poniedziałek, 5 grudnia 2016

[Paranormal Activity Club] 15 listopada 1998



Okrągła komnata, przypominająca plac rytualny, była miejscem, gdzie nie każdy mógł sobie zajrzeć. Tajemnice skrywane w tym pomieszczeniu były jednymi z najbardziej strzeżonych sekretów ówczesnego świata. Więc dlaczego wśród ksiąg stała czwórka ludzi, patrząca na siebie zajadłym wilkiem? Nikt nie wiedział. Ciąg przypadkowych zdarzeń sprawił, że dokładnie o tym czasie, dokładnie w tym miejscu i dokładnie ci ludzie, spotkali się.
— Dlaczego!? — wrzasnął Zeref, będąc przetrzymywanym przez Flame’a, którego dosyć dobrze znał.
Igneel nic nie odpowiedział. Przechadzając się obok kolejnych woluminów, nie zwracał zbytniej uwagi na syna, który wręcz błagał, by wypuścić Mavis. Widząc przerażoną twarz dziewczyny, nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Tak długo czekał na to, by poznać tę kobietę, i akurat okrutny los musiał sprawić, że właśnie jego dziecko przybędzie i ujrzy scenę, która powinna zostać zachowana sekrecie. Miał przecież plan i nie mógł z niego zrezygnować, nawet ze względu na niego.
— Co tu robisz? — zapytał w końcu straszy Dragneel. — Przecież miałeś być na pogrzebie Liliany.
— Ale Mavis nie przyszła i się zacząłem martwić! — krzyknął Zeref. — Ale co ty wyrabiasz?! Co chcesz jej zrobić?! — Wskazał ruchem głowy na swoją ukochaną.
— To nie twoja sprawa! — syknął Igneel, podchodząc do swojego dziecka.
Wszyscy czekali w napięciu, co zaraz może się zdarzyć. Ci, którzy znali szefa mafii, wiedzieli, że próbuje się powstrzymać od skrzywdzenia dziecka, jednak to nie był odpowiedni dzień na wybaczenie. Wyprostowując rękę, zamachnął się i uderzył prosto w policzek chłopaka. Przerażona Vermilion pobiegła do ukochanego, chcąc pomóc mu się otrząsnąć.
— Uciekaj — szepnął, pragnąc dać jej szansę na ucieczkę. — Zabiłeś też Lilianę? — zapytał, pchając równocześnie Mavis, która nie chciała zostawiać go samego.
— Ona nie może stąd odejść.
Głos jego ojca sprawił, że zamarł. Spodziewał się najróżniejszych odpowiedzi, ale nie tego, że domyśli się planu. Zgrzytając zębami, starał się wymyślić nową strategię, która dałaby Mavis możliwość wyjść z tego miejsca. Znał bardzo dobrze bibliotekę, lecz nigdy nie był w tej części. Mógł tylko zgadywać, gdzie prowadzą kolejne ścieżki, ale nic więcej. Czuł się tak bezsilny i słaby, że nie potrafił nic powiedzieć.
W pewnym momencie spojrzał na Flame’a, który go podtrzymywał. Zamachnął się i z całej uderzył go z główki, wprawiając wszystkich w niemałe zakłopotanie. Wykorzystując zamieszanie, pochwycił ukochaną za rękę i razem z nią zaczął czmychać z tego chorego miejsca. Nie mógł się tylko spodziewać, że ładowana przez jego ojca broń, nie będzie skierowana w niego.
Odgłos strzału zagrzmiał po całej bibliotece. Krew trysnęła strumieniem na najbliższe księgi, barwiąc je kolorem szkarłatu należącym do tak kruchej i niewinnej istoty. Zeref, próbując chwycić upadające ciało Mavis, poczuł, jak ktoś odpycha go do tyłu. Zbierając w sobie ostatki sił, bił przeciwnika, pragnąc ratować swoją ukochaną, trzymaną przez Igneela. Jednak nikt mu nie dał takiej szansy. Flame, mając dosyć jego szarpaniny, podniósł do góry swoją broń i uderzył nią w kark chłopaka, sprawiając, że ten zaczął tracić przytomność.

Ostatnimi mrugnięciami spoglądał na pięknego anioła skąpanego we krwi. Umierającego w objęciach człowieka, który ją zabił. On — bezsilny i słaby — mógł już tylko uderzyć o ziemię i zasnąć, całkowicie zostawiając Vermilion w łaskach morderców — ludzi, którym pragnął dać nową szansę. Zabiję go, pomyślał, zanim całkowicie stracił przytomność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz