Gendry wyjrzał zza okno najwyższej
wieży Końca Burzy i uśmiechnął się na widok wyłaniającego słońca znad linii rozciągającego
się morza. Złote promienie zagrzały twarz młodego lorda. Zdjął z siebie futro i
odetchnął przyjemne ciepłym powietrzem. Był to dobry zwiastun. Dni pełne śniegów
przeminęły. Jeszcze chłodna od ostrych mrozów ostatnich miesięcy ziemia zaczęła
rodzić pierwsze rośliny. Marzenie o wiośnie stawało się prawdą.
Wychylił się zza okna. Pierwsze łodzie
rybackie tej wiosny wyruszyły z brzegu. Cienki lód roztrzaskał się jak gliniany
dzban rzucony o podłogę i rozsunął na boki, tworząc dla łodzi tunel. Rybacy
zarzucili sieci. W tym samym momencie rozległo się pukanie do komnaty.
Gendry westchnął ciężko. Pokręcił
głową, gdy domyślił się, w jakiej sprawie ma gościa z samego poranka. Przybrał
na siebie futro, na którym wyhaftowano herb rodu Baratheonów — jelenia w
koronie, czarnego na złotym tle.
— Wejdź, Davosie, proszę — powiedział,
a potem nalał wina do dwóch kielichów.
Davos wszedł do pokoju. Zamknął za sobą
drzwi i nisko skłonił przed Gendrym.
— Panie, wszystko gotowe, możemy
wkrótce wyruszać — odparł niskim, lekko zachrypniętym głosem.
Gendry podał mu kielich. Davos
podziękował cicho i napił się wina, ukradkiem spoglądając za okno.
— Piękny dzień — skomentował krótko.
— Tak, przepiękny… — przyznał
niechętnie. Chciał dodać, że dzień za piękny, by marnować go na podróże konno i
spotkania z potencjalnymi kandydatkami na żonę, ale nie miał wyboru.
Potrzebował umocnić swoją pozycję jako lord Końca Burzy. Potrzebował władzy i
wpływów. Jednak brakowało mu wszystkiego. Nawet dobre stosunki z lady Sansą
Stark nie zapewniały właściwego miejsca wśród lordów Westeros.
Gendry odstawił kielich, do połowy
pełny. Odechciało mu się pić na myśl o najbliższych tygodniach.
— Nie wszystkie córki lordów są
brzydkie — odezwał się Davos. Był dobrym przyjacielem i nauczycielem, chciał
służyć właściwą radą, ale Gendry zdawał sobie sprawę, że również nie chce
widzieć obcej kobiety na miejscu lady Końca Burzy.
— Na pewno… — odpowiedział i uśmiechnął
się słabo.
— To ciężki obowiązek, szczególnie że… —
urwał nagle. Przetarł twarz i szybko dodał: — Przepraszam, panie. Nic nie
mówiłem.
Szczególnie
że kobieta, którą kochasz, odrzuciła cię, dokończył w myślach Gendry. Zwierzył się Davosowi krótko po
tym, jak w końcu dotarli do Końca Burzy. Z Aryą nie spotkał się więcej od dnia,
w którym głosowali za wyborem nowego władcy Westeros. Choć słowo „spotkali”
brzmiało żałośniej niż mógł to sobie wyobrazić. Omijał ją, ona omijała jego, aż
w końcu oboje minęli się. Potem Arya zniknęła. Słyszał, że wróciła do Bravos.
Pragnęła zwiedzić świat, poznać go. Odwróciła się nawet od rodziny, zostawiając
Północ w samotnych rękach Sansy.
— Spełnię swój obowiązek, jeśli tak
trzeba. Miałem do tej pory pecha z kobietami, ale może w końcu uda mi się
znaleźć tę właściwą — powiedział i wyszedł z komnaty. — Ruszajmy, póki jeszcze
chłodno z rana. Zapowiada się ciepły, piękny dzień. Szkoda go marnować na rzecz
jazdy nocą.
— Tak, tak… — Pokiwał głową Davos. — Na
pewno tak będzie lepiej.
Gendry ruszył jako pierwszy. Nie czekał
nawet na Davosa, który został jeszcze chwilę dłużej w komnacie. Gendry chciał
się znaleźć w trasie. Przestać myśleć o tym, co go czeka na spotkaniach z
córkami lordów, a skupić się na obolałym ciele od jazdy na koniu. Ból był
przyjemniejszy od tego, który targał jego sercem — zranionym, a nawet
zgniecionym. Słowa „to nie ja” wciąż brzmiały w jego w głowie, przypominając o
nocy, w której to upił się i zatracił w szalonej radości. Wiedział, że nie
powinien oświadczać się Aryi, że dziewczyna nie jest lady, a wojowniczką…
Tamtej nocy zapomniał niemal o wszystkim, pamiętał jedynie o swojej miłości.
— Przynajmniej umiem teraz posługiwać
się widelcem — zażartował pod nosem, wychodząc z ciemnego korytarza.
Słudzy przyprowadzili konie. Dwunastu
wojowników, którzy mieli im towarzyszyć w trakcie podróży, ustawiło się w
okolicach bramy. Davos jednak jeszcze nie wyszedł z zamku. Gendry zaniepokoił
się. Zawsze to jego karcono za spóźnianie się, nie stosowanie do zasad, którymi
winien żyć lord. A Davos jeszcze nigdy się nie spóźnił.
—
Wyglądasz jak lord…
Gendry się wzdrygnął. Z początku nie
umiał się przemóc i odwrócić w kierunku bramy. Głos brzmiał znajomo,
przerażająco znajomo. Był kobiecy, ale zarazem władczy i szorstki.
— Jeśli przeszkadzam, to odejdę —
mówiła dalej.
Odwrócił się. Arya uśmiechnęła się
blado ku niemu, zatrzymując tuż przed mającą go chronić kompanią. Nie zmieniła
się odkąd ostatni raz ją widział. Nawet nie urosła, choć zdołał zauważyć, że
włosy są splecione w długi, luźny warkocz. Twarz pokrywały dwie blizny — jedną
rozpoznał. Była pamiątką po starciu z armią Nocnego Króla. Drugiej nie
pamiętał, przecinała jej zaróżowiony policzek.
— Nie musisz odchodzić — powiedział jej
po dłuższej chwili milczenia.
Przełknął głośno ślinę i podszedł do
dziewczyny bliżej. Zauważył, że nosi luźny strój, niepodobny do tego, w którym
widział ją ostatni raz.
— Wróciłaś z podróży? — zapytał, a
potem wbił spojrzenie w iskrzące się w promieniach słońca morze. Wszystko po
to, aby uniknąć wzroku Aryi.
— Wróciłam — odpowiedziała krótko i
zbliżyła się do Gendry’ego. Stanęła naprzeciwko niego.
— To… dobrze… Podróż minęła dobrze?
— Tak, ale wystąpiły pewne…
komplikacje. Miłe i niemiłe komplikacje. Słyszałam, że wyjeżdżasz szukać żony. Masz konkretną
kandydatkę?
Zmarszczył czoło ze złości.
— Dlaczego zawsze jak się znowu
spotykamy, musisz mnie pytać o kobiety? — fuknął nieświadomie, nim zdążył
pomyśleć i powstrzymać się od wypowiedzenia niepotrzebnych słów.
— Chcę… po prostu wiedzieć i
przeprosić. Nie pożegnaliśmy się najlepiej.
— Nie. Było ciężko, rozumiem to.
Straciliśmy wiele.
— Przeżyliśmy.
— Przeżyliśmy — zgodził się, choć
poświęcili wiele za to życie. Wątpił, że poświęcenie było warte tego życia —
marnego, trwające w ciągłej nauce, by stać się wielkim lordem. — Jak podróż?
— Minęła.
— Zobaczyłaś trochę świata? — Znów
spojrzał na morze. Rybacy wypłynęli na brzeg z zapełnionymi rybami sieciami.
Pierwszy połów okazał się owocny, więc kolejne łodzie zaczęły przygotowywać się
do wypłynięcia.
— Trochę tak, a ty… — rozejrzała się
wokoło — dobrze sobie radzisz jako lord Krańca Burzy.
— Nawet nauczyłem się korzystać z
widelców — pochwalił się dziewczynie.
Parsknęła śmiechem. Genry prychnął i po
chwili dołączył do Aryi, śmiejąc się, jakby zapomniał o odrzuceniu i
samotności, którą przeżywał przez ostatnie miesiące. To dlatego jej
potrzebował. Nie dla posiadania pani zamku ani tym bardziej dla władzy, a dla
uśmiechu, którzy towarzyszył mu tylko wtedy, gdy Arya była obok.
Jednak zdawał sobie sprawę, że uśmiech
wkrótce zgaśnie. Ukochana wyjedzie, zostawiając ponownie pustkę w jego sercu.
— Tęskniłem za tobą — wyznał, nie
umiejąc dłużej trzymać prawdy na wodzy. Tak samo jak w noc po pokonaniu Nocnego
Króla, uczucia były silniejsze od zdrowego rozsądku.
— Mogę zostać? — spytała niepewnym
tonem. Obróciła się i stanęła twarzą w twarz z Gendrym, choć była od niego
niższa o głowę.
— Nic nie urosłaś, moja lady —
powiedział złośliwie. — I tak, możesz zostać. Poproszę, by przyszykowano ci
pokój. Możesz prosić służbę…
— Nie — przerwała mu. Podeszła jeszcze
bliżej. Palec przystawiła do jego ust, nakazując milczenie. — Nie to miałam na
myśli.
Drugą dłoń położyła na brzuchu.
Uśmiechnęła się ciepło, ale Gendry widział w jej spojrzeniu wątpliwości i
strach — nie pasował Aryi, tej silnej i niezależnej kobiety, która zdołała w
pojedynkę pokonać zimę.
— Czy wciąż mogę tu zostać? — zapytała
ponownie.
Gendry nie rozumiał. Źle rozumiał.
Błędnie.
— Na zawsze — dodała po chwili.
Złapał za jej ramiona, przysunął do
siebie i pocałował, nim zdążył choćby pomyśleć, czy to, co robi, ma sens.
Możliwe, że się mylił. Możliwe, że znowu popełniał błąd, ale wolał spróbować,
nim kolejna szansa zniknie z jego oczu.
— Przepraszam. — Odsunął się od Aryi. —
Czy…
— Czy nadal mogę być twoją lady? —
spytała zamiast niego, choć nie słowa „lady” zamierzał użyć.
Uśmiechnął się. Łzy podeszły mu do
oczu.
— Nie — odpowiedział. — Nie będziesz
moją lady, będziesz moją rodziną.
— Tak, będę. — Zaśmiała się. — choć nie
wymagaj ode mnie noszenia sukienki.
— Raz na tydzień?
Pokiwała głową na boki.
— Raz na miesiąc — zgodziła się. — A na
razie chyba będę nosiła swoje ubrania.
Chwyciła za nadgarstek Gendry’ego i
przyciągnęła jego dłoń do swojego brzucha. Był twardy i wypukły, czego nie było
widać wcześniej, kiedy ubraniu pozwała luźno opadać na jej ciało.
— Ty… — zająknął się. — Ja… Ty i ja… —
zabrakło mu oddechu, zabrakło mu słów.
— Jestem w ciąży — odparła.
Gedry przyciągną dziewczynę do siebie i
przytulił ją w mocnym uścisku. Tak, aby już nigdy więcej go nie opuściła.
— Przepraszam, że wtedy odeszłam —
szepnął mu na ucho.
— Jakoś przeżyłem.
— Kiedyś też mnie opuściłeś —
przypomniała Genry’ego, kiedy rozluźnił uścisk. — Taka mała zemsta.
— Mała? — zdziwił się. — Miałem właśnie
wyruszyć na poszukiwania żony.
— Odwołaj — rozkazała krótko.
— Tak jest, lady Stark. — Skinął głową.
— A wkrótce lady Baratheon.
Przewróciła oczami.
— Mówiłam, nie nazywaj mnie „lady”.
— Jak lady rozkaże.
Schylił przed nią czoło, a potem równocześnie
zaczęli się śmiać. Arya wtuliła się w Gendry’ego. Stanęła na pacach i złożyła szybki,
krótki pocałunek na jego ustach. Oddał jej go od razu, wgłębiając się w szorstkie
usta ukochanej.
— A więc odwołujemy wyprawę… — odezwał się
nagle Davos. — Dzięki bogom, na samą myśl o podróży robiło mi się niedobrze.
Przerwali pocałunek i spojrzeli wymownie
na Davos.
— Tak, wolę planować zaślubiny — dodał z
uśmiechem. — Podejrzewam, że także trzeba zacząć myśleć o narodzinach przyszłego
potomka. Dużo pracy, oj, dużo pracy. Przynajmniej żonę udało się znaleźć szybko.
Odwrócił się i w podskokach uciekł z powrotem
do zamku. Arya i Gendry odprowadzili go wzrokiem, a potem wrócili do tego, co im
przerwano. Znów złączyli swoje usta, w długim i namiętnym pocałunku, o którym Gendry
nawet przestał marzyć. Jednak jego ukochana wróciła — nie, by zostać jego lady,
ale aby w końcu stać się w końcu jego rodziną…
Gra o tron się kończy i nagle piszę one-shot z paringiem z serialu w roli głównej (choć kocham ich też w książce). Ostatni odcinek obejrzymy w poniedziałek, boję się, że stanie się to, czego nie chcę... I stąd one-shot, na pocieszenie :)
Hej,
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się ta partówka, tym bardziej, że jak najbardziej jestem w temacie Gry o Tron i nie mogę doczekać się jutra.
Podobało mi się jak urzeczywistniłaś prawdziwe postacie i ich charaktery, od razu wyobraziłam sobie prawdziwą scenę GoT, a tym bardziej Gendry i Arya są w nich bardzo naturlani i miło się czyta coś, co się źle nie kończy. (bądź nie kończy się śmiercią jak w GoT)
Pocieszenie świetne.
Pozdrawiam ;*
Super, że się spodobało! Naprawdę starałam się oddać wszystko z oryginału i dodać coś od siebie, coś romantycznego. Tak więc super, że się udało. Nie wiem, jak skończy się sezon i całe GoT, ale ja mam swoją wersję (i tysiące innych fanów Aryi i Gendry'ego też, haha). Można się jej trzymać.
UsuńDziękuję za komentarz i również pozdrawiam ;)
PS. Też bym chciała jakieś szczęśliwe zakończenie. Wiadomo, że wiele postaci źle skończy, ale przynajmniej kogoś można zostawić żywego i szczęśliwego :)
UsuńPłakałam od połowy i mam depresję! Przykro mi strasznie, że to już koniec...
UsuńNo... Niestety, takie losy serialu. Szkoda tylko, że tak słabo się zakończyło :(
UsuńNie czytałam całości, ale w pierwszym zdaniu masz błąd ortograficzny:
OdpowiedzUsuń"Gendry wyjrzał zza okno najwyższej wierzy Końca Burzy i uśmiechnął się na widok wyłaniającego słońca znad linii rozciągającego się morza."
Haha, faktycznie, jak ja to zrobiłam? Nie wiem! Dzięki za uwagę!
Usuń