środa, 11 września 2019

[Pozory czasem mylą] Rozdział 30 Jeśli myślisz, to popełniasz błąd




Natsu wzdrygnął się.  Z początku stał w miejscu, podążając jedynie wzrokiem za odchodzącą Erzą. Dlaczego się nie ruszał i nie biegł za nią? Powinien. Jednak nogi nie ruszały się, jakby ktoś przytwierdził je do podłoża. Ze strachu? Nie, w to nigdy nie uwierzy.
— Zaczekaj! — krzyknął za dziewczyną i pobiegł, aby dogonić ją nim dojdzie na przystanek.
Erza obejrzała się przez ramię. Płakała, a przynajmniej z jedynego oka, z którego mogła. Wzięła ciężki oddech, a potem pochyliła się nad chodnikiem, aby zdusić w sobie krzyk. Oparła się o słup. Natsu patrzył na nią, ze łzami w oczach, i nadal stał… słaby i zawiedziony samym sobą.
Lisanna złapała za jego dłoń i delikatnie przyciągnęła Natsu do siebie. Pokręcił jedną głową. Miał odwrócić się od Erzy i przyznać, że nie obchodzi go śmierć niewinnych ludzi? Podpalił sklep, w biały dzień, ktoś przez jego głupotę ucierpiał i teraz prosiła go, by zapomniał o tym? Nie. Nie był potworem…
— Lisanna, ja… — Wyrwał się z jej uścisku. — Ty chyba nie…
Cofnęła się o kilka kroków.
— Obiecałeś — powiedziała cichym, przytłumionym głosem. — Przecież mieliśmy razem spełnić nasze marzenia.
— Nie w ten sposób.
— Ty… Ty kochasz mnie, prawda? — spytała wątpliwie. — Na pewno… Na pewno mnie kochasz.
— Ja… — Zadrżał. Po raz pierwszy odkąd tylko ją poznał, nie był pewien odpowiedzi. Kochał ją, niewątpliwie, ale czy tak, jak od niego oczekiwała? Wątpił. — Przepraszam, muszę…
— Nienawidzę się — wysyczała przez zęby, a potem uciekła w przeciwnym kierunku, w stronę centrum miasta.
Natsu nie pobiegł za nią. Zamiast tego odwrócił się w kierunku Erzy i podszedł do niej. Podał kobiecie dłoń, pomógł wstać.
— Przepraszam — wyszeptał z trudem. — Naprawdę przepraszam. Nigdy więcej, obiecuję.
Erza pochwyciła go i przytuliła do swojej piersi.
— Ty cholerny durniu… Naucz się czegoś. Przestań już mnie martwić, błagam cię. Natsu, to zaszło za daleko — wyszeptała. — Za daleko. Wracajmy do domu.
— A Lisanna? — spytał, rozglądając się za dziewczyną. — Mamy ją tak zostawić?
Erza schyliła głowę, a potem nią pokręciła.
— Nie zostawimy, ale na razie… nie możemy za nią pobiec. Nie wiem, czy ktokolwiek zdoła ją przekonać do powrotu. Na razie wracajmy do domu. Gray pewnie już na nas czeka, napisałam do niego.
— Pewnie mi przywali. — Zaśmiał się żałośnie. — Bardzo mocno.
— Na pewno — zgodziła się cicho. — Choć to nie jego musisz się bać.
Natsu otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Erza zacisnęła pięść, a drugą dłonią przetarła zaczerwienione oczy. Potem chwyciła Natsu za ucho i pociągnęła za sobą.
— To boli! — krzyknął, kiedy zaczęła wykręcać mu ucho.
— I ma boleć — mówiła, wciąż ciągnąc Natsu za sobą. — Oj, powinnam ci stłuc dupę lata temu. Może wtedy wybiłabym całą głupotę, a tak? — Prychnęła. — Wolne żarty! Źle cię wychowałam i tak się wszystko skończyło!
— Puszczaj! — wrzasnął.
Kilka osób tylko obejrzało się za nimi. Nikt nie zareagował, chyba że śmiechem, bo jedna babcia uśmiechnęła się pod nosem, a potem gromko zaśmiała, kiedy stali z Erzą na światłach. Natsu przeklął ją w myślach na wszystkie czasy i pomodlił się, by nikt więcej nie zechciał się z niego nabijać. Chociaż czym się martwił? Jakimiś obcymi ludźmi? Nawet nie próbował sobie wyobrażać, co dla niego szykowała Erza?  A patrząc na to, jak była rozgniewana, mógł się spodziewać najgorszego.
— Tak, spotka cię najgorsza kara — powiedziała Erza, jakby czytając Natsu w myślach.
— Słucham? — Przełknął głośno ślinę. — Źle usły…. Au! — krzyknął, gdy pociągnęła znów go za ucho. Przeszli na drugą stronę, a potem podeszli do przystanku autobusowego.
Erza sprawdziła godzinę. Za chwilę powinni złapać jakąś linię.
— Twój ojciec niedługo wychodzi, co zamierzasz? — zapytała nagle.
— Ja…
— Wiesz dobrze, że będzie zamierzał skrzywdzić Lucy. Pozwolisz mu na to?
— Nie…
— Oczywiście, że planujesz wiele. Myślisz, że jesteś cwany, nikt cię do tej pory nie złapał, ale pomyśl o nas czy nawet o Lucy? Ona na tym znowu najbardziej ucierpi.
— Wiem — dokończył w końcu. — To nie jest takie proste.
— Jest. Siedzisz, trzymasz gębę na kłódkę i modlisz się, aby nikt nie zaczął cię o nic podejrzewać. Po drugie, nie ruszasz się więcej z mieszkania. Chyba założę ci kłódkę na drzwi.
— A łazienka?
— Załatwię ci wiaderko.
Zaśmiał się pod nosem z żartu Erzy… błagając po cichu, żeby był to tylko żart.
Autobus przyjechał. Dojechali szybko, nie natrafili do drodze na żadne korki, ale Natsu wciąż czuł, że nie powinien jeszcze wracać do domu. Zostawił Lisannę za sobą. Pewnie błąkała się między uliczkami Magnolii, licząc na to, że chłopak zawróci i odnajdzie ją. Jednak Natsu tak nie zrobił. Z każdą chwilą coraz więcej łez zbierało się pod powiekami. Nie zapłakał. Jeszcze nie teraz, nie przy Erzie.
Kobieta wyciągnęła go z autobusu. Kawiarnia już była otwarta. Mirajane uśmiechnęła się do nich przez witrynę, a potem wyszła na zewnątrz. Rozejrzała się wokoło i w moment spochmurniała, gdy nie znalazła Lisanny.
— Gdzie ona jest? — spytała, z początku spokojnie. — GDZIE ONA JEST?! — wrzasnęła na całą ulicę.
Natsu aż podskoczył w miejscu.
— Uciekła — odpowiedziała wprost Erza.
— Gdzie ona jest? — wysyczała przez zęby Mirajane.
— Nie wiem. Pomyśl, ty jesteś jej siostrą.
Mirajane spojrzała wprost na Natsu.
— Miałeś się nią opiekować — przypomniała mu.
— Tak, to prawda, ale…
—… tym razem sama podjęła decyzję — dokończyła za niego Erza. — Jest dorosła.
— Nie, nie jest! Posłuchaj mnie uważnie… — Mirajene zagroziła Erzie palcem — jeśli tylko spadnie jej włos z głowy, to…
Erza złapała za palec Mirajane.
— Nie groź mi — ostrzegła. — Nie groź, bo źle na tym wyjdziesz. Pamiętaj, co ona zrobiła.
— Nie pamiętasz już…
— PAMIĘTAM! — przerwała ostrym tonem, a potem odepchnęła od siebie Mirajane. — Natsu, Gray, ja, Lisanna, ty, Lucy i wiele, wiele, wiele innych dzieci pamięta doskonale, co się stało.
— Nie mieszaj do tego Lucy.
Erza przysunęła się i chwyciła Mirajane za kołnierz.
— Ona ucierpiała tak samo jak my. Widziałaś ją. Ta dziewczyna wie o nas, ta dziewczyna zdaje sobie ze wszystkiego sprawę, a mimo to nie poszła do dziadka i nie poprosiła, by nas wykończył. Prawda, Natsu? — zwróciła się do chłopaka.
Odsunął się odruchowo. Czego niby Erza od niego oczekiwała? Że stanie po stronie Lucy? Może faktycznie dziewczyna nie zasługiwała na los, który spotkał ją dziesięć lat temu, ale to nie znaczyło, że stanie po jej stronie. Nie, Erza się pomyliła. Mirajane z kolei miała rację. Nie powinien opuścić Lisanny. Przecież obiecał ją chronić, być przy niej, ale jak zawsze musiał wszystko spieprzyć. Nabrał się na łzy Erzy i to one były winne temu, że odwrócił się od kobiety, którą kochał.
Odwrócił się i wszedł do kawiarki. Zatrzasnął za sobą drzwi, strasząc dwoje goście, którzy siedzieli w kącie pomieszczenia. Wymieni na moment spojrzenia. Natsu wzdrygnął się i ruszył na górę. Oby tylko nie było tam Graya, pomyślał, pociągając za klamkę. Nic się nie wydarzyło. Szarpnął jeszcze raz, ale drzwi były zamknięte. W nerwach wyciągnął więc klucze, dzwoniąc nimi po całej klatce schodowej. Wypadły mu. Wtedy też Erza weszła do kawiarki. Obejrzał się przez ramię. Zimny pot go oblał. Szybko pochylił się i złapał za klucze. Przekręcił jeden z nich w zamku i… dalej nie mógł wejść do środka.
— Dolny zamek — wyszeptał.
— Dolny zamek — powtórzyła po nim Erza, zagradzając drogę. — Obiecałeś mi coś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz