piątek, 22 grudnia 2017

[Smocze Królestwo] Rozdział 75




Lucy zanurzyła ręce w beczce z wodą. Przetrzymała je tak przez chwilę, oglądając swoje odbicie, które rozmazała powstała fala. Przemyła twarz i wytarła ją brzegiem koszuli, po czym powróciła do namiotu, tradycyjnie czyszcząc miecz przed wyjściem. Rin Ko wciąż spał. Słońce nie wzeszło za wysoko, więc mogła mu pozwolić na jeszcze chwilę odpoczynku, ale wkrótce trzeba było ruszać.
Posłaniec przybył o samym brzasku, gdy jeszcze większość wojowników spała twardym snem. Odebrała posłannictwo osobiście, od razu odpowiadając na list Króla Smoków, w którym to prosił o spotkanie w stolicy. Rozejm Krwi miał zostać podpisany, aby Naród Ognia również mógł wstąpić do wielkiego królestwa i zjednoczyć się przeciw buntującym żywiołom. Lucy tylko w ten sposób mogła zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Odłożyła ścierkę. Nałożyła na siebie pełną zbroję i obudziła niechętnego Rin Ko, każąc mu się zbierać. Przed namiotem zaczął się tworzyć zgiełk.
— Czas ruszać — oświadczyła Lucy.
— Nie. — W jednej chwili Rin Ko nakrył się cienkim materiałem i przewrócił na drugi bok.
Lucy westchnęła ciężko. Skierowała palec wskazujący na przyjaciela i wystrzeliła z niego niewielką kulę ognia, która zajęła całe łóżko. Przerażony smok zrzucił z siebie łatwopalne materiały, stając na równe nogi.
Uniosła wysoko brwi, patrząc dumnie na Rin Ko, który nie posiadał się z radości. Prychnął coś niezrozumiałego pod nosem i zaczął się ubierać, jak gdyby nic się nie stało.
— Dziękuję, że wróciłeś — powiedziała, gdy w końcu zebrała w sobie odwagę. — Myślałam, że trochę pozostaniesz na mnie obrażony.
— Też tak myślałem, ale nie mogłem cię zostawić samą. Jesteś moją ukochaną siostrą — dodał, głaszcząc Lucy po włosach. — Nie w takiej sytuacji.
Rozbrzmiały bębny.
Rin Ko gwałtownie odsunął się od Lucy. Kotara rozsunęła się i do środka wszedł Eric, natychmiast łapiąc boleśnie Lucy za barki. Potrząsnął ją ku zdziwieniu wszystkich i popchnął na ziemię.
— Czy ty całkowicie straciłaś rozum? — spytał w miarę cicho, spluwając za siebie.
Lucy podniosła się zdenerwowana, stając twarzą w twarz naprzeciw Erica.
— Nie wiem, o co ci chodzi, ale pamiętaj, że nadal jestem Królem Smoków Ognia.
— Tak. — Kiwnął, po czym dłońmi przetarł całą twarz. — Starożytni, chrońcie nas przed głupotą tej kobiety.
Zatkało ją.
— Dlaczego w nocy użyłaś mocy, by ujrzeć rytuały kapłanek ognia? — Eric rozejrzał się, sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje.
— Po pierwsze, nie zrobiłam tego specjalnie. — Uniosła palec wskazujący. — Po drugie, ciekawe, co tam się wydarzyło, skoro teraz tak na mnie naskakujesz, wasza wysokość — dodała ironicznie.
Eric pochylił się nad Lucy, wyraźnie niezadowolony z jej odpowiedzi.
— Zadajesz za dużo pytań, kochanie. — Uśmiechnął się słodko.
Wyszedł z namiotu.
Lucy i Rin Ko spojrzeli na siebie pytająco. Oboje nie rozumieli, co mógł mieć na myśli Eric. Jednak zamiast nadal się nad tym zastanawiać, dokończyli pakowanie rzeczy. Cała armia czekała na nich od jakiegoś czasu — nie chcieli ich dłużej niepokoić i złościć.
Kiedy wszystko było już przygotowane, poprosiła dwóch wojowników niższej rangi o przeniesienie rzeczy do wozu, a sama udała się po swojego konia. Dotknęła sierści zwierzęcia. Ktoś dokładnie ją odczyścił z krwi i całego brudu, który nagromadził się podczas walki. Zwierzę wyglądało teraz przepięknie, naprawdę należąc do kogoś z wyższą rangą.
— Lucy — szepnął ktoś za dziewczyną.
Podskoczyła w miejscu. Wyjęła z pochwy miecz i wymierzyła ostrze w gardło przeciwnika. W ostatniej chwili zatrzymała je tuż przy samej krtani Henry’ego.
— Na krew starożytnych. — Złapała się za pierś, równocześnie próbując się uspokoić. — Dlaczego mnie tak straszysz.
— Ja… Nie chciałem — wyjaśnił, drżąc. — Ja chciałem tylko obwieścić, że czas wyruszać i…
— Dobrze, przepraszam. Trochę mnie poniosło.
Otarła spocone czoło.
Nie czuła na siłach, by spędzić najbliższe kilka dni w siodle konia, ale sądząc po odległości, jaką będzie musiała pokonać, inna opcja nie istniała.
Henry skłonił się i odszedł.
Odwiązała konia od wsadzonego w ziemię kołka. Razem z nim udała się na przód armii, gdzie czekał na nią Rin Ko. Jego obecność nie przypadła do gustu części dowódcom. Zaczęli szeptać między sobą i spluwać w kierunku następcy Króla Smoków Światła. Lucy wcześniej jeszcze tolerowała takie zachowanie, ale dziś nie mogła pozwolić, by jej decyzję były odbierane w tak negatywny sposób. Zebrała prycze, podjeżdżając do dowódców.
— Pani! — Jednocześnie złożyli honory.
— Jeśli macie coś do powiedzenia na temat moich decyzji, to proszę mówić o wszystkim przy mnie — rozkazała.
— Pani, my tylko uważamy, że obecność tak niehonorowej osoby nie przełoży się dobrze na morale wojska — wyjaśnił starszy dowódca, zadziwiająco grzecznie i kulturalnie. — My tylko opieramy się na własnym doświadczeniu i chcemy ci służyć dobrą radą.
— I jestem za nie wdzięczna. — Pochyliła czoło. — Aczkolwiek książę Rin Ko zdążył już udowodnić, ile tak naprawdę jest wart. Poza tym jako jedyny miał przyjemność rozmawiać ze Smoczym Królem, do którego właśnie zmierzamy. Obecnie jego cenne rady mogą się podstawą do wszczęcia jakichkolwiek negocjacji — wyjaśniła.
— Rozumiemy.
Zgodnie kiwnęli głowami.
— W takim razie dziękuję za to zrozumienie i liczę, że przez następne lata moich rządów usłyszę więcej wskazówek.
Oddaliła się ze świadomością, że czeka ją poważniejsza walka niż sama mogłaby się spodziewać.
Ustawiła konia tuż przy Rin Ko, ściągając wodze. Zeszła z konia, poprawiając trochę za luźne siodło.
— Gotowa na podróż? — spytał, wskazując palcem na znajdujące się przed nimi bagienne tereny uprawy ryżu.
— Trochę tak, trochę — odburknęła. — Mam za sobą całą armię, więc chyba powinno być dobrze.
Rin Ko wzruszył ramionami.
— I tak źle, i tak niedobrze.
— Czasem mógłbyś pocieszyć zamiast dołować — upomniała go. — Ja już się stresuje.
— I będzie tylko gorzej. Już poznałaś Ri Hana, więc wiesz, jaki jest — przypomniał jej Rin Ko.
— Tym razem nie dam się zamknąć w wieży — zapewniła. — Nie jestem tą samą…
—… dziewczyną, co wtedy? — dokończył za nią. — Jesteś i będziesz, chyba że zmienisz się. Ta armia nie należy do ciebie. Musisz ją zdobyć, by naprawdę stać się Królem Smoków Ognia.
— Wiem — szepnęła ze smutkiem w głosie. — Naprawdę wiem.
Ruszyła, a zaraz za nią podążyła reszta wojowników. Nie czuła się, jak generał, jak król. Szła na samym przedzie armii, a mimo to przypinała sobie łątkę dodatkowego balastu, który zginąłby przy pierwszym ataku wroga. Nikt, oprócz Rin Ko, nie obroniłby jej. Dlatego przyjaciel miał rację. Należało wziąć sprawy w swoje ręce i stać się królem. Nie… Prawdziwą Królową Smoków.

„Wtedy jeszcze nie wiedziałam, kim jestem i dotąd dążę. Pragnęłam jedynie przeżyć i ochronić bliską mi osobę — Rin Ko. Eric był dla mnie wtedy nikim, choć czułam coś więcej, gdy go widziałam i gdy z nim rozmawiałam. Przeznaczenie nas ku sobie kierowało. Tylko nie rozumiałam, dlaczego „przeznaczenie” miało na imię „Eric””

Lucy — przed, teraz i po.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz