— Natsu, to chyba naprawdę gówno —
zauważyła Lisanna, przyglądając się z oddali ubrudzonemu telefonowi z zatkanym
nosem. Przechyliła niewinnie głowę na bok i uśmiechnęła się, tak złośliwie, jak
nigdy wcześniej.
Dziewczyna przemknęła obok, wnosząc do
ich wspólnego pokoju trzy siatki z zakupami. Wszystko rzuciła na łóżko, a
później sama położyła się obok, oddychając z ulgą. Białe włosy wplątały się jej
między guziki poduszki, a kiedy przesunęła się bliżej krawędzi, odsłoniły bliznę
po obciętym uchu. Natsu rzucił telefon na stół i położył się na Lisannie.
Ucałował ją w czoło.
Zaśmiała się słodko i zaraz odepchnęła.
— Nauka? — szepnął, całując nadal po
jej twarzy. — Nie pozwolę.
— Nie, jesteś mokry i śmierdzisz —
wyznała.
Korzystając z okazji, wyskoczyła z
objęć chłopaka. Natsu opadł zawiedziony. Ręce położył na siatkach, a usta wbił
w poduszkę, zduszając w sobie żałosny krzyk.
— Ale ja chcę — odburknął niewyraźnie.
— Ciągle nauka, a teraz śmierdzę. Ty chyba lubisz mieć same wymówki.
— Nie, nie, nie. — Pomachała ręką. — To
ty ciągle po nocach łazisz i się bawisz, a ja tu pomagam w kawiarni. Ty wiesz,
że tylko ja tutaj zarabiam.
— No, no! — oburzył się. — Przypominam,
że to ja dwa lata temu zarobiłem sto tysięcy kryształów i ciekawe, kto chętnie
wydawał MOJE pieniądze — podkreślił. — Teraz tylko się odwdzięczasz. I nie
martw się… — zaczął mówić ciszej — już niedługo pójdę do pracy i zaczniemy nowe
życie w Crocus.
Przymknął powieki i odpłynął do krainy
marzeń, gdzie przeszłość odeszła w niepamięć, Lisanna spodziewa się dziecka, a
on wykonuje normalną pracę. Upajał się tym snem niemal codziennie, choć w głębi
serca znał prawdę. Nigdy tak się nie stanie. Nigdy nie zaznają prawdziwego
szczęścia, na które zasługiwali. Jednak zawsze było przyjemnie pomarzyć.
Zanurzyć się w słodkie kłamstwo i żyć fantazją, gdy codzienność nie wyglądała
tak cudownie.
— Lisanna? — Chwycił ukochaną w pasie i
przyciągnął do siebie.
— Tak, wiem — odpowiedziała, jakby
czytała mu w myślach.
Wspięła się na palcach i dosięgła ust
Natsu, zatapiając się w długim pocałunku. Uwielbiał jej szorstkie, suche wargi,
które drażniły go wraz z każdym ruchem. Poruszała się zwinnie, szybko i nie
pozwalała mu przejąć kontroli. A więc o
tym mówiła, pomyślał, przypominając sobie o rozmowie telefonicznej.
— To jeszcze nie koniec — oznajmiła,
składając krótki pocałunek na tatuażu Natsu.
— To dopiero początek — szepnął.
Chwycił ją pasie i przydusił do siebie,
nim zdążyła wydać z siebie choćby jęk. Jej usta zamknął w długim, namiętnym
pocałunku, przy okazji sprawnie sobie radząc wolną ręką z rozporkiem od spodni
dziewczyny. Lisanna położyła dłonie na torsie Natsu i powoli odsunęła go od
siebie. Jej cała twarz zaróżowiała. Oddychała ciężej.
— Może zrzućmy zbędny balast? —
zaproponowała.
— Takich rozkazów mogę słuchać zawsze i
wszędzie.
Bez chwili zastanowienia zdjął z siebie
koszulę. Spodnie nieudolnie ściągnął chwilę później, aż pozostał w samych
bokserkach, kiedy Lisanna wciąż miała na sobie cały ubiór.
— Co robisz? — spytał, obawiając się,
że znowu zrezygnuje z zabawy.
— Po prostu nie mogę pozbyć się tych
guziczków. — Wskazała na ozdoby przy dekolcie. Stanęła na palcach i szeptała
Natsu do ucha: — Może pomożesz?
— Chyba nie mam wyboru. — Wzruszył
ramionami. — Gdzie są nożyczki?
Lisanna skamieniała. Odsunęła się
kawałek.
— Poradzę sobie sama — oznajmiła,
zrzucając z siebie koszulę i spodnie.
— Z resztą mogę pomóc.
Natsu odwrócił ją i zwinnie rozpiął
biustonosz.
— Uczysz się — zauważyła dziewczyna,
gdy zaczął ją całować po szyi.
— Mam dobrego mistrza — pochwalił ją,
chwytając za piersi. — A takie skarby trzeba nauczyć się zdobywać.
Okręciła się i popchnęła Natsu na
łóżko. Łokciem walnął się o siatkę z zakupami. Zajęczał. Rozmasował obolałe
miejsce, a pięć kartonów mleka odłożył na podłogę. Lisanna usiadła na nim.
Ustami zahaczyła o jego tors, by potem przejść do szyi i na końcu znaleźć
wygłodniałe usta. Zatopili się w pocałunku. Natsu dłoń wplątał we włosy
ukochanej. Przyciągnął ją do siebie i przewrócił.
— Tym razem ja na górze — przypominał
jej, równocześnie zajmując się zbędną bielizną.
— Tak jest, mały generale. — Ucałowała
Natsu w szyję i zaśmiała się złośliwie. — Kocham cię.
Zrozumiał, ale nie zamierzał komentować
uszczypliwej uwagi dziewczyny.
Polizał prawą pierś ukochanej, a ta
jęknęła cichutko, kiedy przejechał ręką po jej udzie. Palce włożył między nogi,
które odruchowo rozchyliły się. Plecy Lisanny wygięły się w łuk. Ręce owinęła
wokół szyi Natsu i przyciągnęła go do siebie.
— No już, bo jeszcze ktoś nam
przeszkodzi — pospieszyła go.
Zgodził się kiwnięciem i bez chwili
zawahania wszedł w Lisannę. Zasapała rozkosznie, wbijając paznokcie w plecy
Natsu, gdy zaczął poruszać się w równym rytmie. Raz zarazem jęczała, aż w końcu
wyrwał się z niej krzyk. Zasłoniła dłonią usta, powieki ścisnęła, a ręce
rozłożyła szeroko, by ścisnąć po obu stronach poduszki.
— Kocham cię — wyszeptał Natsu, nim
skończył.
— Ja ciebie też, ale jakoś krótko… —
wyżaliła się, ku niezadowoleniu chłopaka.
Uniósł brew ze zdziwienia, ale ostatecznie
machnął ręką.
— Coś cię dzisiaj ugryzło? — spytał,
siadając na skraju łóżka i powoli zbierając z podłogi ubrania.
— Nie.
Przykryła się kocem. Dłoń położyła za
czole, a zamarzony wzrok wbiła w sufit. Za oknem zatrąbiło. Natsu przysunął
palce pod ramę. Zimny, nieprzyjemny chłód powiał przez wielką szparę. Aż
zatrząsł się. Jeszcze nie palili. Nawet nie skończył się wrzesień, a do sezonu
grzewczego zostało kilka miesięcy. Wsunął więc kilka szmatek w otwory. Dwa razy
pociągnął za rączkę od okna, sprawdzając, czy jest szczelnie zamknięte.
Ostatecznie zasunął zasłonki, kiedy światło z latarni naprzeciwka oświetliło
cały pokój pomarańczowym kolorem.
Usłyszał cichy pomruk.
— Lisanna? — spytał szeptem, odwracając
się.
Zasnęła. Położyła się na prawym boku,
odsłaniając nagie plecy i ramiona, nogi ledwo przykrywała cienka narzuta. Natsu
uśmiechnął się ciepło. Z szafki wyjął gruby koc i rzucił go mało ostrożnie na
ukochaną. Jęknęła, ale nie obudziła się.
— Dobranoc. — Pochylił się i pocałował
dziewczynę w policzek. — Miłych snów.
Wyszedł z pokoju, zostawiając zakupy na
podłodze. Nic im się nie stanie, pomyślał,
gdy przymknął drzwi. W mieszkaniu zastała go cisza. Podrapał się po
jednodniowym zaroście, po czym wyszedł na klatkę i wytężył słuch. Nic. Co oni kombinują?, pomyślał, sprawdzając
godzinę. O tej porze powinny dobiegać już rozmowy czy hałasy. Tym razem nie
zastał tego.
Zdjął ciapy i powoli zaczął schodzić na
dół nie chcąc narobić najmniejszego hałasu. Wychylił się lekko zza ściany. Erza
wyszła właśnie zza lady, niosąc na tacy trzy filiżanki z kawą. Gray i Mirajane
już siedzieli przy stole, układając w dzbanku świeże kwiaty. Natsu schował się
za ścianą, kiedy Erza odwróciła się. Usłyszał, jak ktoś przekręca w zamku
klucz, zamykając kawiarnię, choć jeszcze brakowało kilku godzin do oficjalnego
zamknięcia.
— Dobrze wiesz, że on zwariował —
szepnął Gray. — To nie jest normalne. Te jego wypady. A Lucy? Powaliło go? — uniósł
głos.
— Ciszej — skarciła go Erza. —
Oczywiście, że zwariował. Przecież wiesz, kto… — Odchrząknęła i już nie
dokończyła.
Ktoś westchnął.
— Lisanna na tym ucierpi — zauważyła
Mirajane. — Chcę ją chronić ze wszelkich sił, ale… Natsu…
— Przestań — uspokoiła ją Erza. — Natsu
kocha ją. I dobrze wiesz, że Lisanna nigdy nie podjęłaby decyzji tylko przez wzgląd
na Natsu. Ma swój rozum i też chce się zemścić. To nie ty, a ona zobaczyła
wtedy waszych rodziców.
— Proszę, nie… — Mirajane pociągnęła
nosem. Natsu nie miał żadnych złudzeń — znów płakała. — To ja byłam najstarsza.
To ja powinnam wtedy…
— Dobrze, już dobrze. Nie chodziło mi o
to. Zacznijmy od początku. Ktoś musi powstrzymać Natsu — zaproponowała, a potem
wysiorbała z filiżanki kawę. — Tak, musimy — powtórzyła dla pewności. Uderzyła
naczyniem o spodeczek.
— Da się? — spytał Gray. — On już to
zaczął. Zaszedł za daleko, a jeszcze nas w to wplątuje. To nie…
— Jakbyśmy sami nie zachęcali go przez
ostatnie lata — przerwała chłopakowi Erza. — Łatwo się go teraz ocenia, ale ile
razy Mirajane krzyczała, gdy Lisanna dostawała ataku? Ile razy pokazywałeś mu
bliznę? Ile razy włosy odsłaniały moją twarz? I ile razy musiał tulić Lisannę w
nocy, bo znów widziała ciała swoich rodziców? Czuje się winny i pragnie zemsty.
Dziwicie się mu? Bo ja nie. Może zachodzi to wszystko za daleko, ale
przyznajcie… Dziesięć lat temu to my zostaliśmy niesłusznie skrzywdzeni.
— Ale z drugiej strony dobrze wiesz, że
zemsta niczego nie skończy. — Zaśmiał się. — Gorzej, dopiero wszystko zacznie.
Tak samo jak wtedy, gdyby rodzice się nie zapożyczyli u niewłaściwych ludzi,
nie doszłoby do tego porwania. Nie doszłoby do porwania, a nasi rodzice wciąż
by żyli, a my nie zostalibyśmy z tymi bliznami. Jeśli teraz znowu zaczniemy, to
dobrze wiesz, że na samym końcu ktoś ucierpi.
— I znając życie, znowu my albo nasi
bliscy — dokończyła Mirajane.
Potem znów nastała cisza.
Natsu pokręcił głową. Nie był gotowy
dalej podsłuchiwać przyjaciół. Rozmowa zaszła za daleko, a poniekąd już znał
ich ostateczną odpowiedź — spróbują go powstrzymać.
Wrócił na górę. Sprawdził telefon, lecz
nadal nie dostał żadnej wiadomości od Lucy o Szczęściarzu. Rozumiał pół
godziny, ale nie dwie. Zgubiła numer? Wyrzuciła Szczęściarza na zewnątrz? Wolał
nawet nie myśleć o gorszych scenariuszach. Wciąż w nią wierzył, nawet jeśli
pozostali stracili już nadzieję na zemstę.
— Idioci — syknął, zaciskając pięść w
złości. Położył drugą dłoń na chłodnej ścianie i zaczął głęboko oddychać, by
uspokoił zszargane nerwy. — Nie myśl o nich, nie myśl o nich — powtarzał sobie.
Telefon zadzwonił.
Odebrał, nie sprawdzając nawet
wyświetlającego się na ekranie numeru.
— Słucham! — krzyknął podekscytowany.
— Wwitam
— rozległ się jękliwy, kobiecy głos. — Ja
z parku. Kot. Znalazłam. Szczęściarz — powiedziała niewyraźnie.
— To ty? Ta blondynka z parku?
Znalazłaś Szczęściarza? To super! — wykrzyczał.
— Możemy się jutro spotkać?
— Ni…
— zawahała się. — Tak — odpowiedziała
nagle. — Szkoła. Idę do szkoły, ale po…
— W sobotę? — przerwał jej. Zasłonił usta, aby nie parsknąć śmiechem w
trakcie rozmowy. Naprawdę szukała jakiejś wymówki, by spotkać się z nim
później.
— Możemy
w południe. Spotkać się? — zaproponowała. — Lubię, gdy dużo ludzi jest. Nie znam cię — przyznała szczerze.
— Oczywiście. Przepraszam, zapomniałem na
śmierć, że się nie znamy. Natsu — przedstawił
się i wtedy dopiero dotarło do niego, że w tej całej ekscytacji zapomniał o
innych.
— Llucy—
odpowiedziała tym samym. — Przy ławce.
Tej ławce. Dowidzenia.
Rozłączył się, a chwilę później zza
drzwi wychylił się Gray. Z jego oczu biła czysta złość.
— Coś ty narobił? — wysyczała Erza,
odsuwając Graya na bok. — Coś ty narobił? — powtórzyła pytanie, gdy nadal
milczał
Westchnął i wzruszył ramiona ze
zrezygnowania. Co miał jej powiedzieć? Że właśnie popełnił jednej z
największych błędów w swoim życiu? Że podjął po raz kolejny decyzję bez
konsultacji z resztą grupy? Tak, mógł opowiadać bez końca, lecz srogie, pełne
zawodu spojrzenie Erzy zniechęciło go do czegokolwiek. Odwrócił się do
przyjaciół plecami i machnął tylko ręką, po drodze zabierając ze stolika paczkę
papierosów.
— Tobie naprawdę na nas nie zależy… —
szepnęła.
Coś w nim pękło. Nie wierzył, że
oskarżyła go o coś takiego. Po tych wszystkich latach, kiedy poświęcał się dla
ich dobra, kiedy mógł zostać w Crocus i żyć sobie spokojnie pod opieką
królestwa. Gorzkie słowa cisnęły się mu na usta, ale nadal przemilczał
oskarżenie. Był za bardzo zmęczony na kolejną kłótnię. Poza tym wysłuchał już wystarczająco,
choć niekoniecznie pozostali o tym wiedzieli.
— Cudownie! — ryknęła Erza. —
Zachowujesz się jak pięcioletnie dziecko albo i gorzej.
— Byłbym wdzięczny za sprecyzowanie —
odezwał się odruchowo. — Co masz na myśli, używając pojęcia „dziecko”? Bo mam
wrażenie, że jedyną osobą, która naprawdę zachowuje się jak dziecko, jest
niejaka „Erza Scarlet”.
— Niejaka? — oburzyła się. Nadęła
usta, jakby chciała coś dodać, ale żadne słowa nie padły.
— Mogę już iść? — spytał, dumnie
unosząc podbródek.
Gray i Erza odpowiedzieli
kiwnięciem.
Ucieszony wrócił do pokoju, w
którym Lisanna wciąż smacznie spała. Przykrył ją drugim kocem. W pomieszczeniu
zrobiło się jeszcze chłodniej niż wcześniej. Okna uszczelnił na ile się dało,
ale to było wciąż za mało. Dotknął kaloryferów.
— Lodowate jak cholera — mruknął
pod nosem.
Objął ciepłym wzrokiem ukochaną,
która zadrżała pod dwoma warstwami nakryć. Wystarczyło, aby utwierdził się w
swoim przekonaniu; w tym, że postępuje słusznie. Uwagi pozostałych nic nie
znaczyły.
Pochylił się i pocałował Lisannę
w czoło. Odgarnął jej włosy z twarzy, po czym uśmiechnął się ciepło, układając
obok dziewczyny. Łóżko zatrzeszczało okropnie. Dreszcze przeszły po całym
ciele. Lisanna na szczęście nawet nie zareagowała. Wziął drugą z poduszek i
podłożył ją pod głowę. Ułożył się najwygodniej jak tylko mógł, biorąc pod
uwagę, że znaczą część łóżka zajmowała Lisanna. Nogi zawisły mu poza krawędzią,
stopami niemal dotykał chłodnej podłogi. Nie za bardzo chciał zabierać śpiącej
koc, gdy wcześniej oddał go bez wahania — aby tylko było jej ciepło. Przymknął
powieki i westchnął, modląc się w duchu, by nie pochorować się od tego
wszystkiego.
— Natsu, wyjdź, musimy
porozmawiać — usłyszał nagle głos Graya.
— Nie — wyszeptał. — Ciepło —
dodał równie cicho, choć wątpił, by Gray usłyszał choćby jedną odpowiedź.
Wygramolił się niechętnie z
łóżka.
— Czego chcesz? — spytał ostro,
zamykając drzwi od pokoju. — Daj mi się wyspać.
— Zwariowałeś — stwierdził niespodziewanie
Gray.
— Dziękuję, ale wszystko ze mną
dobrze — odburknął. — Mogę iść już spać? Naprawdę jestem zmęczony. — Ziewnął na
potwierdzenie swoich słów.
— Nie. Natsu, proszę, musimy
porozmawiać. Wiem… Erza trochę przesadziła. — Podrapał się po włosach i
odwrócił głowę, nieudolnie próbując ukryć zawstydzenie. — Przepraszam — rzekł
niewyraźnie, ale Natsu w pełni pojął, co miał na myśli. — Przepraszam, że tak
na ciebie naskakujemy — dodał na usprawiedliwienie.
— Ok, dzięki, doceniam. A teraz
wracam spać. — Wskazał kciukiem na sypialnie. — Uwierz mi, że wolę poleżeć obok
mojej dziewczyny niż gawędzić z tobą bez sensu przez całą noc, lodowy głąbie.
— He?! — krzyknął. — To ja tu z
przeprosinami wychodzę, a ty jak jakaś popierdolona księżniczka idziesz sobie
spać?! Tak, postradałeś rozum. Myślałem, że chociaż trochę, w pieprzonym
minimalnym…
— Cicho! — przerwał, próbując
uspokoić Graya. Za żadne skarby nie chciał pozwolić na to, że Lisanna się
obudzi. A przynajmniej nie w taki sposób.
— CICHO?! — ryknął jeszcze
głośniej. — A co?! Żeby się mnie pozbyć też ułożysz jakiś chory plan?! Zostaw
Lucy w spokoju. Już wystarczy tego wszystkiego. Twoi rodzice już raz ją
porwali. Co? Chcesz powtórzyć ich wyczyn?!
— Zamknij się! — odwarknął. —
Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.
— A więc o co? No bo w tym
momencie naprawdę nie wiem, co ty planujesz. Co ty właściwie robisz?
— Chcę się zbliżyć do Lucy i to
wszystko.
— A potem?
— To… — zawahał się. — To
tajemnica.
Gray przetarł oczy. Z jego
oblicza biło zrezygnowanie.
— Ty naprawdę zwariowałeś —odparł
w końcu.
— Ty też. Naprawdę chcesz obudzić
Lisannę? — spytał.
— Nie. — Westchnął. —
Przepraszam, jakoś tak wyszło. No tak… — Zastanowił się przez moment. — Dawno
nie miała ataku. Niesamowite. — Prychnął, a potem uśmiechnął. — Jakby nie
patrzeć, to dzięki tobie.
— Przerażasz mnie. Zachowujesz
się jak kobieta. Zaczynasz od złoszczenia się, a później twój uśmiech aż
zachęca mnie to pozbycia się z żołądka całego obiadu. Poza tym usłyszałem trzy
razy przepraszam, a teraz jeszcze wydaje mi się, że chciałeś powiedzieć
„dziękuję”. Możesz się zdecydować, bo zaraz zadzwonię po karetkę.
— Skończyłeś?
— Nie. — Pokręcił głową. —
Jeszcze się rozkręcam. Jeszcze z dziesięć minut temu obgadywałeś mnie na dole…
— A więc podsłuchiwałeś? —
przerwał.
— Nie — skłamał i zagwizdał pod
nosem.
— Jasne, a świnie zaczynają
latać. Gdybyś nie podsłuchiwał, to byś nie dostał od tego choroby wściekłych
krów i fochał się jak baba.
— Babą to ty jesteś od tych
zmiennych nastrojów.
— Ta… — Kaszlnął. — Po prostu nie
chcę żebyś popełnił jakiś głupi błąd i tyle. Twoi rodzice… — zawahał się.
Pokręcił głową i poprawił się: — Nasi rodzice wystarczająco zniszczyli nam
życie. Nie musimy popełniać tych samych błędów. Szczególnie że… Nie ważne! —
Włożył rękę do siebie i odszedł, nie kończąc zdania. — Po prostu pomyśl o
Lisannie.
— Zawsze o niej myślę —
odpowiedział, choć nie oczekiwał, że Gray usłyszy jego ostatnie słowa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz