GRAY
Rzucił
szmatkę na pierwszy stolik od lewej i ziewnął szeroko, przecierając oczy, sine
od niewyspania. Trzy godziny. Przespał jedynie trzy godziny, a pozostałe
zmarnował na rozmyślanie o Natsu i o całej tej sytuacji z Lucy. Jakoś się to ułoży, powtarzał sobie co
chwilę, ale nie potrafił w to uwierzyć. Przeczuwał, że plany Natsu skończą się
na jakimś nieszczęściu, za które znowu odpowiedzą niewinni — tak, jak
powiedziała Erza.
— Do
roboty! — usłyszał z kuchni.
— Tak
jest!
Zerwał
się do wycierania stolików. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Mieli jeszcze
godzinę do otwarcia, ale wciąż nie przygotował stolików, przez wczorajsze
zamieszanie nie umyli naczyń, a poranna dostawa spóźniała się. Od samego rana
dzień zamierzał dać im popalić, a kolejne pory nie zapowiadały choć chwili
odpoczynku.
— Ej,
Erza! — zawołał kierowniczkę.
— Co
tam?
—
Myślisz, że po tym przedstawieniu dużo ludzi do nas wpadnie?
—
Zdziwiłabym się, gdyby nie. Na rynku głównym kawiarnie będą za tłoczne.
Pamiętasz imprezę sprzed miesiąca.
Kiwnął
w odpowiedzi. Pamiętał aż za dobrze. Klienci tak pozapychali pozostałe lokale,
że ludzie szturmem rzucili się na ich. Na samą myśl o tym dniu dostał dreszczy.
— Nie
chcę tego — wyznał.
—
Rachunki same się nie zapłacą. A pamiętasz, że wzięliśmy kredyt na kupno tego
lokalu? — przypomniała, wstawiając do witryny chłodniczej ciasta. — Jakbyś mógł
zapomnieć — odpowiedziała za niego, nim zdążył choćby pomyśleć, o którym
kredycie mówi.
—
Myślisz, że Natsu spotka się z Lucy? — zmienił szybko temat.
— Znowu
do tego wracasz?
— A o
czym innym możemy gadać? — Wzruszył ramionami. — Coś mi się zdaje, że Natsu i
Lucy będą tematem naszych rozmów przez długi, długi czas.
— Może
i masz rację. — Uśmiechnęła się blado. — Ale jeśli choćby wskaże Lucy drogę do
tej kawiarni albo, co gorsza, przyprowadzi… — Wzięła głęboki wdech. — Nie
zawahaj się go opieprzyć. Porządnie opieprzyć.
Wróciła
do kuchni. Gray wziął się za ostatni stolik. Jeszcze tylko zostało mu umyć
podłogę i w końcu otworzyć kawiarnię. Spojrzał na zegarek — na rozmowie zeszło
im prawie dziesięć minut. Stanowczo za dużo ostatnio gadali o Natsu, ale
wszyscy… Erza, Mirajane, Levy czy nawet sam Makarov martwili się o niego. Tylko
nie Lisanna. Tylko ona stała uparcie po jego stronie. Czasami miał wrażenie, że
gdyby nie ona, Natsu nigdy nie podjąłby tak pochopnych i nierozsądnych decyzji…
W kawiarni
rozległ się dźwięk dzwonka.
— Witam
serdecznie — rozległ się elokwentny, kobiecy głos.
—
Przepraszam, ale… — urwał w połowie.
Niebieskie
jak morze włosy wysunęły się z koka, gdy kobieta zdjęła kapelusz. Zakręciła
głową, pozwalając kosmykom wyplątać się i wyprostować. Uśmiechnęła się. Gray
poczuł w sercu ciepło. Odłożył szczotkę i zbliżył się do kobiety. Chwyciła
rąbki przyozdobionej koronkami sukni z obu stron, po czym skłoniła się.
— Juvia
Loxar, miło mi — przedstawiła się.
— Gray
F…
— Wiem
— przeszkodziła mu. — Wiem o tobie wszystko.
Podeszła.
Ściągnęła białą rękawiczkę i dotknęła policzka Graya.
—
Chłodny — stwierdziła.
— Ee… —
zająknął się. — Znamy się?
—
Trochę tak, trochę nie, paniczu Gray — odpowiedziała tajemniczo. — Dlatego z
przyjemnością panicza dokładniej poznam.
— Ee… —
dalej nie mógł wydusić z siebie choćby słowa.
—
Proszę, nie będę przeszkadzać. Jestem tylko skromnym posłańcem.
Odsunęła
krzesło i usiadła. Założyła nogę na nogę. Sukienka podwinęła się, ujawniając
fragment cienkiej koronki. Gray odwrócił wzrok.
— Czy
mogę prosić o filiżankę kawy? — spytała.
—
Jeszcze nie otworzyliśmy.
— A
szklankę wody?
Kiwnął.
Wyszedł na chwilę do kuchni. Erza zagadnęła go, interesując się przybyłym
gościem, lecz Gray nie wyjaśnił jej sytuacji. Co gorsza, sam nie wiedział, kim
jest kobieta i z jakim interesem przyszła do kawiarni. Miał tylko nadzieję, że
nie sprowadzi to jeszcze większych kłopotów na Fairy Tail.
Wrócił
do głównego pomieszczenia i podał Juvii szklankę wody.
— A w
jakiej sprawie przyszłaś? — odważył się zapytać.
— W
sprawie wychodzącego na wolność człowieka.
Gray
zamarł. Usta zadrżały mu. Otworzył je delikatnie, aby zadać więcej pytań, lecz
zamilkł niezdolny do tego, by powiedzieć cokolwiek.
— Mam
dwa listy. Jeden od szanownego pana Acnologii, a drugi od Igneela. — Położyła
na stół dwie koperty.— Zaadresowane do tego miejsca. Przekazuję, paniczu Gray,
ale… — Pokazała jeden palec i wskazała nim na własne gardło. — Ostrzegam. Źle
to się skończy, jeśli Igneel zacznie się bawić, gdy wyjdzie. Szanowny pan
Acnologia wie, że nie wy stoicie za ostatnimi podpaleniami. Jeśli się jednak
dowie, że ktokolwiek z was za tym stoi albo pomaga podpalaczowi… — Pokręciła
głową. — Oj, źle się to skończy.
—
Naprawdę, to nie my!
Juvia
położyła palec na ustach Graya.
— Wiem.
— Uśmiechnęła się. — Oczywiście, że wiem. Dlatego nic się nie stanie, ale jeśli
istnieje choćby najmniejsza szansa na to, że znasz osobę… — zaintonowała
ostatnie słowo i przerwała. Wypiła na raz całą wodę ze szklanki.
—
Rozumiem.
Zabrała
parasolkę i rozłożyła ją, gdy wyszła na zewnątrz. Zatrzymała się i obróciła
przez ramię, posyłając Grayowi delikatny, dziewczęcy uśmiech.
—
Paniczu Gray, może będziesz miał czas na spotkanie? Kawa? Herbata?
— Nie
sądzę, żeby…
— To
nie będzie mi przeszkadzać w pracy — odparła stanowczym tonem. — Zapewniam,
paniczu Gray.
— A
więc…
— Poniedziałek,
godzina osiemnasta w parku przy fontannie? — zaproponowała, nim zdążył choćby
pomyśleć.
—
Dobrze. Do zobaczenia. Może telefon?
— Mam.
— Wyciągnęła z kieszonki komórkę ze słodką zawieszką o kształcie ryby. — Praca.
Zamknęła
za sobą drzwi, a Gray opadł na krzesło, z trudem łapiąc oddech. Otarł mokre od
potu czoło. Umówił się na spotkanie z kobietą, która groziła jemu i jego
przyjaciołom. Nie miał innego wyjścia. W głębi duszy czuł, że nie może odmówić;
że jej słowo jest ostateczne.
— Gray,
co się tam stało? — zawołała z kuchni Erza.
— Nic!
— odkrzyknął, a potem wziął oba listy i wcisnął je do kieszeni. — Nic —
powtórzył, spoglądając na zegarek — powinni już otwierać.
***
— Idę
na przerwę — obwieścił Erzie i wymknął się na górę, zanim dziewczyna zdążyła
zaprotestować.
Rozejrzał
się po całym mieszkaniu, a następnie zamknął w pokoju, który dzielił z Erzą.
Wyciągnął dwa wymiętolone listy. Wygładził je na stole i dalej nie wiedział, co
z nimi zrobić. Wiadomość od Igneela na pewno była przeznaczona dla Natsu, ale
co z Acnologią? Niekoniecznie chciał ponieść odpowiedzialność za otworzenie
koperty, ale z drugiej strony wolał poznać zawartość listu przed innymi. Nawet
po to, by ewentualnie ochronić ich przez tą treścią.
Zacisnął
powieki i bez zawahania chwycił pierwszą z kopert, rozdzierając ją u samej
góry. Rozchylił lekko prawe oko, powoli wysuwając niewielki skrawek papieru. Co to jest?, pomyślał, oglądając
oderwany fragment gazety. „Podpalacz znów atakuje!” — głosił nagłówek. Gray aż
zadrżał. Spojrzał do wnętrza koperty i znalazł tam jeszcze jedną kartkę, która
przyczepiła się do spodu. Wyciągnął ją. Widniał na niej jedynie narysowany
uśmiech.
— Nie
rozumiem — szepnął, a potem sięgnął do listu od Igneela. — „Przepraszam za to,
co uczyniłem. Przez mój błąd musieliście cierpieć. Nie wiem, czy mi wybaczycie,
ale obiecuję — naprawię wszystko, co zepsułem. Zapomnicie o tych dziesięciu
latach. Przyrzekam. Dlatego żyjcie spokojnie, a kiedy wyjdę z więzienia, nie
czekajcie na mnie. Nie warto. Odejdę, a potem wrócę, byśmy mogli zacząć nowe
życie” — przeczytał na głos. Potem drugi raz i trzeci…
Odłożył
list. Miał ochotę walnąć pięścią o stół, rozwalić jakiś wazon, krzyknąć na całe
osiedle i rzucić się na Natsu, pobić go do nieprzytomności, a potem posłać do
szpitala na długie tygodnie, żeby ominęło go wyjście Igneela.
Opadł
na łóżko. Siły opuścił go, a całkowita bezsilność ogarnęła w momencie, gdy
usłyszał rozmowy dobiegające zza okna. W jednym z głosów rozpoznał Natsu. Śmiał
się, mówił coś do Loki’ego o jakiejś dziewczynie, a potem pożegnali się. Gray
podniósł się gwałtownie. Zszedł na dół i zdjął z siebie koszulę, stając
pośrodku pomieszczenia w samych spodniach.
—
Ggray? —zająknęła się Erza.
— Natsu
— odpowiedział lakonicznie.
Stanął
obok drzwi — tak, by osoby wchodzące go nie zauważyły. Chwilę później
rozbrzmiał dzwoneczek. Natsu wskoczył do środka i pozdrowił Erzę gorącym,
szczerym uśmiechem.
— No co tam? Umarł ktoś czy co?
Zaśmiał się radośnie. Ominął Graya, a
następnie machnął ręką, jakby zapraszał kogoś do środka. Postać skryta za
kapturem wkroczyła do środka. Głowę miała pochyloną nisko, twarz tajemniczego
gościa pozostawała skryta, ale po kształtach Gray rozpoznał w niej kobietę.
— Lucy — burknął pod nosem.
Spojrzał na Erzę. Jej przerażona mina
powiedziała mu już wszystko.
Zaszedł Lucy od tyłu. Założył ręce na
piersi. W tym samym momencie dziewczyna zaczęła się cofać, aż natrafiła na jego
nagi tors. Niepewnie obejrzała się przez ramię. Jej oczy — pełne niepokojącego
smutku i żalu — zwróciły się ku Grayowi.
— Zboczeniec — pisnęła. — Pomocy.
Wszyscy goście kawiarni ryknęli
śmiechem.
— Widzisz, Gray, nadajesz się jedynie
do straszenia gości. Z. B. O. C. Z. Ń. C. U — Natsu przeliterował z błędem.
Na
żarty ci się zebrało?, pomyślał,
tracąc cierpliwość. Nie wierzył, że Natsu nie zdawał sobie sprawy z
konsekwencji. Ile by oddał, by choćby na chwilę znaleźć się w głowie tego
idioty i odkryć, co w niej siedzi. I czy cokolwiek z tego czegoś troszczy się o
nich?
— A ty, palniku, gdzie zgubiłeś „e”? —
odpowiedział na docinkę.
— Ee tam! — Machnął od niechcenia. —
Nieistotny błąd, który nic nie zmienia.
— Zmienia, poza tym… — zamilknął i
spojrzał na Lucy. Obejrzał ją od góry do dołu. Wyglądała inaczej niż sobie
wyobrażał. Chowała się tak jak oni. Sine ślady na policzkach próbowała chować
za cieniem kaptura, ale nawet w tak słabym świetle, widział siniaki. Jej też
nie było łatwo. — Mogę na chwilę go porwać? — spytał grzecznie, chyląc przed
Lucy czoło.
— Tak — zgodziła się.
Wyprostował się i w podzięce skinął
głową. Dłoń położył na nagiej klatce piersiowej — dokładnie tam, gdzie widniała
ciemna blizna po poparzeniu. Boli!, krzyknął
w myślach, dusząc w sobie łzy. Przełknął głośno ślinę, a pisk zatrzymał w
gardle. Ostrożnie odsunął rękę od blizny, przeklinając swoją bezmyślność.
— Ty… — Wskazał groźnie na przyjaciela.
Pochwycił Natsu za ucho i pociągnął w
stronę drzwi z napisem „tylko dla personelu”.
— Zajmijcie się nim! — krzyknął Natsu,
zostawiając za sobą Szczęściarza na ladzie.
Gray zmrużył oczy ze zdziwienia. Skąd tu się wziął kot?, pomyślał, powoli
zdając sobie sprawę, że faktycznie od wczoraj nie widział w mieszkaniu tego
pchlarza.
— Idziemy — pogonił Gray, wpychając
przyjaciela do pomieszczenia.
Zamknął drzwi na klucz, starą lampkę
zapalił, a samym końcu usiadł w kącie.
— Słucham… — zaczął, posyłając Natsu
cierpki uśmiech.
— Czego? — zapytał zdezorientowany albo
świetnie takiego udawał.
— Jesteś idiotą, ale nie aż takim. Co
tu robi ta pieprzona Lucy? — wysyczał.
— Ciszej — próbował go uspokoić Natsu.
— Jeszcze usłyszy.
— Ojejku, czyli kochana dziewczynka nie
wie, dlaczego ją tutaj przyprowadziłeś? — zapytał ironicznie. — Ty już totalnie
postradałeś rozum.
— No gratulacje. — Załamał ręce. —
Wczoraj jeszcze…
—… nie przyszli do mnie wysłannicy
Acnologii — dokończył.
— Przyszli? Kto?
— Dziewczyna. Z listem od Acnologii i
od Igneela.
— Masz list od Igneela? — Natsu złapał
Graya za ramię. — Gdzie?
— Mam
rozumieć, że nie usłyszałeś części o Acnologii. Powtórzę. Dostałem list od
Acnologii.
— No i
co z tego? Nie pierwszy raz i nie drugi.
— Ty…
Lampka
zamigotała. Gray walnął w ścianę ze złości, a w pomieszczeniu się rozjaśniło.
Stare, drewniane panele zaskrzypiały, gdy Gray zaczął krążyć wokół małego
pokoju. Zastanawiał się, co powiedzieć dalej. Jak w ogóle przemówić Natsu do
rozsądku, ale im dłużej myślał, tym więcej pomysłów obalał, aż nic mu nie
zostało
— Mogę
już iść? — odezwał się nagle Natsu.
— Nie.
—
Dlaczego?
—
Ponieważ nadal nie dotarło do ciebie, że dostaliśmy list od Acnologii.
—
Dotarło, dotarło… — Fuknął coś niezrozumiale pod nosem. — Gray, daj mi po
prostu list od Igneela.
— A
może ci go tak skrócę? Co? Nie przychodź po mnie, gdy wyjdę. Załatwię sprawę
sam. Po co to robisz z Lucy, co robisz? Aby zyskać jej zaufanie i porwać tak,
jak twoi rodzice dziesięć lat temu?
Natsu
kopnął w krzesło.
— Nie!
— ryknął. — Nie mógłbym drugi raz tego zrobić. Chodzi o to, by Lucy była po
naszej stronie. Dzięki temu osłabimy Acnologię. On nie może czuć się bezkarny.
Jak my go nie powstrzymamy, to kto?
— Nikt
— odparł bez wahania Gray. — I w tym my. Nie damy rady go pokonać — powtórzył
przez zęby. — Jest jak… — urwał, szukając właściwego określenia — smok.
— W
takim razie zostanę Pogromcą Smoków, aby tylko zapłacił za swoje grzechy. List
jest pewnie na górze.
Wyskoczył
w pomieszczenia i pognał na górę. Gray od razu podążył za nim. Natsu rzucił w
jego stronę wazon z kwiatami. W ostatniej chwili pochwycił go i postawił na
pierwszym stopniu, lecz nie stracił przyjaciela z oczu. Słowo „nie” wypisało
się na jego ustach. Żałował, że nie spalił tego cholernego listu i, oprócz
żalu, nic więcej nie zostało.
Wszedł
na piętro powoli. Nie spieszył się, gdyż czas stracił na znaczeniu. Drzwi od
swojego pokoju zastał otwarte. Natsu stał pośrodku, trzymając rozłożony list.
Płakał. Gdy zdał sobie sprawę z obecności Graya, przetarł twarz.
— Czas
zagoić rany — rzekł zachrypłym głosem.
— Rany
już dawno się zagoiły. To tylko blizny. — Wskazał na swoją Gray, tym razem
starając się jej nie dotknąć. — Błagam, przestań — poprosił po raz ostatni.
— Nie —
odparł stanowczo.
Gray
nie widział już innego wyjścia. Zacisnął pięści i zbliżył się do przyjaciela,
posyłając mu ostre, przeszywające spojrzenie. Chciał go ostrzec; dać ostatnią
szansę. Jednak Natsu w odpowiedzi przygotował się do walki.
Z dołu
rozległ się wrzask.
—
Lisanna — zdał sobie sprawę Natsu.
Opuścił
bezwładnie ręce i zamarł. Zadrżał, a potem ruszył biegiem ku parterowi. Gray
zatrzasnął przed jego twarzą drzwi. Przekręcił kluczyk w zamku, po czym schował
go do kieszeni.
—
Lisanna spotkała Lucy — powiedział Gray.
Trzy
słowa wystarczyły. Natsu przegryzł wargę. Głowę opuścił, jednocześnie
zaciskając dłoń na koszuli. Na jego usta niemal cisnął się rozkaz „wypuść
mnie”, ale nie padł.
— I
kogo w tym momencie się troszczysz? O Lisannę? Czy polecisz może za Lucy?
— Nie
mogę teraz zrezygnować!
Gray
wyjrzał kątem oka za okna — Lucy wyszła z kawiarni i szybkim krokiem opuszczała
ulicę.
—
Możesz — odparł, uparcie stojąc w przejściu. — Nie.
—
Proszę…
— Nie.
— Gray…
— Tylko
jeśli pójdziesz do Lisanny. Nie za Lucy.
— Za
Lucy? — zdziwił się Natsu. — Co masz… — nim dokończył, obejrzał się przez
ramię.
Gray
nie zdążył go powstrzymać.
— Ty… —
wysyczał, kopiąc w niewinne krzesło, które poleciało na ścianę. Rozległ się
huk, a potem trzy części mebla opadły na podłogę, roztrzaskując się po całym
pomieszczeniu. — Lucy, zaczekaj! — krzyknął do dziewczyny na za oknem.
Przesunął
Graya na bok i wyskoczył z pokoju.
—
Naprawdę, Lucy? — Oblał go zimny pot. — Naprawdę wybrałeś ją?
Zacisnął
pięść w gotowości, by zbić nią gębę Natsu na kwaśne jabłko.
***
Erza
przyłożyła wacik do krwawiącej brwi Graya i westchnęła zawodząco, kręcąc głową.
Odłożyła wodę utlenianą na bok. Plaster wyjęła z apteczki i mało delikatnie
wbiła go w twarz cierpiącego. Gray zasyczał z bólu. W głowie mu się zakręciło,
ale mimo wszystko wstał i ustąpił miejsca Natsu, który nie krwawił. Choć parę
sińców już wyłaniało się po zaciętej bójce.
—
Dzieci czy idioci? — zapytała chłodno Erza. — Odbiło wam?
Odpowiedzieli
milczeniem.
Spojrzeli
na siebie przez moment, a potem fuknęli i odwrócili się w przeciwne strony,
pomrukując coś pod nosem. Gray słyszał zgrzyt zębów Erzy i czuł na sobie
wyciekającą zewsząd złość i rozczarowanie, ale nie skomentowała ich zachowania.
Zamknęła apteczkę z hukiem — tak głośno, że aż podskoczyli w miejscu — i
odeszła.
Natsu
wstał. Zarzucił na siebie kurtkę i w milczeniu wyszedł z kawiarni, pozostawiając
za sobą otwarte drzwi.
Lisanna usiadła przy pierwszym stoliku od okna, żegnając smutnym wzrokiem ukochanego,
który odszedł, nawet jej nie zauważając.
—
Naprawdę chcesz mu pomagać? — zaczął rozmowę Gray, przysiadając się do
dziewczyny. — No wiesz… Trochę przesadza.
— Nie,
nie przesadza — zaprzeczyła. — Jemu też jest ciężko. Boi się.
Gray
przeczesał palcami włosy, niechcący zahaczając o zaklejoną brew. Jęknął z bólu
i od razu zabrał rękę, przeklinając się za chwilę nieuwagi. Lisanna zabrała z
drugiego stolika cukiernicę i zaczęła bawić się, przesypując cukier na bok
pojemnika. Jej dłoń zadrżała. W oczach zebrały się łzy. Spięła mięśnie twarzy,
jakby próbując powstrzymać się od płaczu.
—
Możesz płakać, nie wstydź się — zachęcił ją.
—
Płakać? — wydusiła z trudem. — Obiecałam sobie i siostrzyczce, że będę silna.
Atak? — Wysypała cukier poza pojemnik. — Przecież tylko ją zobaczyłam. Tę Lucy…
—
Dlatego proszę, żebyście przestali.
— Nie!
Walnęła
w stół i uciekła do kuchni.
Gray
zebrał rozsypany cukier, zastanawiając się, czy może jeszcze coś zrobić, aby
powstrzymać Natsu i Lisannę. Zgłosić ich na policję? Wydać Acnologii, a tym
samym skazać na śmierć? Nie, nie był na to gotowy. Na samą myśl o tym, co
mogłoby się z nimi stać, gdyby tylko pisnął słowo niewłaściwej osobie, dostawał
dreszczy.
— Co
jeszcze mi zostało? — szepnął, wyrzucając cukier do śmietnika. Otrzepał ręce,
na których zdążyły wyjść zasinienia. Knykcie krwawiły, a zadrapania na wierzchu
dłoni pokryły się cieniutką warstwą krwi, która zdążyła już zakrzepnąć.
Zacisnął dłoń w pięść i rozluźnił ją — o dziwo, wcale nie bolało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz