Ciepłe promienie słoneczne przenikały przez ciemne, rozchodzące się chmury, które jeszcze przed kilkoma minutami zapowiadały zbliżającą się burzę. Młoda dziewczyna zebrała blond włosy w luźny kucyk, oddychając z ulgą, że nie będzie musiała uciekać z powrotem do niewielkiego mieszkania. Wciąż zbierało jej się na wymioty na myśl o nieprzyjemnym, wręcz obrzydliwym zapachu, który przywitał trzyosobową rodzinę po wprowadzeniu się.
Lucy Heartfilia spojrzała po raz ostatni w stronę nieba, zastanawiając się, czy jeszcze trochę może pozostać na świeżym powietrzu w parku. Letnia pora sprzyjała uczennicy w wypadach poza dom i spędzaniu czasu w starym, ale zadbanym parku w najmniejszej dzielnicy Magnolii. Nic jednak nie wskazywało na to, by musiała opuścić ulubioną ławkę pomalowaną tego lata na kolor ciemnego brązu, takiego jak jej oczy. Dlatego usiadła wygodnie, zakładając nogę na nogę i poprawiając rozkloszowaną spódnicę za kolanko, by stać się jednością z krótkim kryminałem tutejszego autora, Makarova Dreyara. Jedyny egzemplarz, który udało dziewczynie się zdobyć z pobliskiej, skąpej (jeśli chodziło o ilość pozycji) biblioteki. Ręcznie robioną zakładkę zakończoną wyszydełkowaną sylwetką kota przełożyła na sam początek, wczytując się w kolejny rozdział, mający miejsce zaraz po morderstwie starego milorda.
— Szczęściarz! — usłyszała rozpaczliwe wołanie dobiegające z okolic fontanny. Na moment przejęła się młodym mężczyzną, który przeszkadzał niemal wszystkim odwiedzającym park, włażąc między nich i rozglądając się we wszystkie strony. Niektórych zaczepiał, chwilę o coś dopytywał, po czym wciskał do ręki wyrwaną z zeszytu kartkę.
Mam nadzieję, że do mnie nie podejdzie, pomyślała nastolatka. Może to było tylko przeczucie, a może wcześniejsze doświadczenie, ale wydawało jej się, że chłopak jest synonimem nieszczęścia. Nosił się jak gangster, w luźnych, dresowych spodniach, w których z kieszeni wypadał złoty łańcuch. Bluzka na szerokich ramiączkach odkrywała mocno zarysowane mięśnie ramion i niepokojącą bliznę, która przebiegała wzdłuż prawego ramienia. Chłopak nerwowo rozglądał się, przeszywając wszystkich surowym wzrokiem. A kiedy rozmowa nie poszła zgodnie z planem, zdenerwowany stawał w miejscu, przeczesywał palcami nastroszone, różowe włosy i powracał do poszukiwań.
Lucy westchnęła, zastanawiając, czy na takich ludzi policja nie powinna zwracać większej uwagi. Nie chciała oceniać po pozorach, ale samo spojrzenie na tajemniczego poszukiwacza sprawiało, że nie chciała z nim mieć najmniejszego kontaktu. Dlatego powróciła do lektury, udając, że w ogóle się sprawą nie zainteresowała. Przybliżyła do siebie tylko teczkę z książkami i portfelem, w którym trzymała swoje oszczędności, licząc, że celem chłopaka nie są pieniądze naiwnych ludzi.
— Cześć!
Zaskoczona przybliżała książkę do piersi, nie wydając najmniejszego dźwięki. Trochę wystraszona nagłym pojawieniem się chłopaka, rozejrzała się w nadziei, że ktoś odczyta z jej twarzy strach i prośbę o pomoc. Jednak ludzie, zbyt bardzo zajęci własnymi sprawami, nie zainteresowali się nią.
— Cześć — powiedziała niemal szeptem.
Ku jej zaskoczeniu, chłopak posłał niewiarygodnie ciepły, przyjacielski uśmiech. Z bliska nie wydawał się tak groźny, jak z daleka, ale nadal Lucy pragnęła zachować ostrożność. Odsunęła się trochę w prawą stroną, pozostawiając sobie ewentualną drogę do ucieczki. Lecz jej reakcja została potraktowana w zupełnie inny sposób, aniżeli mogłaby się tego spodziewać.
— Dziękuję! — krzyknął, przysiadając się na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą siedziała Lucy. — Cały dzień szukam mojego kota i już jestem tak wyczerpany! — mówiąc to, rozłożył się na ławce, wbijając zaniepokojony wzrok w zielone, bujne korony drzew.
Kota?, spytała w myślach Lucy, nie zaprzeczając, że teraz chłopak ją naprawdę zadziwił. Uważała go za mocno ekscentryczną, dziwaczną na swój sposób osobę, choć wysłuchała tylko jednego zdania monologu nieznajomego.
— Kko… — jąkała się. — Szukasz kota? — spytała w końcu, chcąc jak najszybciej pozbyć się nieproszonego gościa z jej ławki.
— Tak, widziałaś go? — Podniósł się gwałtownie, chwytając dziewczynę za rękę.
Lucy wyrwała się szybko, wstając i odsuwając się od niebezpieczeństwa. Wspomnienia zalały jej umysł; jedno pochwycenie za nadgarstek sprawiło, że straciła wolność na całe trzy dni. Zaufanie, którym obdarzyła złą osobą, obróciło się przeciw niej. Teraz nie była głupia i tak naiwna. Reagowała, zanim cokolwiek się wydarzyło.
— Przepraszam! — wrzasnął zmieszany. — Naprawdę przepraszam. Po prostu Szczęściarz to mój kotek, którego mam od śmierci ojca. Zaginął mi i obawiam się, że go nie znajdę…
Wyglądał na naprawdę zaniepokojonego zniknięciem kota. Przez moment nawet Lucy zrobiło mu się żal, ale tylko na moment. Potrząsnęła głową, nieustannie powtarzając sobie w myślach, by nie wplątać się niepotrzebnie w problemy innych.
— Widziałaś go? — zapytał pełen nadziei chłopak.
Westchnęła.
— A skąd mam wiedzieć? — prychnęła niegrzecznie. — Przecież nie wiem nawet jak wygląda!
— Przepraszam! — Pochylił przed nią głowę. — Szczęściarz ma niebieskie futerko, więc łatwo go rozpoznać.
Niebieskie futerko? Skąd się wziął? Z wariatkowa?, myśli zachowała dla siebie, sądząc, że tak będzie najbezpieczniej. Odchrząknęła i odpowiedziała spokojnie:
— Uwierz mi, że nie widziałam takiego kota.
— Szkoda.
Chłopak gwałtownie podniósł się, wypatrując kolejnej ofiary, co Lucy przyjęła z ulgą. Kiedy jednak już sądziła, że odejdzie, ten odwrócił się w jej stronę i podał jej kartkę papieru. Była uderzająco podobna do tych, które wcześniej rozdawał ludziom. Lucy z niepokojem przyjęła ją, lecz, ku jej zaskoczeniu, na środku był tylko napisany numer telefonu i wiadomość „jeśli znajdziesz Szczęściarza, zadzwoń”.
— Proszę, muszę go znaleźć! — odparł stanowczo i pobiegł w stronę kobiety, która szła z dzieckiem.
Lucy miała ochotę zgnieść kawałek papieru i wrzucić go do najbliżej stojącego kosza na śmieci, ale w ostatniej chwili zawahała się. Przeklinała swoje dobre serce i schowała kartkę do torby między zeszyty, licząc, że jej się nie przyda.
Nagłe dreszcze przeszły przez ciało dziewczyny. Odłożyła książkę, próbując dłońmi ogrzać nagie ramiona — nic nie pomogło. Odwiedzający park nie wydawali się odczuwać przypływu zimna, więc tym bardziej była zaniepokojona. Dlatego wstała, włożyła lekturę pod pachę, zabrała ze sobą wszystkie rzeczy i ruszyła w stronę mieszkania.
Tak, to opowiadanie pierwotnie pojawiło się Wyrwane z Wyobraźni (na które serdecznie zapraszam, bo niedługo zostanie oficjalnie otwarte - 1 stycznia 2018), ale uznałam, że tutaj będę publikować. Najprawdopodobniej poprawię to opowiadanie i dokończę po skończeniu PACa! - Pierwotnie miał być to tylko one-shot, ale wiecie... fani... A fanom się nie odmawia. Jutro i pojutrze kolejne części!
KOMENTARZ OLIWII:
OdpowiedzUsuńOch, jak mi brakowało takich momentów. Tak zaczynają się dobre romanse :P
Wiem, że masz problem z literówkami, a udało mi się parę trzy znaleźć.
* pierwsze zdanie, pierwszy akapit - "Ciepłe promienie słoneczny", "jeszcze przez kilkoma minutami" -> powinnaś zmienić na "słoneczne" i "przed".
* dziesiąty akapit - "cały dzień szuka(m) mojego kota". Tutaj zabrakło "m".
Lecę czytać dalej ;)
Ok, wielkie dzięki za uwagi
UsuńCiekawie się zapowiada... Natsu jako gangster pasuje mi idealnie xd
OdpowiedzUsuńMamy też Lucy skrzywdzoną przez kogoś i nie ufającą obcym ludziom. Mam nadzieje, że chociaż będzie mieć jakąś przyjaciółke.
Opowiadanie zaczyna się bardzo w twoim stylu, dlatego ten wstęp intryguje i przekonuje do czytania dalej :)
Jeśli tylko czas mi pozwoli to zamierzam czytać to opowiadanie ;)
Pozdrawiam i życzę weny!
Oj, w sumie będą jeszcze 2 części i koniec, więc dużo tego nie będzie.
UsuńI dziękuję ślicznie za komentarz!