Gray przewrócił oczami, a potem zdusił
w sobie śmiech. Zastanawiał się, czy Erza tylko udaje czasem dziecko, czy może
wewnątrz faktycznie nadal nim jest — szczególnie wobec pysznego ciasta
truskawkowego. Może i on tym razem spróbuje?
— A wracając do tematu… — przerwała
milczenie.
— Co z nim?
— Natsu ma coś Lucy.
— Jego rodzice porwali ją.
— Tak, tak, ale to nie to. Mam
wrażenie, że Natsu… jakoś czuje się winny i zaczyna ją pomału lubić.
— Lubić lubić czy lubić.
— Lubić, chyba lubić, bo przecież lubi
lubi Lisannę, chyba… — powiedziała niepewnie.
— Lisannę podobno kocha.
Erza spojrzała na Graya krzywo.
— Naprawdę? — spytała cienkim,
sztucznym głosikiem. — Chodzą razem, pewnie planują przyszłość, ale oni są…
jakoś niedopasowani.
— Z góry skreślasz ich wspólną
przyszłość?
— To nie to. — Zamyśliła się na moment.
— To raczej chodzi o coś innego. Lubią się, ale to nadal szczeniaki.
I
kto to mówi?, pomyślał
Gray, widząc, jak Erza zaciera rączki na widok cukierni. Aż przyspieszyli,
kiedy z drugiej strony zaczęła nadchodzić grupa turystów. Erza bez chwili
wątpliwości wbiegła do środka i zajęła stolik przy samej ladzie. Uśmiechnęła
się szeroko do kelnerki i poprosiła o dwa ciasta truskawkowe.
— A ty co chcesz? — spytała Graya.
Otworzył szeroko usta i zamilkł.
Niepewnie spojrzał w kierunku chłodziarki z lodami. Same klasyki. Nawet
sprzedawali ten okropny smak gumy balonowej. Nie zmienili lodów toffee, choć
gorzej smakowały już chyba tylko kapcie. Za to uwielbiał czekoladowe. Ich
oczywiście już nie było. Zostały tylko truskawkowe i śmietankowe. Innych za nic
nie weźmie.
— Lody.
— Śmietankowe i truskawkowe? — spytała
kelnerka.
— Tak… — odpowiedział wątpliwie. — Skąd
wiedziałaś?
Wzruszyła ramionami, zapisując w
notesie zamówienie.
— Reszta jest obrzydliwa — mruknęła pod
nosem, a potem odeszła.
— To prawda — przyznał jej rację.
Gray przysiadł się do Erzy — z
niecierpliwością wpatrywała się w kelnerkę, która na talerz nakładała ciasta
truskawkowe.
— Coś do picia? — Wskazała na maszynę
do kawy. — Mogę polecić również coś zimnego.
— Poproszę latte — odparł Erza, dumnie
wypinając pierś.
— Od kiedy ty pijesz „latte” — Gray
zaczynał się powoli bać, że ktoś w sklepie podmienił Erzę na inną osobę. —
Przecież ty nienawidzisz kawy.
— Jestem dorosła i czas pić kawę.
Pokręcił głową. Trafił do innego
wymiaru i teraz nie może się z niego wydostać. Nawet cukiernia świadczyła
przeciwko niemu. Zmieniło się w niej wiele. Przede wszystkim ściągnęli tę
obrzydliwą tapetę w czerwone kwiatki i pomalowali ścianę na jasnozielony kolor.
Pomieszczenie dzięki temu wydawało się… świeższe. Pozbyli się również obrazu,
choć akurat jego lubił. Był to zwykły pejzaż jesienny, namalowany przez
jakiegoś lokalnego artystę, którego imienia nie pamiętał. Jednak największą
zmianę poczuł. Zapach był po prostu inny. Ostatnim razem jeszcze czuł ten charakterystyczny
zapach lat siedemdziesiątych. Ludzie kochali za to ten lokal, bo przypominał im
o czasach ich młodości, ale Gray go nienawidził. Śmierdziało, nie pachniało.
Teraz roznosił się w środku słodki zapach ciast i owoców. Aż milej się
siedziało w środku.
Kelnerka przyniosła dwa ciasta i
pucharek z lodami. Mruknęła „smacznego” i odeszła, kiedy grupa turystów weszła
do środka. Błogą ciszę zastąpił hałas nieokiełznanej dziczy, która rzuciła się
na ladę w rozglądaniu się za ciastami. Erza złapała za swoje talerze i
przysunęła bliżej w obawie, że ktoś jej zabierze deser.
— Chyba tu nie porozmawiamy —
stwierdził Gray.
— Chyba nie, ale możemy zjeść coś
smacznego. — Chwyciła za pierwszy kęs ciasta. — Cholera, niebo w gębie. Cud
ludzkości. Kiedy już stanę się bogata, to będę zamawiała tu codziennie ciasta.
— A kalorie?
— Kalorie to zakazane słowo.
— Ta, ta. — Wsadził łyżeczkę w środek
lodów. Obok okna przeszła grupka dzieciaków. — Powinienem być w szkole, ty też.
Powinniśmy chodzić.
— Kawiarnia jest założona przez
Mirajane, my tylko tam pracujemy — wyburczała coś przez zęby, zajadając się
ciastkiem.
— Nie o to mi chodzi.
— A o co?
— O wykształcenie i te sprawy.
— „Te sprawy”? — powtórzyła i coś od o
siebie dodała, ale zagłuszył ją tłum.
— Chodzi mi o przyszłość. Nie
skończyliśmy liceum. Wiem, że jesteśmy już dorośli, sami o sobie decydujemy,
ale może…
— Gray, dla nas nie ma przyszłości. W
ten czy inny sposób nie mamy.
— Znowu nie o to mi chodzi.
Jęknął. Cały czas zmierzał w innym
kierunku niż Erza. Rozumiał ją, widziała jedynie Acnologię i to, jaką
przeszłość będą mogli wybrać za jego przyzwoleniem. Jednak nie chciał do końca
życia tkwić w strachu ani tym bardziej w tej kawiarni, z której i tak nie
czerpali wystarczających dochodów.
— Chcę pójść na studia i zostać
architektem, może nawet zabytków — mówił szybko, aby Erza mu nie przerwała. —
Oczywiście, kiedy już pomożemy Natsu i te sprawy. Skończę liceum, zdam egzaminy
i pójdę na studia, nawet na Uniwersytet Magnolijski. Przecież mają tam ten kierunek.
Będę pracował w kawiarni jak zawsze. Tylko potem…
—… odejdziesz — dokończyła za niego.
Skinął. Jeszcze nie myślał o tym
poważnie. W zasadzie po raz pierwszy pomyślał o tym niedawno, o studiach, o
innym życiu. Pomysł nie był zły, Acnologia pewnie przystałby na niego. Może
poprosiłby Lucy o pomoc, to by przeszło, ale domyślał się reakcji przyjaciół.
Ich już nie umiał zostawić za sobą.
— A teatr? Crocus? — pytała dalej Erza.
— Kiedyś pojedziemy.
— A więc coś zacząłeś planować… —
Odstawiła ciastko na bok. — To… dobrze… Powodzenia. Życzę ci, aby marzenia się
spełniły.
— To nie marzenia, to… myśl. Jedna,
nawet mnie nie słuchaj.
— Przestań, to nie taki zły pomysł.
Może dzięki temu spłaciłbyś w końcu długi rodziców. Zapytaj się Lucy, ona ci
pomoże. Nie zastanawiałeś się nad studiami w Crocus? W szkole byłeś dobrym
uczniem, może na stypendium byś się załapał? — mówiła bez wytchnienia, aż w
końcu zamilkła. — Mój mały Gray dorasta, a jeszcze chwilę… był taki mały.
— Oj, przestań.— Spróbował lodów.
Smakowały całkiem dobrze, choć wątpił, by były ręcznej roboty. — A ty co
planujesz?
— Aktorka — odpowiedziała bez chwili
zawahania.
Zakaszlał. Od tego wszystkiego
zachłysnął się lodami.
— Słucham? — upewnił się, że słuch go
nie zawodzi.
— Uważasz, że się nie nadaję? Z tym wdziękiem?
Z tą urodą? Mój talent aktorski nie może się zmarnować. Przecież to byłby
grzech, gdyby tak się stało. Jak sądzisz?
— Nigdy nie widziałem, jak grasz.
— Oj, bo nie wzięli mnie nigdy na żadne
przedstawienie. — Oparła się łokciem o stół, a brodę oparła o dłoń. — Chyba
mnie nie lubili w szkole. Szczególnie nauczycielki, zawsze brały inne
dziewczyny do roli, nigdy mnie.
— Niesprawiedliwość — mruknął.
Tłum turystów ryknął w chwili, gdy
kelnerki przyniosła im pucharki z lodami. Dwaj mężczyzny zaczęli klaskać, nim
przyjęli deser. Jednak ich zapał opadł, gdy tylko skosztowali jagodowej
trucizny, którą Gray bał się choćby powąchać. Nie wiedział, z czego to robili,
ale z niczego legalnego. Turyści skrzywili się i odepchnęli pucharki od siebie.
Jeden z nich skierował się wprost do łazienki. Kelnerka wzruszyła ramionami i
powiedziała stanowczo:
— Takie państwo zamawiali. Smak.
Odeszła. Walory smakowe walorami, ale
Gray nie zgodził się z kobietą. Te lody były po prostu niedobre. Słyszał tylko
o jednej osobie, która je lubiła — właściciel lokalu.
— Jeśli zakończymy z Acnologią sprawy,
spróbuję — obiecała Erza.
— „Kiedy” je zakończymy — poprawił
przyjaciółkę. — A teraz najedz się tego ciasta i wracajmy do domu. Pewnie Natsu
z Lisanną czekają na nas pod drzwiami.
— Zamknąłeś na drugi zamek. — Ukryła
uśmiech za włosami, odwracając się w kierunku reszty gości lokalu. — Cholera…
— A żebyś wiedziała, że zamknąłem.
Gray zaśmiał się, a zaraz po nim Erza.
Nawet odstawiła na bok ciastko. Nie umieli się powstrzymać. Raz za razem śmiali
się niepowstrzymanie, aż Gray złapał się za brzuch, gdy złapał go skurcz.
Skulił się i jęknął.
— Było warto — wysyczał przez zęby. —
Nie mogę się doczekać jego miny. — Wybrał z pucharka trochę rozpuszczonych
lodów. — Ile razy kopnął drzwi?
— Ze cztery, co najmniej.
Rozległ się trzask. Gray i Erza
równocześnie spojrzeli na kelnerkę, która opuściła tacę z kolejnymi pucharkami.
Szkło z lodami roztrzaskało się po całym lokalu. Erza schyliła się i przetarła
łydkę.
— Chyba mnie coś uderzyło — szepnęła, a
potem gwałtownie podniosła się i wbiła przerażony wzrok za okno lokalu. Krzesło
zachwiało się i upadło z hukiem. Chwilę później turysta wrzasnął i uciekł w
kierunku lady. Schował się za nią.
Gray stał w miejscu. Bał się odwrócić.
Ciepło delikatnie łaskotało go w plecy, było delikatne i przemykało wraz z
wiatrem przez uchylone drzwi. Pucharki z lodami odsunął. Wrzaski zaczęły
nabierać na sile, a kolejne piski przemijały wraz z tupaniem kolejnych
uciekinierów. Ryk syreny rozniósł się po całym placu i wtedy Gray podjął
decyzję. Wstał, powoli przekręcając ciało w drugą stronę. Czerwone płomienie
zatańczyły przed jego oczami, mijając się po drodze z chmurą czarnego dymu,
która zmierzała ku czystemu niebu.
Gray odszedł od stołu i wyszedł na
zewnątrz. Zapach spalenizny uderzył w jego nozdrza. Zasłonił się ręką, ale na
niewiele się to zdało. Dym zdążył dotrzeć do jego płuc. Zakasłał i cofnął się,
lecz gdy w tłumie mignęły mu różowe włosy, przystanął. Zdjął rękę z twarzy.
Zapomniał o całym świecie. Czy naprawdę Natsu był obok? Czy to on stał za
kolejnym pożarem? Gray nie był pewien, w co ma wierzyć. Wydawało się, że obecna
rzeczywistość jest tylko niechcianym koszmarem.
Wzdrygnął się, a potem obejrzał przez
ramię, by sprawdzić, gdzie jest Erza. Wyszła właśnie z kawiarni. Nie czekał
więc na nią. Pobiegł w kierunku tłumu, lecz ten go zatrzymał, kiedy rozległ się
wybuch. Jakaś kobieta skuliła się, łapiąc dziecko z silny uścisk. Jej ramię
krwawiło z miejsca, w którym tkwił szklany odłamek. Kawałki szkła roztrzaskały
się po całym placu ludzi. Gray obmacał się. Na szczęście nie był ranny. Szybko
wstał i ominął tłum łukiem, nim wszyscy ludzie zaczęli uciekać przed kolejnymi
wybuchami, które nastąpiły w równych sekwencjach. Budynek obok również zajął
się ogniem.
— Co jest? — spytał z niedowierzaniem w
głosie, bo nie wierzył w to, co go otaczało.
Ogień rozprzestrzenił się na kolejny budynek,
zajmując go w przeciągu chwili, a potem szedł dalej w krwawej szarży ku
kamienicy. Policjanci przyjechali i od razu wpadli do budynków mieszkalnych
nakazując natychmiastowe ich opuszczenie. Ludzie wybiegli ze środka — w
szlafrokach, ubrani tylko w lekkie ubrania, jedna kobieta trzymała niemowlę, a
ojciec dźwigał na plecach trójkę dzieci. Wszyscy uciekli od ognia, choć
staruszka wlokła się powoli. Policjanci pochwycili ją i zanieśli na drugą
stronę. Odciągnęli chwilę później pozostałych gapiów. A Gray tylko stał i
kręcił głową. Nie umiał znaleźć Natsu w tym szalejącym tłumie, tym bardziej
Lisanny, ale czuł, że oboje tu są.
Jak
ich tylko znajdę, zawlokę do domu i nie wypuszczę z niego już nigdy więcej, pomyślał, kiedy staż pożarna w końcu
zaczęła gasić pożar. Ogień cichł, choć zniszczenia, których dokonał, już nie
było w sposób opisać. Gray już widział czarne zgliszcza domów i sklepu, od
którego wszystko się zaczęło. Modlił się tylko, by nikt nie zginął… Natsu ani
Lisanna nie byli mordercami…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz