piątek, 17 sierpnia 2018

[Smocze Królestwo] Rozdział 94



Smok niebios przykrył skrzydłami promienie słoneczne, okalając swym cieniem idącą po trawie Lu Xi. Żółty płaszcz zafalował na wietrze. Wyhaftowane smoki na złotym materiale zatańczyły rytmie bijących bębnów. Smoczy królowie usiedli na swoich miejscach, w dwóch rzędach naprzeciw siebie. Jedna poduszka pozostała pusta. Królowa zmrużyła oczy, czując żar bijący od króla smoków ognia. Chłód uderzył w jej ramię, młody smok lodu zacharczał, a jego przyjaciółka, smoczyca błyskawicy skarciła go jednym skinieniem. Eric poprawił czarny jak smoła płaszcz, wydzierając z niego dwa hafty. Rzucił je na wiatr, a Lu Xi przyjęła je, przywiązując do małych palców.
Długie rękawy, sięgające do samej ziemi, podniósł Ri Han, pomagając królowej wejść na zielony plac umiejscowiony na niewielkim podwyższeniu. Ukłonił się i pozostał w tyle, zdając sobie sprawę, że nie można pójść mu dalej.
Bębniarze zagrali mocną melodię, zrównując ją z biciem serca Lu Xi. Przystanęła nad siedzeniem przygotowanym wyłącznie dla niej, pośrodku całego zgromadzenia. Długi papier rozłożył się naprzeciw niej. Bębny umilkły.
— Już czas — szepnęła, gdy na jej usta spłynął uśmiech pełen ulgi i nadziei.
Usiadła, zakładając suknię pod kolana. Schyliła się nad papierem, biorąc do ręki pędzel. Wcześniej przygotowany tusz zasechł, lecz królowa smoków wody namoczyła go jednym splunięciem z własnego ciała. Pozostałe smoki nie zaprotestowały.
Lu Xi nakreśliła pięćdziesiąt znaków pokoju, po czym wylała wosk na samej krawędzi papieru. Odcisnęła na nim pieczęć. Wyprostowała się dumnie, odkładając na bok pędzel.
— Dziś jest wielki dzień — zaczęła. — Dziś jest dzień, w którym nastanie pokój, który został obiecany nam, gdy tylko trzej bogowie zeszli na tę ziemię. Czasy, gdy smoki i ludzie żyli w pokoju, przeminęły, ale dziś mamy okazję to naprawić. Mamy okazję, by zmienić przeznaczenie. To niemożliwie. — Pokręciła głową. — Ale jeśli będziemy patrzeć na rzeczy tylko na jako niemożliwe, nigdy nie pójdziemy z postępem. Nadszedł czas, by pożegnać przodków. Rozsypać ich prochy na wielkich górach, by z nich spojrzeli na świat, który zaczniemy tworzyć od nowa. Jako przedstawicielka rasy ludzkiej, królowa nad królami, przedstawiam moją pieczęć. To gwarancja zmian, nowego jutra. Niech przyszłe pokolenia urodzą się w świecie, gdzie smok rozkłada skrzydła, a człowiek wskazuje mu drogę, gdzie może polecieć. Wszędzie, odpowiadam.
Wzięła podpisany papier do rąk i podała go pierwszemu smokowi, królowi smoków cienia — Ericowi. Przyjął go, po czym zapatrzył się na znaki. Prychnął pod nosem.
— To wielkie słowa, Lu Xi — powiedział — ale czy wykonalne? Ufam ci — dodał na własną obronę — ale czy mogę ufać ludziom?
Cień zaśmiał się złośliwie, chcąc rozedrzeć papier na pół. Eric powstrzymał go ruchem ręki.
— A czy możesz ufać smokom, Ericu? — odpowiedziała pytaniem, igrając z własnym losem. — Są dobrzy i źli ludzie. Są dobre i złe smoki. Nie, nie możesz ufać wszystkim, bo nieufność — dotknęła piersi — jest częścią naszego życia. Tylko głupcy ufają w pełni.
Stuknął palcem o znak PRZYJAŹNI, posyłając drobny cień i poprawiając jedną kreskę, którą źle postawiła.
— Wszystko musi być idealne — podkreślił, po czym podpisał dokument.
Lu Xi powstrzymała się od odetchnięcia z ulgą. Zdobyła najtrudniejszy podpis, ale wciąż czekali pozostali smoczy królowie.
— Ale… — przerwał znowu Eric, wyrywając pędzel z rąk króla smoków ognia. — Czy na pewno jesteś, królowo, gotowa przyjąć na siebie ten wielki obowiązek? — Wyszczerzył zęby.
Kawałek mięsa zablokował się przy siekaczu. Lu Xi przysłoniła usta, czując, jak żółć podchodzi jej do gardła. Mięso było ludzkie. Z największą ochotą skarciłaby Erica za spożycie niewolnika przed tak wielkim świętem, ale powstrzymała się. Nie, nie wypadało robić tego w tej chwili. Królowa smoków powietrza przesłała jej wiosenny wiaterek. Wzięła kilka głębokich wdechów. Pozostałe smoki nie wydawały się przejmować jej reakcją — z wyjątkiem Erica. Spojrzała na niego, akurat wydłubał sobie mięsko. Rzucił je do cienia. Lu Xi zadrżała. Wzbudzał niechęć, wzbudzał strach, ale wciąż nosił najwyższy tytuł ze smoczego klanu cienia.
— Czy skończyłeś, Ericu? — spytała, zabierając mu pędzel i podając smokowi ognia, który odruchowo parsknął ognistym śmiechem. — Proszę uważać, to papier — przypomniała wszystkim. — Czy możemy kontynuować?
— A moja odpowiedź? — upomniał się.
— Twoja odpowiedź musi poczekać, królu. — Wyprostowała się, wypinając pierś. — To czas pokaże, ile byłam warta i ile wy byliście warci.
— A ile my byliśmy warci, królowo?
— Jesteście bezcenni — wysyczała, nie hamując już złości. — Może i jestem nikim, ale pamiętajcie, że ludzie też mają swoją broń. A nie chcę stracić smoków. Smoki muszą przeżyć, a pokój między naszymi rasami jest bezcenny. Nie widzicie? — Wskazała na stojącego przy bębniarzach Ri Hana. — Już istnieją dowody na sens naszej współpracy!
— W takim razie może zechcesz dać przykład? — zaproponował.
Wstrzymała na chwilę oddech, łapiąc się za serce. Bicie przyspieszyło. Przymknęła oczy, spoglądając na swój własny cień i sprawdzając, czy nadal jest nienaruszony. Eric nic nie zrobił. Przetarła krańcem rękawa mokrą twarz, ścierając biały puder z czoła i policzka. Czerwony barwnik na ustach rozmazał się.
— Niedługo skończysz piętnaście lat, wszystkie smoki wiedzą, że jesteś już kobietą. — Rozejrzał się po reszcie, szukając u nich aprobaty. — Nikt nie poprze mnie? — zapytał zaskakująco spokojnie.
— Ericu! — wrzasnął król smoków ognia. — Wystarczy, czyś ty całkowicie stracił rozum, obrażając tak królową? — zapytał, po czym chwycił pędzel i podpisał. Podał go reszcie.
Dokument w końcu zaczął krążyć między smokami.
— Uznaję zasadę, że lepiej poznać odpowiedzi przed tragedią, która może się wydarzyć, jeśli zbytnio zaufamy tej kobiecie! — Wskazał palcem na Lu Xi. — Ona nie jest…
— Nie — przerwała mężczyźnie. Powstała. — Nie, nie jestem królu. Nie jestem idealna, nie jestem najszlachetniejsza, ale mam na uwadze zarówno dobro ludzi, jak i smoków. A jeśli insynuujesz małżeństwo między mną a smokiem, to zadam ci pytanie: którego smoka mam wybrać? Niebios? A może ognia? Ciebie? — Kąciki jej ust uniosły się. — Odpowiedź nie jest prosta, o królu. Dlatego daję ci czas. Znajdź odpowiedź na moje pytanie, a poślubię tego smoka.
— Poślubić ciebie? — Stłumił w sobie śmiech. — Nie żartuj. Zgadza się, królowo, szukam miłości, ale prawdziwej miłości.
— Ty? Prawdziwej miłości? — Przewróciła oczami, nie dowierzając temu, co słyszy. — Prędzej ja stanę się królową smoków niż ty znajdziesz prawdziwą miłość, smoku. Ale oczywiście życzę ci powodzenia. Pozostali również…
Rozejrzała się po twarzach zebranych. Smoki pogrążyły się w smutku. Królowa smoków powietrza zamarła w bezruchu, zatrzymując pędzel w powietrzu. Chwyciła mocniej za jego rączkę, dusząc w sobie łzy, które pojawiły się w kącikach jaszczurzych oczu.
— Nie znasz o mnie prawdy? — spytał wyraźnie zadowolony z siebie.
— A powinnam?
— Oj, jeśli jesteś kim jesteś, to powinnaś wszystko wiedzieć — powiedział z tajemnicza nutką w głosie.
Lu Xi zmieszała się. Naprawdę nie znała historii Erica, ale wstyd było o nią pytać w takim momencie.
— Najważniejsze, że wyjaśniliśmy sobie kwestię małżeństwa — zmieniła szybko temat. — Jeszcze tylko trzy podpisy i koniec — przypomniała zebranym.
Obejrzała się — słońce zaczęło zachodzić. Pozostało niewiele czasu, aby zakończyć spotkanie. Na dłoniach pojawiły się kropelki potu. Przetarła je rękawem tak, aby nikt tego nie zauważył. Kolejny podpis zawidniał na dokumencie. Jeszcze tylko dwa, pomyślała, tracąc resztki sił.
Król smoków żelaza i smoków światła jednomyślnie podpisali się, po czym podali królowej gotowy papier. Łzy zebrały się w jej oczach. Nawet nie próbowała ich trzymać. Rozpłakała się, zanim ciemność spowiła przygotowany plac. Wstała, w obu dłoniach trzymając porozumienie. Podniosła je i donośnym, najdonośniejszym głosem oświadczyła:
— Smoki i ludzie żyją teraz w pokoju!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz