sobota, 10 grudnia 2016

[Paranormal Activity Club] 15 listopada 1993



Choć pogoda nie sprzyjała tak szalonym wypadom, to młody, przystojny chłopak siedząc na chłodnej ławce w parku, był ubrany jedynie w podkoszulek, jeansy i biały kitel. Trzymając w dłoniach pudełko, z którego wystawały jakieś papiery i przedmioty, skulony wylewał łzy na chodnik. Nie wstydząc się płakać przed innymi, wykrzywiał twarz w dziwne grymasy, które jeszcze bardziej podkreślały jego żal i ból. Niespodziewanie postawił na ziemi kartonowe opakowanie i przyciągnął do piersi kolana, zasłaniając tym samym swoje oblicze. Jęczał, wypowiadał najróżniejsze przekleństwa, lecz poza tym nie wykonał żadnego innego ruchu. Co ja takiego zrobiłem?, powtarzał pod nosem. Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie. Czuł, że postąpił zgodnie z własnym sumieniem, lecz był świadomy, jakie prawa istnieją w tym świecie. W nim nie było miejsca na uczciwość i szczerość. Ślepo wierzył, że będzie w stanie zmienić nastawienie swojego pracodawcy, lecz jedyne, co zdobył, to pogarda i wyrzucenie na ulicę. Nie miał już domu, pracy, przyjaciół i jakichkolwiek perspektyw na przyszłość. Wszystko, na co pracował tak ciężko przez wiele lat, znikło w jeden dzień, pozostawiając jedynie cień.
Wściekły zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią z całej siły w oparcie ławki. Zazgrzytał zębami i wstał, rzucając się na kolana. Wrzeszcząc na cały park, powtarzał:
— Co ja takiego zrobiłem!?
Gdy już wyżalił się, powrócił na dawne miejsce. Nie było teraz sensu się tak zachowywać i sprawiać jeszcze więcej problemów. Już za dużo zrobił, wystarczy na jeden dzień. Śmiejąc się z własnych myśli, spojrzał na ekran, który znajdował się tuż przed centrum handlowym. Wyświetlające się kolejne wiadomości były bardziej interesujące niż ciągłe myślenie o nieodwracalnym, więc skupił się na patrzeniu. I choć nie interesowała go moda czy polityka, jedna ze spraw zaintrygowała go. Widząc przepiękną kobietę o blond włosach, zamarł. Kojarzył tę piękną damę, choć nigdy nie doświadczył zaszczytu, by ją poznać. Carla Chagotte. Najpiękniejsza kobieta świata. Modelka, absolwentka szkoły nr 1 w Magnolii i narzeczona samego księcia Pengrande.
Nigdy nie zagłębiał się w sprawy tych rejonów, jednak musiał przyznać, że była to cudowna osoba. Lecz nie to go tak mocno zainteresowało. Otóż napisy głosiły, iż rezygnuje z kariery modelki i zrywa zaręczyny. Miała wszystko, co tylko chciała, a jednak z własnej woli podjęła taką decyzję. On został zwolniony, lecz ona nie musiała tego robić. Dlaczego? Nie pojmował jej toku rozumowania, ale poczuł dziwne ciepło na sercu. Dopiero wtedy odkrył, że jego policzki pokrywają się czerwonym rumieńcem.
— Jestem chory? — zapytał samego siebie.
Jeszcze raz spojrzał na wyświetlającą się fotografię kobiety. Nie sądził, że ten przepiękny uśmiech tak mocno go oczaruje i sprawi, iż nie będzie w stanie oderwać od niej wzroku.
— Czy coś stało, proszę pana?
Przerażony odskoczył na bok, nie spodziewając się, że ktoś zainteresuje się jego osobą. Bojąc się, że ktoś zawiadomił policję, niepewnie spojrzał na czarnowłosego chłopca, który siedział na ławce. Mogąc odetchnąć z ulgą, wrócił na miejsce i rzucił okiem na przybysza z uśmiechem na twarzy.
— Co cię tu sprowadza? — zapytał mężczyzna.
— Czekam na panią Wakabę, która musiała pójść na zakupy do centrum — odpowiedział spokojnym głosem.
— A dlaczego tam nie poszedłeś razem z nią?
— Nie chcę sprawiać kłopotów. — Jego oczy wlepiły się postać zwolnionego pracownika. — Pan nie wie, kim ja jestem?
Blondyn pokręcił głową.
— Mam na imię Natsu Dragneel — przedstawił się chłopiec.
— Happy… Wystarczy Happy.
Uświadamiając sobie powoli, z kim tak naprawdę rozmawia, coraz bardziej odsuwał się od chłopca. Uznając, że tak będzie bezpieczniej, nie sądził, że rozmowa pójdzie w zupełnie innym kierunku niż się spodziewał.
— A więc pan jest taki jak inni — powiedział Natsu, patrząc na niego tak niezwykle obojętnym i pustym wzrokiem, że Happy’iemu ciężko było uwierzyć, że rozmawia z dzieckiem. — Żałosne.
— Co ty możesz o mnie wiedzieć? Oczywiście, że się boję. Jesteś synem Igneela Dragnela, choć… — zawahał się — w zasadzie teraz już nic mnie nie obchodzi. Nie mam rodziny, przyjaciół, straciłem pracę i dach nad głową…
— Czyli jesteśmy jednak tacy sami — odparł chłopiec ku zaskoczeniu mężczyzny.
— Przecież masz ojca.
— Nie mam już nikogo.
— A dom?
— Co to?
— Przyjaciele?
— Nic nie warci.
Zamilkł. Happy nie wiedział, jak ma na to zareagować. Znał dobrze Dragneelów z racji, iż jego pracodawca często rozmawiał z Igneelem. Sądził, że to udana rodzina w porównaniu do innych, lecz słowa tego chłopca wszystkiemu zaprzeczały. Dziecko cierpiało. Nawet sobie nie wyobrażał, co musiało przeżyć, by aż tak zatracić się w smutku. On sam tak wiele stracił, ale… Jakie „ale”?
Podniósł wzrok i rozejrzał się wokoło. Choć wcześniej cała ścieżka wręcz huczała od rozmów przechodniów, teraz panowała niepokojąca cisza, która mogła wynikać z tylko jednej rzeczy. Pojawienia się Natsu.
— Chcesz pójść na ciastko? — zapytał niespodziewanie Happy.
— Słucham? — Zaskoczony chłopiec podniósł się i stanął naprzeciw blondyna. — Przecież sam pan mówił, że nic nie ma.
— A czy ktoś mówił, że ja mam je stawiać? — Złapał dzieciaka za nos, po czym zaczął za niego ciągnąć. — Ty masz kasę, a ja nieziemskie poczucie humoru, więc pozwolę ci się zatrudnić!
Natsu zaśmiał się, a następnie chwycił za dłoń mężczyzny.
— Zabawny pan jest.
— A nie mówiłem! — rzekł, posyłając Dragneelowi promienny uśmiech. — Oczywiście znajdziemy tę całą panią Wakabę, bo może się o ciebie martwić.
— Tak… Masz rację.
— Dziwny z ciebie dzieciak, dlatego pomogę ci!
Wskazał pełen dumy palcem na siebie, chcąc pokazać swoją determinację. Choć był w dużo gorszej sytuacji niż ten chłopiec, to pamiętał zdarzenie sprzed kilku lat. Gdyby nie przypadkowa pomoc tamtego człowieka, umarłby po prosto w slumsach, niczego nie osiągając. Duma i własne przekonania nie pozwoliły przejść obok dziecka, które błagało o ratunek, choć nawet nic nie mówiło.
— Dziękuję, ale nie trze…
— Cisza! — krzyknął, przerywając mu. — Oczywiście nie zrobię tego za darmo!!!

Natsu spojrzał na niego pytająco, po czym uśmiechnął się szeroko, dając mężczyźnie do zrozumienia, że osiągnął swój cel. Chociaż wciąż pozostawały problemy, które stawiały go w niezbyt dobrej sytuacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz