piątek, 9 grudnia 2016

[Paranormal Activity Club] 30 września 2000



Trzymając w dłoniach butelkę alkoholu, wypijali z niej łyk po łyku, zapominając, że w środku już nic nie ma. Trzymali się kurczowo bok siebie, wiedząc, iż chwila nieuwagi może się skończyć dla nich tragedią. Przechylali się niepewnie to na jedną, to na drugą stronę, lecz asekuracja towarzysza zawsze sprawiała, iż wiernie brnęli naprzód.
— Holala, dziewczynę mam — śpiewał wesoło Natsu, całując co jakiś czas swoją ukochaną. — KHochanie ja mam piękhny głos, więc zacwierklaj tu. — Język plątał mu się niemożebnie, lecz odważnie wypowiadał kolejne sekwencje w stosunku do swojej ukochanej.
— Dobranoc — powiedziała cichutko, tracąc w jednej chwili wszystkie siły. Gdyby nie wielka wola i „siła” Dragneela upadłaby na twardą kostkę, rozbijając o nią głowę.
— Normalnie jak księżniczka — skomentował, przyglądając się słodkiej i niewinnej twarzy Lucy. — Śłodka! — krzyknął na całą ulicę. — Co kulwa!?
Widząc rażące światła jakiegoś samochodu, szybko skrył swoje oczy wolną ręką. Przytrzymując ledwo trzymającą się na nim Lucy, obmyślał plan ucieczki przed piekielną bestią, która miała zamiar go oślepić.
Auto zdawało się znajdować coraz bliżej niego, przez co pomysł z ucieczką nie mógł wypalić, gdyż brakowało mu czasu (i sił). Niespodziewanie pojazd zatrzymał się dokładnie naprzeciw niego. Mrugając przed nim, zaczął podchodzić bliżej, lecz gdy usłyszał dźwięk otwierających się drzwi zatrzymał się.
— Panicz Dragneel? — Słysząc swoje nazwisko, wypiął dumnie pierś do przodu, przechylając tym samym biedną blondynkę.
Z samochodu wyszło dwóch mężczyzn ubranych w czarne jak smoła garnitury. Stanęli oni naprzeciw włączonych świateł, tworząc wokół siebie anielską aurę. Natsu pomyślał, że widzi przed sobą anioły. Lecz im baczniej zaczął się im przyglądać, tym bardziej dostrzegał zwyczajność owych mężczyzn, którzy skrywali swe twarze za ciemnymi, grubymi soczewkami okularów. Chłopak, wytężając swój pijacki wzrok, próbował rozpoznać mężczyzn, lecz rozmywający się obraz, uniemożliwił mu tę czynność.
— Aa! Faceci w czerni? — powiedział, dochodząc tylko do jednego wniosku, który nie wydawał mu się tak bardzo absurdalny, jak inne.
— Prosimy pójść z nami. — Jeden z nich podszedł do Natsu, jednak ten popatrzył na niego niepewnym wzrokiem i dzielnym krokiem podjął próbę ucieczki (czego udało mu się dokonać na jedyne 5 centymetrów).
— Nie dam rady — powiedział zrezygnowany. — Ale nie oddam siebie — popatrzył Lucy — ani jej. — Wskazał ręką na ukochaną.— To moja narzeczona!
— Chcemy państwa zawieść do Urzędu Stanu Cywilnego i oddać pewien przedmiot panience Heartfilii — wyjaśnił grzecznie drugi mężczyzna, próbując dojść do porozumienia z pijanym napastnikiem.
— A to zmienia postać rzeczy! Proszę — powiedział Natsu, podając śpiącą Lucy, która od razu zaczęła upadać na ziemię. „Facet w czerni” zareagował szybko, chroniąc ją przed runięciem na asfalt. — Ej, ej ty zboczuchu, gdzie z tymi łapami? — Widząc to, Natsu zaczął go bić lekko w ramię, chcąc „bronić ” swoją ukochaną. — Ja ci tu dam. — Pokazał mu swoją pięść, a następnie obrócił się wokół własnej osi. — Aaa! Ślub! Samochód! — Przypominając sobie o tak istotnych kwestiach, zapomniał o swojej narzeczonej.
Powoli, niezbyt bezpiecznym krokiem, zaczął iść w stronę auta, próbując się dostać do jego wnętrza. Droga była wyboista i ciężka do przebycia, lecz pełen determinacji, kroczył dzielnie przez asfalt, aż dotarł do samochodu, do którego wpakował się z wielkim hukiem.
— Co, gdzie, jak, kiedy? — spytała w amoku zaskoczona dziewczyna, która niespodziewanie się przebudziła. — Kim jesteś? — zapytała mężczyzny, który ją przytrzymywał. — Ja cię skądś znam … — Wytężyła swój wzrok, przez co gentelman oblał się potem. — Faceci w czerni… Jestem kosmitą? — Wskazała na siebie palcem.
Nie będąc w stanie dłużej wytrzymać, mężczyźni parsknęli śmiechem, wprawiając dziewczynę w zakłopotanie. Sama, w nieznanym miejscu, o nieznanej porze czekała na jakiekolwiek wyjaśnienia, licząc się z tym, że ich szybko nie uzyska.
— Jestem Flame. Proszę, panienko. — Wciąż ją podtrzymując, dał znać swojemu wspólnikowi, by włożył jej do ręki figurkę, przedstawiającą złotego smoka.
— To moje. Ufam wam! — krzyknęła na całą ulicę, ściskając w dłoni ukochaną pamiątkę. — A gdzie mój narzeczony? — zapytała się, rozglądając się dookoła, w poszukiwaniu ukochanego.
— W samochodzie. Właśnie zamierzaliśmy dać wam ślub — wyjaśnił jej Flame, zaczynając ją prowadzić w kierunku Natsu.
— A to ty ksiądz… Tego to ja nie wiedziałam. Szczęść Boże. — Skinęła lekko głowę, wyrażając swoją pokorę. — Niestety na tacę nie mam. — Pokręciła głową, wzruszając jednocześnie ramionami.
— Wiemy i nie jestem księdzem. Ślub weźmiecie w urzędzie. — Mężczyzna westchnął, mając już dosyć dzisiejszego zlecenia.
— A suknia, a świadkowie, a wesele? JA CHCĘ!!! — wrzeszczała tak głośno, jak tylko się dało.
— Zobaczymy, co się uda zrobić — próbował ją zapewnić drugi mężczyzna.
— Dobrze. — Od razu zamilkła, dając się poprowadzić do samochodu. — Świadkowie! — Jeszcze dobrze nie weszła do auta, a już zaczęła krzyczeć o swoich zachciankach ślubnych.
— Mam idealnych!!! — Chłopak podniósł rękę, a następnie wyjął kieszeni telefon, chcąc spełnić jej życzenie. — Co to jest? — Wskazał na przedmiot, który trzymała dziewczyna w swoich dłoniach. — Tandeta!
— Nie chcę! — Tupnęła nogą o podłogę jadącego samochodu. — Nie wyjdę za ciebie!
— A to dlacego mogę, że wiedzieć? — Dynamicznie zaczął kręcić głową, wyraźnie nie zgadzając się ze zdaniem byłej narzeczonej.
— Nabijasz się ze mnie. To jest moje! — Zaczęła się za czymś rozglądać. — Panowie mi wezmą to?
— Oczywiście — odpowiedzieli równocześnie siedzący z przodu mężczyźni.
— I to się nazywa kultura! Ucz się od tych panów. — Wskazała palcem na „panów”, którzy wciąż chichrali pod nosem. — Czemu nic nie mówisz?
— Bo ja chciałem, byś była moją żoną. — Spojrzał na nią niewinnym wzrokiem, pokazując łzy płynące po jego zaczerwienionych policzkach. — Nie wyjdziesz?
— Wyjdę, ale nie bądź więcej taki TY.
„Faceci w czerni” nie wytrzymali i ze śmiechu ryknęli na całe auto.
— Pijani czy co? — zapytał się Natsu, przypominając sobie o tym, co miał wcześniej zrobić.
 Chłopak zamrugał kilka razy, a następnie pełen odwagi, włączył telefon, narażając swój wzrok na kolejną dawkę niechcianego światła. Ocierając co chwilę oczy, szukał numeru, który w rzeczywistości miał jako pierwszy w kontaktach. Gdy wreszcie udało mu się go znaleźć, podniósł dumnie głowę i nacisnął przycisk „wybierz”, po czym zaczął czekać, aż ktoś odbierze.
— Wiesz, która godzina, DEBILU!? — Słysząc głos po drugiej stronie, uśmiechnął się szeroko.
— I ty mówisz, że jesteś moim przyjacielem!? A na moim własnym ślubie nie chcesz być moim świadkiem?
Nastała chwila ciszy.
— A że jak? — zapytał z lekka zdezorientowany Gray. — Czy jesteś trzeźwy?
Aj, kapitanie! — odpowiedział chłopak, salutując komuś. — To, kiedy przybywacie na pokład? To znaczy do Cywilnego Urzędu Stanu? — Od razu się „poprawił”.
— Będę za dziesięć minut — obiecał Fullbuster, szybko wstając z łóżka. — Muszę zadzwonić do Erzy. Nie uwierzy mi, ale jaja.
— Fakt! Jajka, by się przydały do tortu weselnego! — „zgodził się” z nim Dragneel.
Niespodziewanie samochód zatrzymał się. Natsu i Lucy musieli się czegoś przytrzymać, by nie wylecieć przez przednią szybę, lecz na nic nie narzekali, gdyż byli pewni, że dotarli na miejsce. Czekając, zaczęli rozglądać się dookoła, chcąc zobaczyć, czy wcześniej się nie mylili.
— A gdzie Jackie Chan? — zapytał Natsu, nie widząc kierowcy pojazdu. — Rozumiem… Za oknem jest Mały Rozpruwacz… Ja się z nią policzę. — Zaczął kiwać głową, wyobrażając sobie surrealistyczną sytuację.
— Przykro mi. — Drzwi auta otworzyły się, za którymi stał Flame, przynoszący smutne wieści dla narzeczonych. — Już zamknięte!
— Że jak? Zamknięte?
 Zdenerwowany Natsu przepchnął się obok Lucy, by następnie przesunąć mężczyznę. Wszyscy, dziwiąc się jego zachowaniem, czekali w niecierpliwości, licząc, że za chwilę wydarzy się coś niezwykłe ciekawego.
— HEJ!!! — krzyknął Nastu. — OTWIERAJCIE!!! — Blondynka wysiadła z samochodu, chcąc sprawdzić, co dokładnie robi jej ukochany i ewentualnie pomóc mu w czynnościach.
Wtedy ujrzała „budynek”, który dla osoby przejezdnej mógł się wydawać przepięknym pałacem, o powierzchni kilkunastu metrów, mających dwóch, bliźniaczych strażników, pilnujących wejścia. Były to dwa posągi, przedstawiające lwy, warujące na wysokich, przeogromnych kolumnach. Omijając ich, człowiek mój ujrzeć przestronny dziedziniec, z ogromną fontanną w jego centrum. Nawet dalej wystrój nie zmieniał się. Przepych i bogactwo były tak ogromne, że Lucy nie mogła uwierzyć, że coś takiego może istnieć, choć sama zawsze żyła w bogactwie.

— OTWIERAĆ!!! — usłyszała kolejne wołanie Natsu. Nie wahała się. Szybko przebiegła przez całą przeszkodę, dzielącą ją od…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz