poniedziałek, 24 czerwca 2019

[Pozory czasem mylą] Rozdział 19 Jeśli kochasz, to wybaczysz



Lucy rozciągnęła się po długiej jeździe samochodem. Gdy była małą dziewczynką, droga do biura dziadka wydawała jej się krótka. Często nie zdążyła dobrze doczytać z Lokim książeczki, gdy Koziorożec prosił ją, by wysiadła. Wiele się zmieniło. Dawne puste peryferia miasta, dziś obrosły biurowcami. Las wycięli. Garstka drzew została w okolicznym parku, który nazwano na cześć dziadka „smoczą przystanią”. Jednak sam budynek, który zajmował Acnologia, pozostał taki sam. Piął się na dziesięć pięter, z których połowę zajmowały pokoje pracowników, drugą część stanowiły miejsca spotkań z klientami. Sam dziadek miał swój własny kącik na trzecim piętrze, na samym końcu korytarza.
Weszli do przestronnego budynku. Recepcjonistka ukłoniła się nisko na widok Lucy.
— Witam, pani — odparła.
— Dzień dobry — powiedziała nieśmiało Lucy. — Czy można przeszkodzić dziadkowi?
— Pan Acnologia jest w tej chwili zajęty, ale poinformuję go o pani przybyciu.
— Dziękuję, ee… — Rozejrzała się za plakietką, by poznać imię kobiety. — Pani jest?
— To Kyoka — przestawił ją Zeref. — Poproś szefa, by się pospieszył, bo Lucy chce działać na własną rękę — ostrzegł ją.
Kyoka wyraźnie się spięła. Szybko podbiegła do telefonu i zadzwoniła do Acnologii. Chwilę później obwieściła, że szef ich wyczekuje. Lucy podziękowała skinieniem, lecz Kyoka odwróciła wzrok. Wróciła za blat i przewróciła stos dokumentów, nim kolejna osoba weszła do budynku.
— Nienawidzi mnie? — spytała Zerefa.
— Pobiłaś Mard Geera — przypomniał jej. — I nie martw się — dodał, nim zdążyła otworzyć usta. — Jest zła, przejdzie jej.
— Chciał mnie skrzywdzić.
— Wiem o tym i naprawdę nie mam ci za złe, że go skrzywdziłaś — próbował ją przekonać, tyle że nadal wątpliwa w szczerość jego słów. W tych ciemnych oczach kryło się coś, czego Lucy nie umiała odgadnąć. Z jednej strony ufała Zerefowi, nawet widziała cień szansy na to, że się kiedyś zaprzyjaźnią, ale dobrze zdawała sobie sprawę, że wykorzystuje ją. W ten czy inny sposób.
Gajeel zatrzymał dla nich windę. Wsiedli. Łagodna muzyczka zagrała w środku. Zeref zaczął postukiwać palcami o wyjęty telefon, a Gajeel zatkał uszy, jakby piosenka zaczęła go ranić.
— Pop, grzech ludzkości. Kto to wymyślił? — oburzył się.
— Wiesz, że właśnie kwestionujesz część sztuki w dziejach ludzkości — zwrócił mu uwagę Zeref.
— Oczywiście, że wiem. W innych okolicznościach bym tak nie narzekał.
Winda stanęła. Wyszli na korytarz, a trójka mężczyzn powitała ich otwarcie. Jeden z nich wskazał dłonią, by podążyli wraz z nim. Lucy opuściła wstydliwie głowę. Za ciemno, za ciasno, zbyt ponuro. Do mrocznych przestrzeni fabryki zdążyła się przyzwyczaić, ale korytarz przytłoczył ją. Był pusty i panowała w nim cisza.
Doszli do końca korytarza. Mężczyźni otworzyli drzwi. Lucy, Gajeel i Zeref weszli do pokoju, a wejście chwilę później zatrzasnęło się za nimi.
— Lucy, chciałaś się ze mną widzieć — odezwał się Acnologia spod stosu papierów.
Chwycił kolejną kupkę i Lucy usłyszała tylko, jak przybija na dokumentach pieczątkę. Nawet nie wychylił się, by na nią spojrzeć.
— Witaj, dziadku — przywitała się i podeszła. Gajeel i Zeref zostali z tyłu. — Chciałam z tobą porozmawiać.
— Tak, tak… A o czym konkretnie, bo niekoniecznie rozumiem powód twojej wizyty. Szczególnie tak wcześnie — dodał ciszej.
— Chodzi o Natsu.
— O Natsu… — powtórzył z zaciekawianiem w głosie. Odłożył dokumenty na bok i wstał. Stanął przed rzędem okiem zajmujących całą ścianę i westchnął ciężko. — Miasto jest takie spokojne, ale coraz więcej pożarów ma miejsce. Moje sklepy są niszczone.
— To… — zaczęła, lecz dziadek gwałtownie jej przerwał:
— Nigdy nie sądziłem, że ktoś będzie próbował mnie zniszczyć, a przy okazji mi pomoże. Dzieciak sobie nie zdaje sprawy, ile ja z ubezpieczenia kasy dostanę. — Zaśmiał się ciężko. — Głupi smarkacz. Myśli, że podskoczy mi, ale myli się. Nie życzę gówniarzowi źle. Na złych rodziców trafił i tyle. Dałem mu szansę, by wyrósł na porządnego człowieka.
Coś stuknęło. Lucy obejrzała się przez ramię. Zeref przytrzymywał rękę Gajeela, która drżała. W zasadzie sam Gajeel drżał z wściekłości. Trzymał spięte mięśnie twarzy, powstrzymywał się, lecz był na granicy wytrzymałości.
— Co mu zrobisz, dziadku? — zapytała, aby zagłuszyć syki Gajeela.
— Nic. Na razie nic — odpowiedział. — Obawiam się jedynie Igneela. Wychodzi wkrótce. Chciałbym go dopaść, ale będzie zamieszanie wokół jego wyjścia. Wyślę pewnie ostrzeżenie Natsu. Jak mówiłem, dzieciak niekoniecznie zasłużył na los, który… — urwał i już nie dokończył.
Lucy domyśliła się, co chciał powiedzieć. …spotka jego ojca, pomyślała. Wzięła głęboki wdech, ale nadal czuła przytłaczający ucisk w piersi. Ciężko jej było oddychać, gdy w pokoju panował zaduch. Żadne z okien nie było otwarte, ktoś wyłączył klimatyzację. Marzyła, by znaleźć się już poza budynkiem, ale przecież przyszła do dziadka, by porozmawiać o Natsu.
— Chcę sama załatwić sprawę z Natsu — wyznała z trudem. Serce łomotało jej w piersi jak szalone. Czuła się gorzej niż wtedy, gdy czekała przed pokojem na wieści od Porlyusici. Niepewność zżerała ją od środka.
— Słucham? — zdziwił się Acnologia. Zmarszczył krzaczaste brwi i chwycił za złote pióro. — To że raz, Lucy, udało ci się pokonać kogoś, nie znaczy jeszcze, że poradzisz sobie z całym światem.
— Natsu nie chciał mnie skrzywdzić. Chciał mnie uratować — podkreśliła. — Dla niego liczy się moje zaufanie. Potrzebuje mnie. Teraz, kiedy go… zraniłam, może zacząć działaś nieuważnie. Dziadku… — Z zawstydzenia ukryła twarz w dłoniach. — Ja muszę coś zrobić. Kolejne sklepy są niszczone. Jeszcze nikt nie zginął, ale co jeśli przeze mnie..
— Nie przez ciebie! — ryknął mężczyzna. — Ty. Ty. Ty. Jesteś niewinna. Nie próbuj usprawiedliwiać tego gówniarza, tylko dlatego że odrzuciłaś jego „pomoc”. Pewnie sam chciał cię gdzieś zawieść. Daję mu szansę, ale nie będę ryzykował twojego zdrowia, a może i życia. Raz wystarczy.
Gajeel zacisnął szczękę tak mocno, że aż żeby mu zazgrzytały.
— Naprawdę?! — wrzasnęła Lucy, nim Gajeel wybuchnął gniewem. — Bo jedyną osobą, która ryzykowała moim zdrowiem i życiem, jesteś ty, dziadku. Zleciłeś moje porwanie. Nic… — Załkała. — Nic cię nie usprawiedliwia… — jej głos się załamał. — Wybaczyłam ci, dziadku, ale w zamian musisz mi dać swobodę. Nie chcę dłużej żyć, jak dawniej. Mam dosyć uderzeń. Mam domyć tego, że boję się z kimkolwiek zaprzyjaźnić. Porozmawiać. Natsu to szansa, bym się nauczyła życia. Nie porwie mnie, a na pewno nie od razu. Igneel musi najpierw wyjść z więzienia. Do tego czasu…
Acnologia przerwał jej głębokim westchnięciem.
— Dobrze — zgodził się.
Lucy otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
— Słucham? — dopytała się. Nie była pewna, czy dobrze usłyszała.
— Zgadzam się — utwierdził ją w przekonaniu dziadek. — Rób, co chcesz, ale tylko do dnia, w którym Igneel zostanie wypuszczony na wolność. Nie. — Machnął ręką. — Masz trzy dni, nie więcej.
Podszedł do Lucy i położył jej masywne dłonie na ramionach.
— Kocham cię i nie pozwolę, by znów stała ci się krzywda. Gajeel, Zeref… — zwrócił się do ochroniarzy — macie ją chronić.
— Tylko że Natsu pewnie zna ich twarze — przypomniała Acnologii.
— Pewnie tak — zgodził się zaskakująco łatwo. — Dlatego będą cię obserwować z daleka. Ale miejcie czujność. Broń naładowaną. Zabijajcie, jeśli trzeba. Ty Lucy… — Spojrzał na nią troskliwie. — Uważaj, proszę. Nie narażaj się na niepotrzebne niebezpieczeństwo.
— Obiecuję — i tych słów zamierzała się trzymać. Zrobi, ile będzie mogła, a resztą już zajmie się dziadek. — Może w końcu nauczę się uciekać.
— Oby. — Pocałował ją w czoło. — Nie mogę ciebie stracić. Wystarczy, że przez dziesięć lat nie miałem z tobą kontaktu. Bałem się, że znowu ktoś cię przeze mnie skrzywdzi.
— Nie musisz się tłumaczyć — powiedziała ciszej. — Rozumiem.
Odsunęła się od Acnologii. Ten wrócił do pracy, nie żegnając się z wnuczką. Odeszła w ciszy, która podążyła wraz z nią nawet na korytarz. Za oknem słońce zaszło za chmurami. Zapowiadał się kolejny, burzowy dzień. Jesień nadeszła. Nie powinna spodziewać się pięknej pogody, lecz w głębi serca już tęskniła za słońcem. Deszcz oznaczał chłód i niepokój, a przecież zbliżały się trudne chwile. Żałowała, że nie ma obok niej Lokiego. Wystarczyłoby, że podałby jej dłoń i podtrzymał na duchu. Jednak była sama. Zerefowi i Gajeelowi nie mogła w pełni ufać, tak samo dziadkowi. Bo za nimi wciąż krył się cień, a za tym cieniem kłamstwo, w które udawała, że wierzy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz