piątek, 22 kwietnia 2016

[Paranormal Activity Club] Rozdział 46


Inaczej planował ostatnia randkę w swym życiu, ale bądź co bądź udało mu się spełnić dobry uczynek przed śmiercią. Nikt nie zginął, nikt nie został ranny, a Lucy może w końcu uda się troszeczkę orzeźwieć po ciężkich dla niej wydarzeniach. Była o zaiste parszywa nagroda dla Lokiego, lecz pozostała mu tylko ona. Sam zrzucił na siebie obowiązek, którego nie mógł wypełnić. Od początku nie powinien wchodzić w układy z ludźmi, których motywy były jasne jak słońce. Jednak dał się nabrać i teraz ponosił konsekwencje swoich czynów.
Spieprzyłem, pomyślał chłopak, skręcając w boczną alejkę. Już jakiś czas temu wybrał to miejsce na swój ostatni przystanek. Budynek liczył sobie kilkanaście pięter. Został wzniesiony, kiedy jeszcze on żył wraz z Lucy w ich pięknej, pełnej życia rezydencji. Były to dni niespokojne, a jednak pozostały mu z nich same dobre wspomnienia. Żałował, że Lucy nic z nich nie pamiętała, ale z drugiej strony uznawał, że to może i dobrze, iż tak się stało. Przynajmniej mogła żyć bez poczucia winy, które na pewno spłynęłoby na nią po odzyskaniu wspomnień.
– Życie, och życie. Piękna kraino rozkoszy. Usłysz wołanie trwoniącego, jakby nie było nikogo innego. Oto twój syn przybywa, wraz z listem goryczy. Ostatni testament życia ci składa, patrząc na swój koniec lichy… – zanucił, nie potrafiąc wypowiedzieć ostatnich wers wiersza.
Każdy stopień, na który wszedł, przyprawiał go dreszcze. Mógł bez żadnych problem skorzystać z windy, ale za bardzo się bał. Wtedy tak szybko dotarłby na samą górę. Miał jeszcze czas. Choć były to może tylko dwie godziny, ale mimo wszystko chciał je spędzić według własnej woli.
Dlaczego, pytał, nie pojmując, jak mógł dojść do takiego zakończenia historii. Życie od początku było dla niego łaskawe. Nigdy nie doskwierał mu głód, nie mieszkał w strefach wojny, ani został porzucony przez najbliższe mu osoby, a jednak dotarł do momentu, w którym wszystko się zawaliło. Nie pozostały nawet zgliszcza dawnego domu, szczęścia i rodziny. Stracił wszystko. A gdy już mu się wydało, że gorzej być nie może, scenariusz jego życia przybrał jeszcze bardziej mroczne barwy.
Nagle pojął, że stoi naprzeciw wejścia na dach. Przerażony otworzył drzwi, lecz zmuszał się do przejścia przez wąski korytarz, by dojść na wolną przestrzeń, która jako jedyna dzieliła go od śmierci. Dusił się, myśląc, co dalej się wydarzy. Czuł jakby ktoś wlewał mu kwas do gardła, zaciskał linę na szyi, bądź bił bez ustanku, a przecież tylko szedł przez siebie.
– Lucy! Uratuj mnie! – krzyknął błagalnie, lecz wiedział, że za późno na jakikolwiek ratunek. Mógł mieć tylko nadzieję, że dziewczyna znajdzie list, który pozostawił w skrzynce. Nie był znowu taki głupi. Jego pracodawcy świetnie znali się na swojej robocie. Gdyby tylko dał jej go osobiście bądź przyczepił do martwego ciała, Lucy nigdy nie dowiedziałaby się, jaka jest prawda.
Loki wziął głęboki wdech, po czym wyjął zza kurtki małą, smoczą figurkę o kolorze kwiatów kwitnącej jabłoni. Przytulił ją do siebie i rzekł cicho:
– Ja, Gray, Natsu i… – Zaśmiał się. – Zgadniesz, kim jest czwarta osoba, która trzyma prezent sprzed lat?
Zamachnął się i rzucił figurkę o budynek, rozbijając ją w drobny mak. Podszedł do kawałków porcelany i odepchnął na bok porozrzucane kawałki.
– A więc tutaj też tego nie ma. – Zamknął oczy. – Jaka ulga…
Sprawdził, czy w kieszeni znajduje się list z jego ostatnią wolą. Podniósł się i otrzepał z kurzu; musiał dobrze wyglądać przed śmiercią. Podszedł do krawędzi budynku i spojrzał ku ciemnej przestrzeni, w którą miał się rzucić. Widział jedynie pustkę. Gdzieś może był w stanie ujrzeć pojedyncze lampy, lecz mrok przyćmiewał mu wzrok. Nie mógł, lub nie chciał, niczego widzieć.
Odwrócił się tyłem do przepaści, rozłożył szeroko ręce i szepnął:
– Życie jest okrutne dla ludzi, którym nie dano szansy.
Już się nie bronił. Rozluźnił wszystkie mięśnie i po prostu dał opaść ciału za siebie. Marzył, by za nim znalazła się jakaś siatka, czy platforma, która go złapie, lecz były to tylko mrzonki. Czuł wiatr we włosach. Widział nad sobą ciemne, nocne niebo, które było tak samo mroczne jak jego serce. Nie wiedział, czy Bóg przyjmie go do siebie, ale… Miał nadzieję, że postąpił słusznie. Jego śmierć zakończy niekończący się krąg jednych zgonów. Choć wiedział, że kolejne wkrótce się rozpoczną, lecz to już nie była jego sprawa.
– Lucy, ja naprawdę cię kochałem…
Ostatnie sekundy wybijały na zegarze.
Trzy.
Zrobił wszystko, co tylko mógł.
Dwa.
Wierzył, że Lucy uda się pokonać nieuchronny los.
Jeden.
Naprawdę nie chciał umierać…
Jego ciało uderzyło z hukiem w przestrzeń między dwoma budynkami. Krew trysnęła strumieniem na chodnik, po którym szła młoda, nieświadoma niczego kobieta. Jej suknia, oblana krwią samobójcy, zabarwiła się na kolor świeżych jabłek. Wrzasnęła, a następnie zemdlała, kiedy wokół ciała zebrał się tłum gapi .

Najdroższa Lucy,
Ten list nie może wpaść w niepowołane ręce. Spal, zniszcz go, gdy tylko przeczytasz jego zawartość. Wiedz, że mnie na tym świecie już nie będzie, kiedy sięgniesz po wiadomość ze skrzynki. Jesteś silna, więc przeczytaj go natychmiast!
Acnologia, Zeref, E.N.D., to tylko zabawki. Dla nich wszystkich to jest tylko gra. Pewnie nie wiesz, ale w pewnym momencie swojego życia straciłem wszystko, a jedyne, co mi pozostało, to dług, który nieświadomie odziedziczyłem po ojcu. By go spłacić, wkopałem się w niebezpieczną robotę. Jednak ona była niczym w porównaniu do tego, co stało się później. Acnologia rozkazał mi zabić Ciebie, by sekrety, które trzymasz w sobie, nie ujrzały światła dziennego. Lecz nie same sekrety są istotne, lecz ty. Jako jedyna możesz powstrzymać potwory od całkowitej destrukcji naszego świata. Znasz prawdę, twój umysł ją zna, bo twoja matka znała prawdę.
Uważaj! Chciałem Cię zabić, ale wybrałem własną śmierć. Lecz nikt nie poprzestanie, póki ty nie zginiesz! Walcz! Pokaż, że zginąłem za właściwą kobietę i powiem Ci to jeden, jedyny raz… KOCHAM CIĘ!
Loki…

Jedna wiadomość potrafi wprowadzić zamęt…
Jeden list może doprowadzić do łez…
Jedna osoba może zmienić życie drugiej…
Wróciwszy do domu, dziewczyna nie wiedziała z jak wielkim wyzwaniem przyjdzie jej się zmierzyć. Kilka godzin wcześniej rozmawia radośnie z Lokim, żegnając się z obietnicą kolejnego spotkania. Jednak przyrzeczenie okazało się jedynie fałszywą marą. Chłopak bez zwierzenia się komukolwiek, bez próby poszukiwania pomocy postanowił zakończyć swoje życie. Lucy nie pojmowała, dlaczego tak uczynił. Nie umiała wybaczyć drogiemu przyjacielowi z dzieciństwa, że zamknął w sobie wszystkie troski, biorąc je ze sobą do grobu.
Dzień krwawych żniw jest blisko. Proszę, bądź szczera z mężem, gdy nadejdzie ten czas” – wciąż pamiętała jego ostatnie słowa, choć teraz trudem przychodziło jej zaufać osobie, która pragnęła ją zabić. Zmuszony czy nie, od początku powinien wyraźnie ogłosić swoje stanowisko, a jednak się wahał.
Kochasz Natsu czy nie, to twoja sprawa, ale moim interesem jest byś była szczęśliwa” – słyszała jego głos w swojej głowie. Kolejne fragmenty z rozmowy, która była ich ostatnią. Miało być tak zabawnie. Planowała spędzić przyjemny czas, a kolejne wydarzenia doprowadziły do tragedii, kiedy nie mogła nic uczynić.
Upadła na kolana i wlepiła wzrok w podłogę. Łzy spływały jej po białych jak ściana policzkach. Z trudem łapała łyki powietrza, czując, że się dusi. Tak bardzo chciała wmówić sobie, że to nieprawda, że to tylko zły sen. Kolejne słowa Lokiego cisnęły się w jej głowie, przypominając, że mężczyzna błagał ją o ratunek. Tyle razy dawał do zrozumienia, że umrze, a jednak ona pominęła wszystkie jego krzyki.
– Przepraszam! – rzekła piskliwie.
Czuła się jak ostatnia szmata, za którą nie warto było umierać. Choć tak wiele odpowiedzi już uzyskała, nie pojmowała, dlaczego wspomnienia, które kryły się w jej umyśle, były warte tyle żyć.
Chwyciła list i zmięła go w dłoni. Wstała i rzuciła się na szafkę. Uderzyła stopą o łóżko, lecz żaden ból do niej nie dochodzi. Otworzyła natychmiast w szaleństwie szufladę i wyjęła z niej zapalniczkę. Kilkukrotnie starała się ja odpalić, lecz za każdym razem gasła. Płakała, krzyczała, ale mimo starań nie potrafiła spalić listu. Upadła, uderzając pięściami o dywan.
– Nie, nie, nie!!! – powtarzała wielokrotnie. Uniosła dłonie i zaczęła szarpać za włosy, nie troszcząc się o to, czy przypadkiem ich nie wyrwie.
– Daj – usłyszała za sobą głos.
Przerażona odwróciła się, lecz ujrzała tylko przykucniętego Natsu. Patrzył na nią obojętnym wzrokiem, lecz bez problemu mogła zauważyć, że jej zachowania doprowadza chłopaka do bólu.
Nic więcej nie mówiąc, wziął od niej zapalniczkę, po czym zapalił ją. Przystawił płomień do kartki papieru, patrząc jak powoli zajmuje się ogniem. Widziała, że nawet nie próbował czytać zawartości listu. Po prostu spełnił jej życzenie.
– Dziękuję – szepnęła.
– Nie dziękuj – odpowiedział. – Tylko tyle mogę dla ciebie zrobić.
Przysunął ją do siebie i wziął w ramiona, nie pozwalając dziewczynie uciec z uścisku. Choć sama nawet o tym nie myślała. Po prostu wtuliła się z niego, wycierając wszelkie łzy w koszulę. Dziękowała mężowi za troskę i za to, że przy niej jest. Nie zawsze tak będzie, ale przynajmniej teraz nie musiała się o to martwić.
Wiesz, gdzie obecnie znajduje się większość figurek, a przynajmniej kto je posiadał, gdy ty byłaś mała”, „Twoja matka była przestępcą, uciekła z Pengrande i słuch o niej zaginął”, „Tak, mamy szpieg w szkole”, „Tak, nie zawahamy się zabić”, „To, co dalej się stanie, nie jest twoją sprawą”, „Levy McGarden jest tajemniczą osobą, ale jest ona niewinna. Choć jej ojca kreują na dobrą i ciepłą osobę, to w trakcie wojny skazał na śmierć więcej ludzi niż ty jesteś w stanie poznać przez całe życie”, „Tak, ktoś zapłaci, kiedy ta sprawa się zakończy”, „Wiesz, kto musi zginąć” – odpowiedzi, które uzyskała tamtego pamiętnego dnia od Mackbeta, teraz zdawały się mieć większy sens. Porla zginął, więc już jeden zgon można wykreślić, ale wciąż pozostawało pytanie, czy zginie osoba, którą skazała na śmierć.

***

Zamyślony La Pladley spojrzał na pusty kieliszek, który trzymał w dłoni, po czym ziewnął szeroko, kładąc się na sofę. Zamknął oczy, próbując przyjąć najwygodniejszą pozycję, która pozwoli mu zaznać choćby odrobiny snu. Jednak gdy zaczął czuć ogarniający go mrok, nagle rozległo się pukanie do drzwi. Podniósł się wściekły, obiecując sobie, że zastrzeli nieproszonego gościa, gdy tylko wejdzie do pokoju.
– Proszę! – syknął zdenerwowany.
Lewe skrzydło rozwarło się szeroko, a do środka wparował zasapany mężczyzna o czarnych włosach z pojedynczym pasemkiem białych kosmyk przy prawym boku. Pomalowany na ostry, wyzywający makijaż, z śladami zatarć i rozmazań. Nałożony miał na sobie kruczy, długi płaszcz w jasne kropki, a cały efekt stroju podkreślały wysokie kozaki we wzory.
Patrząc na służącego, powoli przestawał rozumieć, co, gdzie i komu zlecił kolejne zadania. Wydawało mu się, że powinien przesiadywać w tym momencie w Magnolii, a nie szlajać się po pałacu w Pengrande.
– Czego chcesz, Mackbet?! – zapytał ostro La Pradley, zmieniając zdanie odnośnie mordu.
– Panie! – Pokłonił się, łapiąc równocześnie oddech. – Loki nie żyje. Popełnił samobójstwo!
Książę przychylił głowę, po czym spojrzał w stronę ogromnych okiennic, z których widoczny był pałac ogród. Zastanawiając się przez moment, próbował przywołać wspomnienia odnośnie człowieka, o którym napomną służący. Jednak nie potrafił w żaden sposób skojarzyć imienia samobójcy z jakimkolwiek pracownikiem.
– Mam rozumieć, że był to ktoś ważny – odparł pytająco.
– Jego zadaniem było zabić Lucy, aby zniwelować dług, który powstał po śmierci jego ojca – wyjaśnił Mackbet. – Nie był to może ważny wspólnik, ale dzięki niemu byliśmy w stanie uzyskać parę istotnych faktów .
La Pradley nie odzywał się, gdyż istnienie Lokiego nie miało dla niego najmniejszego znaczenia. Był może następnym robactwem na drodze księcia, którego spotkał tylko na moment, by później zapomnieć. Zazwyczaj dla czystej zabawy bawił się uczuciami ludzi, będąc ciekawym świata i tego, do czego są zdolne istoty ziemskie. Loki był tylko kolejnym eksperymentem, a przynajmniej tak wywnioskował ze słów służącego.
– Zniszcz akta, zamknij sprawę i proś niebiosa, by Lucy nie przeżyła zbyt bardzo jego śmierci! – Machnął dłonią w stronę Macbeta, po czym powrócił po kieliszka, którego pragnął napełnić. Spragniony alkoholu, wyjął spod siedzenia butelkę wina i wypełnił naczynie napojem.
– Na pewno będzie wstrząśnięta, ale naprawdę tak ważna osoba nic nie zmieni w naszej misji, panie? – spytał Mackbet, nie chcąc zostawić swojego księcia w spokoju.
– Podejdź tu! – rozkazał La Pradley.
Agent Pengrande niepewnie ruszył przed siebie. Na jego twarzy wymalował się strach, a ciało drżało z powodu nieznanych mu uczuć, które na niego spłynęły. Nie ukrywał lęku przed pracodawcą, który w swych grach nie wyznaczał żadnych granic.
Kiedy stanął dokładnie naprzeciw La Pradleya, zatrzymał się i przykucnął, tak jak palcem wskazał mu pan.
– Nie przejmuj się rzeczami, które cię nie dotyczą, kochany – szepnął, przyciągają ciało mężczyzny do siebie. Wbił usta w wargi służącego, nie uznając słowa sprzeciwu. Muskał jego wargi raz za razem, aż w końcu puścił Mackbeta, który zaraz poleciał do tyłu, uderzając ciałem o podłogę. Wyraźnie zaskoczony, nie rozumiejąc, co się przed chwilą wydarzyło, spojrzał na księcia, błagając o wyjaśnienia.
– Nie myśl, że jestem gejem! – rzekł natychmiast La Pradley. – Ale pomyśl. Co z tego, że cię pocałowałem? Bolało się, będziesz nosił ślad przez całe życie? Nie! – krzyknął. – Ale będziesz pamiętał. – Wskazał palcem na swoją głowę. – Ludzki umysł jest niepojęty. Chodziło mi tylko o to, by troszkę namieszać. Po co mi tacy szpiedzy, czy mordercy, kiedy mam was. – Otwartymi dłońmi pokazał na Macbeta. – Może nie wiesz, ale jeszcze parę takich osób jest w tej głupiej szkole w Magnolii, a może już parę odeszło… Nie wiem! Ja po prostu pragnę trochę namieszać. Sprawić, że ci ludzie będą myśleć. Tak jak z tym pocałunkiem. Będziesz się zastanawiał i albo odkryjesz, że mnie kochasz, albo będziesz nosił w ciszy urazę. Kiedyś może napotkasz całujących się mężczyzn i wtedy spojrzysz na nich krzywo. I to mi wystarczy.
– Po prostu, panie, masz na myśli, że lubisz komplikować innym życie.
– Otóż to! – wrzasnął, dopijając do końca zawartość kieliszka. – I widzisz, jeden popełnił samobójstwo. Zeref… To dziecko jest jeszcze dla mnie niepojęte. Dzień, w którym spotkali się z Lucy, jego złość i to, co uczynił… Nie rozumiem, jak wyglądał przebieg tamtych wydarzeń i czy naprawdę Natsu i Lucy wzięli ten przeklęty ślub. Naprawdę dziwi mnie to, że Zeref potraktował tak Lucy, dziewczynkę, którą spotkał w dzieciństwie. Ale cóż, gra o tron się dalej toczy, więc póki nie wygram, nie będę nad tym myślał. Jak będę torturować młodszego Dragneela, to wtedy go o to zapytam.

***

Choć czas mijał, Levy dalej nie mogła pozbyć się uczuć, które towarzyszyły jej podczas pobytu w więzieniu. Od początku powtarzała sobie, że przebaczenie jest podstawą, która buduje wieloletnie przyjaźnie, ale coraz bardziej wątpiła w słuszność tej idei. Codziennie wymykała się z domu, by zaczerpnąć świeżego powietrza i pomyśleć z dala od członków gangu, którzy równie mocno przeżyli aresztowanie co ona.
Westchnęła, przechadzając się po kolejnej alejce dzielnicy City Center. Nie traciła nawet na moment czujności. Pobyt w areszcie sprawił, iż pojęła w jak wielkim niebezpieczeństwie się znajduje, i z jaką łatwością można kogoś wrobić w przestępstwo.
Kiedy minęła jeden z budynków, w którym dawniej znajdował się sklep jubilerski, przypomniała sobie sprawę sprzed miesiąca, która dotyczyła kradzieży drogich kamieni. Przestępcy, zatytułowani Siedmioma Smokami, pozostali nieznani po dziś dzień, a właściciel stracił cały dorobek swojego życia. Smutny był los zwykłego przedsiębiorcę, a jej rodzinę mogło spotkać to samo, gdyby nie wsparcie rodziny Gajeela.
Nagle po jej ciele przeszły nieopisane dreszcze. Przysunęła ręce do siebie, ocierając dłońmi ramiona. Nie wydawało jej się, że spadła temperatura, więc nie potrafiła do końca powiedzieć, co się przez chwilą zdarzyło.
Przyśpieszyła krok, postanawiając, że wróci wcześniej do rezydencji. Była święcie przekonana, że zapewne od dawna przyjaciele wyglądają za nią, tworząc teorie spiskowe na poczekaniu. Nienawidziła ich za to, lecz z drugiej strony czuła na sercu ulgę, że jeszcze komuś na niej zależy.
W tym samym momencie zrozumiała, że telefon wibruje w jej kieszeni. Sięgnęła po urządzenie i odebrała połączenie.
– Levy! – usłyszała donośny krzyk matki w słuchawce. – Musisz natychmiast wracać do domu. SZYBKO!
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedź, rodzicielka rozłączyła się. Podążając za rozkazami matki, schowała telefon i biegłem ruszyła w stronę rezydencji. W głosie ukochanej osoby słyszała przerażanie i rozpacz. Nie mogła zrozumieć, jak straszna rzecz musiała się wydarzyć, by bez żadnych wyjaśnień kazać przybyć z powrotem do domu.
Mknęła przez kolejne części Magnolii, aż dotarła do ślepej uliczki, która była skrótem w okolice miejsca zamieszkania dziewczyny. Przyspieszyła, starając się stawiać większe kroki, aż w pewnym momencie wyskoczyła, łapiąc się w ostatniej sekundzie za szczyt murku. Wspięła się na sam szczyt i przeskoczyła na druga stronę, ostro upadając na powierzchnię chodnika. Otrzepała się prędko i ruszyła dalej, wychodząc na alejkę, która bezpośrednio prowadziła do rezydencji McGarden .
Rozglądała się naokoło, jednocześnie nasłuchując, czy przypadkiem nie uda jej się dostrzec istotnego szczegółu, lecz nic. Kilkoro przechodni jedynie zwróciło uwagę na zmachaną i spoconą nastolatkę, która powoli z trudem łapała oddech. Jednak pobyt w więzieniu był za długim odpoczynkiem od codziennych ćwiczeń.
W pewnym momencie ujrzała zarys drewnianej bramy, która była pilnie strzeżonym wejście na teren prywatny. Choć zazwyczaj już z tej odległości mogła słyszeć rozmów towarzyszy, teraz panowała w środku niepewna cisza, która nie zwiastowała dobrych wieści.
Zatrzymała się ostro i otworzyła z hukiem ogromne wrota, wparowując na pusty plac. Tylko kilka razy w życiu sytuacje doprowadzały do tak poważnych decyzji. Zawsze, bez względu na porę dnia, pogodę, czy wojnę, wierni słudzy ojca czekali za bramą.
– Tato… – szepnęła.
Pozostał tylko jeden sposób, by mogła się dowiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło. Pomknęła w kierunku dojo, najważniejszego pokoju obrad i miejsca przyjmowania gości, gdzie starszy McGarden przebywał niemal całymi dniami. Wciąż wierzyła, że właśnie tam odnajdzie rodzinę.
Weszła przez frontowe drzwi i zaraz skręciła w korytarz, z którego krańca były już widoczne wysuwane wrota. Były częściowo uchylone, co uspokoiło dziewczynę. Przystanęła i spokojnym krokiem ruszyła do pomieszczenia ćwiczebnego.
– Spóźniłaś się – usłyszała ciepły głos mamy.
Uniosła wzrok i spojrzała na kobietę ubraną w fioletowe kimono z jasnoniebieskimi motywami kwiatów i ptaków. Przepasana białym materiałem w talii, który na plecach był uwiązany w zgrabną kokardę. Lekki makijaż podkreślał drobną twarz kobiety, a włosy spięte w kok ukazywały okrągły zarys oblicza damy.
– Co? – zapytała zasapana dziewczyna, myśląc o najgorszym.
– Twój ojciec zdążył spisać testament, obiecać wspólnikom miecze i posiadłości, pożegnać się ze światem i dowiedzieć się od lekarza, że na niego jeszcze nie czas – powiedziała na jednym wydechu kobieta. – Ale nie wiem, czy ma teraz po co żyć. Wszystko stracone…
– Nie rozumiem… – rzekła cicho Levy, nie pojmując, o czym jej rodzicielka m i.
– Mówię o tych zdradzieckich Redfoxach. – Uderzyła pięścią o boczną ścianę. – Jak tylko ich dorwę, powieszę za jaja przy głównej bramie.
– Mamo…
– Uciekli. Uciekli wraz ze wszystkimi pieniędzmi, które daliśmy im jako zaliczkę za broń, złamanymi obietnicami, całym honorem i satysfakcją, że w końcu się zemścili za syna – wytłumaczyła niejasno.

Levy podeszła do ukochanej matki, kładąc swą dłoń na jej policzku. Błagalnym wzrokiem spojrzała na nią, próbując przekazać, że nie pojmuje słów rodzica. Wydawały się jej żartem, marną próbą oszukania nieletniej, a jednak to oblicze… To smutne, pogrążone w żalu i bólu spojrzenie. Mówiło już wszystko; zostali oszukani, a przestępcy uciekli.

15 komentarzy:

  1. No, rozdział super. Trochę więcej Igneela.. ;) Nie ma jak płacenie za błędy z przeszłości. Za słabości i za brak odwagi by postawić się rodzicielowi. Czas to jednocześnie wróg i przyjaciel, prawda?
    Jestem ciekawa co łączyło Laylę i Igneela. Nie mogli być parą, ale Layla musiała być kimś ważnym. Tego jednego jestem pewna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, była kimś ważnym. Kiedyś to wyjaśnię, ale na razie to tajemnica. Czasami Igneel będzie się pojawiał, a co do tych błędów przeszłości... oj, dużo tego będzie...
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Wygląda na to, że Layla była kimś ważnym...
    Ja tam lubię Igneela nawet jeśli zabił wiele osób :D
    Szkoda mi tylko Lucynki :(
    A Gray w końcu poznał (i my też) częściową prawde na temat Ur :/ Niezbyt miła... Ale przynajmniej dowiedział się, że Silver w jakimś małym stopniu go kocha <3
    Czekam na nowy rozdział ;)
    Pozdrawiam i przesyłam wenę! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BYła kimś ważnym, potwierdzam ;(
      Ja też lubię Igneela, a mam nadzieję, że wkrótce jeszcze bardziej go polubicie :)
      Tak, Silver w jakimś stopniu go kocha, ale nadal Gray nie może wybaczyć mu, co zrobił. Kolejne rozdziały przyniosą jeszcze parę odpowiedzi, choć mogą się one Wam nie spodobać...
      Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Najdłuższy komentarz w twej karierze... Nie powiem...
      Dzięki ;)

      Usuń
  4. Zjadłaś parę wyrazów :>
    A to Lucy cykała zdjęcia swojej matki jak ją ukatrupiła? No ładnie...
    Oby Gray nie wpakował się w jakieś totalne bagno, a nawet jeśli to mam nadzieje że nie umrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to akurat wiem! Zawsze coś zjadam ;)
      Nie, nie, to nie Lucy je zrobiła, ale kiedyś to wyjaśnię.
      A co do Graya, to oczywiście, że się wkopie w bagno!
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  5. super wpis i bardzo ciekawie napisany- to właśnie trzyma czytelnika, zeby czytał dalej i dalej :) pozdrawiam i zapraszam do siebie robot xavery 123

    OdpowiedzUsuń
  6. No, no coraz więcej zagadek zostaje wyjaśnionych. Gray ja Cię proszę Ty już się w nic nie pakuj, bo myślisz, że kto Cię będzie wyciągał z tego bagna? No, ja na pewno Ci nie pomogę >.< Rozdział jak każdy inny z minutę na minutę pochłaniałam go z coraz to większą ekscytacją, naprawdę nie mam pojęcia jak Ty to robisz, że te opowiadanie tak na mnie wpływa ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na pewno cieszę się, że na ciebie to opowiadanie tak wpływa. Mam nadzieję, że zadowolenie nie minie i cię nie rozczaruję!
      (I oczywiście, że Gray wpakuje się w bagno)

      Usuń
  7. Z Igneela to też powalona osoba jest, zrobił zdjęcie aparatem, na którym były zdjęcia martwej Layli? I sie jeszcze z tego cieszy ze ładne zdjęcie i że czuję się jak ojciec Lucy, i teraz nie pamiętam czy Layla umarła czy to Igneel ja zabił.... xd. Dobra więc tak rozdział mi się podobał było mniej błędów, nie wiem czy bardziej na nie uważałaś czy tak samo z siebie wyszło , zauważyłam również że był krótszy ten rozdział albo to było przewidzenie. Ale było to w sumie lepsze bo bez urazy ale taki normalny rozdział, który jest 2 razy taki jest dla mnie za długi. Ale nie wiem pewnie nie chcesz po prostu tak w środku czegoś przerwać. Wydaje mi się że Gray odpuści sobie te działania. Co do tego to ten list od Ur był tak jakby napisany przez jej ducha chwilę po zgonie bo było w nim praktycznie to co on chciał zrobić to o tej zemście. Ogólnie to przewiduje lub po prostu tak myślę że będzie że Igneel się zmieni i.... czy on chce dać koronę dla Zerefa po śmierci??? Czy ja to źle po prostu zrozumiałam? Tajemnice zaczynają się rozwiązywać jak i też pojawiają się coraz nowsze mnie drażni, mowiac szczerze. Ide

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idę czytać dalej życzę weny i pozdrawiam :**-* ( miało to być tam ale coś mi się zepsuło xd)

      Usuń
    2. Nie, to nie Igneel zabił Laylę. Nie, po prostu najpewniej tak wyszło z tymi błędami. I rozumiem. Sama wolę krótsze rozdziały :)
      A na resztę pytań Ci nie odpowiem, bo byłyby to za ocne spoilery ;)
      Thx za kom ;)

      Usuń