Marinette otworzyła
oczy. Powitał ją łagodny, niewinny uśmiech Czarnego Kota, który leżał obok niej
w ciemnym kostiumie. W dodatku pod kołdrą. Przewróciła się na drugi bok i
przyciągnęła koc aż pod brodę. Ziewnęła szeroko. Położyła się dalej spać.
Zegar postawiony na
półce nad łóżkiem tykał głośno. Odliczała każdą sekundę, która mijała, gdy znów
próbowała zasnąć. Doliczyła do trzydziestu i wtedy dłoń Czarnego Kota dotknęła
jej pleców. Uśmiechnęła się szeroko, ale nie odezwała. Jeszcze trochę się
podroczy. Zasługiwał na karę, szczególnie że musiał wepchać się do jej łóżka
bez pozwolenia…
— Kocham cię —
usłyszała nagle za sobą.
Zerwała się i
obróciła, szeroko otwierając oczy ze zdziwienia. Nigdy tak szybko nie podniosła
się z łóżka.
— Słucham? — spytała
cienkim, wątpliwym głosem.
— Kocham cię —
powtórzył, głaszcząc policzek dziewczyny.
Uniosła dłoń i
dotknęła skórzanej powierzchni stroju Czarnego Kota. Uśmiechnęła się
wstydliwie. Schyliła czoło, żeby włosy opadły na jej twarz i zasłoniły zaróżowione
policzki. Czarny Kot zaśmiał się złośliwie, rozkładając na łóżku.
Marinette fuknęła ze
złości. Chwyciła za poduszkę i cisnęła ją w twarz Czarnego Kota. Zarzuciła na
chłopak kołdrę, a sama uciekła z łóżka.
— Tchórz — szepnął,
próbując się wygramolić spod warstw grubego materiału. — Ale kocham cię —
dodał, po raz trzeci deklarując swoją miłość.
Marinette przystanęła
na łóżku pokoju. Założyła ręce na piersi, usta zacisnęła w wąską linijkę. Nie
umiała wydusić z siebie chodźmy jednego słowa. Jeszcze dwa miesiące temu
istniał jedynie Adrien, więc skąd w jej życiu Czarny Kot? Może nie tylko w jej
życiu, ale co ważniejsze w jej sercu, które biło teraz jak szalone. Ona oszalała…
— Dostanę poranny
buziaczek? — spytał i złapał Marinette od tyłu. Wtulił się w nią, głowę oparł o
jej ramię, delikatnie cmokając w szyję.
— Nie — odpowiedziała
zdecydowanym głosem. — Nie zasłużyłeś.
— Pilnowałem cię całą
noc — przypomniał jej, odnosząc się z dumą do czynu spania w jednym łóżku.
— A jakież to
zagrożenia na mnie czekały w nocy?
— Akumy, mole, koty i
pewnie wielu jeszcze nie znasz. Nie martw się, obroniłem cię przed wszystkim.
— Oj, wydaje mi się,
że jeden kot wślizgnął się przez przypadek.
— Naprawdę? — Udał
zdziwienie. — Pewnie jakiś przystojny? — Posłał jej wymowne spojrzenie.
— Ee, widziałem
śliczniejsze kotki — odparła złośliwie.
— Ale przyznaj, ten
jeden był wyjątkowy.
Dał jej buziaczka w
czoło.
— Bardzo — przyznała
niepewnie. — Miło mi się go tuli.
— No widzisz. Same
zalety.
Czarny kot odwrócił
Marinette w swoją stronę. Pochylił się nad dziewczyną, z jego twarzy nie
schodził ciepły uśmiech... Pełen miłości uśmiech… Dziewczyna nie umiała go nie
odwdzięczyć.
Stanęła na palcach i
delikatnie cmoknęła Czarnego Kota w usta. Odsunęła się prędko i zasłoniła
dłonią usta.
Chłopak zaśmiał się.
— Chyba… — zaczął,
ale urwał, gdy jego pierścień zapiszczał. — Chyba muszę cię opuścić —
powiedział i westchnął zawodząco. — Czy będziesz potrzebowała ochroniarza
kolejnej nocy?
Kiwnęła w odpowiedzi.
Akurat ochroniarza nie potrzebowała, ale więcej poranków, takich jak ten,
wyczekiwała z utęsknieniem…
Kurde, ale zasłodziłam... Ale przynajmniej miło się pisało. Czytało się miło? Jeśli tak, to zapraszam do innych opowieści!
(kliknij na obrazek)
Alan po wielu latach powraca w rodzinne strony, by spotkać się z porzuconym przez rodzinę przyjacielem. Prawda jednak okazuje się bardziej skomplikowana, a sam Alan zostaje wplątany w przerażający plan przyjaciela, aby pozbyć się... potworów...
Strasznie słodko, ale ja zawsze dużo cukru dodaję do herbaty ;)
OdpowiedzUsuńOj, wiem, że przesłodziłam, ale jakoś tak wyszło ;)
Usuń