poniedziałek, 17 września 2018

[One-shot Miraculous PL] PARASOLKA

Opowiadania, One-shot, Miraculous, Mirakulum:Biedronka i Czarny Kot, Lukanette, Luka x Marinette, PL


Marinette kiwnęła, spoglądając poważnie na Tikki. Kwami odpowiedziała tym samym. Równocześnie pobiegły w kierunku ściany, w moment zrywając wszystkie plakaty z Adrienem. Dziewczyna zwinęła je w rulon, zapakowała w worek, zabezpieczyła taśmą i wrzuciła do pudła, trzy razy zaklejając. Poklepała tekturę i wsunęła w najdalszy kąt pokoju, kiedy Tikki zebrała zdjęcia chłopaka z korkowej tablicy. Marinette zmarszczyła brwi. Ukochane fotografie musiała ukryć za wszelką cenę, nawet własnego życia. Raz już najadła się wstydu, kiedy w programie Jagged Stone’a obraz jej pokoju obiegł cały Paryż, a co gorsza, Adrien wszystko zobaczył. Nie mogła pozwolić, by sytuacja się powtórzyła. Szczególnie dziś.
Ścisnęła zdjęcia i wsadziła je do kolejnego pudła. Łóżko przewróciła na bok, a ostatnie, najlepiej ukryte wycinki gazet pofrunęły ku górze. Z umiejętnościami godnymi Biedronki pochwyciła wszystkie, po czym podłożyła na sam wierzch pakunku, zamykając i jego. Usiadła na krześle, okręciła się na nim, lustrując nawet najmniejsze skrawki pokoju.
— Tikki… — zwróciła się do kwami, groźnie unosząc prawą wargę — misja ukończona?
— Nie! — odparła, salutując. — Jeszcze komputer.
Strach zstąpił na Marinette. Chwyciła się za głowę i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. W zawrotnym tempie włączyła komputer, gapiąc się na tapetę, na której nadal uśmiechał się do niej Adrien. Zamyśliła się na moment, a potem sprawdziła godzinę — dochodziła czwarta. Gdyby nie przygoda z nowym złoczyńcą, dawno posprzątałaby, ale oczywiście musiała zostawić wszystko na ostatnią chwilę. Skarciła się w myślach, a potem zdała sprawę, że to tylko zdjęcie. Później je sobie ściągnie. Z tą obietnicą, zmieniła tapetę na Jagget Stone’a, a wszystkie foldery, które przeznaczyła tylko dla Adriena, wykasowała. Nie pozostał na komputerze choćby nawet najmniejszy ślad uwielbienia kolegi z klasy.
Rozłożyła na krześle. Czuła, że w kącikach oczu zbierają łzy. Pociągnęła jednak nosem i odciągnęła od siebie ochotę rozpłakania się tuż przed przybyciem Luki… Do tego momentu pozostało pięć minut. Pokój wysprzątała na błysk. Mama obiecała przygotować makaroniki, a Alya przejęła rolę opiekunki. Wszystko zaczynało iść po jej myśli. Pozostała tylko Tikki i jej obecność w pokoju.
Ostrożnie przekręciła głowę w kierunku kwami, niewinnie mrugając powiekami. Tikki przewróciła oczami.
— Nie będę przeszkadzać — przyrzekła słodkim głosem, uciekając w stronę balkonu.
Marinette zaśmiała się. Nie wierzyła przyjaciółce. Już czekała, aż kwami wysunie pyszczek zza drzwiczek, przyglądając się jej rozmowie z Luką. Ale może właśnie za to ją kochała. Była zawsze i wszędzie, kiedy jej potrzebowała. Nie tylko jako strażniczka Miraculous i obrończyni świata, ale, może nawet przede wszystkim, przyjaciółka.
— Dwie minut — szepnęła.
Rozejrzała się po pokoju, zaglądając do najmniej oczywistych kątów w poszukiwaniu pozostałości po zdjęciach. Nie znalazła choćby jednego. Odetchnęła z ulgą i wsunęła kartony w najdalszy kąt, przykrywając je materiałem, który kupiła w ostatnim tygodniu. Planowała uszyć z niego sukienkę na lato, ale praca niańki, szkoła, nauka i jeszcze superbohaterowanie na pełen etat nie służyły jej hobby. Z przyjemnością zafundowałaby Władcy Ciem wakacje, najlepiej jak najdalej od Paryża i na długo, dłużej niż sam by przewidywał.
Westchnęła.
Mogła tylko marzyć i nic więcej.
— Marinette… — rozległ się krzyk mamy z dołu — przyszedł do ciebie kolega z gitarą!
— Już idę — odpowiedziała.
Wzięła głęboki wdech, potem drugi i trzeci… Wierzyła, że spotkanie obejdzie się bezproblemowo. Z tą myślą zeszła na dół, uśmiechem witając stojącego z progu Lukę. Pomachał od niej, trzymając mały pakunek owinięty czerwoną kokardą.
— Czekoladki — odparł, jakby czytając w myślach Marinette. — Juleka zrobiła — dodał, wstydliwie drapiąc się po twarzy. — Ja bym sam nie zrobił.
— I tak ślicznie dziękujemy — podziękowała mama Marinette, przyjmując prezent. — Bawcie się dobrze. My z tatą będziemy pracować, na jutro mamy wykonać tort weselny, a trochę pracy jeszcze pozostało. — Posłała dziewczynie oczko.
— Mamo — skarciła ją szeptem. — I dziękuję. Eee… — zająknęła się. — Zapraszam na górę — wydusiła z siebie w końcu, choć kosztowało ją to wiele trudu.
Luka podążył za nią w milczeniu. Z blaskiem w oczach oglądał każdy skrawek domu, a szczególnie zdjęcia, które rodzice dziewczyny wywiesili niedawno, a które przedstawiały całą rodzinę od momentu ślubu rodziców, aż po wspólną wycieczkę do Chin. W pewnym momencie przystanął. Zdjął jedną z ramek i zaśmiał się słodko, odkładając fotografię na miejsce. Marinette wyjrzała zza ściany, ale nie przypominała sobie, co znajdowało się na tym konkretnym zdjęciu.
— Słodko wyglądałaś w tym stroju — skomentował, znowu posyłając jej ten złośliwy uśmieszek.
Załamała ręce. Więc widział ją w kociej piżamce. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Akurat o gablocie rodzinnej całkowicie zapomniała, choć wolała, by oglądał tę część niż prawdziwe oblicze jej pokoju. Zdecydowanie wolała.
— Ostatnio mało ze sobą rozmawialiśmy — zaczął niepewnie rozmowę.
— Przepraszam, nauka, praca, robiłam też projekt na konkurs i tak… — uciekła od niego wzrokiem — wyszło — skończyła, kiedy inna odpowiedź nie przyszła do głowy. — A co u ciebie?
 — Nic ciekawego. Mama oczywiście znowu dostała trzynaście mandatów za zakłócanie spokoju. Postanowiła urządzić sobie koncert w środku nocy. Przynajmniej tym razem nie zamieniła się we złoczyńcę. — Zaśmiał się.
Nastała niezręczna cisza. Marinette zaprosiła Lukę do pokoju, lecz ten przepuścił ją najpierw. Oboje usiedli na łóżku i pogrążyli się w niepokojącym milczeniu. Nienawidziła tego. Dlaczego w ogóle postanowili się spotkać? Kilka razy wcześniej odbyli krótkie rozmowy. Nawet zaprosiła chłopaka do wspólnego występu w clipie do piosenki o Biedronce, ale nie przypuszczała, że przyjdzie odwiedzić ją w domu. Od początku spotkanie wydawało się podejrzane.
— Ładny pokój — stwierdził, w końcu przełamując ciszę.
— Dziękuję.
— Tylko tym razem nie widzę żadnych zdjęć Adriena.
Marinette odskoczyła, wbijając się w ścianę. Droga ucieczki skończyła się. Spojrzała w prawo, potem w lewo. Drzwi znajdowały się za daleko, a po drodze musiała jakoś minąć Lukę. Do tej pory nie wspomniał o zdjęciach, więc dlaczego teraz to uczynił? Bawił się nią?
— Spokojnie, spokojnie, nie miałem niczego złego na myśli — zapewnił.
— Nie, nie, nie, widziałeś, widziałeś! — pisnęła. — Mogę uciec przez okno.
— Upadek raczej nie skończyłby się dobrze — podpowiedział Luka, zagradzając dziewczynie drogę. — Chciałem tylko porozmawiać o… — urwał w połowie, po czym westchnął. — Przepraszam, tak, chodzi mi o te zdjęcia. Lubisz Adriena?
— Oj, wiesz, taka fanka. Rozumiesz? Interesuję się modą, projektowaniem, a wiesz, Adrien to znany model — wyjaśniła, lecz nawet w jej mniemaniu słowa brzmiały jak kłamstwo. — Tak, lubię go — przyznała w końcu, uznając, że zatajanie prawdy przed Luką nie ma sensu.
— Bardzo?
— Sza… — zacięła się. — Szaleję.
— Jak fanka?
— Trochę tak… I dlaczego przyszedłeś? — zapytała, starając się przenieść rozmowę na inny tor.
— Nie — odparł, ku zaskoczeniu Marinette. — Chciałem cię zaprosić na randkę.
— Randkę? — powtórzyła z niedowierzaniem, ale zarazem i jakby z zachwytem. Nigdy wcześniej nie była na randce. Wyprawa z Adrienem do kina, kiedy ścigał ich ochroniarz, trochę podchodziła pod randkę, nawet została uznana za dziewczynę Adriena w sieci. Jednak w głębi serca nigdy nie zaakceptowała tej ucieczki za prawdziwą randkę.
Inaczej widziała Lukę. Nie jako ukochanego, nie jako przyjaciela. Wcześniej nie zastanawiała się, za kogo uważa chłopaka. Nie ukrywała, że zaczarował ją. Nawet gdy stanęła naprzeciw niego Biedronka, pomyślał o Marinette. Potraktował ją inaczej niż wszyscy do tej pory. Zobaczył tkwiącego w niej bohatera, gdy inni dostrzegali niezdarną córkę piekarzy.
— To jak? — spytał, przybliżając się do dziewczyny.
— Ja… — Ścisnęła usta w wąską linijkę, nie chcąc, by słowa przeszły przez nie.
— Obiecuję, że będę grzeczny i ani razu nie zacznę się z ciebie nabijać — przyrzekł.
Marinette wybuchła śmiechem. Ostrym, przenikliwym, wariackim. Luka bezsprzecznie wiedział, jak ją rozśmieszyć. Wystarczyło tylko jedno zdanie, a płakała z radości. Przy Adrienie tylko się wygłupiała, robiła jedno, wielkie pośmiewisko. Luka sprawiał, że czuła się swobodnie. Rozmawiała z nim o wielu rzeczach. Ucisk w sercu nie pojawiał się, język nie plątał, a ona odpoczywała ją ciągłego stresu związanego z byciem bohaterem.
Lubiła Lukę…
Nawet bardzo…
— Dobrze, pójdę — zgodziła się ostatecznie. Może potrzebowała rozerwać się; zapomnieć o problemach i, jak każda nastolatka, trochę się zabawić.
— To świetnie! A tak na serio, gdzie te zdjęcia? — Palcem wskazał na puste ściany.
— Schowałam do pudeł — przyznała się.
— A na komputerze?
— Skasowałam zanim przyszedłeś?
— A gdzieś jeszcze masz…
— Nie. — Pokręciła głową. — Wszystko zabezpieczone, żebyś niczego nie zobaczył.
— Przygotowałaś się.
— Oczywiście! — odparła dumnie. — Gdybyś ty wiedział, ile wstydu się najadłam przez ten program.
— Faktycznie było to dziwne.
— A najdziwniejsze jest to, że… — zamilkła, przypominając sobie rozmowę z Adrienem. Z dobrej przyjaciółki stała się fanką i nikim więcej. — Może faktycznie jestem tylko fanką.
— A tak powiedział?
— Tak.
Luka przysiadł obok Marinette, jak ona opierając się plecami o ścianę. Dłonią pogładził jej włosy. Ten dotyk ukoił jej zmęczone serce, które niszczyła miłość do Adriana. Czuła się zmęczona ciągłym gonieniem za ukochanym, który widział w niej tylko przyjaciółkę. Chyba wystarczyło jej tego cierpienia.
— Uważaj — ostrzegł ją nagle Luka.
Jego ręka poruszyła się szybko, gmerając we włosach. Kosmyki wysunęły się spod kucyków, a reszta stanęła na sztorc. Złapała chłopaka za nadgarstek, lecz było za późno. Z przepięknie ułożonej fryzury pozostała jedynie szopa. Posłała ostre, pełne nienawiści spojrzenie.
— Wychodzisz — syknęła złośliwie.
— Wychodzę — zgodził.
Zeskoczył z łóżka. Za oknem trzasnął piorun. Kropelki deszczu zaczęły walić o dach, niosąc ze sobą hałaśliwą, nieprzyjemną melodię. Marinette podążyła za Luką, łapiąc po drodze czerwony parasol w czarne kropki — parasol biedronki.
— Zaczekaj — zatrzymała chłopaka.
Luka stanął w progu i obejrzał przez ramię, uśmiechając się ciepło. Wystawił przed siebie dłoń, pozwalając chłodnym kropelką zetknąć się ze skórą. Niebo zajaśniało od błyskawic, które strzelały jedne po drugich. Marinette nie chciała, by wracał przez ulicę w taką pogodę. Nie teraz. W duchu życzyła sobie, by został chwilę dłużej. Za krótko rozmawiali. Tyle tematów pozostało do omówienia, ale po lekko zawiedzionej minie Luki zrozumiała, że czas na rozłąkę.
Otworzyła niezdarnie parasol. Druty zaplątały się w odstających wszędzie włosach. Syknęła, ale szybko odplątała się i podała parasol Luce. Przyjął go bez słowa. Zapatrzył się przez moment w kropki biedronki.
— Przepraszam, ale lubię cię — szepnął.
Pochylił się i złożył ciepły, krótki pocałunek na policzku dziewczyny. Zamarła. Nie zdołała odsunąć się, krzyknąć czy zwrócić uwagi. Słowa ugrzęzły w gardłe, a milczenie pozostało tym, co pożegnało Lukę.
— Na razie mi tyle wystarczy — powiedział i wyszedł z mieszkania.
Marinette zachwiała się. Przysunęła bliżej krzesło i usiadła na nim. Jej myśli wypełniły się jednym, prostym pytaniem: dlaczego to zrobił? Z miłości? Czy z czystej złośliwości? Serce jednak podpowiadało dziewczynie co innego. Gwałtownie wstała, rozchylając wargi w zdziwieniu. Pamiętała tylko jeden pocałunek w policzek. Tylko jedną osobę, która była wobec niej tak złośliwa. I tylko jedną, która deklarowała, że na razie „tyle jej wystarczy”…
— Czarny Kot…

||  facebook  ||  strona autorska  || ♟ pinterest ♟ ||

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz