wtorek, 6 grudnia 2016

[Paranormal Activity Club] 20 lipca 1992



Rajska Wieża… jedynie miejsce, które mogÅ‚a nazwać domem. Miejsce, które byÅ‚o tymczasowym schronem dzieci, bÄ™dÄ…cymi ofiarami wojny. Miejsce, do którego wszyscy przychodzili a potem tylko odchodzili… ale nie ona. Porzucona jeszcze jako niemowlÄ™ czekaÅ‚a na ludzi, których byÅ‚aby w stanie nazwać rodzinÄ…. I choć czekaÅ‚a każdego dnia na jakÄ…kolwiek wiadomość o planowanej adopcji, to nikt jej nie chciaÅ‚. Zawsze żegnajÄ…ca innych, zawsze pozostajÄ…ca sama, zawsze niechciana. Przyzwyczajona do faÅ‚szywych obietnic w pewnym momencie po prostu przestaÅ‚a marzyć. Otoczona pustÄ… i samotnoÅ›ciÄ… odkryÅ‚a, że nie warto siÄ™ już jej starać. Pozostawiona jako „pomocnica opiekunki” witaÅ‚a nowych podopiecznych, sprawujÄ…c na nich pieczÄ™ w pierwszych dniach pobytu w sierociÅ„cu.
SiedzÄ…c i koÅ„czÄ…c jeść Å›niadanie jak co dzieÅ„, przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ dokÅ‚adnie dzieciom, które w ostatnich tygodniach przybyÅ‚y do sierociÅ„ca. WiedziaÅ‚a, że na nic nie przyda jej siÄ™ to, że ich zapamiÄ™ta, gdyż już znaÅ‚a plany Hildy, opiekunki placówki, która znalazÅ‚a im już nowe rodziny. KoÅ‚yszÄ…c ciaÅ‚em na drewnianej Å‚awce, która byÅ‚a przybita go stoÅ‚u, wypijaÅ‚a resztki soku, chcÄ…c jak najszybciej wyjść i pójść samotnie na Å‚Ä…kÄ™. Jednak w pewnym momencie jej spokój zostaÅ‚ przerwany, gdy pojawiÅ‚ siÄ™ nad niÄ… niewyraźny cieÅ„. Zaskoczona odwróciÅ‚a siÄ™ i spojrzaÅ‚a na niskÄ…, siwowÅ‚osÄ… kobietÄ™ o pokaźnych walorach, która trzymaÅ‚a za rÄ™kÄ™ chÅ‚opca. W wieku Erzy, niski, o niebieskich wÅ‚osach i charakterystycznej bliźnie na lewym oku. Jego twarz byÅ‚a niezwykle ponura, pozbawiona jakiekolwiek ksztaÅ‚tu i wyrazu. Z jego oczu biÅ‚a pustka, która mogÅ‚a oznaczać tylko jedno… Tak samo jak inne dzieci byÅ‚ jednÄ… z ofiar wojny.
— Erzo! — krzyknęła Hilda. — Możesz siÄ™ nim zaopiekować?
Gdy dziewczyna spojrzała ponownie na chłopca, je oczom ukazał się zupełnie inny człowiek. W pierwszej chwili pomyślała, że tylko omamy, lecz im dłużej mu się przyglądała, tym większe miała wrażenie, że jednak coś jest nie tak.
Wcześniej puste oczy, zastąpiło szczere i radosne spojrzenie. Smutna i przygnębiona twarz teraz promieniała szczęściem, dzięki niebywale podkreślonemu uśmiechowi. Nigdy wcześniej nie doświadczyła tak szybciej zmiany. Owszem coś takiego mogło nastąpić, ale potrzeba było wiele czasu, by wyrwać dziecko z otępienia wojennego, a tutaj trzeba było jedynie chwili.
— Cześć, jestem Jellal Fernandes — przywitaÅ‚ siÄ™, podajÄ…c swojÄ… rÄ™kÄ™.
— Erza — odparÅ‚a nieÅ›miaÅ‚o.
— A jak na nazwisko? — dopytywaÅ‚ siÄ™ wÅ›cibsko.
— Niestety, ale nie mam — powiedziaÅ‚a obojÄ™tnym gÅ‚osem.
— W takim razie bÄ™dziesz Erza Scarlet! — oÅ›wiadczyÅ‚ przy wszystkich. Choć wiÄ™kszość pomyÅ›laÅ‚a, iż to tylko żart lub zÅ‚oÅ›liwość dotyczÄ…ca wÅ‚osów dziewczyny, to ona sama dokÅ‚adnie wiedziaÅ‚a, że coÅ› jest nie tak. — Mam nadziejÄ™, że siÄ™ zaprzyjaźnimy. Teraz jestem taki jak wy… Nie mam rodziny. Moi rodzice popeÅ‚nili samobójstwo na moich oczach i …
— Zamknij siÄ™! — krzyknęła Erza.
Wściekła chwyciła Jellala za rękę i zaczęła ciągnąć go w nieznanym mu kierunku. Nie mogła uwierzyć, że ten chłopak był w stanie powiedzieć coś tak głupiego i szalonego. Od momentu, w którym go poznania, miała nieodparte wrażenie, że on całkowicie różni się od dzieci, które dotychczas poznawała.
Gdy dotarli do pokoju, wewnątrz którego znajdowało się pięć piętrowych łóżek, dziewczynka zatrzymała się. Następnie chwyciła chłopaka za barki i popchnęła na najbliższe łoże.
— Czy ty wiesz, co powiedziaÅ‚eÅ›?! — zapytaÅ‚a, koÅ„czÄ…c dÅ‚użącÄ… siÄ™ ciszÄ™.
— PróbujÄ™ jakoÅ› siÄ™ przyzwyczaić do myÅ›li, że zostaÅ‚em sam, wiÄ™c możesz przestać na mnie wrzeszczeć?
— Ale ty nic nie rozumiesz! Nawet nie wyobrażasz sobie w jak okrutny i bezlitosny sposób rodziny dzieci z sierociÅ„ca zostaÅ‚y zamordowane! — krzyknęła.
— A kto daÅ‚ ci prawo, by mnie osÄ…dzać?!
— A kto pozwoliÅ‚ ci zachowywać siÄ™ jak gÅ‚upek?!
Schylił głowę, wahając się, czy warto nadal prowadzić tę bezsensowną kłótnię z Erzą. Nadal nie do końca mógł zrozumieć, o co się go czepia, lecz mógł się przecież pomylić.
— Przepraszam — szepnÄ…Å‚ cicho. — Ja po prostu próbujÄ™ zapomnieć.
— Ja też przepraszam, ale naprawdÄ™ … — zamilkÅ‚a, kierujÄ…c swój wzrok ku jadalni — … oni sÄ… teraz jak lalki. CzÄ™sto nie chcÄ… ze mnÄ… rozmawiać, bo moje wÅ‚osy przypominajÄ… krew. — ZaÅ›miaÅ‚a siÄ™. — To jedyny powód, dla którego cieszÄ™ siÄ™, że nigdy nie miaÅ‚am rodziców. Nie muszÄ™ pamiÄ™tać ich Å›mierci… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz