sobota, 29 kwietnia 2017

[Smocze Królestwo] Rozdział 42


Wzrok mężczyzny podążył za odlatującym Natsu, który w pierwszych etapach swojej podróży do celu starał się wzbić do możliwe najwyższego punktu. Żar niewątpliwie był elementem, który sprawiał, że jakakolwiek próba podejścia bliżej kończyła się fiaskiem. Musica miał również wrażenie, że im dłużej stoi w jednym miejscu, tym temperatura podskakuje w zawrotnym tempie.
Odsunął się od jeziora ognia i przykucnął, będąc pewnym, że trochę czasu zajmie mu oczekiwanie na przyjaciela. W ciszy nawet błagał o jakiś znak od opryszków. Krótka, ale konkretna bitewka, mogłaby być idealnym sposobem na zabicie nudy. Krajobrazy nowego kontynentu nie dawały żadnej gwarancji na wymarzoną rozrywkę, choć nie miał wątpliwości, iż kontakt magmą mógł rozerwać go na kawałki.
Westchnął i spojrzał na siebie. Niekończąca się lodowa kraina ciągnęła się za jego plecami. Śnieg prószył groźnie, niszcząc jakikolwiek widok na główną ścieżkę. Linia, która dzieliła oba światy była istnym paradoksem. Jakby wymierzona od linijki chroniła dwa przeciwne żywioły. Było to niecodzienne zjawisko, co czyniło je równie widowiskowym. Ale ile można było się patrzeć w jeden punkt?
Musica miał jeszcze nadzieję, że można przypadkowo dostrzec Lucy. Kobieta zniknęła pod lodową skałą. Nie byli w stanie dotrzeć do miejsca, do którego wpadła, ani szukać innego wejścia.
Do jego uszu doszedł odgłos kroków. Raptownie odwrócił się, lecz ponownie niczego nie zobaczył. Jednak doświadczenie podpowiadało jego ciału, by się ruszyło. Więc powstał i ostrożnie zaczął stąpać po niebezpiecznym terenie, szukając źródła dźwięku. Krok po kroku szedł między kolejnymi sklepieniami. Oczy nie potrafiły odnaleźć niepożądanych, ale to wcale nie oznaczało, że ich tutaj nie było.
— Gdzie się chowacie? — spytał przyciszonym głosem.
Włosy uniosły mu się nieznacznie. Na kartu poczuł znikomy zimny powiew wiatru. Niemal nic dla niego nie znaczył, gdy nagle przeszył jego ciało promieniujący ból. Wstrzymał oddech i spojrzał na prawy bok. Zacisnął szczękę, z trudem wytrzymując rozszarpujące cierpienie. Sięgnął ręką i dotknął nią rączki ostrza, które było wbite w prawą część jego ciała.
Zamknął powieki, wierząc, że wytrzyma. Jednak były to tylko mrzonki. Upadł na kolano. W ostatniej chwili podtrzymał ręką ciało, ratując je przed upadkiem.
— Szlag! — przeklął. — Szlag! — powtórzył.
Karciło go, by sięgnąć dłonią i wyjąć z mięśni ciało obce, lecz zdrowy rozsądek podpowiadał, by tego nie czynić. Mógł tyko pogorszyć sytuację i skazać siebie na niechybną śmierć.
Pozostało mężczyźnie tylko czekać, aż Natsu łaskawie powróci z wycieczki po Świętą Bronią. Nie narzekałby, gdyby okazało się, że ma właściwości lecznicze.
— Spokojnie — usłyszał zimny głos dobiegający z okolic mroźnej krainy.
Pragnął podnieść głowę i spojrzeć na wędrowca, który przed nim stał. Aczkolwiek mrok ogarniał cały obraz, który miał przed sobą. Wcześniejsza czerwień przybierała szarawych barw, a błękit zdawał się być pochłaniany przez mrok.
— Nie wierć się — ponownie dotarł do niego głos, lecz i on z czasem przekształcił się w brzęczenie.
Zamknął oczy i oddał się w zimne ręce śmierci.

***

Furia kipiała w sercu Lucy, nie potrafiąc znaleźć ujścia. Jeśli miały to być jedynie przekomarzania ze strony przeciwnika, to wolała walczyć z nim bezpośredni niż czekać, aż upora się z marę.
Jakby nie spojrzała na tę scenę — Edward znikł. Pozostawiła go samego kilka miesięcy temu na rzecz Natsu i załogi. Żałowała głęboko tego czynu, lecz skoro czasu nie mogła cofnąć, to co mogło przynieść niepotrzebne użalanie się i poczucie winy? Najprawdopodobniej nic.
Zacisnęła dłonie w pięści i przesunęła się po lodzie, ostrożnie stawiając kroki. Lód był zgubnym stanem wody, który w tej postaci stanowił większe zagrożenie niż sam przeciwnik.
— Ciebie tu nie ma — szepnęła.
Podeszła bliżej mężczyzny, aż otarła się ramieniem o jego rękę. Poczuła promieniujące ziemno z jego ciała. Zdumiona odskoczyła. I właśnie ten czyn uratował jej życie. Była to tylko krótka migawka, lecz zdołała dostrzec niewielkie ostrze, przelatujące tuż nad jej głową.
Napawana lękiem uchyliła się i podskoczyła, zaraz lądując nieostrożnie na kawałku lodu. Noga dziewczyny wygięła się niebezpiecznie i niebawem upadła na pośladki. Zapiszczała, lecz nie miała czasu na składanie zażaleń. Wstała i sprawdziła szybko, czy noga nie jest złamana; na szczęście nic się nie stało.
— Kim jesteś? — spytała, przyjmując pozycję obronną.
— La Pradley — zaczął mówić ciężkim głosem Edward — mnie tu… przysłał — wydusił z siebie z wielkim trudem.
Mężczyzna ruszył na Lucy, trzymając w obu dłoniach sztylety. Zamachnął się i przeciął powietrze w miejscu, w którym jeszcze chwilę temu stała dziewczyna.
Nie mam wyboru, pomyślała, gdy powieki opadły jej. Zebrała magią wokół oczu i z impetem otwarła je. Z czerwonych tęczówek wybuchło zaklęcie aktywujące prezent od Wiedźmy Wymiarów. Uniosła ręce i spowiła je cieniutkimi nitkami, które stopniowo wzlatywać ku górze.
— Przepraszam — szepnęła i ruszyła ku przeciwnikowi.
Uderzyła zaciśniętą dłonią w brzuch Edwarda, ale ten nie ruszył się nawet o krok. Beznamiętnie cisnął sztylet w Lucy, choć wiedział, że bezproblemowo odparuje atak. Zachowywał się jak marionetka, którą manipulował lalkarz z ogromnej odległości. Nie mogła mieć pewności co do swojej racji, ale istniały pewne dowody potwierdzające jej teorię. Nawet jeśli zadawała ciosy w najdelikatniejsze miejsca na ciele, przeciwnik nawet się nie ruszał. Nie odczuwał bólu, nie był w stanie samodzielnie egzystować, a jego puste spojrzenie mówiło, iż jest to jedynie pusta skorupa.
— Lucy — odezwał się niespodziewanie. — Ty. Zginąć. Nie. Musisz.
Jego wypowiedź była całkowicie niezrozumiała dla kobiety. Pragnęła dowiedzieć się więcej, gdy gwałtowanie Edward uniósł jeden ze sztyletów i wbił go prosto w swoją pierś. Bez wydania nawet najmniejszego dźwięku, osunął się na lód. Z boku mężczyzny nie wypłynęła nawet kropla krwi, jakby rzeczywiście miał być jedynie zwykłą lalką.
— Co… — szepnęła.
Poruszyła się nieznacznie, wyciągając przed siebie rękę. Co się stało? — dokończyła w myślach, nie umiejąc znaleźć odpowiedzi. To stało się przed nią tak szybko. Nie miała czasu zareagować, podbiec i może uratować tego człowieka. Jeszcze chwilę temu krzyżowali pięści w zażartej walce, więc co przeszkodziło im w dokończeniu jej?
Wzięła głęboki haust powietrza, po czym złapała się dłońmi za twarz. Czuła, jak niewielkie kropelki łez spływają po jej twarzy. Był to jednak płacz opanowany i świadczący o żadnej więzi ze zmarłym człowiekiem. Po prostu ktoś umarł przez jej oczyma. Z czasem zaczęło do niej docierać, jak wielkim potworem się stała.
— Nie, nie, nie…
Przyspieszyła kroku i uciekła w stronę korytarza, którego pilnował Edward. Nieustannie zasłaniała twarz, jakby nie chciała, by ktokolwiek spojrzał na jej oblicze. W pewnym momencie zrozumiała, że biegnie ku wyjściu, nieustannie powtarzając sobie, że nic się nie stało. Była to nędzna wymówka, mimo to tylko ona pozwala jej biec bez zatrzymywania się.
Jednak w pewnym momencie przystanęła. Od kilkunastu sekund zauważała, że jej chód spowalnia, choć ani razu nie wydała takiej komendy. Tajemnicze siły zaciskały więzy na jej ciele. Jakby niewidzialne ręce sterowały ciałem kobiety, kierując nią prosto do komnaty, z której wylatywało złote światło.
Pozłacane kolumny wyznaczały jej ścieżkę. Prowadziły ku ogromnej bramie, na której spoczywały niemal żywe wizerunki smoków i innych bestii. Potwory wiły się na kolejnych częściach wejścia, jakby chciały umożliwić kobiecie wejście do ukrytego pomieszczenia.
Lodowa skorupa odeszła w niepamięć. Najmniejsze reszki lodu Lucy pozostawiła za sobą, czując ogromną więź z miejscem, do którego zmierzała. Przyciągało ją, wołało, a smoki ryczały na powitanie, gdy postawiła stopę na linii oddzielającej komnatę od lodowej jaskini.
Brama zamknęła się z hukiem, a Lucy została zamknięta w czterech ścianach. Pustka panująca wewnątrz rozczarowała dziewczynę. Jej oczekiwania rozmysły wraz z pierwszym spojrzeniem i zobaczeniem zwykłych ścian, na których nie znajdowało się nawet jedno malowidło.
— Przybyła — usłyszała melancholijny głos.
Dziewczyna odwróciła się, lecz nikogo nie ujrzała. Jej oczy powędrowały ku złotemu sklepieniu, lecz nawet tam nie znalazła tego, czego pragnęła.
— Ta, która okłamie samą siebie. Przybyła! — krzyknął głos.
— Kim jesteś? — zapytała, ale z jej ust nie wydobył się nawet jeden dźwięk.
— Gdy odnajdziesz swe przeznaczenie, duszy poczujesz pragnienie,
Gdzie dwa umysły zaklęte, przeznaczenie czeka kręte,
Miłości dwie pieśni zagrają, lecz nie dla tego, kogo kochają,
Świat stanie przed wyborem, choć ciemność zawiśnie nad tronem,
Jedna opowieść przeleje się w drugą, ale nie będzie dla nikogo sługą,
Krew z oczu spłynie, a śmierć wszystko okryje,
Kołyska pieśń nową zagra, lecz niedługo skończy się ta gra,
W zapomnienie odejdziesz, gdy odpowiedzi odnajdziesz…

Lucy słuchała tajemniczych słów z przejęciem, lecz gdy głosy nadal mówiły, ona poczuła, jak niemoc zawłada jej ciałem. Osuwała się powoli, wrzeszcząc, by się zatrzymać. Jednak opadła na złotą podłogę i zasnęła, gdy dotarło do niej ostatnie słowo — „bogini”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz