Burza kwiatów, którą miał przed swoimi oczyma, zasłaniała mu część widoku na ulicę, lecz Gray zachowywał ostrożność, będącą gwarantem bezpieczeństwa o tak ruchliwej porze. Radość wręcz wylewała się młodzieńca, a ciche nucenie pod nosem jedynie potwierdzało uczucia, które ogarniały w całości Graya Fullbustera.
Niespodziewanie zatrzymał się i położył na niskim murku kwiaty. Wyraźnie wyczerpany niesieniem ciężkiego podarunku wyciągnął się, biorąc kilka porządnych, głębokich wdechów.
– To gdzie mam dalej iść? – zapytał siebie.
Ręką sięgnął do kieszeni, wyjmując z niej zgnieciony kawałek papieru. Rozwinął kartkę i jeszcze raz spojrzał na adres, który podała mu Juvia. Rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu odpowiedniej ulicy, lecz dopiero po kilku nieudanych próbach zdołał dojrzeć w oddali tabliczkę z nazwą odpowiedniej alei.
Ruszył przed siebie, powtarzając w myślach dokładny adres mieszkania. Budynki na osiedlu były blokowiskami o wysokości kilku pięter. Każde z nich znajdowały się w odległości jedynie kilku metr od sąsiada, wyraźnie zasłaniając jedną ze ścian. Były to schludnie, wyraźnie niedawno wybudowane mieszkania, ale w stylu z lat dziewięćdziesiątych, w szarych odcieniach.
W pewnym momencie doszedł pod wskazany adres i zatrzymał się przed samym wejściem, na początku sprawdzając, czy przypadkiem drzwi nie są uchylone. Na jego szczęście tak było, więc swobodnie wszedł do wnętrza budynku, kierując się zaraz na trzecie piętro, na którym znajdowało się mieszkanie Juvii.
– Wysoko – podkreślił wyraźnie, zaczynając sapać już po przejściu kilku schodków. Jednak kupowanie tak wielkiego bukietu okazało się zgubnym dla niego pomysłem.
Kiedy w końcu zdołał wejść na wskazane na adresie piętro, zatrzymał się przed samymi drzwiami z numerem trzydziestym, szukając dzwonka. Nie znajdując przycisku, złapał jedną ręką kwiaty, a drugą donośnie uderzył w wejście, próbując po prostu zapukać. Kilkukrotnie wykonał czynność, lecz zaraz poczuł, że kwiaty zaczynają mu ciążyć, więc złapał drugą za prezent i odsapnął po ogromnym wysiłku.
– Już idę – usłyszał głos zza drzwi.
W pierwszej chwili wydawało mu się, że przypomina on raczej głos mężczyzny aniżeli kobiety. Pomyślał, że mogła po prostu zajść pomyłka, lecz gdy tylko drzwi się otworzyły, zrozumiał co się dzieje.
– Cześć – rzekł Gray, spoglądając prosto na Lyona, który stał w progu.
– O… Cześć – odparł niepewnie Vastia, ubrany jedynie w jeansy.
– Przyniosłem mały prezent dla Juvii w ramach przeprosin za moje zachowanie wobec niej, ale widzę… – zlustrował przyjaciela od góry do dołu – że już zdążyłeś zacząć ją pocieszać.
– To nie tak…
–… jak myślę? – dokończył Gray. – Oj, przestań! – rzekł głośniej. – Daj jej kwiaty, powiedz, że to niespodzianka od ciebie i życzę wam powodzenia!
Rzucił bukietem w Lyona, po czym zaraz uciekł na dół, przestając słuchać wyjaśnień przyjaciela. Nie potrzebował żadnych tłumaczeń ani wymówek. Nawet głupi domyśliłby się, jakie relacje łączą tę dwójkę, a Gray nie miał zamiaru po raz drugi nieświadomie niszczyć życia dziewczyny. Odnalazła spokój, a może i miłość. Nie chciał jej niczego odbierać, kiedy znowu będzie mógł ujrzeć uśmiech na jej twarzy. Jednak przyrzekł sobie jedno: jeśli Lyon ją skrzywdzi, kolejną zagadkę z trupem Lucy będzie miała do rozwiązania.
***
Spięła plik dokument , po czym wrzuciła stos kartek nieostrożnie do tekturowego pudła, które stało na podłodze. Choć sprawa morderstwa Mesta Grydera zakończyła się niemal sukcesem, nadal kobieta miała do wykonania kilka czynności, w tym robotę papierkową. Wszystkie akta, które zostały zebrane w m śledztwie, teraz musiały trafić do odpowiedniego archiwum, po wcześniejszym zebraniu ich w jedną całość. Nie chciała narzekać na pracę, ale widziała w niej tylko niepotrzebną robotę, która równie dobrze mogła być wykonana przez któregoś z podwładnych. Jednak wyższe władze zdecydowały, iż ona zajmie się zbieraniem plik i nikt inny.
Ur wyprostowała się, po czym spojrzała w stronę okna. Słońce chyliło się ku zachodowi, a zimne powietrze przechodziło przez uchylone okno. Połączenie ciepła i zimna sprawiało, iż zaraz na ciele kobiety pojawiły się dreszcze.
Wstała, zamknęła lufcik i zaraz powróciła do dalszej pracy. Pozostało jej już jedynie posegregować kolejne części zeznań, co nie było łatwe biorąc pod uwagę fakt, jak wiele wypowiedzi zdążyła zebrać w tak krótkim czasie.
Nagle zaśmiała się.
Kilkukrotnie kontaktowała się z rządem w sprawie porwanej córki, lecz były to suche konwersacje bez żadnych, konkretnych decyzji. Jednak tym razem była bliżej swego dziecka niż kiedykolwiek wcześniej. Pomogła jak tylko mogła w sprawie, nie zadając pytań, ani nie próbując doszukiwać się nieścisłości, więc należała jej się nagroda.
– Już niedługo moje maleństwo – szepnęła, spoglądając na zdjęcie, na którym trzymała malutką Ultear kilka godzin po porodzie.
Opuszkami palców dotknęła sylwetki dziecka, wspominając dzień, w którym ostatni raz widziała maleństwo. Wtedy nawet nie podejrzewała, do czego ludzie mogą być zdolni, aby osiągnąć swój cel. Do tej pory zadała sobie pytanie, dlaczego wybrali ją, a nie kogoś innego. Podejrzewała jedynie, że mogło być to związane z jej bratem, lecz nic więcej.
Nagle usłyszała dźwięk domofonu. Zaskoczona nagłą wizytą odsunęła dłoń od zdjęcia i wstała z fotela, kierując się w stronę drzwi. Po drodze oczyściła trochę korytarz, nie chcąc się wstydzić za bałagan, który zdążyła narobić w trakcie trwania śledztwa. Jednak w pewnym momencie machnęła na wszystko ręką i otworzyła drzwi, sprawdzając, kto ją odwiedził.
– Witam! – rzekł młody policjant stojący przed progiem.
Choć Ur próbowała wygrzebać z pamięci wspomnienie o zaproszeniu Lectora w swe skromne progi, to nie potrafiła przypomnieć sobie nawet, że podawała mu adres mieszkania. Lecz zaraz przestała się nad tym zastanawiać, będąc świadomą sytuacji, w których ledwo co kojarzyła swoje imię po całodniowych zmianach w pracy.
– Czy coś się stało? – zapytała niepewnie.
– Kazano mi zabrać od pani pudło z dokumentami ze sprawy – oświadczył Lector.
– Myślałam, że ja mam je jutro dostarczyć, ale co tam! – Kaszlnęła. – Pomożesz mi i zaraz ci wszystko oddam. Wejdź!
Mężczyzna ukłonił się i wszedł do środka. Jak nakazały dobre maniery, zdjął buty i zaczął iść za pracodawczynią, spoglądając równocześnie na boki w celu zlustrowania mieszkania. Sama Ur nie miała nic przeciwko jego ciekawości, a nieporządek, który rzucał się aż za nadto w oczy, nie był czymś, co było warte ukrycia.
Kiedy tylko oboje doszli do sypialni, w której leżały rozwalone papiery, Milkovich wskazała na stos, którym miał się zająć pracownik, a sama wróciła do biurka. Pracy nie zostało wiele, ale nie gardziła pomocą. Jak najszybciej chciała wykonać zadanie, a potem pójść już na wymarzony urlop. Choć nie zaprzeczała, że najpewniej poświęciłaby go na poszukiwanie córki.
– Dobrze się pani czuje? – zapytał nagle Lector.
Kobieta odwróciła się i spojrzała pytająco na mężczyznę, wyczuwając w jego głosie pogardę. Sądziła, iż wyobraźnia płata jej niepotrzebne figle, lecz gdy ujrzała ten złowieszczy, pełen nienawiści uśmiech, zamarła. Zawsze widziała w młodzieńcu otwartego na świat, ciepłego i delikatnie ekscentrycznego człowieka. Miał nietypową osobowość, ale nigdy nie przejawiał objaw agresji. Bał się trzymać broni, a za każdym razem, gdy szli na strzelnicę, musiała namawiać Lectora, by nacisnął za spust. Jednak teraz widziała przez sobą przestępcę; pozbawionego jakichkolwiek skrupuł mordercę, jakim stał się mężczyzna. Nie było w jej toku rozumowania żadnych błędów. Wielokrotnie rozmawiała z gwałcicielami, zabójcami… Znała na pamięć wyraz twarzy każdego z nich. Każdego szatana, który dla czystej zabawy maczał się w krwi ofiar. To spojrzenie łaknące mordu, uśmiech zwycięzcy i pewność, że ofiara dostarczy mu rozrywki.
– Kim…
– … jestem? – dokończył za nią Lector. – Nie zna pani tego przysłowia? „Magnolia to miasto masek” – zacytował mężczyzna. – Świat nie jest taki prosty w obsłudze, a ja przyszedłem, by dostarczyć panią do córeczki.
Ostatnie słowa wzbudziły w kobiecie równocześnie zachwyt i strach. Po raz pierwszy od wielu lat odzyskała nadzieję, że jej maleństwo w końcu do niej powróci, lecz zachowanie Lectora nie pozostawiało złudzeń. Przez swą obietnicę pragnął przekazać jej wiadomość, dając chwilowe uczucie szczęścia, które za chwilę utraci.
Opadła za fotel i odwróciła wzrok, zalewając się łzami. Usłyszała jak mężczyzna wstaje i podchodzi do niej, ale nie była gotowa podnieść głowy. Wiedziała, co ujrzy. Była pewna swego losu, który ją czekał. Może jeszcze gdzieś w zakątkach serca łudziła się, że wszystko jest kłamstwem, lecz umysł nie pozostawiał jej żadnych obiekcji.
– Ja zawsze dotrzymuję obietnic – szepnął Lector.
Położył palec na podbródku kobiety i delikatnie przysunął jej twarz do siebie. Uśmiechnął się delikatnie, po czym odsunął się raptownie, wymierzając broń prosto w czoło policjantki.
– Dobranoc.
Pociągnął za spust bez żadnej chwili zawahania. Krew roztrysnęła po całym oknie i biurku, spływając następnie cienkimi pasmami po szybie, aż po sam parapet. Ciało przechyliło się do tyłu i zaraz oparło się o fotel. Lecz trwało to tylko chwilę, gdyż Lector uderzył nogą w podparcie i martwa Ur upadła hukiem na podłogę.
– I jak spotkanie z córeczką? – zapytał złośliwie.
Zdjął z broni tłumik i schował go do lewej kieszeni spodni. Przechylił głowę na prawy bok i spojrzał spod kąta na leżące ciało Ur, po czym prychnął, odwracając się. Zastanawiał się, ile osób przyszłoby kobiecie z pomocą, gdyby nie użył tłumika; najpewniej nikt.
Spojrzał na zegarek, nie chcąc wychodzić o nieodpowiedniej porze. Zgranie z czasem było istotą planu i zabawy, którą wyznaczyli sobie wspólnie z La Pradleyem. Bawił go fakt, w jakiej nieświadomości i łatwowierności nadal pozostają ludzie. Magnolia jest miastem masek, które nigdy nie stanie się miastem prawdy. Krwawe żniwa zbliżały się nieuchronnie. Słudzy czekali tylko na sygnał, który przybędzie wraz ze fałszywą śmiercią zdradliwego kompana. Krew za krwią, zbrodnia za zbrodnią, a serce za sercem. Nikt, kto dzierżył tajemnicę smoków, nie przeżyje. Zwycięzcami będą słudzy prawdziwego króla, który zasiądzie po latach na swym tronie, niszcząc wszystkich wrogów.
– Czas nadszedł – rzekł Lector, kierując się w stronę drzwi.
Poprawił ubrania, nie chcąc, by ktokolwiek przypadkiem ujrzał coś, czego nie powinien.
Kiedy już tylko był blisko wejścia, wyjął z kieszeni telefon i położył do na półce tuż przy lustrze. Włączył odpowiednią opcję odtwarzania i szybko skierował się na korytarz, słysząc zbliżające się kroki. Spojrzał na moment w lustro, pamiętając, że wciąż nie stał się Lectorem–policjantem. Zmiana charakteru, mimiki twarzy czy sposobu chodu… Tak wiele element , a jednak one wszystkie tworzyły istotę bycia tą postacią.
– The end – szepnął.
Wyszedł na zewnątrz, natychmiast zauważając idącego w jego kierunku mężczyznę o długich, fioletowych włosach. Udając zaskoczonego, ukłonił się, po czym zrobił przejście dla (nie)znajomego. I choć było to częścią planu, w innych okolicznościach postąpiłby tak samo. Najlepszy człowiek organizacji stał przed nim niczym Bóg. Znał akcje mężczyzny. Jego umiejętności, a także osiągnięcia, którymi mógł się pochwalić przez La Pradleyem.
– Pan do Ur? – zapytał wątpliwie Lector.
– Tak – odparł mężczyzna.
– Niech wejście! – rozległ się głos Milkovich, który wcześniej policjant zarejestrował na telefonie.
Plan został wykonany. Ur nie żyje, policjant wyjdzie bez żadnych podejrzeń, a wydarzenia dążą ku temu, czemu powinny. Pozostało teraz jedynie nadal udawać policjanta i najpewniej współpracować w rozwiązaniu sprawy tajemniczego zgonu pani komisarz…
***
Wiatr morski muskał włosy Erzy, przypominając dzień, w którym po raz pierwszy stanęła na ląd Fiorski. Pamiętała śmierć mężczyzny, który ją osłonił przed strzałem. Wspomniała słowa, które tamtego dnia wypowiedział jej przybrany ojciec, rozkazując zabić wszystkich, który sprzeciwili się woli najwyższego rządu. Nie sądziła, że nadejdzie taki moment, w którym znowu stanie na tym porcie, by powrócić do miejsca, z którego uciekła.
Mogłaby rzec, że całe poświęcenie Jellala, tajemniczej kobiety i innych ludzi poszło całkowicie na marne. Zginęli, by ona mogła żyć, a teraz tak po prostu stała przed statkiem, który zabierze ją do własnego grobu.
Zaśmiała się, spoglądając w stronę błękitnego morza, w którym w oddali odbijało się zachodzące słońce. Krwisto–czerwona woda kołysała się spokojnie, tworząc niewielkie fale. Widziała przypływające i odpływające okręty, błądzące w cztery strony świata. Erza miała tylko jeden cel. Nikt nie powiedział jej dosłownie, iż zginie, ale wiedziała, że jeśli tylko wybuchnie kolejna wojna, nie pozostanie nic innego oprócz rozpaczy.
– Taki mój los – podsumowała, wchodząc na pokład.
Zauważyła, że na statku znajdowała się już grupka ludzi, która, tak jak ona, zmierzała w stronę Pengrande. Nie sądziła, że istnieją tak głupi ludzie, którzy podjęliby z własnej woli decyzję. Każdy z nich najpewniej miał swój powód, by znaleźć się w tym miejscu i w tym czasie, lecz… nie dwójka osób, która wyglądała bardziej na turystów, aniżeli ludzi zmierzających ku krainie rozpaczy. Mężczyzna o fioletowych, długich kosmykach, które opadały na połowę jego twarzy i czerwonowłosa kobieta, ubrana w szeroki kapelusz i opatulona białym szalem stali przy samej burcie, popijając wino z ręcznie rzeźbionych kieliszków. Zaintrygowali ją oboje, gdyż nie była w stanie dojrzeć ich twarzy, lecz w jakimś stopniu była pewna, że zna dwójkę.
W pewnym momencie zauważyła, że mężczyzna zaczął do niej podchodzić. Rozejrzała się wokoło, zastanawiając się, czy przypadkiem ktoś nie stoi obok niej, lecz była sama. Intrygowało ją, czego może od niej chcieć człowiek, więc postanowiła porozmawiać z nim.
– Witam – rzekł, skłaniając się przed Erzą. – Mam na imię Siegrain i razem z ukochaną podróżuję po świecie.
Nie pojmowała, dlaczego mówił jej o wszystkich, lecz czuła, że ma w tym jakiś interes. Nie ukrywała, że był przystojnym mężczyzną o delikatnych rysach twarzy, lecz zarazem sur m spojrzeniu. Wzrostem dorównywał Scarlet, lecz fakt posiadania but na obcasie mógł zmienić postrzeganie wysokości.
– Erza – przedstawiła się po minucie, sądząc, że wystarczająco niegrzecznie postąpiła.
– Piękne imię – szepnął.
– Dziękuję – odparła niepewnie.
– Kwiat, który nigdy nie zwiędnie. Kwiat, który wyrusza w podróż. Kwiat, który już nigdy nie wróci tam, skąd pochodzi. Erza Scarlet...
***
Lucy spojrzała na zegar wiszący nad jej łóżkiem, po czym włączyła telewizor, chcąc obejrzeć wieczorne wiadomości. Od dawna nie interesowała się losami świata, gdy wokół niej tak wiele rzeczy wymagało całkowitej uwagi. Śledztwo, wiadomość od Lisanny, atak na Natsu i śmierć Lokiego… W tym momencie przypomniała sobie, że w jej telefonie nadal widnieje mail od Lisanny, który dostała tuż przed rozwiązaniem zagadki śmierci Mesta. To właśnie ona pomogła jej podjąć decyzję o pójściu do dawnego budynku szkoły.
Sięgnęła po komórkę, która leżała na stoliku nocnym i otworzyła wiadomość, ponownie ją analizując. „Miałaś rację. Ur współpracuje z rządem Pengrande i jest zamieszana we wszystkie sprawy” – tak brzmiała treść tego krótkiego przekazu. Od samego początku, od momentu, w którym tylko ujrzała Mackbeta, pojęła, że zbyt szybko Ur zdecydowała się przekazać sprawę śmierci Mesta. Za bardzo zaufała nieznanemu sobie człowiekowi, nie sprawdzając dokładnie jego danych. Choć nie tylko te okoliczności przemawiały za winą Milkovich. Ktoś musiał zasugerować Mackbetowi, by podrzucił do pokoju Levy broń. Ktoś dostarczał wszelkie informacje agentowi. Ktoś nie obsadził policjantami części, w której znajdowali się snajperzy. Ktoś dokładnie nie przeszukał całego budynku.
Przecież mogli dużo wcześniej złapać Porlę, a jednak ktoś zatajał dowody, mieszał fakty, a wszystko po to, by Lucy mogła dotrzeć do mężczyzny i widzieć jego śmierć na własne oczy. Sprawca nie miał zostać zatrzymany, tylko zginąć, lecz przez interwencję Lucy, przez decyzję, którą podjęła, wszystkie fakty wyszły na jaw. Aparatura, którą miała przy sobie, zarejestrowała każde słowo Porli. A co mężczyzna powiedział, zostało usłyszane przez ludzi, który byli obok Ur.
– Nie będę miała wyrzut sumienia, jeśli ona zginie – powiedziała cicho Lucy, choć w głębi serca żałowała, że została zmuszona do działań.
– Witamy w wieczornych wiadomościach! Tu mówi do Was Sherry Blendi! – usłyszała głoś dobiegający z telewizora.
Pokręciła głową i spojrzała na ekran, interesując się nowinkami, które miał zaraz poznać świat. Drobne przestępstwa, afery, wywiady… a przynajmniej tak sądziła. Oczom nie wierzyła, gdy ukazał jej się obraz, który myślała ujrzeć jedynie w snach. Pogłośniła i przybliżyła się do telewizora, analizując każde słowo, które zostało wypowiedziane przez prezenterkę. Znajdowała się ona w samej stolicy Fiore, niedaleko pałacu królewskiego, w którym zazwyczaj król wygłaszał swe orędzia do ludu z najwyższego balkonu. I tym razem nie było inaczej, lecz osoba, siedząca na tronie, nie była tą, która miała tam być.
Zatrzymała zaraz obraz i wrzasnęła na całe mieszkanie:
– NATSU! CHOĆ SZYBKO!!!
Zaraz do jej uszu doszedł dźwięk zbliżających się kroków. Wiedziała, że po takiej panice Natsu przybędzie do niej czym prędzej. I tak się stało.
Przerażony otworzył szybko drzwi do pokoju dziewczyny i stanął w nich zasapany, pytając:
– Co się stało?
Lucy spojrzała niepewnie na męża.
– Życzenie zostało spełnione – powiedziała.
– Jakie życzenie? – Nie rozumiał, co miała na myśli.
– Życzenie z naszego małżeństwa.
Ponownie włączyła telewizor, pokazując mu część, podczas której zakończyła seans.
– Dzisiejszego dnia mamy zaszczyt ujrzeć pierwszą przemowę nowego króla Fiore, która nastąpiła po abdykacji Toma E. Fiore i zrzeczenia się prawa do tronu przez księżniczkę Hisui. Cały kraj życzy naszemu władcy szczęścia i długiego panowania. A teraz wysłuchajmy orędzia króla Fiore, Igneela Dragneela.
Kro próbował zabić Graya?? Ta dziewczyna, która jest podobna do Erzy. No ta co z Jellalem się bója.. Tak sądzę..
OdpowiedzUsuńA rozdział taki nawet fajny.., Gray zaczyna sobie przypominać pewne fakty, a Lector, ta menda.. Dobry z niego aktor, nie ma co. Starsza pani Genowefa.., już ją lubię! Ona ma w głowie dużo informacji, może będzie kolejnym celem na liście do likwidacji..? Mówisz, że jeszcze półtora roku do końca historii Zaciekawiłaś mnie, serio. Ciekawe co jeszcze wymyślisz, jak bardzo zaplątasz, bądź od plątasz tajemnice tejże opowieści.
Czekam na kontynuację, :* Buziak.
Ciekawa odpowiedź...
UsuńNo tak, tak, a Lector jeszcze naprawdę namiesza. Trochę Wam zaspoilerowałam w zapowiedzi 3 sezonu, ale mam i tak nadzieję Was zaskoczyć/
A pani Gienia to raczej taka ciekawostka. Ona już jest za stara, by próbować ją zabić. Taka podróżniczka, która spotkała wielu ludzi, ale też ją jakoś polubiłam! Wiesz... Raczej będę powoli odplątywać. Wam się będzie wydawać, że jeszcze bardziej plącze, ale w rzeczywistości powoli wiele spraw będzie się rozwiązywać ;)
Dzięki za komentarz ;)
No i Gray wpadł...osobiście odnoszę wrażenie, że Lector współpracował z drugą Erzą.
OdpowiedzUsuńAle chłop dobrze gra, nie ma co. Ciekawa jestem pani Genowefy, w jakiś sposób jest powiązana z Laylą i ojcem Natsu, może była gosposią, pożyjemy zobaczymy :)
Weny!
O! Ktoś pamięta, że jest druga Erza! Naprawdę mi miło, bo mało osób o tym pamięta ;)
UsuńA co do pani Gieni, to ona po prostu tak nagle mi wpadła do głowy. Nawet nie wiem czemu. Bardziej jako ciekawostka niż konkretne powiązanie. I bardziej miała podkreślić kim były te dwie postaci. O! Zgadłaś, że chodzi o Laylę ;)
Dzięki!
Zapomniałam, zapomniałam, zapomniałam, zapomniałam o nowym rozdziale :( :( :(
OdpowiedzUsuńJa też pamiętałam, że jest jeszcze druga Erza :P Ale nie jestem pewna czy to ona chciała zabić Graya :-/
Mam pytanie czy pani Genowefa jeszcze się pojawi? Bo ona chyba zna coś z przeszłości Igneela i Layli. Można także wnioskować, że ta dwójka dość dobrze się znała ;)
I biedna Leviś ;( Ciekawi mnie ta sprawa z Gajeelem. Jeden umarł, drugi żyje - a może to jedna i ta sama osoba, a on wcale nie umarł? No, ale wtedy nie byłaby potrzebna zemsta, chociaż kto wie? ;)
Ten Lector wydaje mi się podejrzany, ale nwm czemu :)
Wybacz, że zapomniałam o rozdziale, ale tak jakoś wyszło ^.^
Pozdrawiam i życzę weny ;3
Jejku! Nic się nie stało. Rozdział nie uciekł przecież!
UsuńBardzo mnie to cieszy, bo niektórzy nie pamiętają o drugiej Erzie + no, ciekawie myślisz.
Co do pani Genowefy, to nie mam pojęcia, gdyż ją tak naprawdę wprowadziłam pod wpływem nagłego przypływu weny. Może się pojawi, a może nie, ale faktycznie, Layla i Igneel dość dobrze się znali.
Lector oczywiście, że jest podejrzany, skoro to on zabił Ur ;)
Dziękuję bardzo i nie ma za co przepraszać!
Biedaczek Gray on cierpi na Weltschmerz (ból istnienia) jest taki zagubiony, głupiutki doprowadzi go to do śmierci o ile już go nie doprowadziło. Nad nim to ino zapłakać.
OdpowiedzUsuńA miałam znów napisać komentarz w stylu ":D" ale musiałam skrytykować zachowanie Szarego
I czekam na te rozdziały pełne tajemnic i akcji :P
Pozdrawia Nike i Cień
Cień: Pewnie nie zginie, jest na to za głupi.
UsuńW końcu się odezwałeś
Widzisz do czego cię zmusza Szaruś. Nawet przez niego musiałaś napisać komentarz. I faktycznie, masz rację. Chciałam właśnie takiego Graya przedstawić, choć jeszcze bardziej "głupi" się stanie ;)
UsuńDzięki za komentarz!
Pani Gienia zdobyła moje serce :D! Może to głupio zabrzmi ale często jakieś słowa przypominają mi bajki i film. Np. Pani Genowefa przypomina mi Andego ze świata według Ludwiczka " Kiedy byłem na wojnie..." Ahh tak się cieszę, że masz zaplanowane wszystko i nie skończy się w jakimś momencie. Kocham czytać od deski do deski ^^!
OdpowiedzUsuńKurde! A żebyś wiedziała! Uwielbiam tatę Ludwiczka i możliwe, że tym się kierowałam przy pani Gieni. Bardzo mnie to cieszy, że ci się spodobało i WOW! Ale szybko czytasz. Podziwiam, naprawdę!
UsuńJeśli chodzi o czytanie to ja jestem bestia ;) Czytam wszystko co mi się nawinie. Dziś trzy książki zamówiłam Kate Mosse i czekam aż przybęda do mnie :D
UsuńUwielbiam starsze kobiety w opowiadaniach, bo one zawsze, ale to zawsze są najmądrzejsze :) Więc to jak najbardziej na plus, no i cóż mam nadzieję, że za szybko jej nie zabijesz ^^ Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRaczej nie. Ogólnie tak planowałam, ale ostatecznie podjęłam decyzję, że zmienię to :)
Usuń