– Co planujesz? – spytał przerażony Droy.
– W ramach pokuty zaczęłam wolontariat w domu dla starców. Mimo że Gajeel rozwiał moje wątpliwości odnośnie śmierci prawdziwego Gajeela, to nadal czuję się winna. Uciekałam zbyt długo – powiedziała ciszej. – Czas stanąć naprzeciw zagrożeniu. Nie za rok, nie za dwa, a może i nawet nie za pięć, ale zrobię wszystko, by odbudować Magnolię. Ten sam cel ma „Siedem Smoków” i miało „Fairy Tail”, ale nigdy nie działaliśmy razem.
– Panienko… – rzekli równocześnie członkowie ShenLong.
– Powiedzcie także, że od dziś ShenLong przestaje istnieć – kontynuowała. – Jak tylko dostanę pieniądze z polisy ojca, to przeznaczę je na pomoc dla wszystkich dzielnic. Potrzeba nam fabryk, nowych miejsc pracy, nawet najlżejszych. Do roboty!
– Tak jest!
Jet i Droy wyszli.
W tym czasie Levy wróciła do swojego pokoju i przebrała się w bardziej wygodne ubrania. Założyła prosty strój dresowy do biegania, zakładając na biodrach pas z bronią. Kilka ostrzy włożyła tuż obok pistoletu, a wszystko zasłoniła grubą, granatową bluzą. Gotowa poszła w kierunku przedpokoju, w którym zaczęli tłoczyć się zaniepokojeni członkowie dawnego ShenLong. Usilnie próbowali dowiedzieć się od Levy, dlaczego podjęła taką decyzję. Jednak ona tylko stanęła przed nimi i wyjęła pistolet za pasa. Wymierzyła i wystrzeliła w drewniany słup; wszyscy oniemieli.
Zaskoczeni wbili wzrok w Levy, po czym zlęknieni cofnęli się kilka kroków. McGarden posłała im ciepły uśmiech i wtedy dopiero zaczęła swoje przemówienie:
– Jeśli mam to, co pozostawił mój ojciec, muszę zniszczyć ShenLong. Znałam i kochałam naszego szefa, ale, jak wszyscy, trzymał w ukryciu swoje sekrety. Po jego śmierci byłam zagubiona i nadal jestem, lecz nie mogę się poddać. Wiele osób walczy o Magnolię, walczy o Fiore, więc czemu my mielibyśmy być gorsi? Staniemy się „Fairy Tail”. Nie dlaczego że pragniemy istnieć wraz z misją tej organizacji, ale dlatego że chcemy pokazać naszą siłę. Zdejmijmy maski i przestańmy się już ukrywać. Do broni!
– Tak jest! – krzyknęli równocześnie członkowie.
Gromada mężczyzn rzuciła się w kierunku piwnicy, z której po kolei zaczęli wyjmować magazynki, pistolety i karabiny maszynowe. Każdy z nich nie wahał się zabrać więcej niż nie był w stanie unieść. Tylko Levy pozostała przy tym, co wzięła wcześniej. Kiedy byli już gotowi, wpakowali się w kolejne samochody i wyjechali w kierunku Dictrict Hell. Ich wyjazd zrobił niemałą aferę wśród sąsiadów, lecz nikt nawet nie śmiał zgłosić sprawy na policję czy do innych organów ścigania. Po cichu schowali się w domach, czekając, aż karawan samochodów przejedzie.
Levy wybrała najkrótszą drogę do opuszczonego dworca kolejowego. Jedyny problem stanowił przejazd przez Dictrict Hell, w którym to ciekawość ludzi mogłaby zaprowadzić ich do miejsca spotkania trzech organizacji. Prychnęła, nie chcąc się martwić na zaś.
Przejechali przez część klubową, przez którą zostali znacząco spowolnieni. Kolorowe neony raziły ich w oczy, uliczne prostytutki zachęcały do skorzystania z ich usług, lecz ostre słowa Levy zaraz je uciszały. Nieopodal zaczynała się część mieszkalna. Budynki wołały o pomstę do nieba. Wyglądały tak jakby miały za chwilę runąć, wraz ze swoimi mieszkańcami. Szyby były powybijane, pijacy i żebracy tłoczyli się w ciasnych uliczkach między blokami, a uzbrojeni chuligani chodzili zbierać hazard dla swojego szefa, strasząc bezbronnych ludzi. Jakaś kobieta krzyczała w amoku, jakby zażycie kolejnej dawki narkotyków uwolniło w niej zwierzęcy instynkt.
– Czy to miejsce zawsze tak wyglądało? – spytała Levy.
– Nie, potrafiło być jeszcze gorzej – odpowiedział Jet. – Nie zmieni się wszystko, Levy.
– Wiem, Jet. Naprawdę wiem.
Ponownie zamilkła.
Zauważyła, że dojeżdżają do opuszczonej części Magnolii. Ku zaskoczeniu dziewczyny, panowała tam całkowita cisza. Na peronie nie walali się pijacy, chuligani omijali miejsce z wyjątkową ostrożnością, a nawet prostytutki nie robiły sobie z niego miejsca spotkań z klientami. Podejrzewała, że może za tym kryć się coś więcej, ale nie miała na tyle odwagi, by zapytać.
Cały karawan samochodów zatrzymał się na dawnym parkingu. Członkowie wysiedli, zasłaniając Levy, ale ta natychmiast wyszła przed nich. Widząc zabite dechami drzwi, nakazała rozwalić je. Kilku silniejszych mężczyzn podeszło i odpowiednimi narzędziami pozbyło się gwoździ. Zdjęli deski i zrobili dziewczynie przejście.
Levy podeszła pod same drzwi i nacisnęła klamkę; wejście było otwarte. Wkroczyła do środka a za nią pozostali. Rozejrzała się wokoło, ale nie dostrzegła obecności kogokolwiek. W pierwszej chwili doznała zawodu, lecz gdy ujrzała znajdujące się w oddali się światełko, podeszła pełna nadziei.
– Witam – powiedziała niepewnie.
– A więc dziewczynce zachciało się bawić w bohatera – rzekł bliżej nieokreślony mężczyzna.
– Przestań, nasi chłopcy to też dzieciaki, a jednak bawili się w bohaterów – odezwał się drugi z nich.
Na początku Levy nie rozpoznała głosów, lecz po chwili zrozumiała, że skądś je zna. Podeszła bliżej i zaskoczona wydała cichy pisk.
– Makao i Wakaba? – spytała.
– Levy, a co ty tu robisz? – Makao przybliżył się i chwycił dziewczynę za ramiona. – Zaraz, to ty to wszystko zorganizowałaś?
– Szybko, zapalcie światła – rozkazała swoim podwładnym.
– Czy przypadkiem nie zdradzimy się? – Wakaba wyjął zza kurki paczkę cygar i zapalił jedno z nich. Zaciągnął się i wydmuchał kłęb dymu. – Mała, wiem, że od małego uczyłaś się jak żyć w tym świecie, ale nie popełniaj tak podstawowych błędów.
Wraz z Makao zaśmiali się. Jednak ich rozbawienie przerwało nagłe pojawienie się światła. Wtedy też zobaczyli nie tylko liczebność popleczników Levy, ale także sprzęt, który ze sobą przynieśli.
Cygaro wyleciało z ust Wakaby i spadło na brudną podłogę. Mężczyzna podrapał się po głowie, po czym prychnął, nie mając nic więcej do dodania.
– Ta dziewczyna wpadła na coś, o czym nikt inny wcześniej nie pomyślał! – odezwał się głos z okolic drugiego wejścia. Nie minęło nawet kilka sekund, gdy wyszedł z cienia Gildartz Clive, nauczyciel wf ze szkoły nr 1. Ubrany był w brązowy płaszcz, który sięgał mu aż do kostek, i ciężkie, żołnierskie buty. Rękę trzymał nieustannie w kieszeni, w której znajdowała się również naładowana broń.
Levy spojrzała na nauczyciela i zaśmiała się, po czym skomentowała:
– Twoja przykrywka, panie zboczeńcu, była idealna. Więc do której z organizacji należysz?
– „Fairy Tail” – odpowiedział. – Twoja przykrywka również mnie zmyliła. Gdyby nie Cana i jej informacja z Internetu, nigdy bym tu nie dotarł.
– Przepraszam, ale musieliśmy działać szybko – przeprosiła. – Jeszcze kilka osób powinno przyjść, więc proszę o cierpliwość.
– O co tu chodzi?! – krzyknął podenerwowany Makao. – Dlaczego zrobiłaś taki szum wobec tego spotkania?
– Może ja wytłumaczę – zgłosił się Gildarts, podnosząc rękę. – Podejrzewam, choć nie jestem pewien, więc popraw mnie, jeśli się mylę.
Levy kiwnęła.
– Zazwyczaj działaliśmy w cieniu, ale mimo to informacje wydostawały się poza grono danej organizacji – kontynuował. – Acnologia był zawsze krok przed nami, co pokazał niejednokrotnie. Nawet ostatnie wydarzenia, w których brali udział Natsu i Lucy, pokazały, że to groźny przeciwnik. Zrobienie szumu wokół naszego spotkania sprawiło, że Acnologia mógł być zdezorientowany. Nie miał tego w planach i możliwe, że nie zdąży się odpowiednio przygotować do odparcia ataku. Zgadza się?
Levy podeszła do starych ław dworcowych i przysiadła na nich, wygodnie się usadzając. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, choć nie umiała ukryć zdenerwowania.
– Nie do końca, ale blisko – odparła. – „Fairy Tail” i „Siedem Smoków” działa już od wielu lat w podziemiu i to tylko pokazuje, że te działania były nieskuteczne. Jeśli ta strategia zawiodła, może sprawdzi się inna – wyjście do ludzi. Chciałabym, żebyśmy się stanęli oficjalnym „stowarzyszeniem”, które poprzez pomoc innym, powoli leczyłoby Magnolię. Moglibyśmy robić to za drobne pieniądze, by nikt nas się nie czepiał.
– Powoli! – przerwał nagle Makao. – Dziewczynko, trochę zbaczasz z tematu, a dodatkowo mocno fantazjujesz. To. Nie. Wyjdzie.
W pomieszczeniu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszli kolejni goście, dziwiąc się obecnością tak znacznej grupy, jak również tym, że nikt nie robi tajemnicy z tego spotkania.
Natsu, Sting, Rogue, Lucy i Happy zbliżyli się do Levy, po czym grzecznie się przywitali. Nie wiedząc, co mają powiedzieć, siedli naprzeciw McGarden, czekając na wyjaśnienia.
– Dawno się nie widziałyśmy, Lucy – powiedziała w końcu Levy.
– Byłam trochę zajęta, przepraszam. – Lucy wzruszyła ramionami i rozejrzała się po zgromadzonych. Nie rozpoznawała większości z nich, mimo to zachowywała nienaturalny spokój. – To ty byłaś autorką wiadomości?
– W zasadzie Jet i Droy ją przesłali, ja tylko powiedziałam, co ma zawierać – odpowiedziała. – A tak przy okazji, co on tu robi? – Wskazała na Happy’ego. – Kolejny nauczyciel należy do „Fairy Tail”?
– Należysz? – spytała mężczyznę wyraźnie zaskoczona Lucy.
– Nie! – bronił się od razu Happy. – Ale „kolejny nauczyciel”? Gildartz, jesteś członkiem „Fairy Tail”?
– A ty nie? – odpowiedział pytaniem Clive.
– Co tu robią ci zdrajcy?! – krzyknął Wakaba, wskazując na Stinga i Rogue.
– Nie jesteśmy zdrajcami, po prostu nas oszukali! – odparli równocześnie.
– STOP!!! – wrzasnął Natsu, sprawiając, że wszyscy zamilkli.
Zebrani objęli się spojrzeniami i dopiero wtedy dostrzegli, a przynajmniej ci, którzy dopiero przybyli, arsenał „przyjaciół” Levy. Sting odchrząknął i wyprostował się, cicho proponując Rogue, by uciekali z tego wariatkowa. Lucy założyła ręce za głowę, a Natsu uszczypnął się kilka razy, myśląc, że to tylko zły sen. Reszta czekała.
– Levy, może teraz wytłumaczysz nam, dlaczego zorganizowałaś to spotkanie i do czego ty tak naprawdę dążysz – zaproponowała Lucy.
Levy westchnęła.
– To nie jest takie proste, Lucy – rzekła. – Bo widzisz, sama nie wiem, czego chcę. Może mam już dosyć tego, że nasi bliscy umierają przez jakiegoś szaleńca. Może chcę naprawić błędy ojca. A może nadal odpokutować za to, co zrobiłam w przeszłości. Ale czy wy nie myślicie tak samo? – spytała zebranych.
Wszyscy jednocześnie spuścili głowy, dając wyraźną odpowiedź.
– „Fairy Tail” i „Siedem Smoków” – kontynuowała – to organizacje, które powstały z myślą o tym, by niszczyć zło. Jednak metody wróżek były zbyt tajemnicze, przez co do tej pory nie wiem, co oznaczają te przeklęte smoki, a smoki skupiały się za nadto nad krzywdzeniem winnych. Może warto zmienić się i zacząć od nowa?
– To nie wyjdzie, Levy – powtórzył Makao. – Wiemy, że chcesz dobrze, ale świat nie jest czarno–biały.
– To dlaczego wstąpiłeś do „Siedmiu Smoków”? – odezwała się niespodziewanie Lucy. – To dlaczego wy wszyscy próbowaliście coś zmienić, a teraz nie chcecie słuchać dziewczyny, która ma broń, ludzi i znajomości. Levy ma rację, działając oddzielnie, nic nie wskóramy, ale łącząc siły możemy osiągnąć coś, co umknęło założycielom tych organizacji. Acnologia planuje kolejną wojnę. Wiem także, że nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Zeref wkrótce zrobi coś głupiego, a nie wierzę, by Igneel poprzestał na obecnych działaniach. Ile jeszcze osób ma zginąć, zanim zaczniemy działać?
Nikt nie odpowiedział.
Słowa Lucy dotarły do wszystkich i każdy z osobna był świadomy, że dziewczyna ma rację. Jednak bali się działać, wyjść z ciemności i w końcu pracować nad lepszym jutrem, kiedy przeciwnicy byli tak potężni.
– Zanim Makarov zniknął, proponowałem mu, by zrekrutować nowych członków, powiedzieć dzieciakom prawdę, ale on tak mocno uparł się przy tym, że nie można was narażać – wyjaśnił Gildartz. – A tu się okazuje, że wy, dzieciaki, siedzicie w tym głębiej ode mnie czy od Makarova. Ja się zgadzam.
Levy zwróciła się do Makao i Wakaby. Oboje nie mieli dalszej ochoty dyskutować z młodymi. Tylko westchnęli.
– A co planujesz zrobić, dziecko? – zapytał Makao. – Prędzej czy później zaczniesz robić to samo, co my.
– Na początek chciałabym odbudować zniszczoną fabrykę Knightwalkerów – zaczęła tłumaczenia. – Kiedy spłonęła, wielu utraciło swoje stałe miejsca pracy, dlatego reaktywowanie interesu może przynieś zarobki dla mieszkańców biedniejszych dzielnic. Dodatkowo chciałabym pozbyć się dzieciaków, którzy udają macho i zbierają haracz na ulicach District Hell. Porozmawiamy także z pobliskimi szefami, by móc dogadać się w sprawie dawnych interesów ojca. To na razie tylko plany, jeśli macie jakieś propozycje, to mówcie.
– A brałaś pod uwagę, że nie wszyscy mogą być chętni na zmiany, jakie zechcesz wprowadzić? – dopytał się Wakaba.
– Jestem tego świadoma, ale jeśli argumenty słowne nie podziałają, to cudeńka za mną załatwią sprawę – powiedziała, pokazując palcem na broń swoich ludzi. – Chcę wykorzystać stare „Fairy Tail”, by stworzyć nowe. Acnologia i jego poplecznicy kojarzą tą nazwę, więc będzie im to przypominać, że wciąż walczymy. Jeszcze jakieś pytania?
– To kto będzie szefem, bo na ciebie nie zagłosuję? – Makao udawał oburzonego, równocześnie rozglądając się po zebranych.
Nagle Lucy podniosła się i stanęła na środku, przeszywając każdego wzrokiem. Wskazywała kolejno na gości spotkania, aż zatrzymała palec na Makao. Zdziwienie mężczyzny nie znało granic. Kilkukrotnie zamrugał, aż wybuchł śmiechem wraz z Wakabą.
– Ja? – zapytał.
– Tak – odpowiedziała Lucy. – Wielu z nas jest za młodych i niedoświadczonych, by przewodzić. Gildartz nie ma dobrej opinii, tak samo Happy. Oboje są nauczycielami w renomowanej szkole. Natomiast ty, Makao, jesteś lekarzem, który zrezygnował z bogactw, by żyć sobie spokojnie w cichej dzielnicy i prowadzić bar dla zwyczajnych ludzi. Wielu cię zna i szanuje, zauważ, że nikt z twoich bliskich nie został skrzywdzony. Nawet więcej, ukrywacie sobie Wendy i Carlę jak gdyby nigdy nic. Uczestniczyłeś w wojnach, poznałeś smak tej rzezi, więc tym bardziej zyskasz respekt. I pomyśl, jak to będzie brzmiało, kiedy ktoś usłyszy, że zjednałeś sobie dzieci Heartfiliów, McGardenów, Dragneelów, a także nauczycieli ze szkoły nr 1.
Nie było więcej słów sprzeciwów. Lucy powiedziała wszystko, a nawet więcej niż to, czego Levy od niej oczekiwała, gdy tylko pojawiła się na zgromadzeniu. Doprowadziła nie tylko do stworzenia „Fairy Tail”, ale także przekonała Makao, by stanął na jego czele. Kilka zdań wystarczyło, by zjednać i dokończyć plan Levy.
McGarden widziała w Lucy charyzmę i wielką siłę, jaką posiadają tylko wybitni przywódcy. Myślała nad tym, kim mogłaby się stać Lucy, gdyby tak bardzo nie ograniczało jej pochodzenie i przeszłość. Jednak dla dziewczyny liczyło się teraz jedynie to, by zacząć zmieniać Magnolię. Dlatego podeszła do Makao i podała mu rękę. Ten przyjął ją i w ten sposób zakończyli pierwsze spotkanie nowego „Fairy Tail”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz