piÄ…tek, 2 grudnia 2016

[Paranormal Activity Club] 2 lipca 1993


Jedno życzenie. Absurdem się wydaje, iż to właśnie ono mogło być przyczyną wybuchu kolejnej wojny, niosącej za sobą tylko rozpacz i nieszczęście. Czy gdyby dało się to przewidzieć, ktoś spróbowałby zmienić bieg historii? Są to tylko zwykłe rozmyślania, lecz jak wiele osób pragnęłoby coś zmienić i zapobiec katastrofie?
Trzymając przy sobie mocno torebkę, ciągnęła dziecko za rękę, prowadząc je wzdłuż chodnika tuż przy magnolijskim parku. Na niebie świeciło piękne słońce, oświetlające korony zielonych drzew, przez które przedostawały się złociste łuny padające prosto na chodnik i kwietniki. Jednak pomimo urody tego cudownego dnia, młoda kobieta nie zwracała uwagi na przyrodę. Wyraźnie zdenerwowana rozglądała się dookoła, martwiąc się o coś. Zakrywając delikatną twarz, dawała wyraźne znaki, że nie chce być rozpoznana. To mogło świadczyć tylko o jednym. Bała się, że jest śledzona. Nie wiedziała, kto może być wrogiem, a kto przyjacielem, dlatego tak kurczowo trzymała za torebkę, w której chowała naładowaną broń, pragnąc obronić się przed ewentualnym niebezpieczeństwem.
Niespodziewanie jej wzrok skierował się w stronę idącego obok niej syna, który nie zadajwał żadnych pytań, licząc, że ta później zaszczyci go wyjaśnieniami. Dwulastoletni chłopak, wyraźnie inteligentny jak na swój wiek, przeczuwał, że coś się dzieje i właśnie to zobaczyła jego matka. Wiedziała, że zachowuje się podejrzanie, lecz nie mogła nic z tym zrobić. Czuła zagrożenie, dlatego musiała chronić siebie i dziecko.
— Mamo — odezwaÅ‚ siÄ™ niespodziewanie chÅ‚opak, kierujÄ…c gÅ‚owÄ™ w jej stronÄ™, by móc ukazać swój promienisty i ciepÅ‚y uÅ›miech, który tak kochaÅ‚a.
— CoÅ› siÄ™ staÅ‚o? — zapytaÅ‚a, zaciskajÄ…c mocniej dÅ‚oÅ„, w której trzymaÅ‚a rÄ…czkÄ™ syna.
Choć byÅ‚ jej dzieckiem, nie byÅ‚a w stanie dÅ‚użej na niego patrzeć. BaÅ‚a siÄ™ jak zareaguje, gdy tylko ujrzy w nim jego ojca. Oczy, wÅ‚osy i nieziemski uÅ›miech… Wszystko przywoÅ‚ywaÅ‚o wspomnienia, które pragnęła schować gdzieÅ› daleko w podÅ›wiadomoÅ›ci i po prostu o nich zapomnieć, lecz nie mogÅ‚a. Za każdym razem, gdy patrzyÅ‚a na syna, przypominaÅ‚a sobie, nie mogÄ…c zaznać wytchnienia.
— Kocham ciÄ™ — powiedziaÅ‚ chÅ‚opiec.
— Ja ciebie też. — Nie kÅ‚amaÅ‚a. — Mój kochany Natsu. — PochyliÅ‚a siÄ™, by móc pogÅ‚askać go po gÅ‚owie.
— A! — krzyknÄ…Å‚ na caÅ‚y park, by później móc wyrwać siÄ™ kobiecie i wyjść naprzeciw niej, by potem delikatnie okrÄ™cić siÄ™ wokół wÅ‚asnej osi i zatrzymać naprzeciw niej. — Jestem szczęśliwy — rzekÅ‚, patrzÄ…c jej prosto w oczy.
Był do niego za bardzo podobny. Nie wiedziała, ile jeszcze uda jej się to znosić.
— PrzestaÅ„ i chodźmy stÄ…d. Ludzie siÄ™ na nas gapiÄ…. — UdajÄ…c zmieszanÄ… podeszÅ‚a do niego, chwyciÅ‚a za rÄ™kÄ™ i zaczęła prowadzić go przed siebie. — Ty maÅ‚y rozrabiako.
— Mamo? — odezwaÅ‚ siÄ™ ponownie. — A mój prezent? — zapytaÅ‚ niewinnym, dzieciÄ™cym gÅ‚osikiem.
— Ach! — westchnęła gÅ‚oÅ›no, sÅ‚yszÄ…c bardzo dobrze pytanie Natsu. — A co chciaÅ‚byÅ›, pÄ™draku? — ZatrzymaÅ‚a siÄ™ szybko, a nastÄ™pnie chwyciÅ‚a go mocno za policzki, ciÄ…gnÄ…c je tak mocno, by mógÅ‚ poczuć jej gniew. 
— Spotkać siÄ™ z ojcem.
Zamarła.
— Możesz… powtórzyć?
Poczuła, jak na całym jej ciele pojawiają się dreszcze. Rozejrzała się wokoło, by znaleźć przyczynę zimna, którego doznawała w ciągu krótkiej chwili.
Ciemne, deszczowe chmury przykryły przepiękne, letnie słońce. Wiatr stawał się coraz to bardziej porywisty, zabierając za sobą lekkie przedmioty, by zanieść je na drugi koniec miasta. Zdawało się, że natura próbuje ukazać emocje, które zaczęły targać niewinną dziewczyną, gdy usłyszała słowa wypowiedziane z ust własnego dziecka.
Niespodziewanie cofnęła siÄ™ o krok. ChwiejÄ…c siÄ™, nagle straciÅ‚a równowagÄ™ i upadÅ‚a na twardy chodnik tuż obok niewielkiej fontanny na Å›rodku placu. 
— Nie, nie, nie — powtarzaÅ‚a na gÅ‚os, trzymajÄ…c siÄ™ obiema rÄ™koma za gÅ‚owÄ™.
Jej ciało drżało. Twarz wykrzywiła się w wyrazie agonii i rozpaczy. Szaleństwo, jakie ją ogarnęło, zdawało się nie mieć końca. Płakała. Krzyczała.
Ludzie, widząc jej zachowanie, nie próbowali nic zrobić. Jedyna reakcja z ich strony polegała na tym, że omijali ją szerokim łukiem, szepcząc między sobą.
W pewnym momencie kobieta podniosła głowę lekko do góry, spoglądając na Natsu, który stał nad nią, wyciągając ku niej szczupłą rękę. Chciał, by się uśmiechnęła. Był troskliwym i opiekuńczym dzieckiem, które jeszcze nie do końca mogło rozumieć przyczynę zachowania matki. Jednak kochał ją. Pragnął jej pomóc i choć ludzie odsuwali się od niej, on chciał pozostać blisko.
— DLACZEGO?! — ryknęła, podnoszÄ…c siÄ™ z ziemi. Niespodziewanie rzuciÅ‚a siÄ™ na Dragneela, chwytajÄ…c za szyjÄ™, po której przejechaÅ‚a z boku ostrym paznokciem. DusiÅ‚a go, chcÄ…c zniszczyć przyczynÄ™ swoich smutków i niepowodzeÅ„. — Dlaczego?! — powtórzyÅ‚a, gdy na policzek chÅ‚opca zaczęły spadać krysztaÅ‚owe Å‚zy. Jej uÅ›cisk zwolniÅ‚ siÄ™. Powoli podniosÅ‚a siÄ™, lecz po chwili upadÅ‚a na kolana, nie mogÄ…c wystać na nogach. — Dlaczego? Ja nic nie zrobiÅ‚am… Ja… Przepraszam.
Gdyby wiedziaÅ‚, że to sÄ… jej ostanie sÅ‚owa, podbiegÅ‚by, przytuliÅ‚ i jeszcze raz powiedziaÅ‚ „kocham ciÄ™”, lecz byÅ‚o za późno. Nie mógÅ‚ przewidzieć, że wydarzenia pójdÄ… tÄ… drogÄ….
Mając spokojny uśmiech na twarzy, kobieta sięgnęła do wnęki torebki, by wyjąc z niej pistolet. Wyciągnęła daleko ramię, położyła palec na spust i wycelowała prosto w chłopca, który z przerażenia stał w miejscu. Niespodziewanie uśmiechnęła się.
Nie byÅ‚o nikogo, kto zechciaÅ‚by go uratować. Ludzie po prostu robili kilka kroków w prawo bÄ…dź lewo, by przejść obok, bo przecież „to ich nie dotyczyÅ‚o”. Nie warto byÅ‚o woÅ‚ać o pomoc, bo i tak by nikt nie usÅ‚yszaÅ‚. Wszyscy stali siÄ™ gÅ‚usi. Wszyscy stali siÄ™ Å›lepi. Wszyscy stali siÄ™ bezduszni. Po prostu czekali, aż blondwÅ‚osa kobieta dokona samosÄ…du i zabije dziecko.
Strzał.
Huk rozniósł się po całej okolicy, sprawiając, że ludzie odskakiwali bądź uciekali, zasłaniając uszy, by nie słyszeć tego, co się dzieje. Nie obchodził ich makabryczny widok i jęki osoby, która pochylała się nad postrzelonymi zwłokami.
— Ma—mo? — szepnÄ…Å‚ cicho Natsu, spoglÄ…dajÄ…c na swoje zakrwawione ubranie. Jego oddech przyÅ›pieszyÅ‚. Nie wiedziaÅ‚, kiedy zaczÄ…Å‚ siÄ™ rozglÄ…dać dookoÅ‚a, szukajÄ…c źródÅ‚a tej cieczy. Jego wzrok nagle zatrzymaÅ‚ siÄ™ na zasapanym mężczyźnie, który wciąż trzymaÅ‚ w dÅ‚oniach broÅ„ wycelowanÄ… na wysokość swojej gÅ‚owy. — Ta—to? Ty… — Igneel odrzuciÅ‚ pistolet na bok, by móc podbiec do chÅ‚opca i wtulić siÄ™ w niego z caÅ‚ej siÅ‚y.
— Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam… — powtarzaÅ‚ w szaleÅ„stwie, wyrażajÄ…c rozpacz i ból. Wciąż pÅ‚akaÅ‚, próbujÄ…c osÅ‚onić twarz dziecka, tak by nie mogÅ‚o ono ponownie spojrzeć na zmasakrowane ciaÅ‚o matki.

Natsu po prostu staÅ‚, nie wyrażajÄ…c żadnych uczuć. Jego twarz byÅ‚a pusta i bez wyrazu. Nie pÅ‚akaÅ‚. Nie krzyczaÅ‚. Nie rozumiaÅ‚, co tak naprawdÄ™ siÄ™ zdarzyÅ‚o. ZamknÄ…Å‚ siÄ™ w sobie, ratujÄ…c swojÄ… psychikÄ™ przed zniszczeniem. Nie chciaÅ‚ wiedzieć, co siÄ™ staÅ‚o. PragnÄ…Å‚ po prostu … o wszystkim zapomnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz