poniedziałek, 18 marca 2019

[Pozory czasem mylą] Rozdział 9 Gdy modlitwa nie wystarcza



GRAY
Rzucił szmatkę na pierwszy stolik od lewej i ziewnął szeroko, przecierając oczy, sine od niewyspania. Trzy godziny. Przespał jedynie trzy godziny, a pozostałe zmarnował na rozmyślanie o Natsu i o całej tej sytuacji z Lucy. Jakoś się to ułoży, powtarzał sobie co chwilę, ale nie potrafił w to uwierzyć. Przeczuwał, że plany Natsu skończą się na jakimś nieszczęściu, za które znowu odpowiedzą niewinni — tak, jak powiedziała Erza.
— Do roboty! — usłyszał z kuchni.
— Tak jest!
Zerwał się do wycierania stolików. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Mieli jeszcze godzinę do otwarcia, ale wciąż nie przygotował stolików, przez wczorajsze zamieszanie nie umyli naczyń, a poranna dostawa spóźniała się. Od samego rana dzień zamierzał dać im popalić, a kolejne pory nie zapowiadały choć chwili odpoczynku.
— Ej, Erza! — zawołał kierowniczkę.
— Co tam?
— Myślisz, że po tym przedstawieniu dużo ludzi do nas wpadnie?
— Zdziwiłabym się, gdyby nie. Na rynku głównym kawiarnie będą za tłoczne. Pamiętasz imprezę sprzed miesiąca.
Kiwnął w odpowiedzi. Pamiętał aż za dobrze. Klienci tak pozapychali pozostałe lokale, że ludzie szturmem rzucili się na ich. Na samą myśl o tym dniu dostał dreszczy.
— Nie chcę tego — wyznał.
— Rachunki same się nie zapłacą. A pamiętasz, że wzięliśmy kredyt na kupno tego lokalu? — przypomniała, wstawiając do witryny chłodniczej ciasta. — Jakbyś mógł zapomnieć — odpowiedziała za niego, nim zdążył choćby pomyśleć, o którym kredycie mówi.
— Myślisz, że Natsu spotka się z Lucy? — zmienił szybko temat.
— Znowu do tego wracasz?
— A o czym innym możemy gadać? — Wzruszył ramionami. — Coś mi się zdaje, że Natsu i Lucy będą tematem naszych rozmów przez długi, długi czas.
— Może i masz rację. — Uśmiechnęła się blado. — Ale jeśli choćby wskaże Lucy drogę do tej kawiarni albo, co gorsza, przyprowadzi… — Wzięła głęboki wdech. — Nie zawahaj się go opieprzyć. Porządnie opieprzyć.
Wróciła do kuchni. Gray wziął się za ostatni stolik. Jeszcze tylko zostało mu umyć podłogę i w końcu otworzyć kawiarnię. Spojrzał na zegarek — na rozmowie zeszło im prawie dziesięć minut. Stanowczo za dużo ostatnio gadali o Natsu, ale wszyscy… Erza, Mirajane, Levy czy nawet sam Makarov martwili się o niego. Tylko nie Lisanna. Tylko ona stała uparcie po jego stronie. Czasami miał wrażenie, że gdyby nie ona, Natsu nigdy nie podjąłby tak pochopnych i nierozsądnych decyzji…
W kawiarni rozległ się dźwięk dzwonka.
— Witam serdecznie — rozległ się elokwentny, kobiecy głos.
— Przepraszam, ale… — urwał w połowie.
Niebieskie jak morze włosy wysunęły się z koka, gdy kobieta zdjęła kapelusz. Zakręciła głową, pozwalając kosmykom wyplątać się i wyprostować. Uśmiechnęła się. Gray poczuł w sercu ciepło. Odłożył szczotkę i zbliżył się do kobiety. Chwyciła rąbki przyozdobionej koronkami sukni z obu stron, po czym skłoniła się.
— Juvia Loxar, miło mi — przedstawiła się.
— Gray F…
— Wiem — przeszkodziła mu. — Wiem o tobie wszystko.
Podeszła. Ściągnęła białą rękawiczkę i dotknęła policzka Graya.
— Chłodny — stwierdziła.
— Ee… — zająknął się. — Znamy się?
— Trochę tak, trochę nie, paniczu Gray — odpowiedziała tajemniczo. — Dlatego z przyjemnością panicza dokładniej poznam.
— Ee… — dalej nie mógł wydusić z siebie choćby słowa.
— Proszę, nie będę przeszkadzać. Jestem tylko skromnym posłańcem.
Odsunęła krzesło i usiadła. Założyła nogę na nogę. Sukienka podwinęła się, ujawniając fragment cienkiej koronki. Gray odwrócił wzrok.
— Czy mogę prosić o filiżankę kawy? — spytała.
— Jeszcze nie otworzyliśmy.
— A szklankę wody?
Kiwnął. Wyszedł na chwilę do kuchni. Erza zagadnęła go, interesując się przybyłym gościem, lecz Gray nie wyjaśnił jej sytuacji. Co gorsza, sam nie wiedział, kim jest kobieta i z jakim interesem przyszła do kawiarni. Miał tylko nadzieję, że nie sprowadzi to jeszcze większych kłopotów na Fairy Tail.
Wrócił do głównego pomieszczenia i podał Juvii szklankę wody.
— A w jakiej sprawie przyszłaś? — odważył się zapytać.
— W sprawie wychodzącego na wolność człowieka.
Gray zamarł. Usta zadrżały mu. Otworzył je delikatnie, aby zadać więcej pytań, lecz zamilkł niezdolny do tego, by powiedzieć cokolwiek.
— Mam dwa listy. Jeden od szanownego pana Acnologii, a drugi od Igneela. — Położyła na stół dwie koperty.— Zaadresowane do tego miejsca. Przekazuję, paniczu Gray, ale… — Pokazała jeden palec i wskazała nim na własne gardło. — Ostrzegam. Źle to się skończy, jeśli Igneel zacznie się bawić, gdy wyjdzie. Szanowny pan Acnologia wie, że nie wy stoicie za ostatnimi podpaleniami. Jeśli się jednak dowie, że ktokolwiek z was za tym stoi albo pomaga podpalaczowi… — Pokręciła głową. — Oj, źle się to skończy.
— Naprawdę, to nie my!
Juvia położyła palec na ustach Graya.
— Wiem. — Uśmiechnęła się. — Oczywiście, że wiem. Dlatego nic się nie stanie, ale jeśli istnieje choćby najmniejsza szansa na to, że znasz osobę… — zaintonowała ostatnie słowo i przerwała. Wypiła na raz całą wodę ze szklanki.
— Rozumiem.
Zabrała parasolkę i rozłożyła ją, gdy wyszła na zewnątrz. Zatrzymała się i obróciła przez ramię, posyłając Grayowi delikatny, dziewczęcy uśmiech.
— Paniczu Gray, może będziesz miał czas na spotkanie? Kawa? Herbata?
— Nie sądzę, żeby…
— To nie będzie mi przeszkadzać w pracy — odparła stanowczym tonem. — Zapewniam, paniczu Gray.
— A więc…
— Poniedziałek, godzina osiemnasta w parku przy fontannie? — zaproponowała, nim zdążył choćby pomyśleć.
— Dobrze. Do zobaczenia. Może telefon?
— Mam. — Wyciągnęła z kieszonki komórkę ze słodką zawieszką o kształcie ryby. — Praca.
Zamknęła za sobą drzwi, a Gray opadł na krzesło, z trudem łapiąc oddech. Otarł mokre od potu czoło. Umówił się na spotkanie z kobietą, która groziła jemu i jego przyjaciołom. Nie miał innego wyjścia. W głębi duszy czuł, że nie może odmówić; że jej słowo jest ostateczne.
— Gray, co się tam stało? — zawołała z kuchni Erza.
— Nic! — odkrzyknął, a potem wziął oba listy i wcisnął je do kieszeni. — Nic — powtórzył, spoglądając na zegarek — powinni już otwierać.

***

— Idę na przerwę — obwieścił Erzie i wymknął się na górę, zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować.
Rozejrzał się po całym mieszkaniu, a następnie zamknął w pokoju, który dzielił z Erzą. Wyciągnął dwa wymiętolone listy. Wygładził je na stole i dalej nie wiedział, co z nimi zrobić. Wiadomość od Igneela na pewno była przeznaczona dla Natsu, ale co z Acnologią? Niekoniecznie chciał ponieść odpowiedzialność za otworzenie koperty, ale z drugiej strony wolał poznać zawartość listu przed innymi. Nawet po to, by ewentualnie ochronić ich przez tą treścią.
Zacisnął powieki i bez zawahania chwycił pierwszą z kopert, rozdzierając ją u samej góry. Rozchylił lekko prawe oko, powoli wysuwając niewielki skrawek papieru. Co to jest?, pomyślał, oglądając oderwany fragment gazety. „Podpalacz znów atakuje!” — głosił nagłówek. Gray aż zadrżał. Spojrzał do wnętrza koperty i znalazł tam jeszcze jedną kartkę, która przyczepiła się do spodu. Wyciągnął ją. Widniał na niej jedynie narysowany uśmiech.
— Nie rozumiem — szepnął, a potem sięgnął do listu od Igneela. — „Przepraszam za to, co uczyniłem. Przez mój błąd musieliście cierpieć. Nie wiem, czy mi wybaczycie, ale obiecuję — naprawię wszystko, co zepsułem. Zapomnicie o tych dziesięciu latach. Przyrzekam. Dlatego żyjcie spokojnie, a kiedy wyjdę z więzienia, nie czekajcie na mnie. Nie warto. Odejdę, a potem wrócę, byśmy mogli zacząć nowe życie” — przeczytał na głos. Potem drugi raz i trzeci…
Odłożył list. Miał ochotę walnąć pięścią o stół, rozwalić jakiś wazon, krzyknąć na całe osiedle i rzucić się na Natsu, pobić go do nieprzytomności, a potem posłać do szpitala na długie tygodnie, żeby ominęło go wyjście Igneela.
Opadł na łóżko. Siły opuścił go, a całkowita bezsilność ogarnęła w momencie, gdy usłyszał rozmowy dobiegające zza okna. W jednym z głosów rozpoznał Natsu. Śmiał się, mówił coś do Loki’ego o jakiejś dziewczynie, a potem pożegnali się. Gray podniósł się gwałtownie. Zszedł na dół i zdjął z siebie koszulę, stając pośrodku pomieszczenia w samych spodniach.
— Ggray? —zająknęła się Erza.
— Natsu — odpowiedział lakonicznie.
Stanął obok drzwi — tak, by osoby wchodzące go nie zauważyły. Chwilę później rozbrzmiał dzwoneczek. Natsu wskoczył do środka i pozdrowił Erzę gorącym, szczerym uśmiechem.
— No co tam? Umarł ktoś czy co?
Zaśmiał się radośnie. Ominął Graya, a następnie machnął ręką, jakby zapraszał kogoś do środka. Postać skryta za kapturem wkroczyła do środka. Głowę miała pochyloną nisko, twarz tajemniczego gościa pozostawała skryta, ale po kształtach Gray rozpoznał w niej kobietę.
— Lucy — burknął pod nosem.
Spojrzał na Erzę. Jej przerażona mina powiedziała mu już wszystko.
Zaszedł Lucy od tyłu. Założył ręce na piersi. W tym samym momencie dziewczyna zaczęła się cofać, aż natrafiła na jego nagi tors. Niepewnie obejrzała się przez ramię. Jej oczy — pełne niepokojącego smutku i żalu — zwróciły się ku Grayowi.
— Zboczeniec — pisnęła. — Pomocy.
Wszyscy goście kawiarni ryknęli śmiechem.
— Widzisz, Gray, nadajesz się jedynie do straszenia gości. Z. B. O. C. Z. Ń. C. U — Natsu przeliterował z błędem.
Na żarty ci się zebrało?, pomyślał, tracąc cierpliwość. Nie wierzył, że Natsu nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji. Ile by oddał, by choćby na chwilę znaleźć się w głowie tego idioty i odkryć, co w niej siedzi. I czy cokolwiek z tego czegoś troszczy się o nich?
— A ty, palniku, gdzie zgubiłeś „e”? — odpowiedział na docinkę.
— Ee tam! — Machnął od niechcenia. — Nieistotny błąd, który nic nie zmienia.
— Zmienia, poza tym… — zamilknął i spojrzał na Lucy. Obejrzał ją od góry do dołu. Wyglądała inaczej niż sobie wyobrażał. Chowała się tak jak oni. Sine ślady na policzkach próbowała chować za cieniem kaptura, ale nawet w tak słabym świetle, widział siniaki. Jej też nie było łatwo. — Mogę na chwilę go porwać? — spytał grzecznie, chyląc przed Lucy czoło.
— Tak — zgodziła się.
Wyprostował się i w podzięce skinął głową. Dłoń położył na nagiej klatce piersiowej — dokładnie tam, gdzie widniała ciemna blizna po poparzeniu. Boli!, krzyknął w myślach, dusząc w sobie łzy. Przełknął głośno ślinę, a pisk zatrzymał w gardle. Ostrożnie odsunął rękę od blizny, przeklinając swoją bezmyślność.
— Ty… — Wskazał groźnie na przyjaciela.
Pochwycił Natsu za ucho i pociągnął w stronę drzwi z napisem „tylko dla personelu”.
— Zajmijcie się nim! — krzyknął Natsu, zostawiając za sobą Szczęściarza na ladzie.
Gray zmrużył oczy ze zdziwienia. Skąd tu się wziął kot?, pomyślał, powoli zdając sobie sprawę, że faktycznie od wczoraj nie widział w mieszkaniu tego pchlarza.
— Idziemy — pogonił Gray, wpychając przyjaciela do pomieszczenia.
Zamknął drzwi na klucz, starą lampkę zapalił, a samym końcu usiadł w kącie.
— Słucham… — zaczął, posyłając Natsu cierpki uśmiech.
— Czego? — zapytał zdezorientowany albo świetnie takiego udawał.
— Jesteś idiotą, ale nie aż takim. Co tu robi ta pieprzona Lucy? — wysyczał.
— Ciszej — próbował go uspokoić Natsu. — Jeszcze usłyszy.
— Ojejku, czyli kochana dziewczynka nie wie, dlaczego ją tutaj przyprowadziłeś? — zapytał ironicznie. — Ty już totalnie postradałeś rozum.
— No gratulacje. — Załamał ręce. — Wczoraj jeszcze…
—… nie przyszli do mnie wysłannicy Acnologii — dokończył.
— Przyszli? Kto?
— Dziewczyna. Z listem od Acnologii i od Igneela.
— Masz list od Igneela? — Natsu złapał Graya za ramię. — Gdzie?
— Mam rozumieć, że nie usłyszałeś części o Acnologii. Powtórzę. Dostałem list od Acnologii.
— No i co z tego? Nie pierwszy raz i nie drugi.
— Ty…
Lampka zamigotała. Gray walnął w ścianę ze złości, a w pomieszczeniu się rozjaśniło. Stare, drewniane panele zaskrzypiały, gdy Gray zaczął krążyć wokół małego pokoju. Zastanawiał się, co powiedzieć dalej. Jak w ogóle przemówić Natsu do rozsądku, ale im dłużej myślał, tym więcej pomysłów obalał, aż nic mu nie zostało
— Mogę już iść? — odezwał się nagle Natsu.
— Nie.
— Dlaczego?
— Ponieważ nadal nie dotarło do ciebie, że dostaliśmy list od Acnologii.
— Dotarło, dotarło… — Fuknął coś niezrozumiale pod nosem. — Gray, daj mi po prostu list od Igneela.
— A może ci go tak skrócę? Co? Nie przychodź po mnie, gdy wyjdę. Załatwię sprawę sam. Po co to robisz z Lucy, co robisz? Aby zyskać jej zaufanie i porwać tak, jak twoi rodzice dziesięć lat temu?
Natsu kopnął w krzesło.
— Nie! — ryknął. — Nie mógłbym drugi raz tego zrobić. Chodzi o to, by Lucy była po naszej stronie. Dzięki temu osłabimy Acnologię. On nie może czuć się bezkarny. Jak my go nie powstrzymamy, to kto?
— Nikt — odparł bez wahania Gray. — I w tym my. Nie damy rady go pokonać — powtórzył przez zęby. — Jest jak… — urwał, szukając właściwego określenia — smok.
— W takim razie zostanę Pogromcą Smoków, aby tylko zapłacił za swoje grzechy. List jest pewnie na górze.
Wyskoczył w pomieszczenia i pognał na górę. Gray od razu podążył za nim. Natsu rzucił w jego stronę wazon z kwiatami. W ostatniej chwili pochwycił go i postawił na pierwszym stopniu, lecz nie stracił przyjaciela z oczu. Słowo „nie” wypisało się na jego ustach. Żałował, że nie spalił tego cholernego listu i, oprócz żalu, nic więcej nie zostało.
Wszedł na piętro powoli. Nie spieszył się, gdyż czas stracił na znaczeniu. Drzwi od swojego pokoju zastał otwarte. Natsu stał pośrodku, trzymając rozłożony list. Płakał. Gdy zdał sobie sprawę z obecności Graya, przetarł twarz.
— Czas zagoić rany — rzekł zachrypłym głosem.
— Rany już dawno się zagoiły. To tylko blizny. — Wskazał na swoją Gray, tym razem starając się jej nie dotknąć. — Błagam, przestań — poprosił po raz ostatni.
— Nie — odparł stanowczo.
Gray nie widział już innego wyjścia. Zacisnął pięści i zbliżył się do przyjaciela, posyłając mu ostre, przeszywające spojrzenie. Chciał go ostrzec; dać ostatnią szansę. Jednak Natsu w odpowiedzi przygotował się do walki.
Z dołu rozległ się wrzask.
— Lisanna — zdał sobie sprawę Natsu.
Opuścił bezwładnie ręce i zamarł. Zadrżał, a potem ruszył biegiem ku parterowi. Gray zatrzasnął przed jego twarzą drzwi. Przekręcił kluczyk w zamku, po czym schował go do kieszeni.
— Lisanna spotkała Lucy — powiedział Gray.
Trzy słowa wystarczyły. Natsu przegryzł wargę. Głowę opuścił, jednocześnie zaciskając dłoń na koszuli. Na jego usta niemal cisnął się rozkaz „wypuść mnie”, ale nie padł.
— I kogo w tym momencie się troszczysz? O Lisannę? Czy polecisz może za Lucy?
— Nie mogę teraz zrezygnować!
Gray wyjrzał kątem oka za okna — Lucy wyszła z kawiarni i szybkim krokiem opuszczała ulicę.
— Możesz — odparł, uparcie stojąc w przejściu. — Nie.
— Proszę…
— Nie.
— Gray…
— Tylko jeśli pójdziesz do Lisanny. Nie za Lucy.
— Za Lucy? — zdziwił się Natsu. — Co masz… — nim dokończył, obejrzał się przez ramię.
Gray nie zdążył go powstrzymać.
— Ty… — wysyczał, kopiąc w niewinne krzesło, które poleciało na ścianę. Rozległ się huk, a potem trzy części mebla opadły na podłogę, roztrzaskując się po całym pomieszczeniu. — Lucy, zaczekaj! — krzyknął do dziewczyny na za oknem.
Przesunął Graya na bok i wyskoczył z pokoju.
— Naprawdę, Lucy? — Oblał go zimny pot. — Naprawdę wybrałeś ją?
Zacisnął pięść w gotowości, by zbić nią gębę Natsu na kwaśne jabłko.

***

Erza przyłożyła wacik do krwawiącej brwi Graya i westchnęła zawodząco, kręcąc głową. Odłożyła wodę utlenianą na bok. Plaster wyjęła z apteczki i mało delikatnie wbiła go w twarz cierpiącego. Gray zasyczał z bólu. W głowie mu się zakręciło, ale mimo wszystko wstał i ustąpił miejsca Natsu, który nie krwawił. Choć parę sińców już wyłaniało się po zaciętej bójce.
— Dzieci czy idioci? — zapytała chłodno Erza. — Odbiło wam?
Odpowiedzieli milczeniem.
Spojrzeli na siebie przez moment, a potem fuknęli i odwrócili się w przeciwne strony, pomrukując coś pod nosem. Gray słyszał zgrzyt zębów Erzy i czuł na sobie wyciekającą zewsząd złość i rozczarowanie, ale nie skomentowała ich zachowania. Zamknęła apteczkę z hukiem — tak głośno, że aż podskoczyli w miejscu — i odeszła.
Natsu wstał. Zarzucił na siebie kurtkę i w milczeniu wyszedł z kawiarni, pozostawiając za sobą otwarte drzwi. Lisanna usiadła przy pierwszym stoliku od okna, żegnając smutnym wzrokiem ukochanego, który odszedł, nawet jej nie zauważając.
— Naprawdę chcesz mu pomagać? — zaczął rozmowę Gray, przysiadając się do dziewczyny. — No wiesz… Trochę przesadza.
— Nie, nie przesadza — zaprzeczyła. — Jemu też jest ciężko. Boi się.
Gray przeczesał palcami włosy, niechcący zahaczając o zaklejoną brew. Jęknął z bólu i od razu zabrał rękę, przeklinając się za chwilę nieuwagi. Lisanna zabrała z drugiego stolika cukiernicę i zaczęła bawić się, przesypując cukier na bok pojemnika. Jej dłoń zadrżała. W oczach zebrały się łzy. Spięła mięśnie twarzy, jakby próbując powstrzymać się od płaczu.
— Możesz płakać, nie wstydź się — zachęcił ją.
— Płakać? — wydusiła z trudem. — Obiecałam sobie i siostrzyczce, że będę silna. Atak? — Wysypała cukier poza pojemnik. — Przecież tylko ją zobaczyłam. Tę Lucy…
— Dlatego proszę, żebyście przestali.
— Nie!
Walnęła w stół i uciekła do kuchni.
Gray zebrał rozsypany cukier, zastanawiając się, czy może jeszcze coś zrobić, aby powstrzymać Natsu i Lisannę. Zgłosić ich na policję? Wydać Acnologii, a tym samym skazać na śmierć? Nie, nie był na to gotowy. Na samą myśl o tym, co mogłoby się z nimi stać, gdyby tylko pisnął słowo niewłaściwej osobie, dostawał dreszczy.
— Co jeszcze mi zostało? — szepnął, wyrzucając cukier do śmietnika. Otrzepał ręce, na których zdążyły wyjść zasinienia. Knykcie krwawiły, a zadrapania na wierzchu dłoni pokryły się cieniutką warstwą krwi, która zdążyła już zakrzepnąć. Zacisnął dłoń w pięść i rozluźnił ją — o dziwo, wcale nie bolało.


||  facebook  ||Wspomóż autora||  strona autorska  || ♟ pinterest ♟ ||

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz