Zadaje sobie pytanie czy pojawi się ktoś 3. Heh..w takich sytuacjach przeważnie zazdrość o tą drugą osobę sprawia, że tych dwoje znowu się do siebie zbliża, ale równie dobrze mogą to być zupełnie inne wydarzenia.

    A tak odbiegając od tematu. Bo jedna rzecz nie daje mi spokoju. Czy to możliwe, że o Ty jesteś Ola Ri czy jakoś tak to chyba szło. Zauważyłam na tym blogu opowiadanie o księżniczce i smoku, kiedyś je czytałam na fairytailwbijam. Bardzo mi się spodobało, więc zapamiętałam nazwę autora. Jeśli tak to chciałam Co pogratulować świetnej roboty. Takiego opowiadania jeszcze nigdy nigdzie nie czytałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś tam na pewno się pojawi ;)
      Tak, jestem dawna Ola Ri ;) I dziękuje ślicznie. Faktycznie kiedyś na wbijam dałam to opowiadanie, więc miło, że ci się spodobało! ;)
      Pozdrawiam

      Usuń