sobota, 29 kwietnia 2017

[Smocze Królestwo] Rozdział 46


Rozpoznawał ten głos. Nie miał wątpliwości, iż Kurtis próbuje go ostrzec, lecz było już za późno. Pani Zero odwróciła nim, jakby był tylko nędzną marionetką w jej rękach. Uniosła dłonie na wysokość jego policzków i pochwyciła się brutalnie, przyciągając do siebie twarz mężczyzny. I wtedy nastąpiło to, czego się nie spodziewał. Usta pani Zero złączyły się z jego w długim, namiętnym pocałunku. Czuł, jak wyżerające jego skórę ciało przepływało między ich ciałami, docierając do samego przełyku. Żyłki napełniły się czarną substancją, niebezpiecznie wybuchając przez skórę Natsu. Tracił oddech i czucie, ale nieustannie utrzymywał się w pionie, aż pani Zero puściła go i poleciał prosto na chodnik.
— Przykro mi — powiedziała z uśmiechem na twarzy i uciekła, pozostawiając umierającego Dragona.
Drgawki stawały się coraz to brutalnie. Całe ciało zwijało się z niewyobrażalnego bólu, lecz teraz miał przynajmniej pewność, że należy do siebie. Już nikt nie kontrolował nim, choć co mu pozostało, gdy niewyobrażalne tortury przyćmiewały mu zdrowy rozsądek. Trucizna krążyła w żyłach, rozlewając się po wszystkich kanałek. Zarażone komórki walczyły z obcym ciałem, ale były tylko nędznym wojownikami, które poległy w pierwszym starciu.
— Natsu! — Ponownie do jego uszu doszło szaleńcze wołanie Kurtisa, który zdążył już do niego dobiec. Pochylił się nad nim w tym samym czasie, kiedy groźny wybuch zaryczał przez całe miasto szczęścia i bezpieczeństwa.
Dusił się. Ostatnie łyki powietrza były mu odbierane. Oczy napełniły się wylewającą się krwią. Paznokcie wbijał w dłoń, ale powodowało to tylko większą utratę posoki.
— Cholera, cholera! — przeklinał Kurtis. — POMOCY! — wrzasnął, ale nikt nie przybył…
Kurtis spojrzał na umierającego i wydał z siebie tylko ciężkie westchnięcie. Położył Natsu na ziemi i, mimo ogromnego zbiegowiska, przyłożył do ciała przyjaciela dłonie. Zamknął oczy i rozgrzał ręce do temperatury znacznie przekraczających tą, którą znał Dragon. Moc przeszła przez komórki Kurtisa i wyłoniła się w postaci krwistych płomieni, które zalały ciało Natsu.
Chłopak podskoczył, po czym wrzasnął z bólu, ale siła Kurtisa sprawiła, że nie mógł się podnieść. Natsu wrzeszczał na okolicę, ale był to jedyny sposób na uratowanie mu życia. Dlatego Kurtis jeszcze mocniej przytwierdził go do podłoża.
— Co tu się dzieje? — zapytał Hughes, który po raz pierwszy na własne oczy ujrzał magię ognia Kurtisa. Zaraz rozsunął na boki niepotrzebnych gapiów i podszedł do przyjaciół, by móc z bliska przyjrzeć się zdarzeniu.
Kurtis nie miał czasu zastanawiać się nad tym, że ktoś odkrył jego sekret. W tej chwili liczyło się tylko uratować życie Natsu.
Rozgrzewał ciało, stopniowo zwiększając temperaturę. Zwykły człowiek już dawno zginąłby od poparzeń, lecz organizm Natsu nadal pamiętał ogromne temperatury, więc mógł walczyć.
— No, dalej! — krzyknął Kurtis, wciąż licząc, że wyparzy truciznę.
I stało się.
Skóra Natsu nabrała koloru. Czarne żyły zniknęły a oddech chłopaka zaczął się normować. Kurtis zabrał od niego ręce i wątpliwie uniósł je, widząc, że skóra zabarwiła się na kolor krwi. Przetarł dłonie o kubrak i spojrzał na Hughesa.
— Żyje, ale…
— To twój sekret — przerwał mu Hughes — ale polecałbym powiedzieć o tym reszcie załogi, Kurtis.
— Rozumiem. — Kiwnął głową.
Kurtis wziął Natsu na ręce i zaczął go nieść ku statkowi. Jednak zatrzymał się w połowie, gdy stanął przed nim mężczyzna o czarnych włosach. Pojawił się z nikąd i zastawił drogę przybyszom. Niewątpliwie czekał właśnie na nich, choć nieznany był powód tego spotkania.
Ubrany był w luźną szatę o tym samym kolorze, z białym materiałem oplatającym jego ciało wzdłuż. Uśmiechnięty szedł ku załogantom, trzymając w dłoni książkę w ciemnej oprawie z wygrawerowanymi literami „E.N.D.”.
— Gdzie zabieracie Natsu? — spytał ciepło nieznajomy.
— Uciekaj i ostrzeż załogę — szepnął Kurtis, trzęsąc się ze strachu.
Hughes odwrócił się i szybko przeskoczył na drugi brzeg, omijając tajemniczego mężczyznę.
Natomiast Kurtis położył z powrotem Natsu na podłożu i wyjął zza pleców dwa miecze, szykując się do ataku. Jakkolwiek próbował sobie zaprzeczać, oczywiste było, że mężczyzna przed nimi jest wrogiem. Magia emanowała z jego ciała, sprawiając, że mieszkańcy mdleli, gdy jej doznali.
— Kim jesteś? — zapytał stanowczo Kurtis.
— Ludzie są tacy zabawni. — Zaśmiał się. — Wiedzą, że nie mają szans wygrać, a jednak stają do boju.
— GADAJ, KIM JESTEŚ? — syknął.
— Me imię to Zeref — przedstawił się młodzieniec, lekko chyląc czoło przed Kurtisem. — Możesz mi powiedzieć, co z dzieckiem mych przyjaciół?
— Zeref? Ten Zeref? — Kurtis patrzył na niego z niedowierzaniem. — Jeden ze Świętych Wojowników, którzy umarli, pozostawiając po sobie Święte Bronie? To ty?
— W rzeczy samej, a teraz, proszę, oddaj mi Natsu.
Kurtis prychnął, a następnie uformował w dłoni niewielką kulę ognia, którą cisnął w stronę Zerefa. Wojownik nawet się nie poruszył, ale ta chwila nieuwagi z jego strony pozwoliła Kurtisowi odwrócić się, zabrać Natsu i uciec.
Kurtis skręcił w boczną uliczkę i pognał przed siebie. Widział, że stan Natsu ulega pogorszeniu — nie stanowił bezpośredniego zagrożenia życia, ale nadal był niebezpieczny. Kurtis nie miał więcej czasu. Musiał zabrać Natsu na statek, gdzie Akira zajęłaby się nim i ostatecznie wyleczyła. Jednak teraz ważniejsze było zgubić Zerefa i znaleźć inną drogę ku statkowi.
Kurtis przeskoczył kanał i przeszedł kawałkiem przez wąską uliczkę, aż dotarł do niezwykle spokojnego miejsca, w którym znalazł się tylko on, Natsu i… Zeref.
— Co jest? — spytał, nie wierząc własnym oczom.
— Nie uciekniecie łowcy — odparł Zeref.
Machnięciem dłoni sprawił, że wejście do ulicy zamknęło się. Czarny mur pojawił się za Kurtisem i jedyną drogą ucieczki stała się przestrzeń za Zerefem. Ale nawet Kurtis nie miał złudzeń. Walka z tak potężnym przeciwnikiem mogła prowadzić tylko do nieszczęścia. Dlatego szukając możliwych rozwiązań, rozejrzał się dookoła. Wysokie budynki uniemożliwiały przejście na drugą stronę, a nieznajomość terenu sprawiała, że ucieczka na ślepo doprowadziłaby tylko do kolejnej zguby.
Wtedy rozległ się donośny hałas. Z nieba zleciała ogromna kula wody, chwytając w swoje szpony Zerefa. Młodzieniec zaczął miotać się i szarpać, lecz jego próby uwolnienia były niczym w porównaniu do siły natury. Księga wypadła mu z rąk i jakby nie próbował, nie dosięgał jej.
Akira zeskoczyła z dachu, trzymając wyciągnięte przed siebie ręce. Formułowała nieustannie kulę wodną, kiedy zapytała:
— Nic wam nie jest?
— Idiotko, czy to wygląda ci na „nic”. — Kurtis podniósł Natsu trochę wyżej. — Udało mi się wyparzyć jego ciało, ale nadal jest chory. Potrzebuje twojej magii.
— Jak widzisz jestem teraz zajęta — odpowiedziała.
— Dlatego wynośmy się stąd i idźmy gdzieś, gdzie będziesz mogła uleczyć naszego towarzysza — zaproponował Kurtis, nie obchodząc się bez drwiny w głosie. Westchnął i spojrzał podejrzanie na Akirę.
Dziewczyna kiwnęła głową i oboje przeszli obok Zerefa, który wyjątkowo spokojnie przyjmował na siebie ataki. Patrzył na odchodzących przeciwników i tylko czekał, aż wypuszczą go z wodnej pułapki.
Kiedy Kurtis i Akira znaleźli się wystarczająco daleko od Zerefa i wystarczająco blisko statku, przystanęli, uwalniając wroga z pułapki. Położyli Natsu na podłożu i wspólnie obejrzeli członka załogi, zauważając, że ten wciąż żyje, ale ma się coraz gorzej. Czarne żyły ponownie nabrzmiały, rysując się na skórze byłego Pogromcy Smoków.
— Twoje leczenie, doktorku, nie pomogło — zwróciła się do Kurtisa. — Musimy zastosować inne metody — zaproponowała.
— Dziękuję, nigdy bym na to nie wpadł. — Kurtis wzniósł ręce ku niebiosom. — Wiesz co? Czy nie domyśliłaś się, że to mogło być powodem tego, że cię szukałem?
— Szukałeś mnie? — Zaśmiała się. — Trzeba było od razu przynieść go do mnie.
— Przykro mi, ale drogę zastawił mi człowiek, który powinien nie żyć od CZTERYSTU LAT! — wrzasnął, uderzając pięścią o bruk. — A teraz może zajmiesz się czymś pożytecznym i uratujesz mojego przyjaciela, niewdzięcznico.
— Uważaj — ostrzegła, jeżąc się na Kurtisa. — Tylko ja mogę uratować tego gościa — wskazała na Natsu — a to nie leży w moim interesie, więc wyjaśnij mi, cholero jedna, dlaczego miałabym to zrobić?
Kurtis gwałtownie złapał ją za rękę.
— Dlaczego? — spytał, śmiejąc się. — Czy odpowiedź nie jest prosta, kochanie? Jeśli chcesz odnaleźć się w tym świecie, musisz być z nami, z załogą. Jeśli pozwolisz umrzeć jednemu z nas, nie będę się powstrzymywać i usmażę cię.
Akira spojrzała na Natsu, po czym sięgnęła po sztylet, który znajdował się przy pasie kobiety. Ostrze skierowała ku chłopakowi. Wbija jego koniec w nadgarstek Natsu. Krew spłynęła po ręce nieprzytomnego, następnie spadając na podłoże. Akira przysunęła ranę do swoich ust, a następnie zaczerpnęła krwi. Sączyła ją długo, aż w pewnym momencie wypluła czarną substancję i przetarła twarz.
— Obrzydliwe — syknęła. — Nigdy więcej tego nie zrobię, więc nie licz na moją pomoc, ale ten koleś — wskazała na Natsu — przeżyje.
— Dziękuję — powiedział szczerze Kurtis.
— Proszę.
Kurtis chwycił z powrotem Natsu i oboje ruszyli w miejsce, gdzie cała załoga w niecierpliwości czekała na ich powrót.
Przed statkiem zebrali się w jednym punkcie, niecierpliwie rozmawiając o możliwych pozycjach swych towarzyszy. Gdy tylko ujrzeli nadchodzącą dwójkę z ledwo żywym Natsu, podbiegli i zaniepokojeni zapytali:
— Co z nim?
W tym samym czasie Hughes zasapany chwycił Kurtisa za ramię i rzekł:
— Nie ma nigdzie Lucy i Tamaki’ego.
— Żartujesz? — Kurtis zaniósł Natsu na pokład i położył go na przygotowanym hamaku, który rozłożyli załoganci w czasie ich nieobecności.
— A czemu miałbym? — powiedział lekko zirytowany Hughes. — Uciekli razem czy co? Kochankowania im się nagle zachciało.
Hughes złapał się za głowę i usiadł na pokładzie, opierając się plecami o maszt. Uderzył się otwartą dłonią w czoło, a następnie rozejrzał dookoła podejrzanie, licząc, że ktoś z towarzyszy może znać powód nieobecności dwójki członków.
— Podejrzewam, gdzie może być Tamaki — oświadczył niespodziewanie Musica. — Wiem także, że nie mogę wam powiedzieć.
— Co takiego? — Kurtis naburmuszył się. — Przecież to nasi…
— A ty nie masz tajemnic?! — przerwał ostro Musica, podchodząc do wojownika. Chwycił go za kołnierz i pociągnął ku sobie. — Rozejrzyj się i pomyśl. Kiedy spotkałem cię, nie pytałem o nic. Informacje, które posiadałem, wystarczyły mi. Dlatego nie możesz ode mnie wymagać, bym zdradził ci sekrety Tamakiego. To dziecko poszło z Lucy, by uwolnić się od mroków przeszłości. Co ty byś zrobił na jego miejscu, gdybyś miał ku temu okazję?
— Na pewno nie nazywał Tamaki’ego „dzieckiem” — wtrącił Hughes. — Przecież on jest młodszy od ciebie o może trzy lata.
Załoga wybuchła gromkim śmiechem.
Kurtis uwolnił się z ucisku i podszedł do prawej burty. Oparł się o barierkę i spojrzał ku miastu. Wziął głęboki wdech i po nim dopiero odpowiedział:
— Pewnie to samo.
— Dlatego musimy teraz zaufać Tamaki’emu — zaproponował Musica.
— Przecież jakaś kobieta zaatakowała Natsu! — krzyknął Kurtis. — Prawie zginął i mam pozwolić Tamaki’emu „załatwić sprawy”?
— Jeśli pamięć mnie nie myli, to nie ma silniejszego członka w naszej załodze od niego.

Oświadczenie kapitana zbiło wszystkich z tropu. Zaczęli rozmawiać, snuć teorie, ale nadal tylko sam Musica znał prawdę dotyczącą Tamaki’ego i jego przeszłości. I tylko on mógł być pewien, że życie Lucy jest w dobrych rękach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz