poniedziałek, 11 marca 2019

[Pozory czasem mylą] Rozdział 8 Gdy oczy przestają widzieć



— Natsu, to chyba naprawdę gówno — zauważyła Lisanna, przyglądając się z oddali ubrudzonemu telefonowi z zatkanym nosem. Przechyliła niewinnie głowę na bok i uśmiechnęła się, tak złośliwie, jak nigdy wcześniej.
Dziewczyna przemknęła obok, wnosząc do ich wspólnego pokoju trzy siatki z zakupami. Wszystko rzuciła na łóżko, a później sama położyła się obok, oddychając z ulgą. Białe włosy wplątały się jej między guziki poduszki, a kiedy przesunęła się bliżej krawędzi, odsłoniły bliznę po obciętym uchu. Natsu rzucił telefon na stół i położył się na Lisannie. Ucałował ją w czoło.
Zaśmiała się słodko i zaraz odepchnęła.
— Nauka? — szepnął, całując nadal po jej twarzy. — Nie pozwolę.
— Nie, jesteś mokry i śmierdzisz — wyznała.
Korzystając z okazji, wyskoczyła z objęć chłopaka. Natsu opadł zawiedziony. Ręce położył na siatkach, a usta wbił w poduszkę, zduszając w sobie żałosny krzyk.
— Ale ja chcę — odburknął niewyraźnie. — Ciągle nauka, a teraz śmierdzę. Ty chyba lubisz mieć same wymówki.
— Nie, nie, nie. — Pomachała ręką. — To ty ciągle po nocach łazisz i się bawisz, a ja tu pomagam w kawiarni. Ty wiesz, że tylko ja tutaj zarabiam.
— No, no! — oburzył się. — Przypominam, że to ja dwa lata temu zarobiłem sto tysięcy kryształów i ciekawe, kto chętnie wydawał MOJE pieniądze — podkreślił. — Teraz tylko się odwdzięczasz. I nie martw się… — zaczął mówić ciszej — już niedługo pójdę do pracy i zaczniemy nowe życie w Crocus.
Przymknął powieki i odpłynął do krainy marzeń, gdzie przeszłość odeszła w niepamięć, Lisanna spodziewa się dziecka, a on wykonuje normalną pracę. Upajał się tym snem niemal codziennie, choć w głębi serca znał prawdę. Nigdy tak się nie stanie. Nigdy nie zaznają prawdziwego szczęścia, na które zasługiwali. Jednak zawsze było przyjemnie pomarzyć. Zanurzyć się w słodkie kłamstwo i żyć fantazją, gdy codzienność nie wyglądała tak cudownie.
— Lisanna? — Chwycił ukochaną w pasie i przyciągnął do siebie.
— Tak, wiem — odpowiedziała, jakby czytała mu w myślach.
Wspięła się na palcach i dosięgła ust Natsu, zatapiając się w długim pocałunku. Uwielbiał jej szorstkie, suche wargi, które drażniły go wraz z każdym ruchem. Poruszała się zwinnie, szybko i nie pozwalała mu przejąć kontroli. A więc o tym mówiła, pomyślał, przypominając sobie o rozmowie telefonicznej.
— To jeszcze nie koniec — oznajmiła, składając krótki pocałunek na tatuażu Natsu.
— To dopiero początek — szepnął.
Chwycił ją pasie i przydusił do siebie, nim zdążyła wydać z siebie choćby jęk. Jej usta zamknął w długim, namiętnym pocałunku, przy okazji sprawnie sobie radząc wolną ręką z rozporkiem od spodni dziewczyny. Lisanna położyła dłonie na torsie Natsu i powoli odsunęła go od siebie. Jej cała twarz zaróżowiała. Oddychała ciężej.
— Może zrzućmy zbędny balast? — zaproponowała.
— Takich rozkazów mogę słuchać zawsze i wszędzie.
Bez chwili zastanowienia zdjął z siebie koszulę. Spodnie nieudolnie ściągnął chwilę później, aż pozostał w samych bokserkach, kiedy Lisanna wciąż miała na sobie cały ubiór.
— Co robisz? — spytał, obawiając się, że znowu zrezygnuje z zabawy.
— Po prostu nie mogę pozbyć się tych guziczków. — Wskazała na ozdoby przy dekolcie. Stanęła na palcach i szeptała Natsu do ucha: — Może pomożesz?
— Chyba nie mam wyboru. — Wzruszył ramionami. — Gdzie są nożyczki?
Lisanna skamieniała. Odsunęła się kawałek.
— Poradzę sobie sama — oznajmiła, zrzucając z siebie koszulę i spodnie.
— Z resztą mogę pomóc.
Natsu odwrócił ją i zwinnie rozpiął biustonosz.
— Uczysz się — zauważyła dziewczyna, gdy zaczął ją całować po szyi.
— Mam dobrego mistrza — pochwalił ją, chwytając za piersi. — A takie skarby trzeba nauczyć się zdobywać.
Okręciła się i popchnęła Natsu na łóżko. Łokciem walnął się o siatkę z zakupami. Zajęczał. Rozmasował obolałe miejsce, a pięć kartonów mleka odłożył na podłogę. Lisanna usiadła na nim. Ustami zahaczyła o jego tors, by potem przejść do szyi i na końcu znaleźć wygłodniałe usta. Zatopili się w pocałunku. Natsu dłoń wplątał we włosy ukochanej. Przyciągnął ją do siebie i przewrócił.
— Tym razem ja na górze — przypominał jej, równocześnie zajmując się zbędną bielizną.
— Tak jest, mały generale. — Ucałowała Natsu w szyję i zaśmiała się złośliwie. — Kocham cię.
Zrozumiał, ale nie zamierzał komentować uszczypliwej uwagi dziewczyny.
Polizał prawą pierś ukochanej, a ta jęknęła cichutko, kiedy przejechał ręką po jej udzie. Palce włożył między nogi, które odruchowo rozchyliły się. Plecy Lisanny wygięły się w łuk. Ręce owinęła wokół szyi Natsu i przyciągnęła go do siebie.
— No już, bo jeszcze ktoś nam przeszkodzi — pospieszyła go.
Zgodził się kiwnięciem i bez chwili zawahania wszedł w Lisannę. Zasapała rozkosznie, wbijając paznokcie w plecy Natsu, gdy zaczął poruszać się w równym rytmie. Raz zarazem jęczała, aż w końcu wyrwał się z niej krzyk. Zasłoniła dłonią usta, powieki ścisnęła, a ręce rozłożyła szeroko, by ścisnąć po obu stronach poduszki.
— Kocham cię — wyszeptał Natsu, nim skończył.
— Ja ciebie też, ale jakoś krótko… — wyżaliła się, ku niezadowoleniu chłopaka.
Uniósł brew ze zdziwienia, ale ostatecznie machnął ręką.
— Coś cię dzisiaj ugryzło? — spytał, siadając na skraju łóżka i powoli zbierając z podłogi ubrania.
— Nie.
Przykryła się kocem. Dłoń położyła za czole, a zamarzony wzrok wbiła w sufit. Za oknem zatrąbiło. Natsu przysunął palce pod ramę. Zimny, nieprzyjemny chłód powiał przez wielką szparę. Aż zatrząsł się. Jeszcze nie palili. Nawet nie skończył się wrzesień, a do sezonu grzewczego zostało kilka miesięcy. Wsunął więc kilka szmatek w otwory. Dwa razy pociągnął za rączkę od okna, sprawdzając, czy jest szczelnie zamknięte. Ostatecznie zasunął zasłonki, kiedy światło z latarni naprzeciwka oświetliło cały pokój pomarańczowym kolorem.
Usłyszał cichy pomruk.
— Lisanna? — spytał szeptem, odwracając się.
Zasnęła. Położyła się na prawym boku, odsłaniając nagie plecy i ramiona, nogi ledwo przykrywała cienka narzuta. Natsu uśmiechnął się ciepło. Z szafki wyjął gruby koc i rzucił go mało ostrożnie na ukochaną. Jęknęła, ale nie obudziła się.
— Dobranoc. — Pochylił się i pocałował dziewczynę w policzek. — Miłych snów.
Wyszedł z pokoju, zostawiając zakupy na podłodze. Nic im się nie stanie, pomyślał, gdy przymknął drzwi. W mieszkaniu zastała go cisza. Podrapał się po jednodniowym zaroście, po czym wyszedł na klatkę i wytężył słuch. Nic. Co oni kombinują?, pomyślał, sprawdzając godzinę. O tej porze powinny dobiegać już rozmowy czy hałasy. Tym razem nie zastał tego.
Zdjął ciapy i powoli zaczął schodzić na dół nie chcąc narobić najmniejszego hałasu. Wychylił się lekko zza ściany. Erza wyszła właśnie zza lady, niosąc na tacy trzy filiżanki z kawą. Gray i Mirajane już siedzieli przy stole, układając w dzbanku świeże kwiaty. Natsu schował się za ścianą, kiedy Erza odwróciła się. Usłyszał, jak ktoś przekręca w zamku klucz, zamykając kawiarnię, choć jeszcze brakowało kilku godzin do oficjalnego zamknięcia.
— Dobrze wiesz, że on zwariował — szepnął Gray. — To nie jest normalne. Te jego wypady. A Lucy? Powaliło go? — uniósł głos.
— Ciszej — skarciła go Erza. — Oczywiście, że zwariował. Przecież wiesz, kto… — Odchrząknęła i już nie dokończyła.
Ktoś westchnął.
— Lisanna na tym ucierpi — zauważyła Mirajane. — Chcę ją chronić ze wszelkich sił, ale… Natsu…
— Przestań — uspokoiła ją Erza. — Natsu kocha ją. I dobrze wiesz, że Lisanna nigdy nie podjęłaby decyzji tylko przez wzgląd na Natsu. Ma swój rozum i też chce się zemścić. To nie ty, a ona zobaczyła wtedy waszych rodziców.
— Proszę, nie… — Mirajane pociągnęła nosem. Natsu nie miał żadnych złudzeń — znów płakała. — To ja byłam najstarsza. To ja powinnam wtedy…
— Dobrze, już dobrze. Nie chodziło mi o to. Zacznijmy od początku. Ktoś musi powstrzymać Natsu — zaproponowała, a potem wysiorbała z filiżanki kawę. — Tak, musimy — powtórzyła dla pewności. Uderzyła naczyniem o spodeczek.
— Da się? — spytał Gray. — On już to zaczął. Zaszedł za daleko, a jeszcze nas w to wplątuje. To nie…
— Jakbyśmy sami nie zachęcali go przez ostatnie lata — przerwała chłopakowi Erza. — Łatwo się go teraz ocenia, ale ile razy Mirajane krzyczała, gdy Lisanna dostawała ataku? Ile razy pokazywałeś mu bliznę? Ile razy włosy odsłaniały moją twarz? I ile razy musiał tulić Lisannę w nocy, bo znów widziała ciała swoich rodziców? Czuje się winny i pragnie zemsty. Dziwicie się mu? Bo ja nie. Może zachodzi to wszystko za daleko, ale przyznajcie… Dziesięć lat temu to my zostaliśmy niesłusznie skrzywdzeni.
— Ale z drugiej strony dobrze wiesz, że zemsta niczego nie skończy. — Zaśmiał się. — Gorzej, dopiero wszystko zacznie. Tak samo jak wtedy, gdyby rodzice się nie zapożyczyli u niewłaściwych ludzi, nie doszłoby do tego porwania. Nie doszłoby do porwania, a nasi rodzice wciąż by żyli, a my nie zostalibyśmy z tymi bliznami. Jeśli teraz znowu zaczniemy, to dobrze wiesz, że na samym końcu ktoś ucierpi.
— I znając życie, znowu my albo nasi bliscy — dokończyła Mirajane.
Potem znów nastała cisza.
Natsu pokręcił głową. Nie był gotowy dalej podsłuchiwać przyjaciół. Rozmowa zaszła za daleko, a poniekąd już znał ich ostateczną odpowiedź — spróbują go powstrzymać.
Wrócił na górę. Sprawdził telefon, lecz nadal nie dostał żadnej wiadomości od Lucy o Szczęściarzu. Rozumiał pół godziny, ale nie dwie. Zgubiła numer? Wyrzuciła Szczęściarza na zewnątrz? Wolał nawet nie myśleć o gorszych scenariuszach. Wciąż w nią wierzył, nawet jeśli pozostali stracili już nadzieję na zemstę.
— Idioci — syknął, zaciskając pięść w złości. Położył drugą dłoń na chłodnej ścianie i zaczął głęboko oddychać, by uspokoił zszargane nerwy. — Nie myśl o nich, nie myśl o nich — powtarzał sobie.
Telefon zadzwonił.
Odebrał, nie sprawdzając nawet wyświetlającego się na ekranie numeru.
— Słucham!krzyknął podekscytowany.
Wwitam — rozległ się jękliwy, kobiecy głos. — Ja z parku. Kot. Znalazłam. Szczęściarz ­— powiedziała niewyraźnie.
— To ty? Ta blondynka z parku? Znalazłaś Szczęściarza? To super!wykrzyczał. — Możemy się jutro spotkać?
Ni… — zawahała się. — Tak — odpowiedziała nagle. — Szkoła. Idę do szkoły, ale po…
— W sobotę? — przerwał jej. Zasłonił usta, aby nie parsknąć śmiechem w trakcie rozmowy. Naprawdę szukała jakiejś wymówki, by spotkać się z nim później.
Możemy w południe. Spotkać się? — zaproponowała. — Lubię, gdy dużo ludzi jest. Nie znam cię ­— przyznała szczerze.
— Oczywiście. Przepraszam, zapomniałem na śmierć, że się nie znamy. Natsuprzedstawił się i wtedy dopiero dotarło do niego, że w tej całej ekscytacji zapomniał o innych.
Llucy— odpowiedziała tym samym. — Przy ławce. Tej ławce. Dowidzenia.
Rozłączył się, a chwilę później zza drzwi wychylił się Gray. Z jego oczu biła czysta złość.
— Coś ty narobił? — wysyczała Erza, odsuwając Graya na bok. — Coś ty narobił? — powtórzyła pytanie, gdy nadal milczał
Westchnął i wzruszył ramiona ze zrezygnowania. Co miał jej powiedzieć? Że właśnie popełnił jednej z największych błędów w swoim życiu? Że podjął po raz kolejny decyzję bez konsultacji z resztą grupy? Tak, mógł opowiadać bez końca, lecz srogie, pełne zawodu spojrzenie Erzy zniechęciło go do czegokolwiek. Odwrócił się do przyjaciół plecami i machnął tylko ręką, po drodze zabierając ze stolika paczkę papierosów.
— Tobie naprawdę na nas nie zależy… — szepnęła.
Coś w nim pękło. Nie wierzył, że oskarżyła go o coś takiego. Po tych wszystkich latach, kiedy poświęcał się dla ich dobra, kiedy mógł zostać w Crocus i żyć sobie spokojnie pod opieką królestwa. Gorzkie słowa cisnęły się mu na usta, ale nadal przemilczał oskarżenie. Był za bardzo zmęczony na kolejną kłótnię. Poza tym wysłuchał już wystarczająco, choć niekoniecznie pozostali o tym wiedzieli.
— Cudownie! — ryknęła Erza. — Zachowujesz się jak pięcioletnie dziecko albo i gorzej.
— Byłbym wdzięczny za sprecyzowanie — odezwał się odruchowo. — Co masz na myśli, używając pojęcia „dziecko”? Bo mam wrażenie, że jedyną osobą, która naprawdę zachowuje się jak dziecko, jest niejaka „Erza Scarlet”.
— Niejaka? — oburzyła się. Nadęła usta, jakby chciała coś dodać, ale żadne słowa nie padły.
— Mogę już iść? — spytał, dumnie unosząc podbródek.
Gray i Erza odpowiedzieli kiwnięciem.
Ucieszony wrócił do pokoju, w którym Lisanna wciąż smacznie spała. Przykrył ją drugim kocem. W pomieszczeniu zrobiło się jeszcze chłodniej niż wcześniej. Okna uszczelnił na ile się dało, ale to było wciąż za mało. Dotknął kaloryferów.
— Lodowate jak cholera — mruknął pod nosem.
Objął ciepłym wzrokiem ukochaną, która zadrżała pod dwoma warstwami nakryć. Wystarczyło, aby utwierdził się w swoim przekonaniu; w tym, że postępuje słusznie. Uwagi pozostałych nic nie znaczyły.
Pochylił się i pocałował Lisannę w czoło. Odgarnął jej włosy z twarzy, po czym uśmiechnął się ciepło, układając obok dziewczyny. Łóżko zatrzeszczało okropnie. Dreszcze przeszły po całym ciele. Lisanna na szczęście nawet nie zareagowała. Wziął drugą z poduszek i podłożył ją pod głowę. Ułożył się najwygodniej jak tylko mógł, biorąc pod uwagę, że znaczą część łóżka zajmowała Lisanna. Nogi zawisły mu poza krawędzią, stopami niemal dotykał chłodnej podłogi. Nie za bardzo chciał zabierać śpiącej koc, gdy wcześniej oddał go bez wahania — aby tylko było jej ciepło. Przymknął powieki i westchnął, modląc się w duchu, by nie pochorować się od tego wszystkiego.
— Natsu, wyjdź, musimy porozmawiać — usłyszał nagle głos Graya.
— Nie — wyszeptał. — Ciepło — dodał równie cicho, choć wątpił, by Gray usłyszał choćby jedną odpowiedź.
Wygramolił się niechętnie z łóżka.
— Czego chcesz? — spytał ostro, zamykając drzwi od pokoju. — Daj mi się wyspać.
— Zwariowałeś — stwierdził niespodziewanie Gray.
— Dziękuję, ale wszystko ze mną dobrze — odburknął. — Mogę iść już spać? Naprawdę jestem zmęczony. — Ziewnął na potwierdzenie swoich słów.
— Nie. Natsu, proszę, musimy porozmawiać. Wiem… Erza trochę przesadziła. — Podrapał się po włosach i odwrócił głowę, nieudolnie próbując ukryć zawstydzenie. — Przepraszam — rzekł niewyraźnie, ale Natsu w pełni pojął, co miał na myśli. — Przepraszam, że tak na ciebie naskakujemy — dodał na usprawiedliwienie.
— Ok, dzięki, doceniam. A teraz wracam spać. — Wskazał kciukiem na sypialnie. — Uwierz mi, że wolę poleżeć obok mojej dziewczyny niż gawędzić z tobą bez sensu przez całą noc, lodowy głąbie.
— He?! — krzyknął. — To ja tu z przeprosinami wychodzę, a ty jak jakaś popierdolona księżniczka idziesz sobie spać?! Tak, postradałeś rozum. Myślałem, że chociaż trochę, w pieprzonym minimalnym…
— Cicho! — przerwał, próbując uspokoić Graya. Za żadne skarby nie chciał pozwolić na to, że Lisanna się obudzi. A przynajmniej nie w taki sposób.
— CICHO?! — ryknął jeszcze głośniej. — A co?! Żeby się mnie pozbyć też ułożysz jakiś chory plan?! Zostaw Lucy w spokoju. Już wystarczy tego wszystkiego. Twoi rodzice już raz ją porwali. Co? Chcesz powtórzyć ich wyczyn?!
— Zamknij się! — odwarknął. — Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.
— A więc o co? No bo w tym momencie naprawdę nie wiem, co ty planujesz. Co ty właściwie robisz?
— Chcę się zbliżyć do Lucy i to wszystko.
— A potem?
— To… — zawahał się. — To tajemnica.
Gray przetarł oczy. Z jego oblicza biło zrezygnowanie.
— Ty naprawdę zwariowałeś —odparł w końcu.
— Ty też. Naprawdę chcesz obudzić Lisannę? — spytał.
— Nie. — Westchnął. — Przepraszam, jakoś tak wyszło. No tak… — Zastanowił się przez moment. — Dawno nie miała ataku. Niesamowite. — Prychnął, a potem uśmiechnął. — Jakby nie patrzeć, to dzięki tobie.
— Przerażasz mnie. Zachowujesz się jak kobieta. Zaczynasz od złoszczenia się, a później twój uśmiech aż zachęca mnie to pozbycia się z żołądka całego obiadu. Poza tym usłyszałem trzy razy przepraszam, a teraz jeszcze wydaje mi się, że chciałeś powiedzieć „dziękuję”. Możesz się zdecydować, bo zaraz zadzwonię po karetkę.
— Skończyłeś?
— Nie. — Pokręcił głową. — Jeszcze się rozkręcam. Jeszcze z dziesięć minut temu obgadywałeś mnie na dole…
— A więc podsłuchiwałeś? — przerwał.
— Nie — skłamał i zagwizdał pod nosem.
— Jasne, a świnie zaczynają latać. Gdybyś nie podsłuchiwał, to byś nie dostał od tego choroby wściekłych krów i fochał się jak baba.
— Babą to ty jesteś od tych zmiennych nastrojów.
— Ta… — Kaszlnął. — Po prostu nie chcę żebyś popełnił jakiś głupi błąd i tyle. Twoi rodzice… — zawahał się. Pokręcił głową i poprawił się: — Nasi rodzice wystarczająco zniszczyli nam życie. Nie musimy popełniać tych samych błędów. Szczególnie że… Nie ważne! — Włożył rękę do siebie i odszedł, nie kończąc zdania. — Po prostu pomyśl o Lisannie.
— Zawsze o niej myślę — odpowiedział, choć nie oczekiwał, że Gray usłyszy jego ostatnie słowa…


||  facebook  ||  strona autorska  || ♟ pinterest ♟ ||

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz