Mężczyzna został w pokoju sam, zaznając wreszcie upragnionej i wymarzonej …
Puk, puk
…ciszy?
Makarov złapał się za głowę, po czym niechętnie przyznał sobie rację, że tego dnia nie zazna spokoju. A co najgorsze, jedyny odpoczynek, którego mógł być pewien, czekał na niego dopiero po śmierci.
Przeciągnął się i powiedział ciche „proszę”, zastanawiając się, kim jest kolejny dręczyciel, którego najchętniej pozbyłby się w tym momencie. Lecz ku jego zdziwieniu osobą, która zechciała złożyć mu kolejną, poranną wizytę, był nie kto inny jak nowy nauczyciel, Mest Gryder.
Dyrektor pamiętał dokładnie papiery i rekomendacje, jakie od niego dostał. Od początku wydawały mu się podejrzane, ale dopiero teraz, patrząc prosto w oczy temu człowiekowi, widział zupełnie inną osobę niż Mesta Grydera. Był to człowiek pełen tajemnic i nieujarzmionej wrogości, która była skierowana na konkretną rzecz, a może i na konkretną osobę.
– Czym mogę służyć? – zapytał wątpliwie Makarov.
Nauczyciel powoli podszedł i usiadł dokładnie naprzeciw dyrektora.
– Jestem szpiegiem Pengrande – oświadczył Mest.
Dreyar podrapał się po głowie, powoli próbując przyswoić sobie słowa, jakie skierował do niego młodszy mężczyzna. Było to zaskakujące, jak i odważne stwierdzenie, ale nie wiedział, w jaki sposób ma na nie zareagować.
– A mogę wiedzieć, co przyjechałeś tu szpiegować? – zapytał spokojnym głosem dyrektor.
– Wiem o Fairy Tail…
Te słowa wystarczyły, by Makarov potraktował całą tę sprawę na poważnie. Jeśli ktoś wiedział o Fairy Tail, to nie mógł to być przeciętny agent, a ktoś z wyższej półki. Tylko nie rozumiał, dlaczego ktoś taki miałby się zdradzać. Czyżby to była pułapka, a może próba wydobycia informacji? – zastanawiał się, nie wiedząc już, która z opcji jest gorsza. Coś mu to śmierdziało i najpewniej nie były to zapachy dochodzące z toalety.
– Dlaczego miałbym ci ufać? – Dreyar próbował dalej, wiedząc, że cisza w takich sytuacjach nie jest najlepszym zachowaniem.
– Moja misja polegała na tym, by śledzić jedną z uczennic, ale powoli zaczęło do mnie docierać, że wcale nie taki jest plan – mówił Mest. – Oni chcą zabić tę dziewczynę. A ja nie mogę do tego dopuścić. Mam ogromny dług wobec jej matki, którego nie zdążyłem spłacić. Uratowała kiedyś bliską mi osobę, więc chciałbym przynajmniej w ten sposób podziękować.
– Nie ufam ci…
– To zrozumiałe – przerwał mu Gryder.
– … ale sam potrzebuję pomocy, więc liczę na owocną współpracę – dokończył, nie przejmując się wtrąceniem gościa.
To było najlepsze rozwiązanie. Choć ryzykowne, musiał to ryzyko podjąć. Ich przedsięwzięcie było tego warte, a informacje posiadane przez tego człowieka mogły być na wagę złota. Nie wiedział, czy jego motywy są prawdziwe, mógł tylko starać się jak najwięcej wykorzystać Grydera.
– A kim jest w ogóle dziewczyna, którą miałeś chronić? – spytał zaciekawiony Makarov, nie potrafiąc przypisać żadnej z jego uczennic tak poważnej roli.
– Lucy Dragneel – odpowiedział szczerze Mest.
Kolejna faza planu została wykonana. Zostało jeszcze kilka punktów i w końcu będzie mógł spokojnie odpocząć, stając się jedynie nauczycielem w szkole nr 1. Było to proste, piękne marzenie, którego spełnienie mogło sprawić, iż na zawsze zerwie więzy, które jeszcze łączyły go z przeszłością.
Mest Gryder chwycił w dłonie plik dokumentów, w których sprawdzał dane na temat Lucy Heartfilii, teraz Dragneel, przesłane mu przez rząd Pengrande. Nie spodziewał się, że tak wiele informacji uda się uzyskać od ludzi, którzy teoretycznie nic nie powinni o niej wiedzieć. Jednak Magnolia, jak i całe Fiore, było miastem kłamców. Wszędzie roiło się od szpiegów czy zdrajców, którzy w każdej chwili mogli wydać nawet człowieka uważanego za przyjaciela.
– Na pewno powinieneś to przeglądać tutaj? – Słysząc czyjś głos, zaraz zamknął akta.
Nie wierzył, że ktokolwiek mógłby tak długo obok niego stać i nie zostać niezauważonym. Musiał sprawdzić, kim był człowiek, który tak cicho się do niego zakradł.
Ku jego zaskoczeniu, kiedy wyjrzał za kaszkietówki, ujrzał stojącego współpracownika – Happy’ego. Nigdy nie miał zbyt bliskich kontaktów z tak zabawowym człowiekiem, lecz także nie zdarzyło mu się okazać wrogości wobec innego nauczyciela. Dlatego nie rozumiał, co młodszy od niego kolega tu robi. Nie wierzył w przypadek. Nie, kiedy przeglądał dokumenty tak ważnej dla sprawy osoby.
– Nie chciałem cię przestraszyć! – rzekł zaraz Happy. – Może to trochę dziwne , ale chciałbym cię o coś zapytać.
– Czego chcesz? – zapytał ostro Mest.
Happy nie wyglądał na szpiega ani na człowieka, któremu nie można było ufać, ale były to tylko pozory, za którymi tak wiele osób się skrywało. Preferował podejść do tego wszystkiego z dystansem, by przez przypadek nie wkopać się w coś dużo poważniejszego – choć i tak sprawa, którą prowadził, nie była łatwym zadaniem.
– Jak miała na imię matka Lucy? – spytał Happy, ku zaskoczeniu Grydera.
– Layla – odpowiedział niepewnie Mest.
– Dziękuję. – Kiwnął, po czym szybko czmychnął w kierunku odjeżdżającego autobusu, zostawiając za sobą „lekko” zdziwionego kolegę z pracy.
Po raz kolejny spojrzał na list, który dostał wraz z książką, będącą prezentem od dyrektora szkoły nr 2. Nigdy nie było mu dane zbyt dobrze poznać tego człowieka, lecz już po samym pierwszym spotkaniu odkrył za tymi oczami starca kryje się nieujarzmiona bestia. Demon, który był gotowy w każdej chwili wyskoczyć i zatopić w człowieku swe kły.
Mest bał się spotkania. Jednak jego gra się nie zakończyła. Nadal udawał agenta Pengrande i jeśli ktoś chciał się spotkać właśnie z taką osobą, musiał zaryzykować wszystko.
Choć teoretycznie powinien znajdować się zajęciach, wiedział, że nic dobrego nie wyniknie z pójścia na nie. Przynajmniej ktoś dostanie jakiś trop, gdyby ewentualnie coś mu się przytrafiło. A najważniejsze – nie mógł dopuścić, by zainteresować Lucy Dragneel do podążeniem za nim. Była tylko jego uczennicą, ale czuł skrywający się w niej mrok. Jeszcze młoda dziewczyna, a jednak za każdym razem patrzyła na niego jak osoba o nadzwyczajnym doświadczeniu i mądrości. Tak często zastanawiał się, skąd brały się te myśli, ale nigdy jeszcze nie potrafił tak prosto odpowiedź sobie.
– Nie pozwolę jej skrzywdzić – szepnął Mest.
Wtedy zrozumiał, że już nie jest sam. Odwrócił się, sprawiając, że panele cicho zaskrzypiały.
Spojrzał pełen determinacji na Jose’a Porlę, który podejrzanie się szczerzył w jego stronę. Jednak nie starał się brać tego do siebie. Szaleństwo było chorobą nieuleczalną, więc musiał wybaczyć staremu głupcowi, któremu nagle zechciało się bawić w agenta.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytał wprost Gryder, nie chcąc tracić czasu na głupie rozmowy.
– Wiem, że jesteś agentem z Pengrande, a ja z nimi chętnie współpracuję, więc może połączymy siły? – zaproponował Porla.
Czy była to dobra, czy zła oferta? Trudno mu było orzec w takiej sytuacji. Nawet gdyby był teraz tylko szpiegiem, Mest nie mógłby sobie pozwolić na jakąkolwiek samowolkę.
– Nie rozumiem, o czym mówisz… – odparł nauczyciel, udając, że obce jest to, o czym mówi dyrektor.
– Lucy Dragneel wzięła z podziemia mały dokument, który pozwoliłby ci szczęśliwie wrócić do domu, a mi zapewnić przychylność waszego rządu – wytłumaczył dokładniej. – Próbowałem przekonywać tą głupią sukę po grzecznemu, a ona za nic nie chce się złamać.
– Dlatego potrzebujesz pomocy? – Nie było nic go w „prośbie” Porli, jednak coś mu nie pasowało. Dlaczego akurat zwrócił się do niego z pomocą, skoro miał zupełnie inną misję do wykonania.
– Ponieważ ludzie węszą, a nie chcę, by ktokolwiek mnie o coś podejrzewał – odpowiedział Jose. – Później trudniej byłoby mi osiągnąć to, czego pragnę.
Nie trudno było odgadnąć, że jedyny cel Porli, to wykorzystanie Mesta. Jednak sam mężczyzna nie wiedział, jak ma w takiej sytuacji zareagować. Sądził, że najlepiej będzie trzymać się od tego z daleka, ale miał przeczucia, że przeciwnik tak łatwo nie odpuści, skoro sama Lucy nie mogła sobie dać z nim rady.
Mest wziął głęboki wdech, potrzebując chwili, by na spokojnie wszystko przemyśleć. Od reakcji mogło zależeć jego życie, a to już był wystarczający powód, by zachować ostrożność.
Zamknął, pragnąc po prostu uciec i zostawić za sobą wszystkie problemu.
Jednak nagle usłyszał dźwięk przypominający ten przy ładowaniu broni. Zaskoczony uniósł powieki i spojrzał na Porlę, który celował do niego prosto z pistoletu. Broni, która zasłynęła w czasie wojny, jako ta, którą posiadali jedynie wybitni generałowie.
– Chcesz mnie tym wystraszyć? – zapytał spokojnie Gryder. Nie miał powodów do obaw. Jose próbował jedynie wymusić na nim zgodę, a przerabiał to setki razy. Najpierw mu pogrozi, później strzeli, niby trafiając w niegroźne miejsce, a na koniec pozostanie już tylko zdanie „dobrze, zrobię to”. Jednak Mest nie był człowiekiem, którego będzie łatwo złamać. Zbyt długo przebywał w Pengrade, zbyt wiele lat trenował pod okiem najlepszych zabójców, by teraz dać się podejść takiej miernocie.
– Nie – odpowiedział Porla, wyraźnie mierząc w ramię przeciwnika.
Mest jedynie głośno westchnął, po czym zrobił krok do przodu. Śmiałby się, ale sytuacja zabraniała mu tego uczynić.
– Jesteś żał… – Zamilkł, padając na podłogę.
Jose nie dał mu dokończyć.
Wnet po całej okolicy zabrzmiał dźwięk karetki jadącej na sygnale – na to właśnie czekał. Pociągnął za spust i strzelił. Jednak nie wyglądało to tak, jak miało być. Ciało Mesta upadło bezwładnie na podłogę, głucho się od niej odbijając.
Porla wypuścił broń, po czym sam uderzył kolanami o podłoże, nie wierząc, co się stało. Szybko doczołgał się do nauczyciela i obrócił jego ciałem, chcąc sprawdzić, co się dzieje. Lecz Gryder nie ruszał się. Jego martwe oczy wyrażały jedynie strach i zaskoczenie, gdy między nimi znajdował się otwór, z którego nadal spływały kropelki krwi.
Mężczyzna opuścił trupa z hukiem. Spojrzał na swoje dłonie i ujrzał na nich szkarłatną ciecz. Oddychał ciężko, nierównomiernie. Przerażenie przejmowało nad nim władzę. Nie wiedział, co ma robić? Jak się zachować? Nie zdawał sobie z tego sprawy na początku, ale powoli docierało do niego, że nie ma jak uciec.
Wstał i pognał w kierunku okna, z którego następnie wyskoczył. Biegnąc w stronę schowka na narzędzia, nie zatrzymał się ani na sekundę. Kiedy tylko dotarł pod same drzwi, podciągnął rękawy marynarki i pociągnął za klamkę, nie chcąc zostawiać żadnych odcisków palców. Jakie było jego szczęście, że akurat trwały w całej szkole zajęcia.
Wparował do środka i szybko chwycił jedno z narzędzi, nie przyglądając się za nadto. Rozejrzał się wokoło, gorączkowo poszukując jakiś rękawic.
Dopiero po minucie jego oczy pochwyciły jakieś rękawice ogrodnicze i zielony kombinezon, który był cały upaćkany w błocie. Nie przejmował się nim. Energicznie włożył na siebie cały strój i wyskoczył ze schowka, powracając do trupa. Mogli znaleźć ciało, ale nie teraz. Nie w tym momencie. Nikt go nie przypisze do zwłok, jeśli nie będą wiedzieć, kim jest denat.
Wskoczył przez okno, lądując w powstałej kałuży krwi. Taki widok nie był dla niego niczym nadzwyczajny. Czasy wojny zrobiły wystarczająco dużo, więc teraz bez żadnych oporów mógł wprowadzić swój plan w życie.
Uniósł wysoko łopatę, po czym zamachnął się, uderzając prosto w twarz Mesta. Krew trysnęła prosto na spodnie, wsiąkając powoli w delikatny materiał. Jednak nadal było to za mało. Uniósł jeszcze raz przedmiot, zamachnął się i uderzył i znowu, i znowu… W szaleństwie na okrągło zadawał ciosy, niszcząc całkowicie twarz człowieka, z którym rozmawiał jeszcze kilka minut temu. Wokół powstawała coraz większa breja krwi, a po twarzy sprawcy zaczęły spływać duże krople potu. Zmęczony i zasapany miał dosyć. Odrzucił na bok narzędzie zbrodni.
Nikt nie dowie się, że to jego sprawka, a tym samym jego marzenie nie zostanie zniszczone.
Podniósł się zaraz i podszedł do przedmiotu, który niedawno odrzucił. Uśmiechnął się i zdjął całe ubranie włącznie z butami, które zdążyły już przesiąknąć krwią. Jeden błąd i mógł całkowicie zostać zniszczony. Nie mógł pozostać choćby ślad jego obecności.
Obszedł dookoła kałuże krwi i ostrożnie wyszedł na korytarz, zapominając zamknąć za sobą okna. Czekały go jeszcze większe wyzwania, ale najtrudniejsza część już przeszła obok niego.
Chwycił teczkę i płaszcz, które zostawił przed dawna klasą i ruszył przed siebie, gnając w wyraźnie zamierzonym kierunku. Pamiętając, jak poprzedni dyrektor zaprowadził go razem z Makarovem w najbardziej strzeżone miejsce w całej szkole. Tylko oni znali trasę do grobu Mavis Vermilion i tylko oni mogli tam wchodzić.
Mijał kolejne zakręty. Zastanawiał się, czy idzie w dobrą stronę, aż nagle znalazł się w wąskim korytarzu. Na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek, który był oznaką jego zwycięstwa.
Szybko otworzył drewniane drzwi i kroczył do środka, zastanawiając się, dlaczego na dole jest tak jasno. Zazwyczaj panowała tam całkowita ciemność, a teraz jakby był otwór w suficie, który dostarczał światła do pomieszczenia.
– Co tu się stało? – zapytał na głos.
Kupka połamanych desek leżała w jednym stosie, dokładnie przed drugim z wejść do krypty. Zaintrygowany w pierwszym momencie wystraszył się, że ktoś mógł jednak znaleźć się w tym miejscu. Jednak po chwili skarcił samego siebie. Nie miał czasu na takie gdybanie.
Podszedł do grobu Mavis, po czym przybliżył się do posągu anioła. Och, jak zawsze on go intrygował. Piękny i majestatyczny, jak sama Mavis, która go zdradziła. Dlatego cieszył się, że chociaż raz na coś mu się przyda.
Rozciągnął się i chwycił płytę, znajdującą się na sarkofagu, po czym ostrożnie zaczął ją przesuwać na bok. Nie była ona nadzwyczaj ciężka, lecz zmęczenie i wiek robiły swoje.
Dopiero po kilku minutach ciężkiej pracy udało mu się stworzyć na tyle duży otwór, by włożyć do niego zakrwawioną łopatę. Lecz na tym nie skończył. Szybko zrzucił z siebie całe ubranie, pozostając jedynie w bieliźnie, która jako jedyna mogła nie być dowodem w sprawie. Wrzucił wszystko do wnęki, włącznie z butami i ostrożnie zaczął ją zamykać, czując, że w końcu udało mu się. Nikt nigdy nie otworzy już więcej jej grobu, więc nie musiał się martwić, że przypiszą go do jakichkolwiek zwłok.
– A teraz na lekcje! – powiedział radośnie, nakładając na siebie płaszcz.
Poszedł w przeciwnym kierunku do drzwi, którymi wszedł do środku, powoli obmacując ścianę, jakby czegoś poszukiwał. Gdy w końcu znalazł odpowiedni świecznik, pociągnął za niego. Wnet ściana poruszyła się. Jej część sunęła się po kilka centymetrów, powoli ukazując niewielkie przejście.
– To koniec – szepnął Porla, wchodząc do wnęki i znikając w ciemnościach.
Ooo... jestem pierwsza, a więc tak... rozdział bardzo fajny i to dobry pomysł, żeby prowadzić narrację w ten sposób, ciekawy pomysł jeśli chodzi o fabułę, ponieważ jest nieprzewidywalna i niestereotypowa, co cenię w opowiadaniach. Płynnie, z sensem i praktycznie bez błędów. Moim zdaniem jest genialne, ale niestety jestem jeszcze żółtodziobem :)
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę i miłego weekendu
Dziękuję bardzo! Cieszę się, że spodobał ci się sposób prowadzenia narracji i fabuła. Faktycznie płynniej jest prowadzona niż w poprzednich rozdziałach i mam nadzieję, że uda mi się utrzymać taki sposób prowadzenia rozdziałów do końca :)
UsuńDzięki za komentarz!
CO tak krótko..? Ciekawe co teraz zrobi Natsu? Czy Lucy wyjawi swoje tajemnice, no chociaż ich część...? Co mi się wydaję, że Lu będzie kluczową postacią w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że będzie i mogę powiedzieć, że sporo wyjawi. Gwarantuję! A czemu tak krótko? Tyle materiału na rozdział, ile zaplanowałam, czy raz będzie to 5 stron, raz 10, raz 7. To zależy jak się wszystko rozłoży, a lepiej zrobić krótko i konkretnie, a nie niepotrzebnie przedłużać :)
UsuńRozdział bardzo mi się podobał. Już nie mogę się doczekać kolejnego. Życzę weny i bezpieczeństwa,PhantomPL.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy!
UsuńDziękuję i pozdrawiam ;)
Niech żyje Lucy!
OdpowiedzUsuńCień: Ciekawa z niej osóbka
Mnie też się dobrze czytało rozdział tak trzymaj :D
Nike i Cień
Dziękuję ślicznie! Cieszę się, że rozdział się spodobał ;)
UsuńCzytało się przyjemnie i o wiele wiele lepiej niż poprzedni rozdział, było parę literówek ale da się przeżyć :>
OdpowiedzUsuńAle Natsu się zdziwił, nie podejrzewał Lucy o coś takiego huhu nie powiem jestem cholernie ciekawa jak to się dalej potoczy :>
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Weny!!
Tak jak często mówię, literówki mnie nie opuszczą! Kochają mnie za bardzo ;)
UsuńI bardzo mnie to cieszy. Choć nie ukrywam, że chciałabym, by poprzedni rozdział również ci się podobał, to fajnie wiedzieć, że jednak zmiana sposobu prowadzenia narracji wyszła na dobre. Jednak może przez te przeskoki między różnymi bohaterami nie były za dobre.
A jak się potoczy? Mam nadzieję, że interesująco. Będzie sporo rozmów, ale chyba bardziej narrator Was zaciekawi...
Dziękuję ślicznie!
Dotarłam do końca to tak jak obiecałam zostawiam swoją opinie :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie genialne i każdy rozdział zachęcał mnie żeby czytać dalej ;) Oczywiście znalazło się kilkanaście literówek w rozdziałach, ale każdy ma prawo się pomylić :D Chyba najbardziej rażące dla mnie słowo to ,,wmuwić" Na reszte raczej nie zwracałam uwagi, bo w żadnym razie literówki nie przeszkadzały mi w czytaniu ;)
Ogólnie całe te sekrety i tajemnice powoli zaczynają mi się układać w głowie. Nawet wymyśliłam parę teorii, ale zakończenie pewnie mnie zaskoczy :D
Niby Igneel jest trochę taką złą postacią, ale ja nie chce żeby umierał! Polubiłam go *.*
Mam jeszcze tylko jedno pytanie. Nie pamiętam czy było o tym mówione czy nie (i oczywiście jeśli możesz mi to zdradzić) chciałabym wiedzieć czy Jude jest ojcem Lucy? Z góry dziękuje za odpowiedź :)
Idąc dalej jak dla mnie to Laxusa kompletnie zaślepiła nienawiść i mam wielką nadzieje, że się opamięta!
Miało być tylko jedno pytanie, ale nasunęło mi się jeszcze jedno. Czy doktor Henry to Sieg? Może już o tym było, ale nie czytałam komentarzy zbyt dokładnie, więc nie wiem.
Co mogę jeszcze dodać? Gdzie zniknął mój profesor Happy? On jest jedną z postaci, które uwielbiam w twoim opowiadanku! Jest taki słodki <3 <3 <3
No i masz! Miało być jedno pytanie, a zrobiło się kilka :/ Ja naprawde nie wiem jak to robie, ale czasami potrafie zadawać masę głupich pytań (na które ludzie zwykle niechętnie mi odpowiadają) :D
Dobra kończe już, bo zaraz napisze komentarz, który będzie dorównywał długości rozdziału ;) Wybacz mi wszystkie literówki, zdanie nie po polsku, ale pisanie dzisiaj mi nie leży (jeśli wiesz co mam na myśli) ;D
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nowe rozdziały, w międzyczasie przesyłając ci mnóstwo weny i cierpliwości w odpowiadaniu na mój komentarz ;3
Naprawdę aż taką literówkę zostawiłam? Ale bardzo możliwe. Ja i literówki to wierni kompani!
UsuńO! Jude na pewno jest ojcem Lucy, to nie ulega wątpliwości!
Czy Laxus się opamięta? pewnie tak, ale pytanie, czy nie będzie już wtedy za późno...
I nie, doktor Henry to zupełnie inna postać, stworzona przeze mnie i która... może tego nie zdradzę :) Ale to na pewno nie Sieg.
A profesor Happy zniknął, bo nie ma dla niego żadnych scen. Na pewno się jeszcze pojawi, więc spokojnie.
Dziękuję bardzo za komentarz! Zaskoczyłaś mnie tym, że tak szybko przeczytałaś i zarazem bardzo mnie to cieszy. Mogę mieć tylko nadzieję,że nie zawiodę cię w kolejnych rozdziałach i... do zobaczenia ;)
Jeny... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!! Najlepsza Lucy xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo mnie to cieszy i mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale nie zawiodę waszych oczekiwań!
UsuńPozdrawiam
No i nwm co napisać... Ahh, jak sobie wyobrazić Natsu, który ćwiczy... ^///^ Zaskoczyłaś mnie Virgo. Przez to, że jestem ciekawą osobą, nie chce mi się myśleć nad komentarzem, więc ruszam czytać pozostałe rozdziały xd
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia, weny oraz czasu ;*
~Hatosuta
MI się fajnie wyobrażało tę scenkę :)
UsuńOk, Lucy w końcu zaczyna co nieco wyjaśniać i dobrze :D Swoją drogą to trochę jej współczuję, ja bym nie wiem czy mogła spać nawet z bronią w ręku, wiedząc, że ktoś chce mnie zabić... Grr, aż mnie ciarki po plecach przeszły. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa tak samo, ale Lucy trochę do tego jest przyzwyczajona :)
UsuńPozdrawiam
nie wiem co powiedzieć, podoba mi się to. To Lucy tam naprawdę jest czy kto w końcu? No cóż odpowiedź mam w następnym rozdziale i wybacz ale tak mnie korci do czytania że nie mogę pisać długich komentarzy. Weny i pozdrowienia :* *-*
OdpowiedzUsuńSpoko! I dzięki za wszystkie komentarze ;)
Usuń