niedziela, 3 czerwca 2018

[Paranormal Activity Club] Rozdział 105


Acnologia przeszedł kilka kroków, usiadł, potem znowu wstał, a na końcu położył się przy ścianie. Virgo nie poruszyła się w tym czasie choćby o kawałek. Wiernie stała przy nieprzytomnej Lucy, która siedziała przywiązana do krzesła. Włosy Lucy, zlepione krwią cieknącą z głowy, opadły na twarz, przysłaniając zasinione oczy. Na ramionach i nogach wyskoczyły fioletowe siniaki okrążające ciosy wielokrotnie zadane przez Acnologię.
Za oknem rozległ się śpiew ptaków. Słońce wzeszło, zapowiadając ciepły dzień. Temperatura osiągnęła wysokość piętnastu w stopni, ale mimo to w pomieszczeniu, w którym znajdowała się trójka, panowało zimno. Acnologia nałożył na siebie kurtkę. Wziął łyk chłodnej kawy, resztę wylewając do kubła na śmieci.
— Kiedy się obudzi? — zapytał, wskazując palcem na Lucy.
— Przykro mi, ale nie znam odpowiedzi na to pytanie — odpowiedziała mechanicznie Virgo.
Ponownie zapadła cisza. Acnologia potrząsnął głową, a następnie przetarł dłońmi całą twarz. Zniecierpliwiony podniósł się. Tupnął nogą raz, potem drugi, aż chwycił butelkę z wodą i chlusną zawartością w twarz Lucy.
Dziewczyna obudziła się z krzykiem. Pokręciła głową, strzepując z siebie kropelki wody. Zakaszlała. Acnologia powitał ją ciepłym uśmiechem, głaszcząc po mokrych włosach jak domowe zwierzątko. Odgarnął kosmyki z jej czoła i złożył na nim delikatny pocałunek.
— No, nareszcie! — Rozłożył szeroko ramiona. — Czekałem na ciebie tak długo.
Mężczyzna udał przejętego. Otarł niewidzialne łzy, kręcąc się bez sensu po całym pomieszczeniu. Zatrzymał się. Uniósł palec wskazujący, po czym podskoczył z radości. Złapał za torbę leżącą w kącie, wysypując na podłogę dwanaście złotych kluczy. Brzdęk odbił się echem między korytarzami budynku.
Lucy wstrzymała oddech. Wszystko, nad czym tak ciężko pracowała jej matka, wszystko, co pragnęła zdobyć ona sama, przepadło w jednej sekundzie. Dwanaście kluczy, największe zło ostatniej historii leżało pod jej stopami.
— Mavis naprawdę się postarała, bym ich nie znalazł, by cała praca tego starego dziada poszła na marne… —  Acnologia musnął opuszkami powierzchni kluczy. — Brakuje mi tylko fragmentu etherionu, ale znajdę go i wtedy bomba etherionowa da mi władzę, która zawsze mi się należała — rzekł spokojnie.
— Więc po co ci jestem? — spytała.
— Oj, Lucy, moja droga Lucy — pokręcił głową — jesteś moim skarbem, a skarby się zakopuje.
Położył dłoń na jej policzku. Przysunął się bliżej i wbił wargi w jej wysuszone usta. Chwycił za podbródek. Nie dał uciec od pocałunku, którego tak mocno pragnął. Zarost drapał ją po skórze. Zapach spoconego ciała uderzył w nozdrza, przewracając żołądek do góry nogami. Blizna od poparzenia wydawała się z bliska jeszcze obrzydliwsza.
Zagryzła zęby. Z całych sił odpychała głowę, lecz była zbyt słaba. Traciła oddech. Acnologia odsunął się od niej, oblizując wargi z rozkoszą i ekstazą. Poprawił spodnie, które w jednej chwili wypchały się w okolicy krocza. Lucy odwróciła wzrok z obrzydzenia i zawstydzenia.
— Kocham cię — wyznał. W jego słowach nie znalazła się choćby odrobina kpiny czy kłamstwa. Szczerość płynęła przez jego usta, wygłaszając tylko to, co leżało mu na sercu. — Ale nasza miłość nie przetrwa. Odnalazła się wnuczka Mavis, więc to ją poślubię. Ty natomiast pomożesz i zostaniesz tutaj, na zawsze strzegąc ostatniej Rajskiej Wieży.
Skinął na Virgo. Dziewczyna kiwnęła, po czym odwiązała kilka supełków, umożliwiając Lucy wstanie. Pociągnęła ją ku górze, nakazując podnieść się. Niechętnie, ale poddała się im, udając chociaż tymczasowo marionetkę.
Nogi ugięły jej się w kolanach. Upadła w kałużę własnej krwi, przecierając sobie ramiona. Kropelki posoki rozklaskały się w wokoło, skapując nawet na buty Acnologii. Syknął, napinając mięśnie, aby zaraz kopnąć Lucy. W ostatniej chwili zrezygnował. Wziął głęboki wdech i odszedł w kierunku drzwi, rzucając ciche:
— Miłość do czegoś zobowiązuje.
Wyszedł.
Virgo znowu pomogła Lucy wstać, tym razem wspomagając ją w chodzeniu. Stawiały krótkie, bezpieczne kroki, zmierzając ku światłu, aż dostały się na zewnątrz; do klasztoru, w którym jeszcze do niedawna ukrywała się Hilda. Do miejsca, w którym przez głupotę Lucy zostały zamordowane wszystkie dzieci.
Łzy spłynęły po policzkach dziewczyny. Głowę skierowała ku podłożu, krzywiąc twarz w wyrazie rozpaczy i rozczarowania samą sobą. Promienie słoneczne oślepiły ją. Uniosła wzrok i ujrzała bezchmurne niebo, jasnoniebieskie i czyste niczym łza.
— Proszę się nie zatrzymywać — wtrąciła Virgo.
Lucy ruszyła dalej, od razu potykając się o wystający kamień. Virgo pochwyciła ją, zanim zdążyła upaść. Pociągnęła w stronę długiego, ociemnionego korytarza, w którym czekał na nie Acnologia.
— Przynieś klucze — rozkazał Virgo.
Zostawiła Lucy pod ścianą, a sama pobiegła z powrotem do podziemnego pokoju. Acnologia usiadł obok dziewczyny.
— Henry Agalon Perseusz Percival Yelling — odezwał się niespodziewanie — to imię, tytuł i nazwisko człowieka, bez którego najprawdopodobniej nie byłoby tej całej szopki z kluczami. Duma tego mężczyzny, naukowca, który stworzył bombę etherionową, nie pozwoliła mu zniszczyć dzieła swojego życia. Zmarł dość szybko, z kraju zdążył uciec jego syn i wnuk, którzy musieli żyć z piętnem potoków potwora. Bo był potworem. Bomba etherionowa to moc znacznie przekraczająca tę, którą posiada bomba atomowa. I właśnie z jej powodu się tutaj znalazłem, a ty?
Odpowiedziała jedynie milczeniem. W jej myślach nieustannie przewijało się nazwisko mężczyzny odpowiedzialnego tak naprawdę za wszystkie okropności, które przydarzyły się w jej życiu. Bez tej bomby, tej mocy, klucze by nie istniały, nikt nie szukałby jakiejś tajemnej skrytki, a jej matka może nie byłaby taka obsesyjna na punkcie stworzenia z niej swojego następcy… Części E.N.D…
— Happy — szepnęła.
— Słucham? — zainteresował się Acnologia.
— Chore — wymyśliła na szybko.
Happy — ten skrót tworzył się od pierwszych liter imion i nazwiska tego naukowca. Dopiero w momencie, gdy zdała sobie sprawę ze znaczenia tego skrótu, przypomniała sobie rozmowę z profesorem Happy’m; o tym, że jest on wnukiem wynalazcy bomby etherionowej; o tym, że musiał poszukiwać figurek i kluczy… Nie uważała tych rzeczy za istotne, do teraz…
Usłyszała nadchodzące kroki. Obejrzała się i ujrzała biegnącą w podskokach Virgo. Przystanęła. Złote klucze podała Acnologii, które od razu wziął i przybliżył do posągu Matki Boskiej. Wymacał znajdujące się pod mały klapkami otwory. Włożył do nie wszystkie dwanaście kluczy, przekręcając je. Rozległo się ciche „klap”. Powietrze buchnęło pod stopami posągu, roznosząc kurz po całym korytarzu. Lucy zakaszlała, nie mogąc uciec od ataku brudu.
Acnologia przeszedł przez unoszący się kurz, po czym popchnął posąg, uruchamiając wszystkie mechanizmy w jednym momencie. Zaklekotało. Drążek puścił, a rzeźba całkowicie osunęła się na bok, ukazując zapajęczynione przejście do podziemi.
— Pochodnia.
Virgo podała niemal natychmiastowo pochodnię swojemu panu. Chwyciła Lucy, znowu ciągnąc ją ku górze. Jako pierwsze weszły do korytarza, a za nimi, dopiero po pewnym odstępnie, Acnologia…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz