Choć Porla nieustannie celował w Lucy Dragneel, ta ani razu się nie wzdrygnęła. Jakby cały czas była pewna, że nic się nie stanie.
Z przejęciem słuchała historii mężczyzny, potwierdzając w pełni swoje przypuszczenia. Nie sądziła, że szczęście może aż tak bardzo być dobrym sprzymierzeńcem w walce z przestępcą. Teraz jedynie musiała wynegocjować ratunek dla siebie lub znaleźć rozwiązanie, które zapewni jej zwycięstwo.
– Czego milczysz?! – zapytał wściekły Porla.
Lucy wzięła głęboki wdech, po czym uśmiechnęła się słodko i rzekła:
– To nie ty zabiłeś Mesta Grydera.
Wyraźnie zaintrygowany jej słowami opuścił broń, dając znać, że pragnie wysłuchać dziewczyny.
Lucy na nic innego nie liczyła.
– Współpracowałeś z ludźmi, który coś ci obiecali, ale ostatecznie wyszło na to, że chcieli cię wrobić w morderstwo – mówiła, widząc, z jakim przejęciem mężczyzna przygląda się jej. – Chciałeś uzyskać tylko współpracę, ale doszło do tego, że strzał, który miał być ostrzegawczy, zabił go… Lecz to nie był twój strzał – dodała.
– Gdyby nie to, że znam wszystkie przejścia w tej zapchlonej dziurze, ich plan powiódłby się – dokończył za Lucy. – A chciałem już nigdy nie być wykorzystywanym.
Prawą dłonią złapał się za głowę, częściowo zasłaniając twarz. Drżał, powtarzając nieustannie słowa, których sensu dziewczyna nie potrafiła pojąć. Zachowywał się jak opętany, lecz w rzeczywistości ból i uczucie upokorzenia, które okrywał przez lata, teraz objawiały się światu zewnętrznemu.
Wzbudzał współczucie, ale Lucy wiedziała, że za tym niewinnym staruszkiem kryją się brutalne motywy. Nie była w stanie podejść do niego i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Był to człowiek, który bez żadnych skrupułów zmasakrował ludzkie ciało.
– Widzisz do czego doprowadziły twoje chore ambicje – podsumowała Lucy.
– Chore? – zapytał.
Uniósł głowę i spojrzał szyderczo na Lucy. Zachowywał się tak, jakby w ciągu tych paru sekund odzyskał całą świadomość. Jakby dotarły do niego w końcu słowa dziewczyny.
– Ty nawet nie wiesz, gówniaro, co znaczy starać się przez dziesiątki lat o tę cholerną posadę i nagle dowiedzieć się, że stary pryk ją przejmuje! – wrzasnął donośnie. – Czy ty wiesz, co to znaczy?! To ja powinienem być dyrektorem szkoły nr 1!
Wnet ponownie wymierzył broń w kierunku Lucy, ale tym razem nie miał zamiaru się cofnąć. Zdeterminowany, pełen gniewu i nienawiści chciał się za wszelką cenę pozbyć szkodnika, który miał czelność go obrazić.
Dziewczyna nie rozumiała jego ambicji. Pragnienia, które nieustannie kroczyło za nim od dnia, w którym poznał Mavis Vermilion – kobietę emanującą władzą, sprawiającą, iż marzeniem było całować ziemię po której stąpa. Jednak wszystko już dawno odeszło, a Porli zawsze pozostawało cieszyć się jedynie resztami, które łaskawie inni mu pozostawiali.
Gdzieś w zakątkach serca na pewno znajdowało się miejsce dla współczucia i zrozumienia, ale było ono tak szczelnie strzeżone, że nawet sama dziewczyna nie miała do niego dostępu. Bardziej gardziła ów człowiekiem, niż próbowała się z nim utożsamić.
– Zginiesz – stwierdził Porla. Jego ręka wyraźnie drżała, a wraz z nią broń. Nie potrafił dokładnie wymierzyć w jej serce, strzelić i zamordować niewinną dziewczynę.
– Nie – szepnęła głosem pełnym przekonania o swojej racji.
Lucy zamknęła oczy i pochłonęła łyk zimnego powietrza, który dotarł do niej zza okna. Uśmiechnęła się delikatnie i zrobiła krok do tyłu, przesuwając się troszeczkę w swoją prawą stronę.
I stało się.
Po całej szkole rozległ się dźwięk strzału, który przeszedł po wszystkich pomieszczeniach echem. A zaraz po nim głuchy odgłos upadających zwłok na podłogę.
– NIE RUSZAĆ SIĘ! POLICJA!!!
Do sali lekcyjnej wkroczył cały szwadron policyjny, ubrany w kamizelki kuloodporne. Z mocno przytwierdzonymi do rąk tarczami i pistoletami, skierowanymi dokładnie w jednym, konkretnym kierunku. Przygotowani na najgorsze, wiedzieli, jak mają zareagować, gdyby ich oczy ujrzały martwą dziewczynę, z którą współpracowali.
Jednak wszyscy zamarli, widząc stojącą przed nimi Lucy, która wlepiała pusty wzrok w leżące przed nią zwłoki Jose’a Porli – perfidnego starca, który padł po jednym, celnym strzale prosto w środek czoła. Lecz Dragneel nie miała przy sobie żadnej broni. Nie była zakrwawiona ani zbyt bardzo przerażona. Jakby pewność, że wszystko potoczy się po jej myśli, dodawała jej sił.
– Lucy! – Do uszu dziewczyny doszedł krzyk Ur, która przecisnęła się przez jednostkę specjalną.
Nie przejmując się procedurami, podeszła do uczennicy i wtuliła się w nią mocno, próbując ją pocieszyć. Czy się bała czy nie, była tylko niedoświadczonym dzieckiem. Potrzebowała pomocy, nawet jeśli o tym nie wiedziała.
– On nie żyje? – zapytała Lucy. – Prawda?
– Tak – potwierdziła Milkovich.
– Zabili go, bo już nie był potrzebny – szepnęła Dragneel, kładąc głowę na ramieniu policjantki. Tak, teraz mogła stwierdzić, że to już koniec misji…
***
(tajemniczy mężczyzna, który zabił Purehito)
Zamlaskał, po czym założył za ucho kosmyk fioletowych włosów, które przegrały z prawami grawitacji i swobodnie opadły na dach „fortecy” ogrodnika. Już wiedział, co będzie pierwszą rzeczą, jaką uczyni po zakończeniu swojej misji – choć mógł już bez problemu uznać, że właśnie ten moment nastąpił. Prosty, piękny strzał z nowej broni snajperskiej, którą dostał w prezencie od ukochanej, był idealną nagrodą po trudach, napotkanych na drodze do zwycięstwa.
I spłaciłem swój dług, pomyślał mężczyzna o włosach koloru kwitnących fiołków. Uśmiechnął się i podniósł obolałe pośladki, które wiele wycierpiały podczas kilku godzin czatowania. Jednak to był już koniec. Pakuje się i wraca do domu – jeśli w ogóle mógł taki tytuł nadał tej przeklętej spelunie, w której się wychował.
– Schodzisz? – usłyszał ciche pytanie, dochodzące zza niego.
Faktem było, że czas to pieniądz, a on go nie miał zbyt dużo.
Zaraz włożył nowiutką zabawkę do futerału na kontrabas i szczelnie ją opakował, starając się nie wzbudzać żadnych podejrzeń – jeżeli ewentualnie przechodzący obok kot miał wbudowaną kamerkę w obrożę.
Zaśmiał się i zeskoczył na chodnik, który w połowie był zajmowany przez stojącą na nim karetkę. Nie popierał pożyczania rzeczy od dawnych przyjaciół, ale „doktor Henry” musiał być wdzięczny, że jedynie tylko tyle wzięli od niego, choć mogli zażądać powrotu do zawodu.
– Wsiadaj i przestań odmawiać paciorki, ukochany – rzekła kobieta siedząca za kierownicą. Włosy koloru świeżej krwi swobodnie przelatywały przez czarną kierownicę, docierając aż do siedzenia, na którym czekała zniecierpliwiona wspólniczka.
– Och, Erzo – mruknął cicho mężczyzna – jesteś okrutna – dodał głośniej.
Wszedł szybko do środka, nie chcąc dłużej narażać się na gniew miłości swojego życia, po czym jak małe dziecko zaczął przyglądać się przyciskowi, który ostatnio dostarczał mu tak wiele rozrywki. Nie potrafił się powstrzymać, a Erza nie potrafiła go od tego odciągnąć, więc tylko kiwnęła głową na znak zgody.
Zaraz zabójca włączył sygnał, który zaczął wyć na całą okolicę, gdy tylko ruszyli z miejsca, kierując się ku portowi… kierując się ku domowi.
***
Usiadła na jednej z ław, znajdujących się w szkolnym parku, po czym przysunęła kolana do piersi i schowała w nich głowę, cicho szlochając. Wstydziła się tego zachowania. Że jednak gdzieś w zakątkach serca ukrył się strach. Przerażenie, które wydostało się za zewnątrz, uwalniając wszystkie troski, które tak długo ukrywała.
Zaśmiała się.
Nagle poczuła na swoich plecach jakiś ciepły, miękki materiał, który pojawił się na niej w ciągu chwili. Zaskoczona uniosła głowę i spojrzała na mężczyznę, który stał dokładnie naprzeciw niej, posyłając dziewczynie ciepły uśmiech.
– Witam, panie Mackbecie – powiedziała Lucy, domyślając się, w jakiej sprawie przyszedł do niej agent Pengrande.
Mackbet przybliżył się do uczennicy, po czym usiadł obok niej. Splótł palce u rąk i cicho szepnął kilka słów, które zaraz zostały zagłuszone przez donośny i porywczy wiatr. Jednak Lucy była przekonana, że nie chciała ich usłyszeć. Niewiedza od zawsze ją chroniła, więc i tym razem pragnęła jej zaufać i nie zbliżać się do tajemnic, które mogłyby ponownie rozpocząć koszmar z dawnych czasów.
– Czy zakończyłam swoją misję? – zapytała potulnie.
– Oczywiście, ale… – zawahał się – proszę mi uwierzyć, że to nie ostateczny koniec.
– Wiem, panie Macbecie – odparła, rozumiejąc, co ma na myśli.
– I ja także wiem, panienko Heartfilio – powiedział, wyraźnie podkreślając nazwisko, którego użył. – Choć sądzę, że raczej się już nie spotkamy.
– Bezpośrednio pewnie nie.
Rozmowa dążyła do nikąd. Oboje równie dobrze mogli zamilknąć i rozejść się we własne strony, ale wciąż pozostawały tematy, które musieli poruszyć, choć nie chcieli.
– Proszę zachować w tajemnicy wczorajszą rozmowę – rzekł niespodziewanie agent.
– Gdybym cokolwiek ujawniła, oboje wąchalibyśmy kwiatki od spodu – odparła sztucznie. Oboje dobrze wiedzieli, jakie tematy poruszyli w trakcie spotkania i jakie konsekwencje ich czekały, gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział.
– Rozumiem.
Makbet wstał i skierował się w stronę głównej bramy, ostatecznie kończąc pewien etap w życiu Lucy. Dziewczyna, odprowadzając go wzrokiem, czuła, jakby część jej samej właśnie ulotniła się. Człowiek, który znał wszystkie odpowiedzi na jej pytania, teraz bezpowrotnie znikał, pozostawiając ją z uczuciem niewiedzy. Jednak nie mogła więcej od niego żądać, niż był w stanie dać.
Nagle ujrzała idącego w jej kierunku Lokiego, który na moment przystanął, spoglądając na kroczącego w przeciwną stronę Mackbeta. W pierwszej chwili uznała, że pragnął jedynie zapamiętać twarz człowieka, który ma związek z nią samą, ale później zrozumiała, że jest to tylko złudzenie. Z każdą sekundą nabierała coraz większej pewności, że ta dwójka zna się bardzo dobrze.
Udając, że nie jest zainteresowana mężczyznami, odwróciła wzrok, spoglądając w kierunku miejsca zbrodni. Słyszała, że Loki zbliża się do niej, lecz nie próbowała odpowiedzieć na jego zainteresowanie. Mogła poczekać, miała czas. Najważniejszy był teraz odpoczynek i załatwienie jednego zwolnienia, bez którego nie uzyska wybaczenia od pewnej osoby.
– Czemu jesteś taka zamyślona? – zapytał Loki, przysiadając obok dawnej przyjaciółki. – Już planujesz naszą randkę?
– Randkę? – Buszując w pamięci, starała się odnaleźć chwilę, w której złożyła obietnicę. – Randkę! – oświadczyła donośnie.
Zaśmiała się, po czym schowała twarz w dłoniach, nie potrafiąc spojrzeć Lokiemu prosto w oczy. Zachowanie dziewczyny wydawało się wystarczająco irracjonalne, lecz miała ku temu powody. Nie wierzyła jak bardzo skomplikowane może być jej życie miłosne. Kiedyś marzyła o księciu z bajki, a teraz na każdym kroku napotykała człowieka, któremu mogła nadać ten tytuł.
– Powinienem być z siebie dumny? – spytał zaskoczony Loki. – Twoja reakcja wydaje się być lekko… szalona – powiedział szczerze.
– Nic, ja po prostu… – otwarła oczy z łez. – Ja po prostu nie potrafię zrozumieć, jak moje życie się zmieniło odkąd poznałam Natsu.
– Życie jest pełne niespodzianek.
– Tak. – Kiwnęła głową. – Gdyby tylko te niespodzianki nie doprowadzały do nieszczęścia.
– Na tym właśnie polegają – wyjaśnił Loki. – Raz jest lepiej, raz jest gorzej. Powinniśmy nauczyć się żyć z myślą, że nie każdy dzień może dawać nam to, czego oczekiwaliśmy.
Lucy westchnęła, czując, że dawny przyjaciel ma rację. Dlatego starała się nie myśleć o przyszłości. Ważniejsza była teraźniejszość i życie tak, by niczego więcej nie żałować.
– Dziękuję – szepnęła. – Ale dlaczego mi o tym mówisz?
– Teraz jestem obok ciebie, ale jutro już może mnie nie być – odpowiedział, odwracając wzrok.
– Mówisz to tak, jakbyśmy w pewnym momencie mieli się już nigdy nie spotkać – rzekła zmartwiona. Słowa Lokiego wprowadziły niepokój do jej serca. Nauczyła się, że nie należy lekceważyć przeczucia, które może się ziścić. Za jego oświadczeniem kryło się coś więcej, niż tylko nic nieznaczące zdania. Być może próbował ją nieświadomie przed czymś ostrzec, nie zdradzając tym samym swych prawdziwych intencji.
– Przepraszam.
Zanim Lucy zdążyła zareagować na jego przeprosiły, Loki przybliżył się do niej. Złapał dziewczynę za nadgarstek, by nie mogła się wyrwać i złożył delikatny pocałunek na jej różowym policzku. Trwało to dosłownie kilka sekund, lecz zdążyło wprowadzić harmider w sercu nastolatki, która poczuła głęboką miłość bijącą ze strony chłopaka. Nie wiedziała skąd czerpie te myśli, lecz widziała ból na twarzy Lokiego, gdy puścił ją i uciekł w stronę głównej bramy.
Złapała się dłonią za policzek, na którym wciąż czuła dotyk ust młodzieńca. Nie był to jej pierwszy raz, ale Natsu nigdy nie doprowadził ją do takiego szaleństwa. Ani razu nie sprawił, że jednocześnie tyle uczuć spłynęło na nią, by nie wiedzieć, jak zareagować. Nie zarumieniła się, ani nie zawstydziła, ale w tej jednej chwili naprawdę mogła określić się mianem kobiety.
– Dlaczego? – zapytała, nie pojmując zachowania Lokiego.
Docierając pod komisariat, nie wiedziała, z czym może spotkać się wewnątrz niego. Mimo wszystko doprowadziła do aresztowania osoby, która jej ufała. Jednak teraz musiała odstawić na bok strach i niepewności. Postąpiła niezgodnie z własnym sumieniem i obowiązkiem Lucy było teraz naprawić naderwane więzy.
Idąc dumnie przez cały parter siedziby policji, czuła na sobie wzrok odwiedzających. Nie wątpiła w siłę mediów. Zapewne każdy w mieście znał już sytuację i kto uczestniczył w dzisiejszej akcji. Jednak nie oni byli przedmiotem jej rozważań, dlatego ominęła zwinnie gapiów, przechodząc do tymczasowego aresztu, w którym byli przetrzymywani więźniowie.
– Dobra! – powiedziała, próbując dodać sobie odwagi.
Otworzyła drzwi i przeszła przez próg, kierując się w stronę najbardziej oddalonej celi. Od razu zauważyła, że Levy zwróciła uwagę na gościa i szybko przybliżyła się do krat, posyłając Lucy spojrzenie pełne nienawiści.
– Po co tu przyszłaś? – zapytała zajadle McGarden.
Lucy nie potrafiła odpowiedzieć jej wprost. Istniał cień szansy, że Levy wyczuje w oświadczeniu dziewczyny pułapkę, która będzie miała na celu znaleźć poważniejsze dowody. I choć nie to było zamiarem pani Dragneel, rozumiała, jak musi teraz czuć się jej dawna przyjaciółka.
– Przepraszam – szepnęła Lucy, podchodząc pod same kraty i łapiąc metalowe pręty w dłonie. – List, pogróżki, tajemnicze zgony i to uczucie, że wszystko wskazuje na ciebie. – Nie potrafiła już powstrzymać łez. – Nie mogłam tego wytrzymać. Świadomość istnienia drugiej ja powoli mnie przytłaczała. Codziennie patrzę w lustro i myślę, że widzę kogoś innego. Levy, ja…
– Po co mi to mówisz? – przerwała jej McGarden.
– … chciałam tylko rozwiązać sprawę – mówiła dalej, nie zważając na słowa więźnia – i wreszcie odzyskać spokój. Codziennie boję się, że to mój ostatni dzień. Wizje w mojej głowie są nie do zniesienia. A do tego dochodziło zachowanie Porli, który był gotowy mnie zabić. Nie chciałam, by doszło do takiej tragedii, do twojego aresztowania, ale nie miałam innego wyboru. By chronić bliskie mi osoby, zaryzykowałam i poszłam przyłapać Porlę na gorącym uczynku.
– Czyli? – zapytała zaintrygowana Levy.
– Odbyć z nim rozmowę i wymusić zeznania. I nie zginąć – dodała po chwili.
– Zaraz…
– Było blisko, ale mówię to szczerze! – krzyknęła, próbując zrobić wszystko, by przyjaciółka jej uwierzyła. – Jesteś mi bliska, tak samo Natsu. Nie mogłam was stracić, a wszystko na to wskazywało. Wiem, że ciężko ci będzie mi wybaczyć, ale ja potrafiłam zrozumieć, dlaczego zataiłaś przede mną prawdę o Gajeelu. Ja…
– Zamknij się! – syknęła córka yakuzy. – Obie jesteśmy sobie winne. Powinnam od razu ci wyjaśnić wszelkie okoliczności, choć ja sama nic z tego nie rozumiem. Od kilku lat byłam świadoma, że coś się stało, gdy byłam mała, że ktoś przeze mnie zginął, ale nigdy nie przypuszczałam, że w takich okolicznościach.
– Wybacz mi! – powiedziała błagalnym głosem.
– Cieszę się, że teraz jesteś ze mną szczera. – Kiwnęła głową. – Dlatego jak już mnie wypuszczą – uśmiechnęła się słodko – zacznijmy od nowa.
Lucy chwyciła dłonie Levy, wciąż powtarzając, jak bardzo jest jej przykro, że do tego doszło. Ta opowieść skończyłaby się prawdziwym happy endem, gdyby nie fakt, że wszystko, co Lucy powiedziała, było jednym, wielkim kłamstwem…
No i stało się !!! Natsu wie, że jego serce wybrało Lucy na długo przed rozumem, jakie to romantyczne. Świetny rozdział, czekam na next.
OdpowiedzUsuńNie inaczej! I wiem, ze czekacie, aż wyzna jej miłość. Czytam Wam w myślach!
UsuńDziękuję bardzo i ciesze się, że rozdział się spodobał.
Świetny rozdział... tak właśnie mnie zżerało, co Lucy powie... Co do pytania-niewiem, ale obawiam się, że to może się źle skończyć...Mam nadzieję, że Natsu szybko znajdzie odwagę, żeby wyznać jej miłość <3 Już odliczam dni do następnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasia
Dziękuję bardzo! I póki co chyba coś strasznego się nie stanie... chyba...
UsuńRaczej nie znajdzie szybko tej odwagi :)
Pozdrawiam
Udało ci się :D Naprawdę podobał mi się ten rozdział. Jeden z najlepszych rozdziałów jak dotąd :P
OdpowiedzUsuńChciałabym, żeby z Natsu i Lucy to była nieodwzajemniona miłość, jakoś tak mi bardziej pasuje. I podoba mi się charakter Lucynki.
Powiedziałam, że nie chce mi się pisać długich komentarzy, ale jak tak czytam te twoje wypociny mam ochotę cię pochwalić.
Pozdrowienia Nike i Cień
I będę szczera, cholernie przyjemnie i szybko mi się go pisało. Naprawdę. Kolejny rozdział już szedł mi dużo trudniej i boję się co z tego wyszło, ale to różnie jest. Choć doświadczenie mówi, że im lepiej się pisało, tym lepszy rozdział ;)
UsuńI chyba jesteś pierwszą osobą, która powiedziała o nieodwzajemnionej miłości... Ciekawe...
Dziękuję ślicznie za komentarz i również pozdrawiam!
Cudo :D
OdpowiedzUsuńChwilę temu zaczynałam czytać, a tu już koniec rozdziału :O
W końcu zaczynają być ze sobą szczerzy i dobrze nadchodzą ciężkie czasy, będą potrzebować zaufania między sobą :>
Weny!!
I bardzo dobrze! Jeśli tak się stało, to znaczy, że rozdział ci się spodobał, a ja jestem z siebie dumna!!! :)
UsuńI faktycznie, będą potrzebować zaufania między sobą, ale jeszcze dużo się wydarzy :)
Pozdrawiam i dziękuję!
Japier... Kocham Cię to jest boskie! No i przepraszam,że nie pisałam ostatnio komentarzy!
OdpowiedzUsuńWybacz mi o bogini! Co do NaLu... Nie zrozum mnie źle, ale cholernie jestem ciekawa Gruvi. I jak zwykle liczę na... A ch*j z tym,wiesz o co chodzi.
~Kofuku z przekroczonym limitem internetu...
Ja też Cię kocham! ;) I za co przepraszasz? Bardzo się cieszę, że nie zrezygnowałaś z czytania i za to dziękuję!
UsuńTak, miałam nawet pisać, że Nalu dla ciebie, ale ostatecznie zrezygnowałam, bo pocałunku jeszcze nie było...
A gruvia, będzie w tym sezonie. Póki co Juvia jest z Lyonem, ale w połowie sezonu sporo się okaże!
Dziękuję i pozdrawiam ;)
No ja nie mogę!! Kobieto,rozdział jest REWELACYJNY. Ja..... nie mam nic więcej do dodania, prócz tego że czekam wielce na następny epizod. Pozdrowienia, weny oraz bezpieczeństwa życzy PhantomPL.
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo mnie to cieszy, że tak uważasz!
UsuńDziękuję bardzo ;)
Mam pustko w głowie i nie wiem co by tu napisać... :/
OdpowiedzUsuńAle czekam na więcej takich rozdziałów jak ten, w których coś w końcu się wyjaśnia! ;)
Wygląda na to, że Laxusowi i Gray'owi już przeszło :)
A Lyon może go zawieść na cmetarz na grób Ur albo coś w tym stylu (ew. do Juvii)
Co do samego rozdziału to jest genialny i bardzo mi się podobał :D
Pozdrawiam i życzę weny! :3
Ogólnie w trzecim sezonie będzie powoli się wiele, naprawdę wiele wyjaśniać! Obiecuję z ręką na sercu ;)
UsuńCzy im przeszło? Pamiętaj! To dopiero początek.
A odpowiedź na pytanie... Kurde... Nie powiem!
Dziękuję bardzo kochana!
A ja mam bardzo silne przeczucia, że za niedługo chyba będzie jakiś dowód miłości ze strony Natsu. No nie wiem dlaczego, ale oni mi tak do siebie pasują, że nie na zmiłuj.. Tak kocham takie zagwostki kryminalni-miłosne. Serio, to mnie kręci. Nie ma to jak połączenie romansu z l lejącą się krwią :D
OdpowiedzUsuńSorry za błędy :P
OdpowiedzUsuńNie przepraszaj za błędy i dziękuję bardzo! Cieszę się, że opowiadanie się spodobało i mam nadzieję, że nie zawiodę tym, co szykuję! ;)
UsuńWspaniały, mam nadzieje, że wiele rozdziałów będzie ci się przyjemnie pisało oraz, że masz pomysły na ich D U Ż Ą ilość :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Ty mi nawet nic nie mów, bo gdybym chciała wykorzystać wszystkie pomysły na PACa, to o wiele za dużo lat bym to pisała ;)
UsuńDziękuję bardzo i również pozdrawiam ;)
NaLu ;3
OdpowiedzUsuń- Kocham cię, Lucy – szepnął.
- Coś mówiłeś? - spytała się małżonka.
- Nic.
- Ja ciebie też kocham - uśmiechnęła się i pocałowała go.
Tak to powinno być xd #nalufan
Życzę zdrowia, weny oraz czasu ;)
~Hatosuta
Tak, tak, wiem, że tak chcielibyście, ale musicie poczekać !
UsuńOh słodki Boże, chyba już drugi raz to będzie, ale muszę to napisać. Kocham to opowiadanie <3 co rusz wzbudza we mnie taką wybuchową mieszankę emocji, że dziwię się, iż jeszcze nie rozwaliło mi głowy od tego nadmiaru :) Ogólnie bardzo przyjemnie mi się czytało rozdział i nie wiem, widzę, że niektórzy Ci czasem wyłapią jakieś błędy. Ja chyba jestem ślepa, bo mi się jeszcze nigdy nic nie rzuciło w oczy >.<
OdpowiedzUsuńTo jest tak, że jeden zauważy, drugi nie. Ja jestem z tych, co raczej nie zauważają :)
UsuńDziękuję ślicznie!
jestem w niebie. Nareszcie się stało, nareszcie Natsu to wyznał po cichu ale wyznał *-*. Rozdział podobał mi się bardzo. No nie mogę, idę czytać. Weny i pozdrowienia *-* :*
OdpowiedzUsuńKiedfyś musiało się to wydarzyć ;)
Usuń