piątek, 11 sierpnia 2017

[Paranormal Activity Club] Rozdział 80


Lucy spojrzała na kartkę papieru, po czym niechętnie przeniosła wzrok na ciągnące się niemal w nieskończoność pola pszenicy i żyta, na środku których znajdował się stary klasztor.
Jeszcze przed dwoma laty złożyła obietnicę, że dokończy dzieła matki. Jednak by to uczynić, pragnęła dostać się do miejsca, które wskazał jej doktor Henry. Na jej nieszczęście, dostała tylko zwinięty świstek papieru, który niewiele jej powiedział.
Zaraz po opuszczeniu Fiore, dotarła do stolicy Pengrande, gdzie znalazła pracę w małej piekarni jako sprzedawczyni. Dostawała za swoją pracę grosze, ale wcześniej zaoszczędzone pieniądze pozwoliły jej przetrwać przez pierwsze miesiące. Później jednak wszystko się zmieniło. Sądziła, że jest w stanie wykonać własną misję w ciągu roku; myliła się.
Adres nie dotyczył stolicy.
Dowiedziała się od urzędników, że jest to kod pocztowy miejscowości, która znajduje się prawie sto kilometrów od stolicy. Przeraziło to dziewczynę. Nie miała pieniędzy na podróż. Ba! Niemal nie starczało jej na wyżywienie.
W końcu zdecydowała się na jedną z najgorszych rzeczy, jaką mogła wymyślić — podziemne walki. Nie umiała się bić tak bardzo jak sądziła, ale wszystkie zawody były wcześniej z góry ustalane, więc przegrywała w piękny sposób, niemal teatralny, aby tylko zdobyć gotówkę. Od dziewczyn nauczyła się paru ciosów, aż w końcu mogła bić się na poważnie. Codziennie wracała potłuczona, ale ani razu nie zdarzyło jej się dostać za mocno.
Po niemal roku spędzonym w samej stolicy zdołała zgromadzić wystarczająco pieniędzy, by udać się na wskazane przez doktora Henry’ego miejsce. I to w samą porę. Zamieszki na ulicach rozpoczęły się zaraz po roztopieniu się pierwszych śniegów. Lucy obawiała się wtedy, że nie będzie mogła uciec ze stolicy, ale prędko przekonała się o swojej niewiedzy i głupocie.
Ludzie wyszli na ulice, pragnąc obalić władcę i oddać tron prawowitemu władcy. Na targach słyszała różne szepty. Niektórzy domagali się przejścia na demokracje, zdarzali się również tacy, którzy widzieli przyszłość w stanie przed dwukrólewia, ale pojawiały się też głosy za tym, by uczynić władcę Natsu. Śmiała się na samą myśl o tym, że Natsu może być królem. Nie nadawał się do tej roli.
Tak naprawdę zdawała sobie sprawę, że prawowitym władcą była ona sama. Ale nie tylko nie posiadała żadnego dowodu, sama nie chciała zasiąść na tronie.
Po tygodniu w końcu udało jej się kupić bilet na pociąg. Nie wierzyła w to, co się wydarzyło. Pracownicy pobliskiej fabryki zapowiedzieli strajk. Oficjalnie nikt nie zginął, ale strzały były celne, a paru sąsiadów wyprowadziło się niespodziewanie. Mężów wielu kobiet więcej nie spotkała. Rozpoczęły się łapanki na ulicach, bito studentów i młodzież w wielu licealnym. Szpitale pękały w szwach, ale w ostatniej chwili udało jej się wsiąść w pociąg i uciec z piekła.
Po wielu trudnych dniach podróży udało jej się dotrzeć na wieś. Stamtąd rolnik zawiózł ją pod wskazany adres, pod klasztor.
Teraz stała pod nim i czekała, nie wiedząc do końca, co ma uczynić. Równie dobrze mogła zawrócić, co pójść przed siebie. Bała się zastać w środku czegoś nieoczekiwanego, nie dającego się przewidzieć. Jednak w końcu ruszyła przed siebie.
