Lucy wysiadła szybko z samochodu, będąc już na miejscu wskazanym przez tajemniczego przyjaciela Natsu. Gdy ujrzała fabrykę, wzdrygnęła się. Nie była pewna. Powoli stawiała kroki, czując utłaczający ból głowy. Co chwilę łapała się za prawą skroń. Pomimo tych trudności szła dzielnie, w stronę policjantów i tłumu, niewiadomego pochodzenia, gapiów. Gdy doszła do taśmy odgradzającą miejsce zbrodni od reszty świata, zatrzymał ją Elfman.
- O to ty Lucy. – Było po nim widać, że jest zaskoczony obecnością dziewczyny w tym miejscu. – Coś się stało?
- Raczej … - znowu ten ból.
- Zadzwonić po karetkę? – policjant bał się o dziewczynę, jednak ta ruchem ręki odmówiła mu.
- To zwykły ból głowy. A co do mojej obecności tutaj… - pomasowała chwilę głowę i niespodziewanie ból ustał. – Ktoś do mnie zadzwonił i powiedział, że Natsu chce mnie widzieć.
- Kto? – Elfman był zaskoczony tą informacją.
- Właśnie nie wiem… Mogę przejść?
- Jasne! – kiwnął głowę, pomagając jej przejść pod taśmą.
Szła powoli, nie wiedziała, czy ma rację, ale to miejsce wydawało jej się takie znajome. Na chwilę przystanęła, by popatrzeć na starą, opuszczoną fabrykę, która była cała porośnięta mchem, a z okien wystawały gałęzie drzew, które zaczęły rosnąć od wewnątrz.
- To nie może być … - postawiła kolejny krok do przodu mając nadzieję, że się myli. Gdy dotarła do tyłów budynku spojrzała na plączących się policjantów i patologa, który bada zwłoki kobiety. Lucy czuła jak się robi coraz słabsza. Nie musiała widzieć siebie w lustrze, by wiedzieć, że jest nienaturalnie biała. Świat poruszał się jakby wolniejszym tempem, a oddech stawał się coraz głębszy i trudniejszy.
- Lucy? – ktoś do niej podszedł.
- Tak, to Natsu… - powiedziała sobie w myślach.
- Co ty tutaj robisz? – na jego twarzy było widać zdziwienie. Bardzo zaniepokoiło ono dziewczyna.
- Nie wiem… - odpowiedziała ze łzami w oczach – Ktoś zadzwonił i powiedział … - nie dokończyła zdania, bo zobaczyła to…
- Kobieta, po … trzydziestce… - zaczął mówić swoje pierwsze postrzeżenia Jet - Przyczyna śmierci: postrzał w głowę. Kobieta była torturowana.
- Nie, nie, nie, nie … - Lucy wciąż powtarzała na głos, drżąc i płacząc, nieustannie.
- Była torturowana, o czym świadczy dziura na prawej dłoni … - Lucy spojrzała na tę dłoń.
- Nie … - szepnęła cicho to jedno słowo. Natsu patrząc na nią już wiedział.
- Lucy chodźmy stąd… - zaproponował jej, jednak gdy próbował ją wziąć za rękę ona się wyrwała.
- Nie… - powiedziała spokojnym głosem, cały czas nieświadomie machając ręką. – Oj, nie … to nie możesz być ty … - majaczyła jakby była zahipnotyzowana. – Czemu mi to zrobiłaś? – zrobiłaś krok do przodu, jednak Natsu szybko chwycił ją w tali i pociągnął w kierunku samochodu. – CZEMU MI TO ZROBIŁAŚ?! – krzyknęła na cały las, co przyciągnęło uwagę wszystkich – Ty DEBILKO?! TERAZ?! SIEDEM LAT CIĘ SZUKAŁAM!? Aaaaaaaaaaaaaaa!!!! – wszyscy zebrani nie wiedzieli co się dzieje.
- Wpiszcie, że zwłoki należą do Layli Heartfilii. – Tylko to Natsu był w stanie powiedzieć, gdyż musiał się siłować z oszalałą Lucy, która wciąż nie mogła dopuścić myśli o tym, co się zdarzyło.
- JAKA HEARTFILIA?! Ona ma na imię Layla Froze!!!! LAYLA FROZE!!! ON JĄ ZAMORDOWAŁ!
- Lucy cicho! – Natsu rzucił ją przed swoim autem.
- I mówisz, że ja nie rozumiem, co ty czujesz? – jej łzy, jej rozpacz, jej ból dotarły do Natsu. Przykucnął i przytulił ją z całej siły.
- Wiem … Ja… przepraszam. – Musiał ją uspokoić i to był jedyny sposób, by tego dokonać. Podniósł ją i niosąc na rękach, wsadził do swojego samochodu. Zapiął jej pasy, a ona posłusznie siedziała. Pustym wzrokiem patrzyła przez szybę, wciąż roniąc na ziemię malutkie kropelki łez. Podniosła lekko głowę.
- Ty też płaczesz? – powiedziała cicho, widząc jak niebo staje się ciemne od chmur, a deszcz zaczyna padać na ziemię przesączoną od krwi. – Mamo…
***
Gray Fullbuster pewnym krokiem szedł w stronę gabinetu Darega Froze’a, któremu miał przekazać przerażającą wiadomość. Bez zatrzymywania się pokazał recepcjonistce swoją odznakę, a następnie wparował do gabinetu kuzyna Lucy.
- Witam… - powiedział z lekka zaskoczony Dareg. – Co pana tu do mnie sprowadza?
- Niestety … musze pana poinformować, że niedaleko starej fabryki znaleziono zwłoki Layli Heartfilii…
- To żart? – Dareg zaśmiał się, jednak widząc poważną minę policjanta, przeraził się. – Nie… - próbował wstać, jednak poślizną się i z wielkim hukiem upadł na ziemię. – Layla … nie…
- Nic się panu nie stało? – podszedł do niego zaniepokojony Gray.
- Laylo … czemu teraz? Nie … Proszę wyjść… proszę … PROSZĘ!!! – oczy stały się czerwone od łez. Gray’owi w tym momencie nie pozostało nic innego jak tylko wyjść i pozostawić zrozpaczonego mężczyznę samego.
- Straszne, jak on tak zareagował … A Lucy … biedna dziewczyna. – Gray nie wiedział, co ma więcej powiedzieć, więc zostało mu tylko, powrócenie na komisariat i czekanie, aż ktoś ze świadków będzie w stanie mówić.
***
Na Komisariacie Fairy Tail wrzało od rozmów i krzyków. Każdy się kręcił, nawet w niewiadomym celu. Dzwonili, pytali o świadków, dane… wszystko, ale tak jak było dwadzieścia jeden, czternaście czy siedem lat temu … nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie wie…
- Coś wiecie? – do głównego pomieszczenia wszedł Gildarts, który powoli zaczął siwieć, od natłoku obowiązków i nierozwiązanych spraw.
- Nic. – Tylko to mógł mu odpowiedzieć Gray
- A co z kuzynem Lucy? – na to pytanie także nie mógł odpowiedzieć policjant – A gdzie Natsu?
- On … - Lisanna chciała wytłumaczyć sytuację, jednak nagle różowowłosy chłopak wszedł do pomieszczenia, zdejmując szybko płaszcz i rzucając go na fotel.
- Już jestem! – odpowiedział, wyraźnie czymś zdenerwowany. – Musiałem odwieść Lucy!
- Coś … coś się stało? – zapytała zaniepokojona Juvia.
- Wspaniale! – to słowo dobitnie świadczyło o tym, że jednak „coś ” się stało.
- Co u Lucy? – Gildarts zaryzykował pytając o to.
- Nic nie chce mówić! Powiedziała tylko, że mordercy już nie żyją … - Natsu z całej siły walną o biurko
- Tylko tyle? – Gildarts stał na granicy przepaści.
- A co? Miała coś jeszcze powiedzieć? – zapytał Natsu ze złowrogim uśmieszkiem na twarzy.
- Nie! – Komisarz Główny odpowiedział szybko, a następnie pomknął do gabinetu, zamykając się w nim i odgradzając od szatana [czytaj: Natsu].
Pół godziny wcześniej…
Natsu niósł ją na rękach, prowadząc w kierunku jej mieszkania. Gdy byli już pod nim, Lucy cicho odpowiedziała:
- Pod wycieraczką. – Natsu postawiła ją na ziemi, jednak zaraz oparta o ścianę osunęła się na podłogę. Natsu westchnął ciężko, jednak co mógł zrobić? Otworzył drzwi i wprowadził ją do środka, a następnie położył na łóżku.
- Prześpij się. – Przykrył ją kołdrą, a następnie skierował się w stronę wyjścia, jednak coś go przytrzymało. Spojrzał na dłoń, którą trzymała Lucy.
- Zabij mnie. – Powiedziała cicho.
- Co?! – krzyknął mocno zaskoczony Natsu
- Nie mam po co żyć… ja wiedziałam, że ona nie żyje, ja wiem, że jej mordercy też nie żyją, ale co z tego? Ja nie czuję bym chciała żyć. – Patrzyła tak pustym wzrokiem w nieznaną przestrzeń. Natsu nawet nie był pewien czy ona mówi do niego. Wyrwał się z jej uścisku.
- Nie zrobię tego!
- TCHÓRZU!!! Gdybyś mnie wysłuchał, gdybyś był ze mną … inaczej bym to zniosła… a teraz wraz z odnalezieniem jej ciała … ja jestem sama na tym świecie. – Podniosła się i spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami.
- To jesteśmy w podobnej sytuacji… - rzucił jej tylko to jedno zdanie, ale niespodziewanie zatrzymał się i spojrzał na nią okrutnym wzrokiem. – Nie… ty masz jeszcze Darega, no i … męża.
- NIENAWIDZĘ CIĘ!!! – krzyknęła, gdy już wyszedł. Jednak mimo wszystko usłyszał to i zaczął na nowo się nienawidzić.
Teraz …
- Naprawdę jestem bydlakiem … Ale może dzięki temu ją ochronię … Może… - pozostała mu tylko nadzieja. Chwycił jakieś papiery, która podrzuciła mu Lisanna, gdy rozmyślał.
***
Lucy siedziała cała zrozpaczona na łóżku. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Podeszła do barku, który, jak na złość, opróżniła podczas ostatnich nocy. Zarzuciła coś na siebie, wzięła portfel, a następnie poszła w stronę sklepu. Gdy była już na holu zauważyła kogoś, kto podchodził do jej skrzynki i wrzucał do niej list. Lucy po cichu podeszła do kobiety i złapała ją od tyłu.
- Proszę! – szepnęła jej na ucho.
- Chodźmy do ciebie. – Kobieta zdjęła czapkę, którą miała na głowie. – Layla nie chciała, bym z tobą rozmawiała, ale mam to daleko w dupie, więc chodźmy! – poszła w stronę mieszkania Lucy. Dziewczyna była w lekkim szoku, więc dopiero po chwili, zrozumiała o co chodzi i poszła za tajemniczą osobą.
- Wiesz, że znaleźli jej ciało? – zapytała niepewnie Heartfilia.
- Gdybym nie wiedziała, to byś tego listu nie dostała! – kobieta mówiła, podjadając do chwilę jakieś cukierki.
- To był ten warunek … - szepnęła cicho dziewczyna. Gdy doszły pod drzwi, kobieta weszła do środka, a następnie rozłożyła się na kanapie czując się jak u siebie w domu.
- To co chcesz wiedzieć? – zapytała wprost kobieta.
- Kim jesteś? – to było pytanie, któro najbardziej nurtowało Lucy.
- Znasz zapewne imię Metsuryu? – zapytała słodko się uśmiechając.
- Jeden z Dragon Slayerów, ojciec Cobry… Twój brat? – dziewczyna miała nadzieję, że ma rację.
- Nie! – Lucy straciła wiarę w swoje umiejętności. – To ja!
- He? – takiej odpowiedzi nikt się nie spodziewał – Zmieniłaś płeć, nie dorwali cię? Jak, ty? Niemożliwe ….
- STOP! – krzyknęła głośno kobieta, nie mogąc dalej słuchać jęków Lucy. – Ja zawsze byłam kobietą … Muszę ci parę rzeczy wyjaśnić. Wysłuchasz mnie?
- Oczywiście! – Lucy z wrażenia, aż wstała. Gdy dotarło do niej, co zrobiła zarumieniła się. – Przepraszam.
- Nic się nie stało. – Metsuryu próbowała ją uspokoić. – Kiedy włamałam się do tajnej bazy FBI, dowiedziałam się, że planują oni NAS zwerbować. Całą siódemkę, ale ja się bałam. Zawsze byłam aspołeczna i w ogóle, więc znalazłam genialnego dzieciaka, którego wyszkoliłam, by mnie udawał. Udało się. Był świetny, ja często mu pomagałam, ale ogólnie dawał sobie radę, więc nie było żadnych problemów. Tak mijały spokojnie miesiące, a tu nagle okazuje się, że mam dzieciaka, a raczej on ma. Powiedziałam mu … ok. nie ma sprawy. – Lucy z największą uwagą słuchała opowieści kobiety. – No i minęły dwa lata i nagle… pięknego, słonecznego popołudnia wchodzi do mnie Layla Heartfilia, z maleńką Lucy na rękach i się pyta czy zostanę chrzestną? Hihi. – Zaśmiała się cicho. – A ja na to … szczęka rozwalona do samej ziemi i stoję nic nie mówiąc. To było GENIALNE. Zaprosiłam ją do siebie i wtedy okazało się, że zna moją tożsamość. Byłam zszokowana. Okazało się, że taką głupią blondynką to ona nie jest i jako jedyna z grupki odkryła, że tamten człowiek był podstawiony. Chociaż nadal nie wiem, jak to zrobiła… Zgodziłam się i znowu mijały lata. Przez ten czas dowiedziałam się, kto był zdrajcą w naszej paczce i … o czymś strasznym. Dwadzieścia jeden lat temu znaleźliśmy dzieciaki, były eksperymenty i mordy. A czternaście lat temu? Myśleliśmy, że nic się nie wydarzyło. Wiesz kto zginął?
- Nie. – Lucy pokręciła głową
- Znasz to nazwisko. On był agentem, który ICH przyprowadził i z NIMI rozmawiał. Tym agentem z dokumentów i został on zastrzelony przez TEGO zdrajcę. – Kobieta wzięła głęboki oddech. – Znalazłam w danych jak się nazywał po … ucieczce, a raczej przed śmiercią. Gareth McGarden…
- Levy-chan… - dziewczyna z trudem wypowiedziała to imię. Całe jej ciało zaczęło drżeć. – Ale dlaczego? Co z nim?
- Razem z całą rodziną zginął w morzu … Czyli ta Levy także! – te słowa zszokowały Lucy. Nie wiedziała co ma powiedzieć, czy jak się zachować. Nie potrafiła zrozumieć tego co się dzieje, chciała uciec, chciała się schować. Było jej wstyd, bo wszyscy wokół niej cierpią, a ona samolubnie płacze i krzyczy. – Możliwe jest, że jednak ktoś ją uratował i dla bezpieczeństwa zatuszował wszystko, by wyglądało, że jednak ta dziewczynka nie żyje… nie wiem.
- Mów dalej. – Niespodziewanie rzekła Lucy.
- Jesteś pewna?- dopytała się kobieta
- Tak! – była stanowcza. Nie chciała być słaba, w tym momencie musiała być SILNA!
- A, więc przez kolejne lata żyło nam się spokojnie i wtedy … przychodzi do mnie Layla z listami… wiele ich było do wysłania. I były tam instrukcje. – Lekko przymknęła powieki – Na początku śmiałam się z niej i z tego co robi, ale gdy 7 lipca X777 zaginęła … zrozumiałam, co chciała mi przekazać. Wszyscy zginęli i tylko ja przeżyłam z wiedzą na te tematy. – Lucy chciała o coś zapytać, ale kobieta przerwała jej. – Nie! Wiem, o co chcesz zapytać, ale nie potrafiłam pójść i powiedzieć o wszystkim tobie, Natsu czy innym dzieciakom. Czemu? Po co więcej śmierci? A teraz! Znowu do cholery jasnej to samo! To co, że zginę? Nie mam już nikogo i co ja teraz pocznę?
- Proszę się nie poddaw… - nie dokończyła, gdyż jeszcze jakiś czas temu słyszała te słowa od Natsu i była wściekła, że on je wypowiada. Opuściła głowę, a następnie zaczęła płakać. – Ja naprawdę mam kogo kochać… Dziękuję!!!
- A co tak niespodziewanie?
- Dzięki pani coś zrozumiałam … Coś bardzo ważnego. – Metsuryu nie mogła dojść do tego, o co chodzi dziewczynie, dlatego wstała i zaczęła się kierować w stronę wyjścia.
- A! – nagle odwróciła się i podeszła do siedzącej Lucy. – Masz. – Podała jej kopertę, której był list, na który dziewczyna bardzo długo czekała.
- To od mamy? – pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- Tak. – Odpowiedziała jej kobieta, z uśmiechem na twarzy. – No dobra, to ja zmykam. Jeszcze w paru przypadkach muszę pobawić się w listonoszkę!
- Dlaczego pani to robi? – zapytała niespodziewanie panna Heartfilia.
- Wiesz kim był dla mnie ten człowiek, który przez to, że podszywał się pode mnie zginął? – Lucy pokręciła głową – Nikim… - blondynka nie zrozumiała tej odpowiedzi – I to najbardziej boli … Nic o nim nie wiedziałam, nic do niego nie czułam, jego śmierć nic dla mnie nie znaczyła…I to mnie boli … Naprawdę cierpię. – Dotknęła swojej piersi – Na sercu mam łańcuchy, które są mocno związane wokół mojego organu i teraz pragnę już tylko się od nich uwolnić. Jeśli ma śmierć od nich uwolnić, … to ZGINĘ! – po tej deklaracji, po prostu wyszła.
- Może ja też … - Lucy zamyśliła się na chwilę. Pięścią uderzyła się w klatkę piersiową. - … mam takie łańcuchy na sercu? – spojrzała na kopertę, w której było ostatnie zdanie matki do swej ukochanej córeczki. Dziewczyna otworzyła go i wyjęła, ku jej zdziwieniu, pojedynczą kartkę papieru, na którym było tylko parę zdań i nic więcej. – To tyle poszukiwać, tyle śmierci, a tak mało wyjaśnień? – zaczęła czytać.
Ukochana Córeczko!
Zapewne jesteś zszokowana faktem, że deklarując wyjaśnienia w drugim liście, wysyłam Ci tylko parę nędznych słów, ale uwierz MI. Chcę to wszystko już zakończyć, chcę byś nie tylko Ty miała normalne życie, ale i inni, którzy są powiązani z tą sprawą. Jestem świadoma tego, że pragniesz wyjaśnień, odsłonięcia wielkiej tajemnicy i przede wszystkim … PRAWDY. Wiem, ze w tej chwili uważasz wszystko za skomplikowane, trudne, zrozumiałe… Jednak w rzeczywistości ta zagadka ma prostą i łatwą odpowiedź. A ja wiem, że z czasem i ty sama dojdziesz do wniosków. Wierzę w ciebie, gdyż trudno by było, żebyś nie miała zmysłu do dedukcji.
Kocham Cię!
Wiele razy Ci to mówiłam, ale nie wiem, czy zdążę to powiedzieć Ci przed śmiercią, więc będę to cały czas powtarzać. Kocham Cię!
Na tym kończą się moje słowa, ale wiedz, że ktoś inny wyśle do ciebie list, gdy wszystko będzie zmierzało, nareszcie, ku końcowi. Jeszcze jeden list, z prawdą ostateczną. Kocham Cię! Dziękuję Ci, że się narodziłaś i proszę Cię… nie zmarnuj życia, które ci dałam.
Ukochana Mama
- Ty debilko! Już od narodzin miałam zniszczone życie! – Lucy wrzasnęła do samej siebie – Miałam dostać odpowiedzi i co?! Aaaaaaaaaaaa!!! – walnęła z całej siły w kanapę i nagle usłyszała dźwięk upadającego, metalowego przedmiotu na ziemię. Zaczęła rozglądać się po pokoju i ku jej zdziwieniu zobaczyła, że na podłodze leży złoty klucz. Podniosła go i wtedy do niej dotarło. – Jedynie zdrajca nie posiada klucza … Albo go komuś ukradł, ale … kto?
Ciąg dalszy nastąpi …