Smok niebios przykrył skrzydłami
promienie słoneczne, okalając swym cieniem idącą po trawie Lu Xi. Żółty płaszcz
zafalował na wietrze. Wyhaftowane smoki na złotym materiale zatańczyły rytmie
bijących bębnów. Smoczy królowie usiedli na swoich miejscach, w dwóch rzędach
naprzeciw siebie. Jedna poduszka pozostała pusta. Królowa zmrużyła oczy, czując
żar bijący od króla smoków ognia. Chłód uderzył w jej ramię, młody smok lodu
zacharczał, a jego przyjaciółka, smoczyca błyskawicy skarciła go jednym
skinieniem. Eric poprawił czarny jak smoła płaszcz, wydzierając z niego dwa
hafty. Rzucił je na wiatr, a Lu Xi przyjęła je, przywiązując do małych palców.
Długie rękawy, sięgające do samej
ziemi, podniósł Ri Han, pomagając królowej wejść na zielony plac umiejscowiony
na niewielkim podwyższeniu. Ukłonił się i pozostał w tyle, zdając sobie sprawę,
że nie można pójść mu dalej.
Bębniarze zagrali mocną melodię,
zrównując ją z biciem serca Lu Xi. Przystanęła nad siedzeniem przygotowanym
wyłącznie dla niej, pośrodku całego zgromadzenia. Długi papier rozłożył się
naprzeciw niej. Bębny umilkły.
— Już czas — szepnęła, gdy na jej usta
spłynął uśmiech pełen ulgi i nadziei.
Usiadła, zakładając suknię pod kolana.
Schyliła się nad papierem, biorąc do ręki pędzel. Wcześniej przygotowany tusz
zasechł, lecz królowa smoków wody namoczyła go jednym splunięciem z własnego
ciała. Pozostałe smoki nie zaprotestowały.
Lu Xi nakreśliła pięćdziesiąt znaków
pokoju, po czym wylała wosk na samej krawędzi papieru. Odcisnęła na nim
pieczęć. Wyprostowała się dumnie, odkładając na bok pędzel.
— Dziś jest wielki dzień — zaczęła. —
Dziś jest dzień, w którym nastanie pokój, który został obiecany nam, gdy tylko
trzej bogowie zeszli na tę ziemię. Czasy, gdy smoki i ludzie żyli w pokoju,
przeminęły, ale dziś mamy okazję to naprawić. Mamy okazję, by zmienić
przeznaczenie. To niemożliwie. — Pokręciła głową. — Ale jeśli będziemy patrzeć
na rzeczy tylko na jako niemożliwe, nigdy nie pójdziemy z postępem. Nadszedł
czas, by pożegnać przodków. Rozsypać ich prochy na wielkich górach, by z nich spojrzeli
na świat, który zaczniemy tworzyć od nowa. Jako przedstawicielka rasy ludzkiej,
królowa nad królami, przedstawiam moją pieczęć. To gwarancja zmian, nowego
jutra. Niech przyszłe pokolenia urodzą się w świecie, gdzie smok rozkłada
skrzydła, a człowiek wskazuje mu drogę, gdzie może polecieć. Wszędzie,
odpowiadam.
Wzięła podpisany papier do rąk i podała
go pierwszemu smokowi, królowi smoków cienia — Ericowi. Przyjął go, po czym
zapatrzył się na znaki. Prychnął pod nosem.
— To wielkie słowa, Lu Xi — powiedział
— ale czy wykonalne? Ufam ci — dodał na własną obronę — ale czy mogę ufać
ludziom?
Cień zaśmiał się złośliwie, chcąc
rozedrzeć papier na pół. Eric powstrzymał go ruchem ręki.
— A czy możesz ufać smokom, Ericu? —
odpowiedziała pytaniem, igrając z własnym losem. — Są dobrzy i źli ludzie. Są
dobre i złe smoki. Nie, nie możesz ufać wszystkim, bo nieufność — dotknęła
piersi — jest częścią naszego życia. Tylko głupcy ufają w pełni.
Stuknął palcem o znak PRZYJAŹNI,
posyłając drobny cień i poprawiając jedną kreskę, którą źle postawiła.
— Wszystko musi być idealne —
podkreślił, po czym podpisał dokument.
Lu Xi powstrzymała się od odetchnięcia
z ulgą. Zdobyła najtrudniejszy podpis, ale wciąż czekali pozostali smoczy
królowie.
— Ale… — przerwał znowu Eric, wyrywając
pędzel z rąk króla smoków ognia. — Czy na pewno jesteś, królowo, gotowa przyjąć
na siebie ten wielki obowiązek? — Wyszczerzył zęby.
Kawałek mięsa zablokował się przy
siekaczu. Lu Xi przysłoniła usta, czując, jak żółć podchodzi jej do gardła. Mięso
było ludzkie. Z największą ochotą skarciłaby Erica za spożycie niewolnika przed
tak wielkim świętem, ale powstrzymała się. Nie, nie wypadało robić tego w tej
chwili. Królowa smoków powietrza przesłała jej wiosenny wiaterek. Wzięła kilka
głębokich wdechów. Pozostałe smoki nie wydawały się przejmować jej reakcją — z
wyjątkiem Erica. Spojrzała na niego, akurat wydłubał sobie mięsko. Rzucił je do
cienia. Lu Xi zadrżała. Wzbudzał niechęć, wzbudzał strach, ale wciąż nosił
najwyższy tytuł ze smoczego klanu cienia.
— Czy skończyłeś, Ericu? — spytała,
zabierając mu pędzel i podając smokowi ognia, który odruchowo parsknął ognistym
śmiechem. — Proszę uważać, to papier — przypomniała wszystkim. — Czy możemy
kontynuować?
— A moja odpowiedź? — upomniał się.
— Twoja odpowiedź musi poczekać, królu.
— Wyprostowała się, wypinając pierś. — To czas pokaże, ile byłam warta i ile wy
byliście warci.
— A ile my byliśmy warci, królowo?
— Jesteście bezcenni — wysyczała, nie
hamując już złości. — Może i jestem nikim, ale pamiętajcie, że ludzie też mają
swoją broń. A nie chcę stracić smoków. Smoki muszą przeżyć, a pokój między
naszymi rasami jest bezcenny. Nie widzicie? — Wskazała na stojącego przy
bębniarzach Ri Hana. — Już istnieją dowody na sens naszej współpracy!
— W takim razie może zechcesz dać
przykład? — zaproponował.
Wstrzymała na chwilę oddech, łapiąc się
za serce. Bicie przyspieszyło. Przymknęła oczy, spoglądając na swój własny cień
i sprawdzając, czy nadal jest nienaruszony. Eric nic nie zrobił. Przetarła
krańcem rękawa mokrą twarz, ścierając biały puder z czoła i policzka. Czerwony
barwnik na ustach rozmazał się.
— Niedługo skończysz piętnaście lat,
wszystkie smoki wiedzą, że jesteś już kobietą. — Rozejrzał się po reszcie,
szukając u nich aprobaty. — Nikt nie poprze mnie? — zapytał zaskakująco
spokojnie.
— Ericu! — wrzasnął król smoków ognia.
— Wystarczy, czyś ty całkowicie stracił rozum, obrażając tak królową? —
zapytał, po czym chwycił pędzel i podpisał. Podał go reszcie.
Dokument w końcu zaczął krążyć między
smokami.
— Uznaję zasadę, że lepiej poznać
odpowiedzi przed tragedią, która może się wydarzyć, jeśli zbytnio zaufamy tej
kobiecie! — Wskazał palcem na Lu Xi. — Ona nie jest…
— Nie — przerwała mężczyźnie. Powstała.
— Nie, nie jestem królu. Nie jestem idealna, nie jestem najszlachetniejsza, ale
mam na uwadze zarówno dobro ludzi, jak i smoków. A jeśli insynuujesz małżeństwo
między mną a smokiem, to zadam ci pytanie: którego smoka mam wybrać? Niebios? A
może ognia? Ciebie? — Kąciki jej ust uniosły się. — Odpowiedź nie jest prosta,
o królu. Dlatego daję ci czas. Znajdź odpowiedź na moje pytanie, a poślubię
tego smoka.
— Poślubić ciebie? — Stłumił w sobie
śmiech. — Nie żartuj. Zgadza się, królowo, szukam miłości, ale prawdziwej
miłości.
— Ty? Prawdziwej miłości? — Przewróciła
oczami, nie dowierzając temu, co słyszy. — Prędzej ja stanę się królową smoków
niż ty znajdziesz prawdziwą miłość, smoku. Ale oczywiście życzę ci powodzenia.
Pozostali również…
Rozejrzała się po twarzach zebranych.
Smoki pogrążyły się w smutku. Królowa smoków powietrza zamarła w bezruchu,
zatrzymując pędzel w powietrzu. Chwyciła mocniej za jego rączkę, dusząc w sobie
łzy, które pojawiły się w kącikach jaszczurzych oczu.
— Nie znasz o mnie prawdy? — spytał
wyraźnie zadowolony z siebie.
— A powinnam?
— Oj, jeśli jesteś kim jesteś, to
powinnaś wszystko wiedzieć — powiedział z tajemnicza nutką w głosie.
Lu Xi zmieszała się. Naprawdę nie znała
historii Erica, ale wstyd było o nią pytać w takim momencie.
— Najważniejsze, że wyjaśniliśmy sobie
kwestię małżeństwa — zmieniła szybko temat. — Jeszcze tylko trzy podpisy i
koniec — przypomniała zebranym.
Obejrzała się — słońce zaczęło
zachodzić. Pozostało niewiele czasu, aby zakończyć spotkanie. Na dłoniach
pojawiły się kropelki potu. Przetarła je rękawem tak, aby nikt tego nie
zauważył. Kolejny podpis zawidniał na dokumencie. Jeszcze tylko dwa, pomyślała, tracąc resztki sił.
Król smoków żelaza i smoków światła
jednomyślnie podpisali się, po czym podali królowej gotowy papier. Łzy zebrały
się w jej oczach. Nawet nie próbowała ich trzymać. Rozpłakała się, zanim
ciemność spowiła przygotowany plac. Wstała, w obu dłoniach trzymając
porozumienie. Podniosła je i donośnym, najdonośniejszym głosem oświadczyła:
— Smoki i ludzie żyją teraz w pokoju!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz