wtorek, 28 maja 2019

[One-shot Miraculous Marichat] PORANKI, TAKIE JAK TEN...



Marinette otworzyła oczy. Powitał ją łagodny, niewinny uśmiech Czarnego Kota, który leżał obok niej w ciemnym kostiumie. W dodatku pod kołdrą. Przewróciła się na drugi bok i przyciągnęła koc aż pod brodę. Ziewnęła szeroko. Położyła się dalej spać.
Zegar postawiony na półce nad łóżkiem tykał głośno. Odliczała każdą sekundę, która mijała, gdy znów próbowała zasnąć. Doliczyła do trzydziestu i wtedy dłoń Czarnego Kota dotknęła jej pleców. Uśmiechnęła się szeroko, ale nie odezwała. Jeszcze trochę się podroczy. Zasługiwał na karę, szczególnie że musiał wepchać się do jej łóżka bez pozwolenia…
— Kocham cię — usłyszała nagle za sobą.
Zerwała się i obróciła, szeroko otwierając oczy ze zdziwienia. Nigdy tak szybko nie podniosła się z łóżka.
— Słucham? — spytała cienkim, wątpliwym głosem.
— Kocham cię — powtórzył, głaszcząc policzek dziewczyny.
Uniosła dłoń i dotknęła skórzanej powierzchni stroju Czarnego Kota. Uśmiechnęła się wstydliwie. Schyliła czoło, żeby włosy opadły na jej twarz i zasłoniły zaróżowione policzki. Czarny Kot zaśmiał się złośliwie, rozkładając na łóżku.
Marinette fuknęła ze złości. Chwyciła za poduszkę i cisnęła ją w twarz Czarnego Kota. Zarzuciła na chłopak kołdrę, a sama uciekła z łóżka.
— Tchórz — szepnął, próbując się wygramolić spod warstw grubego materiału. — Ale kocham cię — dodał, po raz trzeci deklarując swoją miłość.
Marinette przystanęła na łóżku pokoju. Założyła ręce na piersi, usta zacisnęła w wąską linijkę. Nie umiała wydusić z siebie chodźmy jednego słowa. Jeszcze dwa miesiące temu istniał jedynie Adrien, więc skąd w jej życiu Czarny Kot? Może nie tylko w jej życiu, ale co ważniejsze w jej sercu, które biło teraz jak szalone. Ona oszalała…
— Dostanę poranny buziaczek? — spytał i złapał Marinette od tyłu. Wtulił się w nią, głowę oparł o jej ramię, delikatnie cmokając w szyję.
— Nie — odpowiedziała zdecydowanym głosem. — Nie zasłużyłeś.
— Pilnowałem cię całą noc — przypomniał jej, odnosząc się z dumą do czynu spania w jednym łóżku.
— A jakież to zagrożenia na mnie czekały w nocy?
— Akumy, mole, koty i pewnie wielu jeszcze nie znasz. Nie martw się, obroniłem cię przed wszystkim.
— Oj, wydaje mi się, że jeden kot wślizgnął się przez przypadek.
— Naprawdę? — Udał zdziwienie. — Pewnie jakiś przystojny? — Posłał jej wymowne spojrzenie.
— Ee, widziałem śliczniejsze kotki — odparła złośliwie.
— Ale przyznaj, ten jeden był wyjątkowy.
Dał jej buziaczka w czoło.
— Bardzo — przyznała niepewnie. — Miło mi się go tuli.
— No widzisz. Same zalety.
Czarny kot odwrócił Marinette w swoją stronę. Pochylił się nad dziewczyną, z jego twarzy nie schodził ciepły uśmiech... Pełen miłości uśmiech… Dziewczyna nie umiała go nie odwdzięczyć.
Stanęła na palcach i delikatnie cmoknęła Czarnego Kota w usta. Odsunęła się prędko i zasłoniła dłonią usta.
Chłopak zaśmiał się.
— Chyba… — zaczął, ale urwał, gdy jego pierścień zapiszczał. — Chyba muszę cię opuścić — powiedział i westchnął zawodząco. — Czy będziesz potrzebowała ochroniarza kolejnej nocy?
Kiwnęła w odpowiedzi. Akurat ochroniarza nie potrzebowała, ale więcej poranków, takich jak ten, wyczekiwała z utęsknieniem…


Kurde, ale zasłodziłam... Ale przynajmniej miło się pisało. Czytało się miło? Jeśli tak, to zapraszam do innych opowieści!

(kliknij na obrazek)
Alan po wielu latach powraca w rodzinne strony, by spotkać się z porzuconym przez rodzinę przyjacielem. Prawda jednak okazuje się bardziej skomplikowana, a sam Alan zostaje wplątany w przerażający plan przyjaciela, aby pozbyć się... potworów...

2 komentarze:

  1. Strasznie słodko, ale ja zawsze dużo cukru dodaję do herbaty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wiem, że przesłodziłam, ale jakoś tak wyszło ;)

      Usuń