wtorek, 26 grudnia 2017

[Paranormal Activity Club] Rozdział 93



Śnieg strącił się z gałęzi, opadając na siedzących pod drzewem mężczyzn. Oboje otrzepali się z zimnego prochu, oglądając z nostalgią w oczach zachodzące słońce, które powoli zabierało im ostatnie ciepłe promienie. Jeden z mężczyzn dorzucił drewno do ogniska. Spojrzał na zegarek; jeszcze godzina do zmiany.
— Niech to szlag, ile bym oddał za ciepłe wyro! — syknął drugi, zarzucając gruby kaptur na głowę. — Jeszcze kilka dni i zamarzniemy w tej lodówie.
— Nie narzekaj, bogaty dzieciaczku, ty przynajmniej wrócisz niedługo do domciu, a ja tu spędzę jeszcze ponad rok. — Kaszlnął, zapalając skręta. — Chcesz jednego?
— Dzięki. — Odepchnął rękę kompana. — To co, Gajeel, mówisz, że Levy do tego czasu będzie na ciebie czekać?
Gajeel zachłysnął się dymem. Przyłożył pięść do ust i jeszcze kilka razy zakasłał, uderzając się w klatkę piersiową. Wściekle spojrzał na Laxusa, mając mu za złe, że wspomniał o Levy. Jednak tamten wypił ciepłą herbatę z kubka, udając, że niczego nie widzi.
— Ciesz się, że masz do kogo wracać. Moja narzeczona… — Laxus zawiesił głos, nie potrafiąc dokończyć zdania. — Już ci mówiłem. — Dokończył, wylewając resztę napoju do ogniska. Zaskwierczało, a para na moment otoczyła patrol.
— Mogłeś mi dać, po cholerę wylewałeś! — powiedział z wyrzutami Gajeel. — Minęły już dwa lata, więc mógłbyś w końcu się otrząsnąć. Mirajane nie żyje, a ta druga… — pstryknął palcami, nie mogąc sobie przypomnieć — Cana?
— Co „Cana”? — spytał ze zaskoczeniem w oczach.
— Raz w miesiącu dostajesz od niej kartkę — przypomniał mu, choć był świadomy, że kolega z wojska doskonale o wszystkim pamięta.
— Wiem. — Obniżył głos. — Cana to przyjaciółka, która znam od małego. To z Mirajane byłem zaręczony, nie z nią. Nie jest tak łatwo podnieść się po stracie ukochanej, choć… próbuję.
Płomienie zatańczyły niebezpieczny taniec blisko Laxusa, choć ten przyjął gorąco do siebie, rozkoszując się nim przez dłuższa chwilę. Ciepło przeniknęło przez wojskową kurtkę, docierając nawet do samego serca, na którym poczuł przypływ przyjemnego dotyku ognia. Wciąż pamiętał roześmianą twarz Mirajane, ich ostatnie pożegnanie i obietnicę, że kiedy wszystko się skończy, wezmą ślub i wyjadą z Magnolii, by zacząć gdzieś nowe życie… tak się nie stało. Sam był gotowy na poświęcenie w walce z własnym ojcem, choć pragnął dokończyć swoje sprawy i faktycznie wrócić do ukochanej. Nie wiedział tylko, że ona ma swój własny plan, i ten plan doprowadzi ją do śmierci.
Odsunął się od ogniska, nie mogąc dłużej na nie patrzeć.
Gajeel dostrzegł w jego zachowaniu coś dziwnego. Towarzysz wahał się, udawał spokojnego, jakby pogodził się ze śmiercią Mirajane, a jednak wciąż spotykał się z takimi sytuacjami. Laxus zamykał się w sobie, przyglądając się ogniu z nostalgią w oczach, jakby ten miał mu dać odpowiedź.
— Daj dziewczynę szansę — odezwał się Gajeel, nie mogąc znieść dłużącej się ciszy. Nalał z termosu gorącej herbaty, po czym wypił ja za jednym razem, rozkoszując się chwilowym ciepłem. — Mirajane nie przywrócisz do żywych, a ta Cana może ukoić twoje zranione serce.
— Zamknij się! — rozkazał dosadnie. — Co ty możesz wiedzieć? Nie pierdol mi tu o takich głupotach, bo i tak nie zmienię zdania.
— W takim razie do końca swych dni pozostaniesz sam.
Laxus nic nie odpowiedział.
Światło księżyca oświetliło obóz, dając noc jaśniejszą i cieplejszą niż poprzednie. Chłodny wiatr zamilknął i ciepło wydobywające się z ogniska ogrzało wystarczająco siedzących wokół niego mężczyzn. Laxus i Gajeel zaczęli odliczać minuty do zmiany warty, nie mogąc dłużej zmieść obecności drugiego z kompanów. Milczenie przeszkadzało, sprawiając, że czas ubywał wolniej niż dotychczas.
— Wstawać, rozkaz! — rozgrzmiał ryk dowódcy. Syreny alarmowe rozniosły się echem po całym obozie.
Gajeel i Laxus wymienili się szybkimi spojrzeniami, ugasili ognisko i szybko pobiegli na plac, na którym zaczęło się gromadzić wojsko. Oboje zadrżeli. Dopiero teraz docenili przyjemność siedzenia przy ognisku. Nie wierzyli, że poza nim może być tak zimno. Chcąc nie chcąc, przysunęli się bliżej siebie, a zaraz za nimi podążyli pozostali żołnierze.
— Przyszły rozkazy — zagrzmiał ryk dowódcy. — Zeref Dragneel, niech żyje król — dodał szybko — nakazał natychmiast udać się do Pengrande i tam wspomóc opozycję przeciw rodzinie królewskiej.
Szepty uniosły się echem między namiotami.
— CISZA! — wrzasnął dowódca. — Redfox i Dreyar do mnie, reszta spać! Z rana wyruszamy na misję! Rozejść się.
Żołnierze zasalutowali.
Laxus i Gajeel zamarli w bezruchu. W jednej chwili dotarło do nich, że właśnie ich nazwiska zostały wezwane do stawienia się w namiocie dowódcy. Bez zbędnego myślenia, ruszyli w stronę samego centrum obozu. Weszli do ocieplonego pomieszczenia, zastając dowódcę siedzącego przy stole i podpisującego jakieś dokumenty.
— Siadajcie — nakazał, wskazując na krzesła.
Oboje tak też uczynili.
Mężczyzna wziął głęboki wdech, po czym zakaszlał. Zasłonił się chusteczką, na której pozostał ślad z krwi.
— Do jasnej cholery — przeklął, wyrzucając zużytą chusteczkę do kosza. — Ile bym dał, żeby dłużej nie siedzieć w tym cholernym miejscu. Pewnie wszystko. I nagle życzenia się spełniają. — Klasnął w dłonie, śmiejąc się radośnie. W ciągu chwili smutek znowu przykrył jego twarz. — Misja „pieprzone marzenie” — taka powinna być jej nazwa. Nie wiemy, po co tam idziemy, dla kogo i w zasadzie w jakim celu? Mieszanie się w konflikty innych krajów nigdy nie wyszło za dobrze, a jednak nasz król, niech żyje długo i w zdrowiu, taką decyzję podjął.
— A my… — zaczął niepewnie Gajeel, czując się tak samo zdezorientowany sytuacją jak Laxus.
— A wy macie swoje własne zadanie, paniusie. — Zachłysnął się krwią i wypluł ja na ziemię. — Cholerna pogoda. Cieszcie się młodością, chłopcy, bo jak starość was dopadnie, to będziecie żałować, żeście nie docenili młodości. A wracając do misji, macie odnaleźć i ochronić niejaką Lucy Heartfilię albo Dragneel. Ciężka sprawa, nie wiemy, którego nazwiska może teraz używać. Nie mniej, potwierdzono już informację dokąd zmierza. Jutro z samego rana macie się do niej udać za wszelką cenę.
Żołnierze zamilkli.
Nawet przez myśl nie przeszło im, że w tym celu zostali wezwani do namiotu dowódcy. Narodziły się w nich pytania, na których odpowiedzi próżno mogli czekać.
Pokręcili głowami. Równocześnie otworzyli usta, chcąc coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili zrezygnowali. Wbili spojrzenie w podłożenie, pozostając w dłużącym się milczeniu.
— Nie odezwiecie się? Nie skomentujecie niczego? — spytał dowódca, odczuwając lekkie rozczarowanie. — Dzieciaki, to jest wasza szansa. Ile wam to wszystko zajmie? Dotrzeć, pomóc tej — przejrzał szybko dokumenty w poszukiwaniu imienia — Lucy i skrócimy waszą służbę. Laxus pewnie wróci już do domu, a Gajeel posiedzi z miesiąc, góra dwa i też może odejść jak chce. Oczywiście wojsko wypłaci wam tak, jakbyście odbyli całą służbę.
Uderzył dłońmi w stół, po czym rozłożył je szeroko, czekając na odpowiedź od mężczyzn. Ci jednak nadal zdawali się nie być na nią gotowi.
Zirygowany dowódca przetarł suche usta. Jego noga nieustannie drgała, stukając o podłoże.
— To rozkaz — oświadczył w końcu. — Macie dwie opcje: albo idziecie po dobroci i jeszcze dostaniecie z tego jakieś premie, albo będziecie musieli wykonać misję pod groźną stryczka.
— To szaleństwo! — wrzasnął niespodziewanie Gajeel, podnosząc się z miejsca. Krzesło upadło za nim z hukiem.
Laxus odsunął się, nie mając najmniejszego zamiaru przyłączać się do wybuchu gniewu Gajeela.
— No nareszcie, jak miło — odparł sarkastycznie dowódca. — W takim razie, jaka decyzja?
Gajeel zawahał się. Wziął głęboki wdech, przeczesując palcami krótkie włosy, które trochę zdążyły odrosnąć od czasu ich ścięcia.
Ku zaskoczeniu wszystkich, Laxus podjął decyzję pierwszy:
— Nie zrobię tego.
Po stanowczym stwierdzeniu, zasalutował i wyszedł bez słowa wyjaśnienia.
— Dla… — Gajeel nie znalazł odpowiedniego słowa, które mogłoby teraz paść z jego ust. Rozejrzał się zdezorientowany, wbijając wzrok we wszystko, co napotkał na swojej drodze.
Dowódca wystawił tylko przed siebie wyprostowaną rękę i zamarł w bezruchu.
— Czy on sobie ze mnie żartuje?
— Nie — odpowiedział Gajeel, powoli pojmując to, co zrobił Laxus. — On chyba nigdy nie przyjmie rozkazu od króla… — Nie powinien tego mówić.
— Tajemnica wojskowa. — Prychnął. — Wiesz o wszystkim i tyle. A ten gówniarz zbyt długo chowa w sobie urazę. Król nie miał nic wspólnego ze śmiercią tamtej dziewczyny.
— Słucham? — Gajeel wrócił na miejsce, wsłuchując się w wypowiedź dowódcy.
— Ona nigdy nie miała zginąć. Wszystko wydarzyło się z niecnego planu zdrajcy, który pracował za plecami króla — wyszeptał. — I tak to nic nie zmieni, ale powiedz mu. A ty?
— Ja?
— Nie ja. — Przewrócił oczami. — Co ty zrobisz? Podobno na ciebie też czeka kobieta.
Gajeel gwałtownie wstał i zasalutował.
— Z przyjemnością przyjmę misję. Jakie są rozkazy?
Samo wspomnienie o Levy sprawiło, że zapomniał o wszystkim innym. Obiecał jej, że wróci. Nadarzyła się okazja, której w pierwszej chwili nie dostrzegł. Przeklął w myślach, wmawiając sobie, że mróz odebrał mu resztki rozumu. Wahał się, ale po co, skoro miał gotową odpowiedź.
Dowódca uśmiechnął się.
Spakował wszystkie papiery do jednej teczki i podał ja Gajeelowi, mówiąc:
— Teraz wszystko zależy już od ciebie i tego drugiego chłoptasia. Nie spaprajcie tego, bo za tym kroi się coś więcej niż tylko ratowanie głupiej dziewczyny. Odejść!

WESOŁYCH ŚWIĄT, WSZYSTKIM!Dziękuję ślicznie za życzenia.Dzisiaj obiecany prezent, a 28.12 jeszcze kolejny rozdział. Czekacie? Oby! I wiecie, że jeszcze tylko kilka rozdziałów i KONIEC?Poza tym zapraszam na drugiego bloga i na Rekomendacje FT.
http://wyrwane-z-wyobrazni.blogspot.com/2017/12/rekomendacje-anime-manga-podobne-do.html


7 komentarzy:

  1. no ładnie tyle czekania a tu nic;-0 nie no żartuję, ale nie dziwię się reakcji Laaxusa choć no Jak nie ruszy swych czterech liter to Lucynka może być biedna czekam z niecierpliwością na następne rozdziały i nowe opowiadanie POZORY CZASEM MYLĄ mam nadzieję, że wenę masz pod podgrzana moja ciekawość aż kipi ze mnie jak barszcz z garnka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no wiem, że niewiele się działo, to akurat prawda, ale jeszcze troszkę i będzie ostra jazda. Lucynka i tak bedzie biedna.
      Dzięki wielkie. Wena jest, ale czasem chęci brakuje i na razie troszkę czasu. Ciągle się gdzieś jedzie, siedzi przy tym stole, ale cały czas coś piszę, więc rozdziały będą!
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

      Usuń
    2. nie ma sprawy no rozumiem powiem ci, że PAC w rankingu u mnie dorównuje detektywom i szczerze z chęcią przeczytał bym jeszcze coś w klimacie detektywów

      Usuń
  2. Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wiem, że koniec zbliża się wielkimi krokami, ale... z jednej strony tego chce, a z drugiej nie! Laxus (może) i Gajeel ruszają na ratunek! Z nimi Lucy nie ma się co obawiać.
    Ciekawe jak to się wszystko potoczy... Najważniejsze pytanie: kto przeżyje? Bo mam wrażenie, że Zeref i Laxus/Gajeel nie :(
    Czekam na jutrzejszy rozdział ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, o co ci chodzi, ale koniec zawsze musi nadejść. A wolę zakończyć to opowiadanie i mieć je z głowy! Już i tak za długo je prowadzę!
      A jeśli o pytanie: kto przeżyje? Hm... Nie będę zabijała zbyt wielu osób. W zasadzie niewiele umrze. Większość po prostu ucierpi na ostatecznej akcji, ale nie zginie!
      Oczywiście na jutro rozdział już przygotowany, więc na 100% się pojawi!

      Usuń