Lu Xi usiadła na łóżku, przykrywając
się fragment pościeli. Ri Han nie spóścił z niej wzroku choćby na moment.
Otworzyła usta, choć zapytać się, dlaczego wciąż na nią patrzy, lecz
zrezygnowała w ostatniej chwili. Znała odpowiedź. Zasłoniła się całkowicie,
jakby siedziała przed mężczyzną całkowicie naga i bezbronna. Okrycie jednak nie
uchroniło ją przed wstydem, który przypominał jej cały czas, co uczyniła.
Gorąco nie odeszło mimo tego, że minęło już kilka godzin. Parzyło ją od środka,
a od zewnątrz wypalało chorobę, pozostawiając jedynie łuskę powstałą od
poparzeń.
Drzwi trzasnęły. Li Li weszła do
środka, niosąc dzban pełen ciepłej wody. Podeszła do królowej, składając na jej
policzku troskliwy pocałunek. Chwyciła trzęsące się dłonie, po czym usiadła obok
Lu Xi i wtuliła się do jej gorejącego ciała.
— Królowo, może zawołam smoka niebios —
zaproponowała Li Li, wylewając wodę do miednicy.
— I ciekawe, co byśmy mu powiedzieli? —
wtrącił się Ri Han, spluwając za okno. — Że… — Głos załamał mu się. Wzruszył tylko
ramionami, po czym wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi.
— Tchórz — syknęła Li Li, grożąc
nieznajdującemu się w środku smokowi pięścią. — Obiecał chronić królową, a
teraz uciekł. Proszę się położyć, obmyję…
— Wyjdź stąd! — rozległ się ryk z
okolic szafy na suknie.
Obie podskoczyły z przerażenia. Z
cienia wyłonił się Eric, niosąc na rękach zawinięty w pakunek długi przedmiot.
Rzucił go wściekle na łóżko, po czym chwycił Li Li za ramiona i wyrzucił z
pokoju. Odwrócił głowę i spojrzał ostrym, zwierzęcym wzrokiem, który sprawił,
że Lu Xi przykryła się płaszczem.
— Co tu robisz? — spytała, błądząc
wzrokiem po pokoju. Ri Han jeszcze nie wrócił, pozostała sama z królem smoków
cienia — w tej chwili nieobliczalnym i wściekłym.
— Jestem cieniem — zaczął zaskakująco
spokojnie — więc wiem o wszystkim. Potrzebowałaś dziecka, tak? — Przechylił
głowę na bok, posyłając chytry uśmieszek. — Gratuluję, pewnie jesteś w ciąży. —
Machnął rękoma. — Jesteś jeszcze głupsza niż sądziłem
— Niż sądziłeś? — powtórzyła z
niedowierzaniem w głosie. — O czym ty mówisz? Przecież sam mi powiedziałeś, że
Ri Han ma… Że to ty go posłałeś, by był ojcem mojego dziecka…
— Próbowała cię ostrzec! — Wskazał w
kierunku drzwi. — Li Li miała rację — przyznał. — Pakt nic nie znaczy Lu Xi,
właśnie rozpoczął się atak. Choć mieliśmy świętować twoje cudowne urodziny,
ludzie nas zaatakowali. Wiedziałaś o złożach naszych serc? Wiedziałaś o mocy,
która została ukryta po poprzedniej wojnie?
Pokręciła nerwowo głową. Nic o tym nie
słyszała. Ministrowie zapewnili ją, że ciała zamordowanych smoków zostały
zwrócone i nie zachowali ani jednego smoczego serca. Ostrzegła ich o
konsekwencjach nawet najmniejszej pomyłki. Smocze serce zapewniało moc temu,
kto jest spożył, ale narażała całą ludzkość na zemstę ze strony smoków.
Widziała każdy skarbiec z osobna, przemierzyła kontynent, by tego dokonać.
Przyciągnęła kolana do piersi.
— Pomyliłam się?
— Pamiętasz, że kiedy podpisaliśmy
pakt, zapewniłaś mnie, że nikomu nie będziesz ufać.
— I nie ufałam — stanęła w swojej
obronie. — Sprawdziłam, co mogłam. Zrobiłam, co mogłam. A ty? Przecież masz
wgląd w każdy cień. Dlaczego nie odkryłeś tego złoża?
— Bo to przestały być smocze serca… —
Opadł na łóżko. — Ktoś, chyba jeszcze w trakcie wojny, zamienił serca moich
braci w krwawe kamienie. Zmielił je, zabarwił, wysuszył i nadał odpowiedni
wygląd. Przepraszam. — Poklepał Lu Xi po plecach. — Trochę przesadziłem z
oskarżeniami.
— Dlaczego teraz nie idziesz chronić
swojego ludu?
Ruszyła się, aby wyjrzeć za okno. Eric
odgadnął jej zamiary. Przyciągną Lu Xi z powrotem na łóżko, nie pozwalając
stamtąd odejść.
— Bo smoki mają swoją dumę — oświadczył
z rozgoryczeniem w głosie. — Bo smoki chcą walczyć do ostatniej krwi. Bo chcą
chronić króla. A ja nie mam prawa zniszczyć całej ludzkości, choć uwierz mi, że
w tej chwili chcę was rozszarpać.
Wzdrygnęła się.
— To zrób to — pozwoliła mu. — Zrób i
miejmy to za sobą. Ja…
— Oj, zamknij się! — ryknął. Cień
zadygotał, chowając się za swoim panem ze strachu. — Jesteście robakami na
naszej drodze, ale wyjątkowo trudno was wytępić. Próbowałem tak zrobić w dniu
twoich narodzin, lecz poniosłem porażkę. Wiesz, że niektóre smoki stanęły po
stronie ludzi?
— Co? — Łypnęła oczami. — To kłamstwo —
wyjęczała.
— Pokazywaliśmy się wam w ludzkiej
formie, bo uznaliśmy, że nie jesteście godni, by ujrzeć nasze prawdziwe, smocze
oblicze. Jednak niektórym się spodobało… — urwał w połowie.
Chwycił za materiał, rozwijając
tajemniczy pakunek. Promienie słoneczne odbiły się gorejącego ostrza, które
zaraz pokrył czysty, niemal nieskazitelny lód. Musnęła palcem jego powierzchni.
Pojedyncze impulsy przeszły przez całe jej ciało, jakby dotknęła łusek smoka
piorunów. Powietrze zatańczyło wokół rączki, sprawiając, że z lekkością uniosła
broń na wysokość piersi. Zamachnęła się, przecinając w pół dzielącą dwa pokoje
ścianę.
— Przepiękny, dziękuję — odparła.
— W takim razie możesz pójść i się nim
zabić.
Źle usłyszała? Pierwsza myśl przyszła
ze spokojem, lecz kolejna uderzyła w nią, jakby sam smok żelaza przydusił ją swym
wielkim cielskiem do ziemi. Wspomnienie o pierwszym razie z Ri Hanem odeszło w
niepamięć, zanikło, zastępując się słowami Erica.
— Słucham? — wydukała z siebie.
— Oj, moja cudowna Lu Xi — ujął jej
twarz — jesteś taka naiwna, kochana. Dziecko przeżyje, przecież musisz się
kiedyś narodzić jeszcze raz. W tym życiu już cię nic nie czeka. Smoki
potrzebują zemsty i ludzie potrzebują zemsty. Niech dzisiaj się zdziesiątkują,
a potem niech nastanie wymarzony pokój.
— Przecież byłeś przed chwilą zły.
— Oczekiwałem, że zabiorę cię skąd,
trochę przeczekamy, urodzisz na spokojnie, ale zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłem,
że w dniu swoich urodzin od razu zapragniesz dziecka.
— Ja umieram, głupcze!
— Wiem, dlatego nie możesz żyć w tych
czasach. I tak dokonałem aktu łaski. Ludzie zaraz przybędą. Wyrżnęliby cię jak
świnię. Dlatego uciekaj, oddaj jajeczko wróżkom i zabij się.
Uznała, że to kłamstwo. Nie wierzyła w
to, co pada z ust Erica. Nigdy się do niej tak nie zwracał. Nigdy nie wspominał
o ofierze, jaką musi ponieść. Nie pojmowała, dlaczego sprawy przybrały taki
obrót. Dlaczego Ciemność stała się tak niebezpieczna i nieprzewidywalna. Nawet
łzy zbuntowały się, nie spływając.
Za oknem rozległy się krzyki i wtedy,
może po raz pierwszy w całym swoim życiu, pomyślała, że Eric od początku nią
manipulował.
— Jesteś potworem.
Uciekła w stronę smoczego gaju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz