piątek, 10 listopada 2017

[Smocze Królestwo] Rozdział 72



Smok ponownie pochwycił Lucy, tym razem kładąc ją na swoim grzbiecie. Po doświadczeniu z lataniem na Rin Ko, wiedziała już, w jaki sposób zareagować na taki lot. Spięła mięśnie ud, rękoma złapała się za wystające łuski, a sama zniżyła się tak nisko, że niemal całym torsem dotykała ciała smoka.
— Gotowa? — spytał Starożytny.
Nim zdążyła zareagować, smok wzbił się w niebiosa, wchodząc między chmury. Zamknęła oczy, wsłuchując się w donośny dźwięk machania skrzydeł. Kolejne ruchy przyprawiały ją o dreszcze. Kochała wzbijać się w powietrze. Czuć na sobie delikatny dotyk wiatru, muskający jej ciepłą skórę. Marzyła, by pewnego dnia w pełni otworzyć oczy, zrzucić się z grzbiety smoka i samemu polecieć do samej ziemi.
Czas zatrzymał się dla niej w miejscu. I dopiero gdy znaleźli się nad samym obozem, obudziła się z transu. Smok wylądował między rzędami namiotów, strasząc pozostałych wojowników. Ponownie wszyscy klęknęli, składając hołd Starożytnemu; Lucy nie czuła już tej potrzeby.
Zsunęła się na ziemię i niemal zapłakała, widząc biegnącego ku niej Rin Ko. Mężczyzna pochwycił ją w stanowczo za silnym uścisku. Oboje zachwiali się i runęli na ziemię, śmiejąc się.
— Myślałem, że już nie wrócisz szepnął jej do ucha.
— Haha zaśmiał się Starożytny. — Syn smoczego króla, przyszły władca, a ma tak przyjacielskie stosunki ze słabą, ludzką istotą. Przeurocze.
Rin Ko podniósł się razem z Lucy, po czym stanął naprzeciw Starożytnego, nie ukazując choćby cienia pokory wobec dawnego pana.
— Lucy to moja siostra oświadczył. — I będę ja chronił za wszelką cenę. Nie podobało mi się, o Starożytny rzekł z nutką sarkazmu że ją zabrałeś bez mojej wiedzy.
— Zastanów się, chłopcze, czy czasem warto nadstawiać karku za sprawę, która nie jest tego warta? — Prychnął. — A teraz odsuń się, bo Król Smoków Ognia pragnie coś powiedzieć.
Lucy zamarła.
Miecz upadł przed jej stopami. Podniosła go i zwróciła ku smokom, którzy z podziwem, i z lekkim strachem, przyglądali się płonącemu ostrzu. Ognisty królik uformował się na ramieniu dziewczyny. Pogłaskała go po płomiennym pyszczku.
Nagle zamachnęła się ostrzem. Ogień pognał przez obozowisko, lecz swym gorącem nie dotknął nikogo. Lucy skierowała ostrze w stronę Starożytnego.
— Obiecuję, że wykorzystam je dobrze zadeklarowała. — Smoki zwróciła się ku wojownikom może nie jestem godna, by dzierżyć ten zaszczytny tytuł. Może i niesłusznie go zdobyłam, ale ogień jest ze mną, a ja jestem ogniem!
Zamachnęła się mieczem, a płomienie zatańczyły wokół niej. Moc wypełniała ją od wewnątrz. Gorąco doprowadzało do szaleństwa, potęgując odwagę, której wcześniej jej brakowało. Siła zebrała się w pięści i wystrzeliła iskrami na namioty, podpalając je.
— Oczywiście, że jesteś jedyną, która może dzierżyć ten tytuł odezwał się głos wśród zebranych.
Król Smoków Cienia, Eric, wyszedł naprzeciw Starożytnego i nie uklęknął przed nim.
— A ty, jak zawsze, uparty, chłopcze. — Westchnął. — Musisz jeszcze nauczyć się pokory, Ericu.
— Nie musisz mi o tym przypominać co kilka stuleci, o Starożytny. — Pokłonił się i zwrócił ku Lucy. — Pomogę ci bez względu na to, co się zdarzy.
— Dobrze. — Kiwnęła. W tej sytuacji pozostało jej jedynie zaufać temu smokowi, nawet jeśli miałby okazać się wrogiem.
Twarz Erica nagle znalazła się przed nią. Odsunęła się gwałtownie, lecz w moment mężczyzna znowu przyciągnął ją do siebie. Niemal krzyknęła z przerażenia, gdy źrenice króla przemieniły się w czystą, głęboką czerń. Czuła się pochłaniana przez jego spojrzenie. Obawiała się każdej sekundy, w której musiała stać naprzeciw niego. Trzęsła się, choć sądziła, że odważnie uda jej się przezwyciężyć niezwykłe zbliżenie.
— Wystarczy! — wrzasnął Rin Ko. Pochwycił trzęsącą się Lucy w ramiona. Wasza Wysokość, chyba przesadzasz! Starał się zachować reszki szacunku wobec Króla Smoków Cienia, ale za żadne skarby nie potrafił wybaczyć mu skrzywdzenia Lucy.
