Czy faktycznie chowała we wspomnieniach resztę wydarzeń? Nie mogła być pewna. Oczywiście miała przebłyski dotyczące momentu śmierci jej matki; momentu, w którym do niej strzeliła, ale nic poza tym.
Zagłębiała się we własny umysł, próbując dotrzeć do prawdy, znaleźć odpowiednie rozwiązanie. Słyszała głos matki, która krzyczała, by oszczędzono jakiegoś chłopca w zamian za jej życie. Sama podeszła, by przyjrzeć się rodzicielce. Czuła się zagubiona i rozgoryczona, bo w tamtej chwili matka za wszelką cenę chciała uratować nieznanego chłopca, a ją samą co noc niemal torturowała w ciemnej piwnicy i szkoliła na kogoś, kim nigdy nie była. Czy tak postępowała matka? Pewnie nie.
Ten chłopiec jednak nie chciał uratować siebie, a dziewczynkę. Dziewczynkę o czerwonych jak krew włosach. Erza — była to jej pierwsza myśl. Dziewczynka została wprowadzona na statek… Lucy w tym czasie stała. Po prostu stała i czekała, aż pluton dokona egzekucji na jej matce. Jednak stało się coś, czego sama nie oczekiwała. Żołnierz podszedł do niej i kazał strzelić. Pomógł przytrzymać dłoń i dokonać egzekucji. Lucy nie wahała się. Wszystkie lęki — to, co „ofiarowała” jej matka w tamtym czasie — stały się motorem napędowym kolejnych wydarzeń.
Strzeliła i po prostu zabiła własną matkę.
Odcięła się od wspomnień, a może to ojciec do tego doprowadził? Przecież uderzył ją. Upadła i już więcej nie pamiętała. Zaczęła żyć nowym życiem. Bez matki, i de facto bez ojca. Została sama… A mimo to wtedy już czuła się bezpieczna. Nikt jej nie zagrażał, choć nie pamiętała o tajemniczym pokoju, w którym zawsze zamykała ją matka. Łzy się skończyły. Ojciec miał ciężką rękę, ale nie mógł dorównać matce.
Wzięła głęboki wdech, nie umiejąc już dłużej przebywać w przeszłości. Za wiele wydarzeń wtedy miało miejsce. Wystarczała jej teraźniejszość i jej problemy.
Spojrzała na Hildę, która od pewnego czasu milczała, dając jej kilka chwil dla siebie. Lucy była gotowa na kolejną konfrontację.
— Jellal przeżył i nadal pracuje dla Agnologii — stwierdziła Lucy. — Ale to znaczy, że śmierć La Pradleya nic nie zmieniła.
— On nie mógł zginąć — oświadczyła nagle Hilda. — Za tego człowieka zbyt wiele osób jest gotów zabić, by ot tak mógł sobie umrzeć w płomieniach.
— W płomieniach? Skąd pani o tym wie?
— Wiem o różnych rzeczach — odpowiedziała spokojnie. — Wiem też, co się stało z Laylą po tym, jak uciekła od Acnologii.
— Czyli co…
— To, czego nikt nie mógł przewidzieć. Layla miała za zadanie udać się do Fiore i tam zabić Igneela Dragneela. Jednak coś poszło nie tak. Natsu już się wtedy urodził. Był wtedy taki malutki… — wspominała. — Jednak Igneel przekonał ją jakoś, by uciekła razem z nim, by zaszyła się w Fiore. Wyszła za Jude’a, a my dowiedzieliśmy się dopiero o jej istnieniu, kiedy powróciła do Pengrande.
— I co się tutaj wydarzyło?
— Rodzice Jellala zostali przez nią zamordowani. — Westchnęła ciężko. — Layla na pewno czuła się winna tego, co się stało. Dlatego też tamtego dnia oddała życie za Jellala. Pewnie miała dosyć.
— Dosyć? — syknęła, uderzając pięścią o ścianę. — CZEGO?! Tego, że mnie biła co noc. Krzyczała na mnie! Zamykała w pokoju kar, w którym musiałam czekać, aż uspokoi się i mi wybaczy… Tego miała dość? — Jej głos załamał się.
Hilda położyła ręką na ramieniu Lucy, pocieszając ją:
— Możliwe, ale sama nie wiem. Layla przeżyła naprawdę wiele i nie jest to niczyja wina.
— A czy ja coś zawiniłam. Czy ja zrobiłam cokolwiek, żeby tak zostać skrzywdzoną? Przecież byłam wtedy tylko dzieckiem!
Rozpłakała się.
Hilda podniosła się i dolała do filiżanek herbaty. Kobieta nie wiedziała, jak może ukoić nerwy Lucy. Jedyne, co teraz sama mogła uczynić, to dać je herbaty na uspokojenie.
Z powrotem usiadła, podstawiając filiżankę pod bronę Lucy.
— Napij się, to pomoże. Produkt lokalny.
Skorzystała z propozycji i wypiła wszystko za jednym haustem.
— To dziwne rozmawiać tak z panią — stwierdziła dziewczyna. — Wiele się dowiedziałam, ale dlaczego tak naprawdę musiałam tutaj przybyć. Przecież to nie ma sensu! Nie widzę po prostu powodu, dla którego miałaby w ogóle tu być, a jednak jestem…
— To proste. — Uśmiechnęła się. — Jeśli chcesz dokończyć dzieła matki, uwolnić się od niej w pełni, musisz najzwyczajniej w świecie pozbyć się Acnologii ostatecznie. Jego sługą jest Jellal. Jellal z kolei to mężczyzna silnie związany z Erzą. Nie szukaj Jellala, szukaj Erzy. Pokonaj go i zakończ to piekło.
— A jeśli to nie wystarczy?
— Wtedy będziesz się męczyć do końca swych dni, tak jak ja…
Lucy dopadły zawroty głowy. Zamknęła powieki, które stawały się coraz bardziej ociężałe. Tak bardzo chciało jej się spać, choć jeszcze do niedawna tryskała energią. Hildą również zakręciło. Kobieta zachwiała się. Próbowała wstać, gdy nagle przewróciła się i z hukiem upadła na podłogę.
— Proszę pani? — zapytała Lucy, chcąc podejść do niej.
Jednak wystarczył tylko jeden krok, by dziewczyna zsunęła się z krzesła. Walczyła do ostatnich chwil, ale czuła, że nie da rady. Brakowało jej sił. Jej ciało było zwiotczałe i takie ociężałe…
Rozniosły się nieznane Lucy krzyki, a potem ktoś wszedł pokoju. Może wcale nie było to potem. Może minęło jeszcze więcej? Nie wiedziała. Po prostu ktoś wszedł. Kroki znajdowały się tak blisko niej. Ktoś przykucnął, miała wrażenie, że się śmieje.
Padły strzały, a potem już tylko przyszła całkowita ciemność…
:D
OdpowiedzUsuńspoko rozdział ;)
OdpowiedzUsuńdzięki!
Usuń