Kłosy zbóż kołysały się na letnim wietrze, tworząc przepiękną falę. Lucy przyglądała jej się w skupieniu. Słońce raziło ją w oczy, lecz próbowała skupić się na detalach okolicy. Podobało jej się takie miejsce. Gdyby mogła, zamieszkałaby tutaj. Z dala od ludzi. Wokół panowała cisza i spokój, których nie mogła zaznać w głośnym mieście. I to, co najbardziej ją zaskoczyło, okolica wydawała się nie nosić śladów walk i wojny. Życie tutaj toczyło się własnym rytmem. Nie tym narzuconym przez władze i buntujących się ludzi.
W końcu Lucy dotarła pod same drzwi; zrobione z ciężkiego mosiądzu, ze zdobieniami we wzór scen biblijnych. Chwyciła za rączkę i zastukała. Rozległ się głuchy dźwięk uderzanego o siebie metalu.
— Goście, goście! — rozległy się krzyki.
Zaskoczona odsunęła się, potykając u wyrastający za nią chwast. Upadła na pośladki, lecz piach zamortyzował upadek. Podniosła się, otrzepując tyły z brudu. Wtedy też zza drzwi wyskoczyło pięcioro dzieci wraz z zakonnicą ubraną w szarą szatę i habit. Była młoda, nawet niewiele starsza od samej Lucy, lecz połowa jej twarzy była dotkliwie zniekształcona. Jedno z dzieci nie posiadało ręki, drugie skakało bez nogi, trzecie patrzyło bladymi ślepiami, nasłuchując, kolejne chowało się za opiekunką i ostatnie milczało.
— Kim pani jest i czego chce?! — spytała ostro zakonnika. — Prosimy stąd odejść. — Kobieta próbowała zamknąć przed Lucy drzwi, lecz została powstrzymana przez dzieci.
— Proszę poczekać — odezwała się. — Mam na imię Lucy Heartfilia i jestem córką Jude’a i Layli. Nie wiem, dlaczego tu jestem, ale zostałam tu skierowana przez mężczyznę w celu poznania odpowiedzi na temat mojej matki. Proszę dać mi szansę.
— Przykro mi, ale nie znam ani pani, ani pani rodziców — odpowiedziała. — Te dzieci uwielbiają gości, ale zostały bardzo skrzywdzone. Tutaj są bezpieczne, trzymane z dala od wszystkich nieszczęść, więc proszę ich nie sprowadzać do naszego Domu.
— Ja wiem, domyślam się. — Błąkała się we własnych słowach, ale prawda była taka, że nie wiedziała, co ma powiedzieć. — Czy jest tu ktoś, z kimś mogę porozmawiać?
Zakonnica westchnęła ciężko.
— Zapytam się przełożonej, ale nic nie obiecuję! Dzieci, chodźcie — zwróciła się do maluchów.
Wszyscy weszli do środka, pozostawiając Lucy samotnie przed wejściem. Nie była pewna, czy faktycznie zakonnica pójdzie do przełożonej, ale liczyła na to. Musiała w końcu poznać odpowiedzi, jakkolwiek by one brzmiały.
Nagle drzwi otworzyły się z impetem i stanęła w nich przygarbiona staruszka, ledwo podpierająca się laską. Łzy stanęły w oczach kobiety. Laska upadła z hukiem o kamienne przejście. Z trudem podeszła do Lucy, wtulając się w nią.
— Tak długo na ciebie czekałam, księżniczko.
— Przepraszam, ale… — Lucy zaniemówiła. — Kim pani jest?
— Oj, jestem tylko starym potworem, który pragnie śmierci. Wejdź, proszę. — Odsunęła się i wskazała ręką, by weszła do środka.
Lucy przekroczyła próg. Dreszcze przeszyły jej ciało. Widmo śmierci wisiało nad tym zakonem.

2 komentarze:

  1. Przeczytane,spodobane, czekam na kolejne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że dzisiaj pojawi się kolejny rozdział!

      Usuń