Dziewczyna nie umiała opisać tego, co zdarzyło się chwilę temu. Została pochłonięta w nicość to było pewne. Aczkolwiek nie pozostała w niej. Pojawiło się przed nią kilka obrazów i Ciemność, którą był Eric. Nie rozumiała, co to znaczy. Kim byli ci ludzie i dlaczego w tych obrazach była ona sama co prawda piękniejsza, młodsza, chudsza, ale niewątpliwie ona.
Już dobrze, Rin Ko uspokoiła przyjaciela. Dotknęła jego policzka i uciekła z objęcia, podchodząc do Erica. Dotknęła spalonej części twarzy kryjącej się pod bandażami.
A więc… co postanowiłaś? spytał Eric.
Muszę wziąć odpowiedzialność szepnęła. Ten miecz dotknęła ognistego ostrza będzie moim pomocnikiem. Moim bratem, który będzie strzegł mnie przed ostrzami innych wojowników. Umiem wykrzesać ogień. Ale czy będę potrafiła być smokiem? Nie umiem latać. Spojrzała na Starożytnego.
Smok rozłożył skrzydła, będąc gotowym na odlecenie. W ostatniej chwili, przed oderwaniem się od ziemi, odrzekł:
Załatw swoje sprawy. A kiedy już to uczynisz, wzleć i przyjdź do mnie.
Uklęknęła, pochylając czoło przed Starożytnym. I nie podniosła wzroku nawet wtedy, gdy poczuła silne uderzenie wiatru. Jej nowy mistrz odleciał, skazując ją samotną walkę z ludźmi i smokami, którzy powinni być jej poddanymi.
Wstała.
Wojownicy spoglądali na nią w milczeniu. Nie uznawali ją za swojego króla, więc musiała im to udowodnić.
Błagam, ogniu, pomóż mi zwróciła się do wiecznego żywiołu.
Ognisty królik zatańczył w powietrzu, rozprzestrzeniając się wokół Lucy. Ognista tarcza stanęła przed nią, powoli zmieniając się monstrualnego tygrysa, przewyższającego wszystkich znajdujących się w obozie. Warknięcie ognistego zwierzęcia rozniosło się echem, trwożąc serca zebranych. Chcieli czy nie, odsunęli się od swojej królowej, robiąc jej przejście. Namiot, który winien należeć do niej, w końcu znalazł się przed nią.
Rozsunęła kotarę i weszła do środka, czując odór męskiego ciała. Kobiece ubrania leżały porozrzucane po kątach, a przewrócone bukłaki po alkoholu wydzielały ostry zapach.
To nie należy do mnie powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Proszę wystawiła przed siebie dłoń zbuduj dla mnie nowe miejsce.
Ogień usłuchał ją.
Otoczył zewsząd namiot, zamykając Lucy wewnątrz ognistej trąby powietrznej. Pochłonął wszystko, co należało po poprzedniego właściciela tytułu, pozostawiając po sobie jedynie spalony fragment ziemi.
Lucy przykucnęła nad popiołem i zdmuchnęła go.
Odwróciła się. Wielu wojowników pozostało zmieszanych, część wyraźnie pragnęła rzucić się na nową panią i zabić ją w ramach zemsty, ale znaleźli się też tacy, co zostali zamroczeni i zauroczeni mocą królowej.
Lucy rozwinęła bandaże. Spalona twarz symbolizowała jej zwycięstwo i porażkę. Nie miało znaczenia jej poprzednie życie. Eric pokazał jej wizje w jakimś celu. Nie po to, by szukała przeszłości, lecz by mogła zostawić ją za sobą i żyć od nowa była już na to gotowa.
Niech żyje nowy król! wrzasnęła, unosząc zaciśniętą pięść ku niebiosom.
Z początku wydobył się tylko jeden wiwat, lecz za nim podążyły kolejne. Królowa narodziła się na nowo.
Wzięła głęboki wdech, zbierając ogień wokół swojego ciała. Przyjęła każdy dotyk języka, wierząc, że jej żywioł to nie tylko zniszczenie, ale również miłość i życie. Zniszczona koszula znikła, a ogień przywdział ją w czarno-czerwoną zbroję przepasaną bordowym pasem. Włosy otulił krwistymi pasemkami. Dał jej pochwę, do której włożyła miecz.
Niech żyje nowy król rozległ się jednomyślny wrzask.
Jednak ten wrzask nie miał dla Lucy znaczenia, gdy ujrzała stojący w kącie cień; schowany gdzieś między namiotami, który spoglądał na nią pełnym satysfakcji wzrokiem. Uśmiech nie schodził z jego oblicza. Zachowywał się tak, jakby wszystko poszło po jego myśli. I wtedy Lucy zdała sobie sprawę z tego, że jedyną osobą, która mogła wspomóc ją w walce z byłym Królem Smoków Ognia, był Eric…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz